Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marek Hipnotyzer

Użytkownicy
  • Postów

    780
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marek Hipnotyzer

  1. zrodził się z jednej małej komórki podstawowej teraz atakuje różne kończyny zbyt losowo jak na Logos zwołaliśmy konsylium pełne burzy bo zbuntowana okrągła i niepokorna kończyna chciała samowolnie leczyć inne zwolennicy natychmiastowej amputacji stworzyli lobby i zaraz przegłosowali że ręka jest jako jedyna chora ale najpierw odpadła odrąbana głowa teraz nasz kochany organizm biegnie na oślep jak zwykle czasami spadając na lewą rękę ale trzeba sunąć do przodu! podejmować jakieś decyzje! nikt przecież nie uczyni z nas kalek!
  2. w ważnych sprawach pragnę zabrać głos ale gdy otwieram usta kłębowisko węży wypełza wnet mam tylko jedną taktykę czekać czekać aż znów okaże się że każdy dzień to złudzenie i znowu doświadczę bólu zwątpienia
  3. po prostu pustka po długim dniu clik, clik szukam rozwiązania clik, clik chcę po prostu spać clik, clik raczej klik, klik koniec
  4. pachnie słodką herbatą owocową z rumem w całym moim pokoju dalej! kręć nosem! mów, że jest niesmaczna patrzę na filmy, które kupiliśmy razem nie mam na nie nastroju Twój jest każdy aktorski gest fabuła nie zapomnę nigdy tego starca który kochał kazdy dobry film on tego pamiętnego wieczora był mi tu najbardziej bliski zabolało! ale pachnie herbatą! czy ona może zwiastować coś złego? ziemia spalona ale nadal możemy spacerować i mówić że są na tym świecie jaskiniowcy oraz małe hitlerki w spódnicy
  5. teraz cisza teraz cisza, nawet jeśli mówicie teraz cisza teraz i tak przez całe życie nie wiem co chcieliście zrobić ze mną ulepić jak dłońmi melodią słów nie wiem co chcieliście mi wmówić ale dzisiaj sobą jestem znów teraz cisza teraz strach to płód wyobraźni teraz już kurwa cisza! nie zginę marnie! nie dam się!
  6. poddałem się i opadłem dzisiaj to mój największy grzech że choć zabiłbym tę miłość to ona nie zabije mnie
  7. pod twardym parasolen Twojej miłości rosłem bez światła i dotyku nic dziwnego, że oślepia Cię blask radości odbity od mojego wzroku i kamienieje w Tobie strach wije się jak żmija wśród dróg wrażliwości w Twoich dłoniach jestem jak wyrwana trzcina kończą się powoli mych kłamstw możliwości a ja wciąż wybieram się jak za morze sójka na tamten świat Ojcze, nie chcę być mężczyzną jak Ty.
  8. nie mów do końca, że kochasz mów "kocha...( i niech "M" dopowie wiatr) tak jak nie jesteś pewna, czy wierzysz poronionych uczuć pełen jest świat nadzieja, niczym świeczka na grobie piękno tylko polnym kwiatem wiara? Każdy wierzy w coś sobie prawda, która pogardziła światem dorosła aborcja dynda na sznurku grzech grzechem, a życie życiem stos papierów rozwodowych na biurku piekło, które nie jest żadnym odkryciem "porzuć nadzieję, ty, który przybyłeś" napis nad salą z noworodkami ciemności i spokój swój porzuciłeś o Tatusiu, zmiłuj się nad nami
  9. Znowu zbyt dużo męskiego, zadowolonego z siebie poczucia i każda myśl wierci się by być myślą o Tobie Wczoraj wojna dzisiaj spokój jutro? mam kilka teorii co znaczy, że zbliża się śmierć niech będzie ostatnią kończącą we mnie rozdział tego smutnego życia
  10. Nie wiem, czy to duża sprawa. Ja tylko szukam jakiegoś wyjścia z codzienności. (topos skromności autora) A tak poważnie, to twoja opinia jest wyważona. Tak lubię.
  11. to jest koniec mój przyjaciel to jest koniec odnowiciel, koniec niecierpliwych planów buntu, koniec życia powstałego z gruntu, koniec niespodzianek i spokoju, to koniec już nigdy nie spojrzę w oczy Twe czy nie wyobrażasz sobie że w wolności brak ograniczeń? i wciąż desperacko pragniesz chodź obcego dłoni wyciągniętej? zagubieni w rzymskiej dziczy bólu pośród szalonych dzieci nawału tu wszystkie dzieci są pełne obłędu i spragnione całe letniego deszczu jest tam niebezpieczeństwo gdzie bogactwa brak najszybszą autostrada stąd musisz uciekać sam
  12. najlepsze rzeczy w życiu dzieją się przez przypadek zawsze przez przypadek trafiałem na najlepszych ludzi najmądrzejsze słowa przecież nie zaplanujesz wzruszenia możesz kupić welon wydać dwadzieścia tysięcy możesz się cieszyć na samą myśl wszystko to marność bo nie kochasz wybranka życie jak rozkapryszony bachor który rzuca w ciebie zabawkami bachor o ramionach olbrzyma idę dalej dalej i krzyczę do niego "nadal stoję! nadal stoję!"
  13. wiem już po co bo rozpacz chce sprawdzić każdą drogę każde drzwi otworzyć przekroczyć każdą granicę zaraz potem zgaszę wszystko łącznie z księżycem by zapomnieć że świat zawalił mi się na głowę i nie mogę powiedzieć: "świat wali się czasem na głowę" wiem, że nie zapomnę nie zapominamy do śmierci wybaczę może gdy dowiem się że to była szczęśliwie kolejna z tych ran które krzepną dołączy do kolekcji strupów czekających na rozdrapanie zacisnę zęby a moim jedynym zbawieniem będą slowa "trzeba żyć" rzucone przez łzy powiedz mi: - pamiętaj, że jesteśmy jak bogowie gdy decydujemy się dalej żyć
  14. Witam! Zapraszam do zabawy w recenzenta i krytyka literackiego! Abstrahując jednak od mojego tekstu - mam prośbę. Jeśli możecie, pomóżcie mi w odpowiedzi na pytanie. Co ważniejsze jest dla osoby, która chce pisać : znalezienie odpowiedniego tematu czy też znalezienie optymalnego języka do komunikowania się z czytelniekiem? Wasze opinie nie zostaną wykorzystane w żadnej pracy naukowej - jestem ich po prostu ciekaw. pozdr.
  15. Tego dnia miałem spotkać się z Marysią w jej domu. Było wcześnie, około 10.30, gdy wysiadłem z autobusu. Ranek był rześki, a ja byłem śpiący. Pod powiekami niewyraźnie przelatywały jeszcze napisy końcowe mojego fabularnego snu. W roli głównej - oczywiście ja. Świat zewnętrzny jeszcze nie w pełni do mnie przemawiał, bo tego lata postanowiłem ograniczyć kofeinę i nie wypiłem kawy. Słodka, rozmamłana nieświadomość powoli jednak ustępowała miejsca mojemu życiu. Musiałem iść wąską ulicą, na której odbywały się roboty drogowe. Nie było jednak widać robotników. Widziałem tylko wielką dziurę w rozkopanej ulicy, którą obficie okraszał piasek, jakby doszło tutaj do piaskowej erupcji z wnętrza tej dziury. Tuż obok stał walec, ciężarówka i jakby pośpiesznie porzucona, wielka, pięciometrowa koparka. Wszystko razem wyglądało tak, jakby bawiło się tutaj gigantyczne dziecko, które mama nagle zawołała na obiad i musiało porzucić zabawki. Ten nieład powodował, że nie odczuwałem zwykłej aury niebezpieczeństwa robót drogowych. Gdy mijałem powoli linkę umocowaną tuż nad ziemią przez robotników (wyglądała jak pułapka na przechodniów), usłyszałem przenikliwe szczekanie psa… Nie było to jakieś szczególne szczekanie, ale cóż, pies jest psem, zwłaszcza gdy masz bujną wyobraźnie, która z małego pikusia czyni bestię. W dzieciństwie stawałem na baczność w obecności szczekającego psa. Kamieniałem pośród śmiechów moich kolegów, którzy chyba traktowali kąsanie psa jako dobrą zabawę. Teraz nie poczułem strachu. Poczułem, że tego ranka szczekanie będzie dla mnie tym, czym smak magdalenki był dla Prousta ( jakby to pretensjonalnie nie brzmiało).. Pomyślałem wtedy, że psy są na pewno lepsze i więcej warte od ludzi. Psy rozpoznają złych ludzi, no nie? Ci dobrzy, wrażliwi, potrafią przygarnąć przybłąkanego psa, znajdę. A ja? Czy kiedyś pomyślałem, żeby zaadoptować menela, który pęta się po moim osiedlu?... Albo zdycha pies, więc bierzemy kolejnego. Nie robimy tego przez jakiś brak wrażliwości i z powodu, że psa można zastąpić innym. Chcemy kolejnego psa, bo dlaczego niby kolejny pies nie miałby dostać od nas dachu nad głową , pełnej michy, ciepła i miłości nawet? Czy postąpiłby ktoś tak samo z człowiekiem? Wróciłem myślami do poranka i nacisnąłem guzik domofonu. Ktoś otworzył pośród grobowej ciszy. Gdy wdrapywałem się po szarych schodach na drugie piętro, otwarły się drzwi. Otwarły się do środka i nagle, dynamicznie wysunął się z nich mały, czarny kot, zwisający, jak susząca się skarpeta ze sznurka, ze szczupłej dłoni Marysi: - Przywitaj się ładnie ! – zawołała. - Cześć, mruczku – odparłem. Za drzwiami zastałem moją małą , uśmiechniętą zawadiacko, dwudziestoletnią dziewczynkę, która właśnie cisnęła kotem w kierunku kuchni. Marysia przywitała mnie uśmiechem. Dzień zaczął się na dobre. Niedługo potem zasnąłem jednak, słuchając muzyki. Pamiętam, że przed samym zapadnięciem sen, facet z zachrypniętym głosem śpiewał: Can’t you ?? Can’t you ?? Trip like I do ??! Obudził mnie słodki i intensywny zapach kadzidełka , sterczącego z czegoś, co przypominało miniaturową nartę. Gdy powoli, narkotycznie starałem się wdychać słodki dym, poczułem się cudownie w tym małym, zielonym pokoiku – poczułem jakbym odkrył nową religię. Byłem mesjaszem gotowym do przerobienia całej Kamasutry. Zdarzają się takie momenty, gdy ktoś dostaje to, za czym długo tęsknił. Po kilku godzinach nie byliśmy już sami w domu. Do naszych spokojnych uszu dotarł nagle okrzyk: - Pani Olu! Idziemy zakurzyć?! – to był Maciek, kolega Jarka ( brata Marysi ), który właśnie proponował matce Marysi konsumpcje papierosów na balkonie. Pani Ola zaraz po wypaleniu papierosa wyszła do swojej popołudniowej, katorżniczej pracy. Maciek rozsiadł się w salonie i oglądał telewizję. Zawsze wydawało mi się, że jemu się cholernie nudzi. Akurat gdy skończyliśmy się ubierać, zawołał: - Chodźcie, dzieciaki! – nadawał swojemu głosowi bardzo protekcjonalny, ciepły ton. Był młodszy od nas, ale jestem pewien, że więcej przeżył. My na przykład nie wiedzieliśmy, co znaczy „nie zdać matury”, ale nie tylko o takie doświadczenia chodziło. - Nie chce mi się tu siedzieć samemu – powiedział, a ja dostrzegłem w jego głosie przedmiejskiego macho nutkę desperacji. Siedzieliśmy w milczeniu. Lubiłem go, mimo że wiedziałem, jak cholernie źle kiedyś skończy. Było coś szczerego w jego brutalności i w rysie charakteru, którego nie nazwałby hedonizmem, z powodu braku znajomości takich naukowych terminów. - Coś wam opowiem – mówił z połowicznie sztuczną satysfakcją w głosie – Niewiele brakowało, żeby jakieś dziecko płakało, za mną latało i „Tato!” wołało. - Co ty gadasz? – odparłem prześmiewczo. - Nie do wiary!..- dodała Marysia, chyba cytatem z „Misia”. - Bzyknąłem jedną taką….. cześć jej pamięci – powiedział i machnął ręką na znak, że ma już swoją byłą partnerkę głęboko w dupie. Okazało się, że po jakiejś dyskotece, nawalony jak stodoła, wylądował z jakąś laską na pobliskich torach. Było to kilka minut namiętności bez prezerwatywy. Po tej nocy, krótkotrwała wybranka, o której pamięć miała przeminąć wcześniej niż kac, zapałała uczuciem i wymyśliła, że wrobi Maciusia w ojcostwo. - I desperacja jak ch…- mówił Maciek – Ale w ten poniedziałek rano pomyślałem, że kupię „Gazetę”. Znalazł ogłoszenie „Ginekologia – pełny wachlarz usług” i zadzwonił. Maciek miał te 700zł i nie miał najmniejszej chęci zostać ojcem. Wydawało mi się, że to aż zbyt rozsądne na niego, ale on właśnie tak się momentami zachowywał – jak wcielenie zimnego rozsądku. 700zł i listek tabletek do kupienia zapewniły mu spokojny sen. Gorzej było z jego „partnerką” , do której dotarło, że z takim zawodnikiem jak Maciek się nie zadziera. Nie było widma skrobanki, nie było niczego, czym mogła siebie i jego straszyć. Pokrzepieni tą historią z morałem wyszliśmy z pokoju, a zaraz potem, tuląc się czule, zaczęliśmy przygotowywać się do wyjścia z domu. Autobus powrotny do domu stał się już dawno dla mnie świątynią dumania. Gdy nie wracałem z Marysią, zawsze brałem ze sobą książkę. Czego bym nie czytał, zawsze było to bezpieczniejsze niż nawiązywanie rozmowy z nieznajomymi. Tym razem wracaliśmy razem. Staliśmy na środku autobusu i rozmawialiśmy, gdy raptem para podejrzanych typów z końca autobusu, zaczęła nam się dziwnie przyglądać. Nagle ze zdumieniem stwierdziłem, że jeden z nich kiwa do mnie porozumiewawczo głową. Miał wygląd bezrobotnego w pełni sił, takiego przed którym jest jeszcze całe życie picia. Jego odblaskowo czerwona kurtka widoczna była w promieniu 30-stu metrów. I ten oto świecący skubaniec wmówił sobie, że mnie dobrze zna i próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, uśmiechając się życzliwie. - Cześć ! – jęknął głośnym barytonem. Zmarszczyłem brwi. - Nie pogada z nami. „Z dupą jest” – dodał mój nowo poznany przyjaciel, robiąc przy tym prześmiewczą minę i wyraźnie akcentując cudzysłów. Dobrze, że powiedział to ostatnie zdanie w miarę cicho, bo gdybym musiał się przez niego tłumaczyć z domniemanego używania przeze mnie określenia „dupa” na kobiety, to byłby to dla mnie ostatni szczęśliwy dzień w życiu.. C. D. N.
  16. Pełne marzeń i nadziei, Pełne zapału do poznawania, Jak wielką ma w sobie chęć odkrywania sprecyzuj te marzenia
  17. pochylam się zwol- na. z głowy mej wypa- da. jedno haiku dziennie
  18. Jestem jak niepewna marionetka ktoś przed chwilą pociął moje sznurki choć czuję i oddycham - żyję we śnie jestem jak rozbity wazon gdzieś muszą być kawałki mnie oj są, oj są wlazłaś w nie cholero przez Ciebie - czuja się Jak zeero! i tak dalej, tak dalej w głebiny doła bo jakoś dziołcho mnie nie chcioła-a! I gitara perkucja dziękuja!
  19. topos rozdrapywanych ran a konkretnie - ludzie którzy trwają czasem w rzeczywistości jak we wspomnieniu powiedzenie pewnego filozofa brutalnie mówiące że piekłem są inni a dla ciebie - tylko droga przez piekło motyw drogi krzyżowej topos powrotu do domu topos życia jako wędrówki wszystko to - sfotografowane sfilmowane ze ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Kilara to nie byłby jeszcze mój dzień więc na pewno też nie odda go wiersz
  20. wcześniej bym sobie dał uciąć niż bym chwytał czyjeś tematy świadomie zwłaszcza takich wielkich poetów
  21. no to idę znów teraz sama jestem teraz już rozebrana! siedzę w klasie potem w supermarkecie kto nie marzył kto o takiej jak ja kobiecie?! tu tu tu tu tititititi tu tu tu tu titittiti - jeśli podoba Ci się tekst Wyślij sms-a o treści "pupka"
  22. był raz Henryk J. - co prałatem był prawym jednak w poglądach swych nieco "sztywnawym" więc kupował prezentów nadto swoim wiernym ministrantom i całując - mówił czule "dobrej zabawy!"
  23. biały punkt zamienia się w Twoje życie to jutro a dziś jeszcze kilka resztek uczuć ogryzków namiętności śmieci myśli dawna miłość i zawsze nadchodzące zmartwienia nadchodząca wolno, o lasce starość i to coś co gryzie i nigdy nie popuści
  24. ta chwila wiecznością zatrzymam ją z łatwością i zdradzę strasznej ciszy moje tajemnice posłuchaj ciszo! teraz opowiem ci w szczegółach wszystkie te momenty zbyt wielkie na wstyd posłuchaj jak mówię jak mówię i płaczę a na koniec zapamiętaj: to się nie zdarzyło! nie wydarzyło się nigdy! moja pępowina jak stalowa lina od tej pory pomoże mi będę głośna, wesoła zaangażowana ucieknę od Ciebie byś swoich tajemnic nie zdradzała nie mów mi ciszo o tym co się nie wydarzyło
  25. Ja tak na marginesie! Nie projekty ustaw są okropne, lecz ludzie! Większość głupich projektów, jak ten z dziećmi upośledzonymi, wymyślili politycy. Oni mają naprawdę zboczone pomysły, ale to są tylko pomysły, by zbić na tym poparcie. To ludzie są straszni, nie projekty ustaw! Nikt nie każe korzystać z prawa do aborcji! Dzieci w beczkach z solą są straszne, nie projekty! PRO CHOICE 2004
×
×
  • Dodaj nową pozycję...