Miałem kiedyś dwie możliwości,
zbyt duże swetry i dziurawe buty.
Siadałem kiedyś na starej ławce.
Nocami odchodzę w zaciszne sytuacje,
nie pytam ojców o sens wędrówek
i nie ważne co jest logiczne.
Czy ktoś już powiedział, że ciebie
tu nie było? Nie pytaj świata
o recepty. Znajdziesz swoją Łysą Górę,
zapuścisz korzenie i wylejesz liście.
W kolejce po swoją kolej łokciami w oczy,
nie wierzyłem, nie zobaczę. Między dniami
dwa pasy trawników: Szanuj i się nie leń.
Ale jak tu inaczej, gdy zabrakło wyboru?
Podobno kij nie ma początku, a na końcu
jest brudna ręka. Co ma przeminąć to przeminie, ale tylko
Pachelbela zagrają na wstępie i finałem.
Podobno tylko słabi umierają, więc chodź
ze mną. Założymy odświętne buty.
Pod stołem przechudzony pies z dużymi żebrami
prosi o ostatnie życzenie. Wyszedł z domu
i nie wrócił. Mamusiu ja chcę Azorka!.
A na nieznośnych domach bez dachów
kominy zielone z zapadniętymi płucami. Quo vadis Domine?
- Kiedyś była tu ławka.