Witold Marek
Użytkownicy-
Postów
1 063 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Witold Marek
-
Człowiek trzymający się idei porządku i z bagażem doświadczeń - i byle trawa trzymająca się to ziemi, to wiatru, w ogóle natury. I niestety to drugie częstokroć wygrywa, pozostaje sobą; a człowiekowi zostają gorzkie refleksje... No i dlatego lepiej (dumniej?) być człowiekiem. Po myśli lub nie, ale dziękuję za klarowny, zgrabny utwór, który mi powyższe przyniósł na myśl.
-
Co nie jest osobiste, jest kłamstwem.
-
Surowy, urywany i "szybki" przekaz (za którym, jeśli dobrze odbieram, stoi dość fatalne zdarzenie). Podoba mi się "Bez/ Wyrazu czucia/ Bólu" - brzmi jak relacja z niecodziennego stanu świadomości czy półświadomości: jakby się wołało z pogranicza życia i martwej materii, rzeczy. Coś bym tylko w tym ciągu poruszył, zmienił, bo może dla wielu osób brzmieć jak mechaniczna wyliczanka odczuć.
-
Tak prawie wyglądał ten wiersz pierwotnie, jak w Twojej wersji... I w porządku, tak też mi się podoba. Tylko że ja akurat lubię także takie formy niby-infantylne z powtórzeniami i refreniami, niby-zaklęcia albo niby-lamenty, jak ten. Choć nie twierdzę, że tworzę je w sposób udany: Ty na przykład wolisz tutaj bardziej czysty, zwięźlejszy przekaz. A ja dziekuję za wszelakie uwagi.
-
nie mam siły przekonywać wszystkich że nie mam siły do rajów czy nie ta ścieżka ścieżka do raju dobiegnie sobie sama z nadmiaru przestrzeni usiądę w złotej glinie usiądę w szlochu zmierzchu i nie mam mocy przekonywać a nie mam woli przekonywać
-
Sądząc z komentarzy, to co przede wszystkim miało być z wiersza wydobyte, już zostało wydobyte. Jednak zaryzykuję moje wrażenia "uboczne": Czytając tytuł i następnie kolejne cztery zwrotki miałem wrażenie, jakbym czytał własne myśli o pewnej egzotycznej masce śledzącej mnie codziennie ze ściany mojego pokoju. Taka w sumie tandeta, ni to Afryka, ni Wyspa Wielkanocna - ale ma w sobie jakąś własną duszę, jej twarz jest "stracona głebią" i co wieczór umiera "halucynacją witraża"... Przeczytałem z takimi półświadomymi refleksjami, więc ostatnia zwrotka rozbiła mi to wszystko, oblała zimną wodą i kazała wrócić na początek wiersza, do nowego rozumienia. Lecz choć to pierwsze było błędne - wdzięczny jestem i za to.
-
Julio, myślałem o Twojej propozycji; ale jednak nie tak czuję rytmikę tego wersu. Ciąg słów: o-pus-to-sze-ją twe o-czy Akcenty: / - - / - - / - Z "twoje" zaburza mi się ten ciąg. Niemniej, jestem szczerze wdzięczny za takie analizy, ważne dla mnie - no i za zwrócenie uwagi w ogóle.
-
Wizja wciągająca od początku do końca, bez zbędnych (tutaj) metafor, ozdobników, dopowiedzeń, komentarza. Rzadka sztuka: tekst staranny, a jednocześnie jakby "zanotowany" od niechcenia. Sam staram się to osiągnąć. Piękny wiersz, którego trochę się boję - z każdym kolejnym słowem. Coś z Czachorowskiego i coś z Plath - ale wiem, zwykle poeci nie lubią być porównywani.
-
już godzą się soki ziemi I włączą nam świt nie wystarczy ptaka, chmur na pierwszy skurcz źrenic rozpadną się nocne słońca opustoszeją twe oczy odwrotne jest to światło z miękkiego ciasta ostrego szkła
-
czułe koty powrotu lecz co było adresem piaskiem przesuwa się pod palcami palce nie te i ty nie ty choroba ustala gdzie leżysz czym jesz jak myślisz i że nie myślisz a wszystko dojrzysz w jej studni ściszałeś milczałeś niemiałeś i słupiałeś lecz w środku - - ślepy hałas - -
-
Ten wiersz to jak smak pierwszego cierpkiego jabłka po miesiącach kosztowania tworów jabłkopodobnych. Trochę odsuwa obawę, że poetyckość kojarzyć się będzie niebawem z pisanymi ciurkiem westchnieniami nad wiatrem, rosą i rozczarowującym partnerem. Dla mnie rewelacja. Jeden z takich utworów, przy których nie ma sensu dyskusja nad sferą treści i formy.
-
Zbawienie świata przez piękno - to nie o śmierci? Prawdziwa i czarnowłosa; jedyna chwila, która rozpływa się w wieczność. Rzecz jest bólem; niewiedza kłębi się i osiada; zmęczone oczy prawdy. Boisz się, że chwalę, że przyzywam twoją największą obawę. To kalendarzowa pauza między ostatnim a pierwszym dniem w roku, stuleciu, którą czcisz. Z dna oczu, z nas samych wschodzi.