Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Witold Marek

Użytkownicy
  • Postów

    1 063
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Witold Marek

  1. Nachylają się momentalnie jakieś twory plastyczne Salvadora Dali – ale to tylko tymczasowe pozory, przeganiam. Wolę klasyczniejsze nieekspresyjne ujęcie, osaczanie chwili, próby jej wyjałowienia i wreszcie ręką kobiecą – znieczulenie. I paradoks: ta pustka, nawet przemilczana i omijana jak jakieś tabu, zachowuje się jak... rana. Nie tak znowu wymowna, aby być pewnym tej etapowości, wręcz celowości. „Czarności”, „wydźwięku” – próbowałem naiwnie szukać okrąglejszych określeń, by w końcu przyuważyć w aktualnych istotny element drżenia, rozwarstwienia, dokładania po omacku. Z drugiej strony może warto rozwinąć ów tekst w rozkurcze informacji zwrotnych, w oznaczony bardziej, wyraziściej upływ żywicy. Pozdrawiam.
  2. wszystko płynie więc moknie waga aż śmieszna gdy pustymi wytrzeszczonymi szalami uparcie waży rdzę bada jak z prawa z lewa napiera na nią nicość a w dzień sądny cóż po niej pewnie rozłożą ręce urzędowo bezradnie w urzędzie miar i wag
  3. Od tytułu wręcz niezauważalnego po - rzekłbym - niezłą graficzną (choć słownie) analizę prze-twórczą tematu. Natomiast między tymi biegunami różnie ("czekaniem napełniam myśli" naciągnięte - więcej powietrza). Pozdrawiam.
  4. Niezła lekcja dla innych, jak tworzyć wizję przez samo sedno matematyki poetyckiej, bez epatowania łaszącymi się zwykle przy takich okazjach, tandetnymi nastrojami, kalkami. Przyszywasz znaczący relikt do kawałka współczesności dotkliwie, bo sucho. I... dość już tych komplementów ;) Obyś tylko zmienił to: „może się skupić na sprawach ducha”. Niegodne reszty wiersza. Może „(...) na zamyśle ducha” (czy „duszy”), konsekwentnie? Zresztą, zechcesz, wymyślisz, jeśli zechcesz, stać cię. (i „nie” z „potrzebne” niechaj razem :))
  5. No tak, nie kule śniegowe, tylko garście z bajora pospolitości, jeśli pozwolić mu się wokół rozlewać. Przy czym dotkliwe tylko z drugiej, a nie własnej ręki. Dotkliwsze z ręki nieobojętnej. A niezauważalne w odosobnieniu cynicznego „ja”. I przy okazji – za nic wittgensteinowskie: „O czym nie da się powiedzieć, o tym należy milczeć”. W wersach czwartym i ostatnim brakuje mi jakiejś pseudośredniówki, oddechu-strażnika. Pozdrawiam.
  6. Próby oswajania, czarowania tych różnych zasad obiektywnych, wiążących (jakoby) nasz świat, wydają się oczywiście czymś podobnym czerpaniu wody sitem. A jednak paradoksalnie, poprzez swoją spoistość i przenikliwość poddają się lirycznym celom bardziej, skuteczniej i z ciekawszym efektem niż większość otaczających nas odwiecznych niedopowiedzeń i tanich ezoteryzmów. Lecz z drugiej strony: kto inny, jak nie my, jest autorem tych praw i prawd, kto je sztucznie wyodrębnił i powołał do swoistego życia? Na przekór – przy tym chyba jednak wiernie. Pozdrawiam.
  7. kalina kowalska: tak tylko do granicy płótna :) stanisława żak: dzięki, bo zabrzmiało prawie tak samo jak Ta Inspirująca. Smok: ależ wszystko DLA smoków ;) M. Krzywak: Spuentowałem syntetycznie, "ogonem", żeby tylko nie wpaść pod koła umoralniania. I tak mnie trochę potrąciło... Leszek Baliński: No świetnie, że wskazano tu takie możliwości, że sam nie musiałem. Oskar Dziki: Aż tak? Komponowałem raczej ogryzkami stereotypów - toteż niezbyt pasują mi te proponowane niuanse, zrobiłyby z wiersza esej. Choć z drugiej strony: to jeden z nielicznych moich dość szybko napisanych tekstów, więc możesz mieć po prostu naturalnie lepszy punkt widzenia; czas pokaże. Dora: Uff... I pogoda karmi się nieporozumieniami :) dzie wuszka: jadu - ale przecież dwa końce przy tym kiju. Ewa Kos: absorbować, przez wszystkie odcienie i niedole. Brać sobie "na dobre i złe" nie wiedząc, jak bardzo stać się to może. Dziękuję wszystkim, dostałem bez porównania więcej niż się tym razem spodziewałem :))
  8. Przecież to wypisz wymaluj (słowem) Matisse! Do tego stopnia dekoracyjny, że tragikomiczny. Wy źle o tych pośladkach? No to rzućcie okiem na jego obrazy, na szkice. Tekst jest nieomal punktowo gorzko-słodki, rzadko spotykana naoczna z i a r n i s t o ś ć wiersza. Nie wiem jeszcze, na ile to zbieg okoliczności, a na ile zabieg. Oczywiście braku kontroli też trudno nie zauważyć. Może kiedyś Ktoś przytnie :) Pozdrawiam.
  9. Zgrzyt usprawiediwiony. Właściwie wiersz wyskakuje tu na moment z torów, tak bardzo, że finalna zwrotka brzmi jak napisana jakieś... 30 lat wcześniej. Ale to przecież scala łopoczący umysł ku puencie. Skuteczne, bo konwencja legła w gruzach - a potem okazała się silna swoją słabością. Trzecia zwrotka trochę zbyt blisko anegdoty. Pozdrawiam.
  10. smoki i inne poczwary - ubijamy szybko, sportowo. ściąć łeb; wypatroszyć; wypchać. rozmazane usychające królewny, chore z tęsknot dziewice - dobijamy z premedytacją, wolno, stopniowo. wrócisz? wiadomo, nie odpowiesz. wrócisz do niej? gdyby tylko mogła, nie wypuściłaby cię z siebie żywego.
  11. Formy?! Nie żartuj sobie, tekst jest na tak naprawdę mocno wtórnych środkach. Jakoś tak myślę o propozycjach Eugena.
  12. Eugen, zaskakująco podoba mi się Twoja wersja układu. No ale nie myśl, że nie odróżniam "ód" od "ud" ;) Pointa w tym wypadku raczej po drugiej stronie odbioru...
  13. Bełkotliwa, może mętna, bo nie dość wyraźna i złośliwa na satyrę, choć tego punktu wyjścia gdzieś tam uczepiona :)
  14. w topografii krzywych podłóg pełzające szczypce wierszy przenikliwe sople rytmu z trzewi garbu pod sufitem (noc rymuje karzeł płaci) zatem w żyłkach skrzydła lepko zakurzone i puentują byle patyk w poetykę stukot stopek trzepot trenów (ćma wpół ronda karzeł każe) wyczołgani z kątów chyżo niby tuwim pałąk totem to z wilgoci nie wychodzi za pancerzyk peryfrazie (lira w drzazgach do nóg karlich) z ód wypławek w ód chrobotek cięgiem klejąc tropy larwy piec tetrastych bo za piecem sonet abba baba w sadzach (śpiewka dziada karzeł złodziej)
  15. Trudno mi nie skojarzyć z „Celą nr” (przedsięwzięcie realizacyjnie niedociągnięte), a i z piosenką Kory (chyba już bardziej udana niż tamten program). Ale do wiersza: Od początku do końca starasz się konsekwentnie, wszelkimi środkami trzymać jak najdalej od prostego wydźwięku publicystycznego – no i to moim zdaniem nie zawsze wychodzi, wręcz jakąś przekorą rzeczy. Przebija ona paradoksalnie przez kontrasty stylistyczne kolażu „cytatów”, refrenowość dosadnych, szorstkich lajtmotywów, emfazę (jednak, mimo ogólnej ascezy metody) powtórzeń i wyrzutni. Dlaczego? Chyba przez takie uboczne rozedrganie między ostentacyjnie realistycznymi kęsami (kąsającymi) społecznych półprawd a próbą chłodnej konstatacji; może przez zbyt mechaniczną próbę przerzucenia kunsztownego planu na rzeczywistość tekstu, już komunikatu, werbalnego k o n k r e t u. Opatrzyła się już także tak klasyczna technika montażu (zestawy sugerujące). Trudno natomiast nie docenić zmysłu dramaturgicznego, realizującego się w kontrolowanym wielogłosie, w tej swoistej „mszy trędowatych”. I jeszcze – owa żywa demonstracja tego, jak cienka jest skóra sumienia i nierzadko zamglony wzrok sędziów. Bardziej czepialsko tym razem – pozdrawiam :)
  16. Ostatni wers każe mi przenicować to co wpisane poprzednio. Na pozór już mityczne, "hippisujące" wspomnienie jako mechanizm zabezpieczającego (a czy bezpiecznego?) sprzężenia... Ale za ten zegar nie jestem szczególnie wdzięczny :) Pozdrawiam.
  17. Właściwie to i owo z wiersza już było, ale odświeżasz to taką osobistą klamrą, przewlekając przez zjawiskowość, migotliwość jakąś całkiem solidną i sprytną nić piekielno-kobiecej logiki. Pozdrawiam.
  18. jestem tu gładzę ostrożnie stół i talerz już nie wiem gdzie składać kolejne myśli ciekaw jutra (oby nie inne niech nie zmienia niczego) chciałbym zerwać szelki uciec w zarośla zimnego jeziora jesteś tam
  19. Piękny... zalążek wiersza, raczej przeczuty niż wyrażony. Rozmywa się w ogólnikach, abstraktach; "nadzieja", "wspólność ciał" (niezbyt zgrabnie) odezwą się dopiero w metaforycznych rekwizytach, obrazowych skrótach, przecież to poezja. Nawet cisza tutaj domaga się namacalności (stereotyp o słyszalności nie wystarczy). "Ty" liryczne jako nieomal jedyny ślad człowieka w wierszu - jakby w ostatniej chwili, dość płynnie wplecione. Pozdrawiam.
  20. uhuhuhuhu ;) inferno - paradis, mój drogi ;) No ta pierwsza kanciasta, ciężka. Nie lubię jej! ;) pzdr. b PS. Od drugiej całkiem przyzwoicie mi się czyta. To się znowu pośpieszyłem, myślałem, że nic już nie wyduszę tutaj, i podrzuciłem dobrym duchom w P. Pierwsza rozlazła, jak kawałek ziemniaka, z którego wyrosło już nowe kłącze i bulwy, a on sam taki już zde...ziorientowany. Choć od takiej obserwacji to wszystko wylazło. Pogrzebię, bez watpienia. Za to trzecią jestem zachwycony i pytam, czy to aby ja :)
  21. Zrób opozycję w drugiej strofie - aż się prosi. Ostatni wers ciągnie się tak jakoś bez szkieletu, zawiesiłbym go na jakiejś wyraźniej stopie. Kusi mnie ten tekst, byle nie za bardzo, bo przegniotę na swoje podobieństwo :) Pozdrawiam.
  22. brzydnie talerz? fotel niszczeje? twarz rzeczy, rozpuszczana pamięcią, zmienia się w swojej wierze. blachy, plastiki, drewno usilnie duchowieją gdzieś na zapleczu świątyni praktyczności. patrzysz w przedmiot jak śmierć; on cię składa, kartkuje. tak wystukuje poręcz zagadki na błędnych palcach. toczą się koła daleko od platońskich. że popękała ściana? tak pisze-krzyczy do ciebie stamtąd.
  23. Najczytelniejsze dla mnie to oczywiście "ohoho" :) Czyli co robić? Wstawić ten garnek do P czy już totalnie zwarzone?... Z drugiej strony - fajnie, że można liczyć na kogoś i n f e r n o. Pozdrawiam.
  24. Zelipsowałbym ten poranek, z pierwszej strofy powyrywał orzeczenia. Gwarantuję, że nie straci na dynamice, będzie dźwięczał jak żywe-martwe natury. Pozdrawiam.
  25. brzydnie talerz? fotel niszczeje? twarz rzeczy, rozpuszczana pamięcią, zmienia się w swojej wierze. blachy, plastiki, drewno usilnie duchowieją gdzieś na zapleczu świątyni praktyczności. patrzysz w przedmiot jak śmierć; on cię składa, kartkuje. tak wystukuje poręcz zagadki na błędnych palcach. toczą się koła daleko od platońskich. że popękała ściana? tak pisze-krzyczy do ciebie stamtąd.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...