plan amerykański
staję przed talerzem płatków śniadaniowych z sakramentalnym pytaniem co dalej
mogły być chórem tej tragedii jednak ich milczenie ma smak czekolady
przerywa je rozmowa toma waitsa i iggy'ego popa - bohaterowie drugoplanowi nie zawodzą
***
nawet nie wiem czy wiesz że moje życie to gra
w którą właśnie ty grasz codziennie
czasem myślę że musi to być tetris
i że kiedy w tym murze nie pozostanie najmniejsza nawet szczelina
oczy pogryzie nam wielki nieubłagany neon mówiący że game over
***
od czwartku pierwszego września poziom wody w mieście przestał wzrastać
gdyż wyrównał się z poziomem wód w przylegającym jeziorze pontchartrain
zabierz mnie tam W-wa, 25 V 2009
Ej, aż sam się dziwię, że nie uznaję tego wiersza za gniot. To byłaby moja normalna reakcja na większość tekstów w podobnym tonie. Ale nie, nie tym razem. Jeśli do wieczora, no może do jutra mi nie przejdzie...
Pozdrawiam
Przyciągnął mnie tu tytuł. Wywal te kropki i będzie spoko. Wiersz niezły, rozumiem go jako myśl o tym, że osoba kochająca sama tworzy sobie obraz osoby kochanej. True, true.
Pozdrawiam.
Emilce
pamiętasz tamtą wiosnę
czas kolażu ambiwalencji
kiedy poranki były najbardziej niespodziewane
a manchester był najradośniejszym miastem
lato było czasem spoglądania w duszne zwierciadła
paryż był w moim pokoju bliższy niż gdańsk
pamiętam obwieszczenia o końcu świata
i twoją słoneczną sukienkę świecącą nad torami
jesień wiała w różne strony
dając czasem popalić
zimowe mrozy okazały się waleniem głową w ścianę
naszego nowego domu W-wa, maj 2009
pamiętasz tamtą wiosnę
czas kolażu ambiwalencji
kiedy poranki były najbardziej niespodziewane
a manchester był najradośniejszym miastem
lato było czasem dusznych zwierciadeł i było na co popatrzeć
paryż był w moim pokoju bliższy niż gdańsk
pamiętam obwieszczenia o końcu świata
i twoją żółtą sukienkę na nasypie
usta słońce
jesień wiała w różne strony
dając czasem popalić
zimowe mrozy okazały się waleniem głową w ścianę
naszego nowego domu