Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mr._Żubr

Użytkownicy
  • Postów

    2 177
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mr._Żubr

  1. Jeśli tak, to bardzo niedobrze. A wiersz? A Pozdrawiam.
  2. Dołączę do chóru piewców puenty. Bardzo dobra. A reszta? Coś tam by można przystrzyc, ale ja się tam nie znam. Pozdrawiam.
  3. Hmmmm, szkoda mi tej strofki, bo chcę mieć tu te nieświeże oddechy:)
  4. Środkowa strofka mówi o tym, jak to peel zwierza się po pijaku nieznajomej osobie w knajpie (prawdopodobnie kobiecie). Nie mogę wyciąć, najwyżej zmienić. Bo o tym właśnie w zamyśle miał mówić utwór. Dzięki wielkie i pozdrawiam.
  5. No i nic. Nic, ale to nic mnie nie ujęło. Sprawny warsztat to za mało. Wybacz. Pozdrawiam.
  6. może rozwiń to "banalne ujęcie tematu" pozdrawiam Nie rozwinę. Takie mam po prostu odczucia. Wiersz niczym mnie nie ujął. To tylko moje subiektywne zdanie i nikt nie musi, a nawet nie powinien się nim sugerować. Pozdrawiam rogato i parzystokopytnie:)
  7. Co mi się nie podoba? Rymy dobierane na siłę, banalne ujęcie tematu, brak oryginalności. Pozdrawiam.
  8. Niedokończone. Miało być takie humorystyczne fantasy, a wyszło... to:)
  9. Myślałem, że to będzie gospoda podobna do wszystkich innych. Myślałem, że zastanę w niej grubego, łysego karczmarza, spitych gości i grube dziewczęta nalewające wina. Ach, gdybym nie wchodził do środka... Uniknąłbym wielu kłopotów. Ale nie uniknąłem. Wszedłem do środka. Pragnienie mnie do tego zmusiło. Gdy stanąłem w drzwiach, mój wzrok przykuła postać karczmarza. Był wysoki, chudy i wpatrywał się we mnie, jak magik w księgę. Wydawał się dziwny i podejrzany co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: zapach. Otóż karczmarz śmierdział. Ale nie, żeby tak zwyczajnie śmierdział łajnem, albo potem, o, co to, to nie! Nigdy jeszcze nie czułem tak dziwnego odoru. Ten smród po prostu nie przypominał niczego, co do tej pory dane było odczuć mojemu szlachetnemu nosowi. Drugim powodem mojej natychmiastowej niechęci do śmierdzącego mężczyzny stanowiło to, że był od pasa w górę nagi! Czy poniżej bioder był w coś ubrany, tego nie wiedziałem, gdyż dolną połowę karczmarza przesłaniał mi szynkwas. I byłem z tego rad. Podszedłem do lady. Bałem się pod nią zaglądać, bo mogło się okazać, że śmierdzący karczmarz nie ma spodni. - Chcę się napić piwa. - Każdy czegoś chce. - odpowiedział mi karczmarz spokojnym tonem. Nie dość, że golas i śmierdziel, to jeszcze filozof! Czy to nie lekka przesada? Całe szczęście, po chwili dostałem kufel napełniony złocistym napojem. - Ile? - zapytałem. - Co ile? - Ile mam ci zapłacić? - byłem już nieco zrezygnowany. Czy on jest taki głupi, czy tylko udaje, pomyślałem. - Pięć denarów. Jednak, jeśli nie chcesz, nie musisz płacić monetą. Moi klienci mogą płacić na różne sposoby. Bez słowa wręczyłem golasowi pięć denarów. Nie chciałem znać tych "różnych sposobów". Gdy chciałem usiąść przy jakimś stole, zauważyłem, że w karczmie znajduje się tylko jeden gość. W rogu sali siedział krasnolud o przekrwionych oczach. Usiadłem w przeciwległym rogu. Ledwie zacząłem sączyć moje piwko, gdy niski brodacz wstał od stołu, podszedł do mnie chwiejnym krokiem i przysiadł się bez słowa. Dobrze, że przynajmniej nie śmierdział. To znaczy śmierdział, tyle, że normalnie. Potem i alkoholem. Przez jakiś czas wpatrywał się we mnie swoimi przekrwionymi oczyma. Na głowie miał hełm, a za pasem topór. Pewnie najemnik, pomyślałem. Dłużej nie wytrzymałem nieprzytomnego spojrzenia. - Przepraszam, ale czy szanowny pan czegoś sobie życzy? - Postaw kolejkę biednemu krasnoludowi... - Nie ma mowy! Poszukaj sobie innego frajera! Ja jestem biedny, jak świątynny szczur! Nie w głowie mi filantropia! - Ja bardzo cię proszę... - krasnolud położył mi rękę na ramieniu. - Nie dotykaj mnie, ty śmierdzący, zawszony kurduplu! Myślałem, że śmierdzący i zawszony kurdupel jest na tyle pijany, że nie będzie miał siły mnie uderzyć. Myliłem się. Ciemność. Ocknąłem się. Byłem w pomieszczeniu wypełnionym beczkami i butelkami. Od razu domyśliłem się, że to musi być zaplecze gospody. Czyli nie było ze mną tak źle. Zauważyłem lustro na ścianie. Gdy do niego podszedłem zobaczyłem młodego mężczyznę o ciemnych kręconych włosach. To ja! Podbite oko wyjaśniało dlaczego wszystko mnie boli i kręci mi się we łbie. Przypomniałem już sobie, co się stało. Ja chyba już nie lubię krasnoludów. Drzwi otworzyły się skrzypiąc i na zaplecze wszedł przedstawiciel rasy, którą właśnie przestałem lubić. - Wybacz - rzekł brodacz - żem obił ci gębę. - No nie wiem, nie wiem - odpowiedziałem, zadzierając bolącą głowę do góry. - Ja żem nie chciał. Poniosło mnie. - No dobrze, wybaczam ci. - Uff... Już myślałem, że cię zabiłem. Te krasnoludy nie są wcale takie złe. Przeceniają jednak swą siłę. Przynajmniej ten jeden. - A powiedz ty mi jeszcze - mówił dalej krasnolud - jak cie zwą? - Mów mi Gessamir. - A ja jestem Haselgher, znany jako Czyżyk i tak mnie możesz nazywać. Drzwi na zaplecze znów zaskrzypiały i przed nami pojawił się karczmarz. Głęboko odetchnąłem, gdy okazało się, że ma na sobie spodnie. Ale od pasa w górę nadal był nagi. I śmierdział. - O, nasz chudziaczek się obudził. Czyżyk, mamy do pogadania. Obaj wyszli na izbę, a ja zostałem na zapleczu. Przystawiłem ucho do drzwi, żeby coś podsłuchać. Cały czas mówił karczmarz, ale wyłowiłem tylko pojedyncze słowa: Gessamir, sekta, odrodzenie, będzie się nadawał, pomóż, nagroda... Chyba czułem jeszcze skutki wcześniejszego uderzenia, bo kompletnie nie zrozumiałem, co się święci. Po chwili Czyżyk wszedł na zaplecze, a ja odskoczyłem od drzwi. - Wybacz mi raz jeszcze, dobry człowieku. - powiedział ze smutnym wzrokiem. Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi. Myślałem, że już się pogodziliśmy i krasnolud nie miał powodów, by znów mnie uderzyć. Myliłem się. Ciemność. Znów się ocknąłem, ale nic nie widziałem. Nic mnie nie bolało, a obita twarz... Twarzy po prostu nie czułem. Próbowałem wstać, ale usłyszałem nieznany męski głos. - Ocknął się. Za wcześnie, cholera. Myślałem, że bicie już się skończyło. Myliłem się. Ciemność.
  10. po długiej nocy wstrząśniętej nie mieszanej jesteś moim porannym katem śpisz egoistycznie niech połączą się nasze nieświeże oddechy niech nie dojdzie do egzekucji oczy zachłannie zamknięte zabijają całe szczęście że to ja jestem ofiarą
  11. Podoba mi się. Bo tak i już. Za brak uzasadnienia przepraszam. Pozdrawiam
  12. Już gdzieś napisałem, że tak* lubię. Pozdrawiam. ________ *tak - mało słów, wiele treści.
  13. A mnie -proszę o wybaczenie - się nie podoba. Ot, rymowanka. Pozdrawiam. PS. Aż mi głupio wystawiać negatywne komentarze, jak spojrzę na swoją miernotę literacką:)
  14. Wróć do pisania po odkryciu [alt]u.
  15. Dojrzałem brak polskich znaków i postanowiłem nie czytać dalej. Nie masz klawisza [alt] na klawiaturze?
  16. po długiej nocy wstrząśniętej nie mieszanej jesteś moim porannym katem śpisz egoistycznie oczy zamknięte zachłannie zabijają całe szczęście że to ja jestem ofiarą
  17. Dlaczego niektóre wersy zaczynają się z wielkiej, a niektóre z małej litery? Poza tym mało wyraźna puenta, jak dla mnie. Ale to tylko moje subiektywne zdanie. Pozdrawiam.
  18. Ładny wiersz. Lubię, kiedy w niewielu słowach zawiera się tak wiele treści. Mimo to, można by zrobić z tej myśli coś dłuższego. Tylko żeby nie zepsuć. Pozdrawiam.
  19. lokal był niewielkim miejscem schadzek aniołów skrzydła ich brzęczały drobniakami śmierdziały alkoholem barman, co swe skrzydła już zgubił - ech, ta wódka polał teraz nam zazdrośnik życie mnie zaswędziało więc rzuciłem w ciebie swędzeniem najpierw raz potem drugi i trzeci nawet mnie nie znasz a wysłuchujesz mojego pieprzenia wyszliśmy z lokalu na nieświeże ulice skrzydła zostały w środku zgubione nawet nie zauważyłem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...