
Lilianna Szymochnik
Użytkownicy-
Postów
2 223 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Lilianna Szymochnik
-
Kobyła ma mały bok. Jeśli przeczytamy kążdą literkę wstecz wyjdzie wam,to samo,całe nawet zdanie. Oto jest sztuka?-co do jednej literki.
-
Stop?- Agresji w Szkole
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
To co?-się dzieje w szkołach przechodzi wszelkie wyobrażenie ogólne gwałty na lekcjach,rozboje,tortury i psychiczne,nad słabszymi znęcanie. Skąd takie zdziczenie obyczajów i zachowań naszych dzieci się bierze, to przerażające wręcz niewyobrażalne,co się dzieje?-panowie i panie. Skąd,te zło się rodzi,tej owej przemocy skłonności do zabójstw i samobójstw zdolne to upadek moralny jakieś,zło w jaskiniach zarodku mające nałogu swoje miejsce. Gdzie? wzorce i opieka nauczycieli-wychowawców i rodziny-szukajcie logicznie komputery i gry brutalne filmy ohydnie-ordynarne,tymi drogami ich ręką czyny. Czy możemy?-jeszcze uratować polską młodzież rozpaczliwie musimy wyjścia szukać dawniej takie wybryki były nie wyobrażalne,co się stało?-kto? znajdzie przykłady rozwiązaniom. Gdzie? dyscyplina i wojskowy porządek i mundurki,aby odróżnić chłopców od dziewczynek, aby- to chodzące zło uratować pogrążające się na dno nałogu i wyplewić-jak chwasty. To już przechodzi wszelkie pojęcie w paranoje i obłędy do beznadziejności środków gdzie?-prawo oświaty i prawa porządek regulaminu kodeksy,patrzą-różowym okularom. Basta złotym kolczykom,markowym ciuchom,butą komórkami nożom,po kieszeniach i kastetom, bo to jest jedna z podstawowych przyczyn,by innych nie kusić pożądaniom do zazdrości, skłonnej do czynów,jaką mamy dzisiaj,różną wręcz nieobliczalną w swojej swawoli potworą. Nauczyciele winni,być szanowanymi autorytetami w szkole,jakby świętymi dla dyscypliny wrócić musimy i się cochąć do przedwojennych czasów karą,za występki i przewiny nawale agresji. Zasady wpoić inne dla dobra ogółu naszej i dla wszelkiej społeczności takiej łobuzerii czyny czas im ograniczyć wyjścia z domu i godziny,aby nie mogli sobie pozwolić rodzącemu się złemu.. do takiego bandytyzmu równego kryminalnym czyną,temu piekłu musimy skończyć-dość? i stop?-temu. -
Zimowy czas
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na po prostu utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Geddeonie Ty? mi wskazałeś drogę więc gdzie? -teraz?-wiersem pisać mogę. O -22-wiersze będą czytać dziś w radiu moich i innych twórczości autory-recytatą. -
Zimowy czas
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na po prostu utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Czas zimowej aury Jezus,to?-światło!-krótko?-zapal sobie jasną żarówkę w pamięci!-jest z modlitwą w długim i nocnym pacierzu. -
Z apelem dla poetów i poetek
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jeżeli w istocie wierszem wypowiem wersami prawdą jest,że szukam swojej błędnej drogi. Literą pisanych dla rymów wyrazy słowa zdań myślą z głębin ducha z serca prawdy. Takie jest życie lubię swawolić dla rymu z satyrom uśmiechu i z powagą sprawy mus. Szukam i widzę,że jednak trafiam w punkt wystarczy spojrzeć na ekran,ale-no cóż! Ale,czy w istocie jest,to dobre,czy idzie w złe czas?-osądzi,ja jestem pionkiem na tej planszy. Jeśli z wyroków waszych skazanym-iść mi precz? będąc czarną owcą w stadzie pisać przestanę. Pójdę sobie innymi ścieżkami swoich błędnych dróg zapewne nie jeden moje miejsce osobą zajmuję Więc opuszczam waszą kompanię na zawsze-cześć jeśli was ranię i sprawiam wam kłopoty w czym rzecz. Cóż?-tam jednego,jednej mniej dla poezji dla Weny niech idzie zawsze nam bruździł kiczował,że o hej! Więc jeśli takie wasze żywne przesłanie niesie życzeń echem moim uszom dla oczu łzą trudno!-inny znajdę kąt. Ja nie pisałem i nie piszę dla jakieś,tam sławy lauru wieńca w rzeczy samej,to moje hobby było-wołający z duszy głos. Darem,który w sobie mam od urodzenia,co mnie wołał zawsze szepcze mi do ucha i sercu uczuciem podpowiada dla wiersza. Jeśli chcecie,to jedno jeszcze,mam przesłanie i prośbę wszak możecie napisać swoje komentarze wola wasza,już w tym o tak. Ja odchodzę z tego forum,bo tylko miejsce zajmuję próżne wam? więc żegnam wiersza,tu już,nie napiszę-wolę w śmieci w kosz. Komu?-ja się mam tłumaczyć wierszem chwalić paranoi kiczu złu skaczecie sobie do oczu,jak wilk,ku wilkowi zabawą dla pojedynków. Jesteście dla poezji,nic nie warci-kot w butach wam wiwaty bisu-bis a kim?-on?-jest,aby wydawać osądy-poetą,no-pokaż-swój?-baczy!-Myszą. Poezja jest otwarta dla wszystkich,kto?,jak pisze,to jego jest sprawa a Ty?-kocie w butach,weź wędkę i na ryby,dla relaksu odświeżyć myśl. Ja się na żadnym z poetów nie wzoruję,bo bym pomieszał własny styl słowa taka jest prawda "komu?,jak komu"-poezja,to nie zabawa w kotka i w mysz. -
Potęga wiatru
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wiatr jest wciąż zjawiskiem potęgi i mocy niezbadanym niezbyt dobrze meteorologom. Sprawia im co jakiś czas niespodzianki jest jednym z najpotężniejszych żywiołów. Wiatr dysponuje ogromnymi potencjałami straszne wyrządza szkody i zniszczenia. Na innych szerokościach geograficznych przemienia się w orkany w tajfuny i tornada. Jego prędkość imponuje w szybkością i siłą pozostawia,po sobie ogromne zniszczenia. O różnym ciśnieniu z zasadami powietrza zdolny jest roztrzaskać nawet całe miasta. Nawet może przekroczyć całą skalę Beuforta przez gwałtowne burze tropikalne wielkim szałą. Gwałtowne trąby powietrzne wściekłe nawiedzające mogą przeorać całe obszary leśne drzew w ugory. Ale potrafi,też głaskać mniszek lekarski w locie delikatnie łagodnie,jak ten mały zefirek w ciszy. Ale w swoim szaleństwie zdolny wszystkiemu mocą dla tego żywioły wszystko jest możliwe zdolnością. Raz może,być bez wiecznym snem śpiącym spokojnie zaszyć się gdzieś w kąt dla odpoczynku i łoża. Ale w jego w oddechu drzemiący niedźwiedź jaskini grożna bestia i nieprzewidywalny straszny potwór. -
Łzy deszczu
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ulewny deszcz otworzył okno niebu jakby łzą płakał,tej Ziemi i Światu. Zmywał twarz z zielonej flory rysy zastukał drzwią uśpionym pączką. Płakał i płakał i szlochał grymasą przygnał wiatr tańczący z mgłą. Mały zefirek przywołał ojca sną który szarpnął porwistną burzą. Przywlókł z kąta czarne chmury porozrzucał niebu,jak zabawki. Słońce z wrażnia się schowało chmur promień zgasł z dnia zrobił noc. Odezwały się grzmoty serią niebu jasne błyskawice niebu dawały znaki. Szalało wszystko ilujoną w ekrany teatrem dla oczu sceną aktu sztuki. Deszcz,ze strachu zapomniał płaczu zobaczył tęczę promienną łzy otarł. Zefir z ojcem odszedł z grożną burzą kiwnął Słońcu klepnął ciszę głuchą. Odżyło wszystko w promiennym Słońcu króre na niebie zjawiło się zenitem. Dał naturze swoim łzą odżywcze wody żródło pijącym ustą korzeni rozkwity. -
Amor miłości
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zbieram róże pachnące wokół tysiące ich zerwę jedną dla Ciebie najpiękniejszą z pośród nich, a Ty mnie za to pocałujesz za, ten mały podarunek i przytulisz mnie do piersi, tak jak matka dziecko swoje. Nie płacz miła nie całuję Twoją słoną łzę twoje słodkie namiętne jak miód usta zostań jeszcze chwilkę, zostań może dwie dlaczego, od miłości wciąż uciekasz. Kochaj mnie miła kochaj tak zawsze, bez końca i bez tchu w objęciach mocno mnie, tak trzymaj daj mi to czego - Amor od nas chce. Jesteś miłością mojego życia jedynym zdrojem na serce moje lekiem na rany - balsamem na ból jesteś tym skarbem ukrytym sezamem. największą rozkoszą jaką dał mi Bóg moją Weną - Afrodytą najpiękniejszych snów. -
Walka ze śmiercią o życie
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dwie armie wystąpiły na przeciw siebie formowały się z myślną taktyką do walki. W śmiertelny bój na polach planszy czarne szeregi śmierci na białe Anioły. Toczyła się śmiertelna gra w szachy ze śmiercią na polach grając o życie. W śmiertelny bój ruszyły szeregi w pionki gońce na koniach skakały z wieściami. Straszny bój trwał zbijały się figury szachowali się z różną strategią ataki. Jedna drugiej pragnął obóz wież zdobyć okrążyć przeciwnika wygrać partię w matni. Dwa króle dwie córki Hetmanki cała świta patrzył z ukrycia wybitej swoje armii. By,ze sobą skończyć partię zakończyć ostatecznie wpadli w paty walka umilkła. -
Momento Mori
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kim-ja jestem? z skąd przybyłem i po co? z jakiej przyczyny i dla kogo?-mój Boże. Dlaczego-ja-żyjąc duchem i ciała-myślą? jestem sobą istotą z krwi z ciała i kości. Zrodzony z kosmicznych embrionów ego? co? daje mojemu życiu sens,by umierać. Rodząc się,już umieramy Alfa i Omega podcięty bezsensowną ideą celu śmierci. O losie!Ludzka dolo-Ziemski Świecie za jakie grzechy,ból,łzy,żal i cierpienie. Tworem jakiej siły się rodzimy obrazu każdy?-powie jestem sobą,tak miało być. To wszystko zakrywa kurtyna w ciemności ukryta ludzkiej tajemnicy prawd impasu. Któż?-zna początek Świata natury geniuszu teorii wymyślonych,tez i hipotez nauki. Błędne koło zakryte dla naszych myśli gęstą mgłą nocy człowieczej wyobraźni. "Momento Mori" i taką pozostanie na wieki "Alfą i Omegą" na zawsze będzie niewiadomą. -
Nie obrażajcie się Panowie i Panie zapewne muszę zmienić pisanie-limeryków.. na inne dla wierszów literą wyrażanie.
-
Zazdrość was opętała Judasze zazdrość,jak nic!-słoną płacze łzą.. nad ramotą waszego wierszydła.
-
Zatrzymaj depresje łzą
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dlaczego?każdy zadaje sobie w myślach,to?-pytanie o młodości do samobójczej uciekłaś życia nicią śmierci. Dokąd Cię zwiodła pokuszeniu myśli szaruga duszy złego piękności magiczna kwiatu różą zwiędłaś pączku ziemi. Byłaś iskrą rozpalającą ogień dla ciepła w życiu kochałaś i byłaś kochana,przez wszystkich z miłością. Z jakich przyczyn wziąwszy sznur wiszący pętlą szyi oddech swój zatrzymałaś na zawsze wieczności-dziewczyno. To wstrząs i szok szalonej depresji jesiennej aury nikt nie może odgadnąć przyczyn tego kroku tragedii. Matka oczom łzą krwawicą bólu,jęku,krzyku i rozpaczy oszalała w nadaremnym ratunku córki dla dziecka życiu. Dla Twojej urody i mądrości z serca oddanego uczucia walecznej o innych zawsze uśmiechniętej i pełnej radości. Co?-Cię popychało do tego czynu z impulsu w takie dramaty dla Ojca i Matki tragedia wielkiej straty przerażenia. Dlaczego? to zrobiłaś i nie zapłakałaś słonymi w czas łzą może?odegnałabyś i wyzwoliła złego ducha z głębin skrytego. Mogłaś oczyścić serce i odeszłaby Tobie,ta zła czynu myśl A teraz tylko przygnębienie i smutek,po twarzach bije żałobą. Zostawiłaś wszystkim słone łzy rozpaczy i Twoim bliskim targnąć się dla swojej straty wiatrom nerwom poszarpanym. Porwana z falami w ponurą dna przepaś gwałtownej depresji śmierci gorzkie łzy wylane załobników-one pozwolą nam żyć. -
Pomyśl nim będzie za póżno?
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Czy,za miłość warto cierpieć i ranić,to paranoja kochani by młodo oddać,na próżno jedyne życie swoje i po co? Jak może zamącić wam w głowach i sercach-mój Boże życie zamienić,na bezsensowną bezmyślną wredną śmierć. Czy warto umierać dla miłości ciała pożądaniu-nigdy? co?-ona w sobie takiego ma!-ta szatańska złudna uroda. Choć!trudno z jej szponów się uwolnić,to jednak można odnajdziesz piękniejszy róży kwiat-istnieje-zapewniam. Miłość nie jedno imię ma, młodości o głupia,Ty i szalona myślisz,że to?-kochanie,to błędna myśl-czasami i brednia. Można kochać ciało pożądać zdobywać i zdradzać-pamiętaj? ale kochać prawdziwie,to inny rytm,taka prawda dla prawdy. Nie podchodź do tego z takim optymizmem i zapamiętaniu to musisz czuć?i poznać głębie,tą otchłań czeluści wyłomy. By nie depnąć na zdradziecki życia kamień na Twojej drodze co?-Cię w przepaść śmierci może powalić z nagła z dmuchnąć. Nie angażuj się,tak mocno w zauroczeniu powabom i wdzięku ona spadnie na Ciebie sama,nie proszona z góry niebiosa. Ujrzysz w tedy oczęta wpatrzone w Ciebie kochające mocno. które pożądają Twojej miłości-Twoich objęć ust i ciepła. Nie warto nigdy miłości się poddawać uczuciom zwodniczym upojć swoje myśli w psychicznej depresje popadać w udręki. odepchnij tą myśl w realną i czystą źródłom fali płynącą zwyciężysz,ten ból i serce uleczysz chorobie i w terapii . Zabij,tą miłość w sobie a ciosów,jej nie czekaj razy zabij,ją pierwszy nim ona w Ciebie uderzy pierwsza. Bądź dzielny staw,jej czoła a zawsze zło zwyciężysz odepchnij ją precz!-zdmuchnął,ją myśli i z pamięci. Uleczysz swoją dusze i serce z rany skrytej głębiną bądź dobrej myśli odrzuć precz?-to Twoje cierpienie. Pozbieraj owe resztki i ułóż w całość jednej budowli z realizmem podejdź do sprawy z faktów i rzeczywistości . Spójrz prawdzie w oczy,bez lęku z walecznym stań czołem z punktu prawdziwego Twojego widzenia moralności i czynu. Z faktu z którego nie sposób z milczeć dla swojego dobra odrzuć ją z serca,na zawsze spal w ogniu na popiół. Odnajdziesz swoją drogą połowę i sensu istnienia drugie ego? ono gdzieś? na Ciebie czeka miłości Twojej spragnione ustom Życie cenniejsze jest,nad z wodną wabiąca objęciu miłość nie warto oddawać,za nią swojego najdroższego to-"Życia" -
jesiennie
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Marlett utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
a Ty jak? nie masz co? robić to pluj i łap i po-dupci się drap. -
Będziesz miał zajęcie?
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jak!z nudów nie wiesz co? robić to się rozbierz i ubrania swojego pilnuj. Wierszyk z satyrą uśmiechu. -
Oto jest pytanie?
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
To jest dopiero nauki zagadka i teorii fenomenu pytanie jak?-pijany w szkop w bezmyślności zawsze trafi do domu. Wierszyk z hipotezą. -
Polska dzika Afryka
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jestem Polskim białym murzynem-Panowie różnię się tylko kolorem,niczym więcej. Wierszyk z satyrą uśmiechu. -
Jestem Polskim białym Murzynem-Panowie różnię się tylko kolorem,niczym więcej? ++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++=== Z ROZMYŚLAŃ O POEZJI Nietzsche - o ile sobie przypominam - w jednym ze swoich utworów wygłasza taki aforyzm: "Cokolwiek się powie o kobiecie - jest prawdą." Możemy odmienić i odwrócić to zdanie: "Cokolwiek się powie o poezji, jest błędem." Poezja żywcem się wymyka wszelkim określeniom. Określenie jest dla niej smutnym rodzajem trumny szklanej, która - przejrzyściejąc - zabija. Ileż to razy, naukowo rozważając niepochwytną i zmienną istotę poezji, nic innego nie czynimy - jeno uroczyście kołyszemy w próżni trumnę szklaną w tym przekonaniu, że oczom własnym i cudzym wspaniałomyślnie rozwidniamy przyłapana na gorącym uczynku i odtąd już posłuszną nam tajemnicę poezji! A zauważmy to mimochodem, lecz niezupełnie od niechcenia, że ilekroć poezja przestaje być dla nas tajemnicą, tylekroć my dla niej przestajemy być poetami. Muzyka i malarstwo rozporządzają dźwiękiem i barwa jako środkami artystycznymi. W dziedzinie sztuki - środek, wyzyskany i spełniony w akcie twórczym, staje się tam w sobie celem. Ów cel w malarstwie - barwi się, a w muzyce - dźwięczy. Dźwięk bowiem i barwa w obrębie swej sztuki mają tylko jedno zadanie do spełnienia, a mianowicie: być sobą - być barwą - być dźwiękiem. W przeciwieństwie do barwy i do dźwięku - słowo jest skazane na żywot pełen bolesnego i tragicznego rozdwojenia, ma bowiem do spełnienia aż dwa biegunowo próżne zadania! Z jednej strony na twórczych wyżynach . poezji ma być sobą - słowem dla słowa - z drugiej strony na terenie życia bieżącego krąży w mowie potocznej jako utarte, bezbarwne, bezdźwięczne pojęcie. - Najnowsi badacze języka dzielą go na dwa rodzaje, a mianowicie: na język indywidualny i na język społeczny. My ten pierwszy przezywamy - słowem wyzwolonym, ten drugi - słowem pojęciowym. Zdarzają się wszakże takie okresy, kiedy zanika wiara w słowo twórcze. Wówczas owo przed chwilą jeszcze zawadiacko barwne i zuchwale rozpląsano słowo - przerażone własnym zbyt jawnym i zbyt śpiewnym wcieleniem, szuka schronu w bezpiecznej szarzyźnie zdań powszechnie uznanych i co prędzej wdziewa dla niepoznaki słynną od wieków ze swych własności czarnoksięskich czapulę-niewidymkę, aby ukryć w ten zaklęty sposób swój grzeszny kształt i barwę - swój nagi płomień i nagą rosę -swoje ciało chciwe tysiąca istnień i tysiąca nie stłumionych niczym radości - i aby koniec końcem - uśmierzyć swoją niepodległość twórcza - swoją niezależność i samoistność myślowa i duchową. Co wówczas pozostaje poetom? Chyba - cierpliwe lub niecierpliwe przetrwanie tego nieprzychylnego dla słowa okresu i doczekanie się raz jeszcze tej nieprzytomnej wiosny, tej słonecznej bezrozumnej burzy, która swoim wonnym, swawolnym powiewie zdmuchnie z posłusznie zmalałego, wylękłego i odbarwionego w swym ukryciu słowa wspomnianą wyżej czapulę-niewidymkę, ażeby znowu w całym zakazanym i występnym przepychu odsłonić jego kształt rzeczywisty. Mamy więc przed sobą dwa rodzaje słów: słowa w czapce-niewidymce i słowa bez czapki-niewidymki. A właśnie bywają takie okresy, kiedy sam poeta onieśmiela się do nowych zagadnień sztuki - kiedy sam twórca płochliwie omija zbyt urwiste otchłanie twórczości, kiedy sam śpiewak, zagłuszony zgiełkiem dookolnym, nie wierzy już w śpiew i w jego samodzielną, odrębną od reszty życia, a dla życia niezbędną wartość. To są okresy, kiedy słowa wdziewają czapulę-niewidymkę. Zbyt indywidualne w takich okresach skrzydła wychodzą nagle z mody - stają się rodzajem występnego, a w każdym razie nieprzyzwoitego upiększenia. W jednym z naszych prowincjonalnych ogrodów zoologicznych widziałem bociany, które chodziły na wolności nie zdradzając żadnej chęci odlotu. Zdawało mi się, że trzyma je w obrębie ogrodu instynktowne i trzeźwe przywiązanie do tego kawałka ziemi, gdzie mają swój dom - pokarm i opiekę - przywiązanie do wygód życia codziennego. Myliłem się jednak... Dozorca mi wytłumaczył, że w celu przykucia ich do miejsca podcina im nożycami owe lotki, których brak, niewidoczny dla oka, uniemożliwia ptakom korzystanie ze skrzydeł. Przypominają sobie chwilami swoją wrodzoną skrzydlatość i z nagłą wiarą w siebie zrywają się do upragnionego i należnego im lotu - ale nadaremnie! Machają tylko na miejscu skrzydłami, lecz już odlecieć nie mogą. Uwięziono je w ogrodzie w sposób tak na pozór skrzydlaty i pełen pozornej swobody, że - trudno zgadnąć od pierwszego wejrzenia bolesną tajemnicę ich przyziemnego trwania - ich ruchliwego, a jednak więziennego zawieruszenia się w zaklętym kole ogrodu zoologicznego. Albo się jest ptakiem - albo się nim nie jest! Nie ma ptaków połowicznych! Skrzydło niecałkowite przestaje być skrzydłem. Albo słowo się wyzwala z pęt pojęciowych. albo dobrowolnie wdziewa te pęta. Zjawia się właśnie - szkoła, która twierdzi, że należy pisać nie wyzwolonymi słowami, lecz ideowo skomponowanymi zdaniami tak, aby treść pojęciowa górowała w zdaniu nad nie usamodzielnionym słowem. Słowo chętnie zanika w ideowej całości zdania, pozostawiając pierwszeństwo temu ostatniemu. Tego rodzaju poezja pragnie nas czarować nie magią słów, lecz treścią zdań. Ma nawet pogardę dla magii słów. Uważa ją za przebrzmiały, raz na zawsze zużyty środek artystyczny - niezdatny do chwytania samego życia lub współżycia. Toteż słowa w wierszach tych poetów zatracają swą rzeczową niezależność, swą uczuciową niepodległość, swą twórczą niespodzianość i nieprzewidzianość. Pozbywają się swych twórczych kaprysów, swych cudów, dziwów i zaklęć - w tym niejako przeświadczeniu, że pochłonięte ogólnymi, ideowo określonymi zdaniami nabiorą powagi.. doniosłości społecznej, staną się zawczasu oczekiwane, spodziewane i - ułatwią sobie drogę do dusz i umysłów szerszej publiczności. Poeta tedy stara się nie tyle wyodrębnić, ile upodobnić do otoczenia. Zamiast dążyć do nowości, którą w sztuce jest tylko - niepowtarzalna indywidualność - dąży do współczesności. Współczesność wszakże dla nikogo nie jest tajemnicą, wymagającą odkrycia. Wiedzą o niej ci, którzy przy kawie czarnej - w zgiełku kawiarnianym - z nieodpartą stanowczością wyrokują o tym, czym powinna być sztuka dnia dzisiejszego. I ci wiedzą o niej, którzy ze zwycięską brawurą patrzą w głąb naukowo spopularyzowanego wszechświata przez skwapliwie modną, świeżo wynalezioną lornetkę - w tym przekonaniu, że oglądają zbliżoną w ten sposób i zawczasu już udoskonaloną przyszłość. Właściwie należałoby zbadać historycznie i psychologicznie to zawiłe, periodyczne zjawisko, jakim jest tak zwana współczesność w sztuce i w literaturze. Z czego jest utkana - z jakich treści i gestów? Może tylko - z gestów? Może by się okazało, że ton i postawa tej współczesności są zawsze te same bez względu na czas, w którym panują? Może by się udało faktycznie stwierdzić taki nawet paradoks, że współczesność panująca sto lat temu miała zasadniczo tę samą treść i chodziła w tej samej młodzącej się ku ludzkości masce, którą się chlubi jako nowością współczesność bieżąca... Trudno powiedzieć bez uprzednich badań porównawczych, kiedy zjawiła się na świecie pierwsza świadoma siebie współczesność. Czy ton i postawa następnych współczesności - nie wyłączając dzisiejszej - były i są dość żywotne i głębokie, aby wnieść coś twórczego, coś choćby częściowo nowego i uczuciowo trwałego do poezji i sztuki? Czy w ogóle współczesność wystarcza jako pobudka i źródło? Czy nie jest ona już czymś minionym przed chwilą albo czymś, co właśnie teraz przemija? Może jest podobna do kobiety, która ukrywa swoje lata? A może, spragniona łatwego powodzenia na drogach najmniejszego oporu - jest tylko chwilową i byle jaką namiastką indywidualnie twórczej nowości. tymczasową i ratunkową formą przetrwania nieżyczliwego i szkodliwego dla poezji okresu, kiedy trzeba wiele przebaczyć, wiele zapomnieć i jeszcze więcej przecierpieć?... W takich zapewne bolesnych dla jednostki okresach współczesność, jako znak przynależności do przewag i przywilejów dnia ostatniego, budzi w poetach ospałą już nieco wiarę w siebie samych, w swoje wartościowe przodowanie światu - dodaje niezbędnej otuchy i odwagi - podnosi znaczenie twórcy użytecznością najmodniejszego tworzywa, słowem: spełnia cudownie rolę najnowszym na pozór życiem świeżo pobarwionej maski, pod którą się ukrywa nieco już wczorajszy, wstydliwie i niepochwytnie wczorajszy wyraz spragnionych spojrzenia w przyszłość oczu, które już tej przyszłości niedowidzą. Ta maska broni nas jednak przed niebezpieczeństwem utraty wszelkiej postawy względem świata. Uwspółcześnia nasz wygląd, pozwalając w ukryciu zachować na dzień jutrzejszy choćby odrobinę własnej nieustępliwej duchowości. Niewiara w jednostkę - w jej wyłączność, w jej wartość, a natomiast wiara w zbiorowość - w zjawiska częstotliwe, szare, powtarzalne musi koniec końcem stłumić, zmusić do milczenia niezależne i swobodne władze duszy ludzkiej i powołać w zamian do twórczości jakieś inne - dotąd wzgardzone - unikające swobody i niezależności - chętnie ginące w zbiorowej szarzyźnie lub w zbiorowym zgiełku władze tej właśnie duszy. Otóż te władze, które dotychczas były nieomylną oznaką braku wszelkiego talentu, stają się "talentem" nowych poetów - ich cechą chwalebną - ich "prawem do talentu". Odtąd bowiem należy mieć przede wszystkim wspomniane wyżej prawo do talentu, a potem dopiero - talent. Tego ostatniego można nie mieć wcale. Typy ludzkie, które dotychczas milczały, zaczynają przemawiać - pisać wiersze, powieści - dyktować nowe poglądy na sztukę. Wśród tych właśnie - pomijanych dotychczas ludzi - panuje ożywienie radosne, zapał nagły, wiara w jutro. Tak bywa zawsze. Tak być powinno. Inaczej być nie może. Idzie tylko o to, jakie typy ludzkie w danej chwili mają przodować - tworzyć sztukę i poezję. Czy te - czy tamte? Czy indywidualne, czy pozbawione indywidualności? W jednym z pism czytałem niedawno artykuł, w którym autor, nie chcąc zbyt gwałtowną trucizną przerwać jednostce zbyt twórczego istnienia, wspaniałomyślnie i humanitarnie zastanawia się nad łagodniejszymi sposobami bezbolesnej depersonifikacji literatury, nad jej zwycięskim odindywidualizowaniem. Nowe to zgoła rzemiosło, nowy na Olimpie Urząd Depersonifikatora literatury. Do niego chyba zwraca się w jednej ze swych książek Bolsche z następującymi słowami: "Znasz wszak to miłe stworzenie, zwane w nauce przyrodniczej Królem-Szczurem? W jakiejś belce spróchniałej lub w dziurze starego spichrza, gdzie się roi od szczurów, słychać czasami wstrętny chrzęst i pisk przewyższający zwykły hałas szczurzy. Wreszcie cierpliwość się wyczerpuje. Bierze się siekierę i rąbie się belkę spróchniałą. Wtedy wyskakuje potwór, który się utworzył w ciasnym, brudnym gnieździe szczurzym przez okropne wyniszczenie lub chorobę. Oto około dwudziestu, a czasem i więcej szczurów skłębiło się wzajem i zlepiło długimi ogonami tak, że żaden z nich nie może się oderwać i muszą tak żyć wspólnie mocą przymusu, tworząc taką Syjamską Dwudziestkę! Oto jest ów sławny Król-Szczur!" W tym chorobliwym skłębieniu szczurów nastąpiła absolutna depersonifikacja osoby szczura. Ta Syjamska Dwudziestka, ten powikłany ogonami potwór jest idealnym symbolem wszelkiej w ogóle depersonifikacji, tym bardziej że - jak powiada w dalszym ciągu Bolsche - ogony tak się pono zrastają, iż przez nie odbywa się obieg krwi od jednego szczura do drugiego. Mało nas jednak obchodzi depersonifikacja szczura. Nikt na tym nic nie traci. Ale zastanówmy się głębiej nad tym, co by zyskała Anglia na depersonifikacji Szekspira, a Niemcy na depersonifikacji Goethego, wreszcie Włochy na depersonifikacji Danta! Czy istnieje na świecie taka genialna Dwudziestka Syjamska, która by mogła zastąpić jednostkę w rodzaju Danta lub Szekspira? Czy ta Syjamska Dwudziestka w porównaniu z jednostką posiada dwudziestokrotną siłę twórczą? Jakim szczurem, zachłannym szczurem, był autor artykułu, głoszącego godną bezimiennego rozgłosu depersonifikację literatury! A zresztą ów autor ma swoją bieżącą słuszność. Tylko Król-Szczur jest tworem naprawdę współczesnym, rozumiejącym i odczuwającym dzisiejszą, pełną nowych cudów - rzeczywistość literacką. Tylko Król-Szczur jest najnowszym, najmodniejszym, najznakomitszym, najpopularniejszym poetą. W słowach potakujących pojęciowym nawykom umysłów przeciętnych opiewa nie typowe bóle i radości psychologiczne uchwyconego człowieka szarego, lecz jego poglądy na życie i na sztukę samą. A godna jest podziwu wścibskość i wszędobylskość Króla-Szczura! Jest on uwielbianym Dyrektorem Wytwórni nowych kierunków literackich, dożywotnim Prezesem wszystkich sądów konkursowych, słynnym Redaktorem wszelkich wydawnictw, głównym Nabywcą odznaczonych przezeń książek, nieomylnym Rozdawcą sławy i rozgłosu. Pod swymi utworami podpisuje się zespołowo, w liczbie mnogiej: My - przezwyciężając w ten prosty a nieodparty sposób niemoc i szczupłość osobowej jaźni ludzkiej i zaznaczając nową radosną erę twórczości zbiorowej. Jest w tym wielmożność i przewaga Jego Syjamskiej Mości nad zasklepioną w sobie jednostką. Zdaje nam się, że nie ma chyba zgubniejszych i boleśniejszych dla życia wysiłków, jak zawsze mylne i szkodliwe stosowanie metod jednej dziedziny twórczej do drugiej - nieraz wprost przeciwnej. Na przykład stosowanie zasad mechaniki lub astronomii do malarstwa lub muzyki. Twórczość zbiorowa jest zasadą życia zbiorowego. Trudno jednak tę zasadę stosować do twórczości literackiej. Czyni i to właśnie Król-Szczur w imię tkwiącej w jego duszy i ciele Dwudziestki Syjamskiej. Łatwo mu omamić i obłąkać młodych poetów. Łatwo ich oczarować potęgą i wyłącznością nowo narodzonej ideologii, która dzisiaj jest nie tylko kierunkiem myślowym lub metafizycznym, lecz posiadając niebywałą i niesłychaną dotychczas łatwość wcielenia, przeobraża się z błyskawiczną niemal szybkością w widomą, realną instytucję społeczną. Wartość idei mierzymy dzisiaj - zdolnością tego właśnie wcielenia się w życiu zbiorowym. W tym widzialnym wcieleniu, w tej żywej realizacji, w tym piętrzącym się ku nieznanym jutrom budownictwie idei tai się jakaś nowa, nie dość jeszcze zbadana epoka współżycia. Może z jej dna, z jej zawiłego chaosu wyłoni się kiedyś nowa sztuka, ale nic Król-Szczur odsłoni jej tajemnice, nie on będzie jej odkrywca! Poeci zawsze uważnie i domyślnie są wpatrzeni w dzień ostatni i w ten następny, który ma nadejść dopiero. Zawsze są gotowi do przyjęcia nie tylko nowej radości, lecz i nowego smutku, byle był nowy - byle był inny niż ten, który dział się wczoraj, a który dzisiaj już się dziać nie chce i nie może. Poeci nigdy nie szczędzą żadnych ofiar, byle tylko rozstać się ze starym, przebrzmiałym wierszem, z przestarzałą treścią i formą i uzyskać wiersz nowy - wiersz, który budzi zamarłą już uwagę słuchacza i roznieca na nowo zapał twórczy w samym autorze. Poeci zawsze wróżą - zawsze wyprzedzają swój wiek i swoje otoczenie - i zawsze, mówiąc słowami jednego z nich, jak żuraw z szyją w przyszłość wyciągniętą lecą ku nie zwiedzonym światom, gdzie na nich czekają śpiewne zdobycze słów wiecznie młodych i tajemnic wiecznie niecierpliwych. Z tych słów, z tych tajemnic pragną utkać wiersz laki właśnie, żeby potrafił pochłonąć nowe znoje i nowe radości dnia ostatniego. A choćby ów dzień ostatni - bezserdeczny i niewyrozumiały - żądał od nich ofiary z poezji czystej i prawdziwej, uczynią i taką ofiarę, byleby zniewolić słowo do nowych prób i nowego brzmienia. Wiersz dzisiejszy różni się od dawnego i rodzajom budowy, i rodzajem rymów. Wiersz dawny - swoją sylabiczną, a czasami i toniczną śpiewnością, ujętą w muzycznie uzasadnione strofy i wygrodzoną od reszty nieśpiewnej rzeczywistości rymami, zasadniczo wyodrębniał się od tej rzeczywistości i nie dopuszczał w samym pomyśle do swego - tak czarownic obronnego - wnętrza codziennej pojęciowości, bieżącej szarzyzny znaków porozumiewawczych. Brak nam miejsca i czasu, aby tu przytaczać wyniki badań najnowszych nad fizycznymi źródłami i podstawami rytmu. Zaznaczymy tu tylko mimochodem, że wszelkiemu procesowi istnienia towarzyszy ruch rytmiczny. Łatwo to sprawdzić na obiegu krwi, na biciu serca, na ruchach gwiazd i planet. Nawet w wykonaniu zwykłej pracy koniecznej do dźwigania ciężarów, do przesuwania ich z miejsca na miejsce - pomagamy sobie nieświadomie i mimo woli piosenką solową lub chóralną, która nam ułatwia wprawienie ciała lub kilku ciał w ruch rytmiczny, aby go uzgodnić i przelać na martwy ciężar. Praca twórcza jest tak samo i przede wszystkim pracą rytmiczną. Ujawnia ona swój rytm w utworach, z tego właśnie rytmu bezpośrednio powstałych. Piękno tych utworów między innymi polega i na tym, że swą budową stwierdzają śpiewne źródło swych narodzin - że przejrzyścieją całkowicie niematerialną istotą rytmu, który był ich pobudką twórczą i który towarzyszył ich wcieleniu. Słowa idą w ślad za rytmem przewodnim jak za nicią Ariadny. Najpierw rytm, a potem słowa. Idą w ślad za tym śpiewnym nawoływaniem, które je wabi i pociąga, i zmusza do ułożenia się tak właśnie, ażeby się stały niespodzianką, objawieniem - czymś żywotniejszym od samego życia. Upojone rytmem tańczą na znak swego radosnego wyzwolenia z pęt szarzyzny i pojęciowości - na znak cudownego powrotu do pierwotnego źródliska barw, kształtów, szumów i szelestów. Te rozpląsane, rozśpiewane, wolne i nikomu nieposłuszne słowa zrywają wszelką łącznicę ze słowami mowy codziennej i porywają do tańca te tylko myśli i uczucia, te tylko sny i zjawy, które zaczynają istnieć i być sobą dopiero w tym wyzwoleniu - w tym objawieniu słownym - w tym triumfującym górowaniu nad beztwórczą i martwą, chociaż ruchliwą i zgiełkliwą codziennością. Ale zdarzają się i takie lata - mitrężne, bezskutecznie smutne i o lepsze jutro nadaremnie rozmodlone lata, kiedy -ów taniec, ów pląs zbuntowany przeciwko prozie życia - nagle traci wiarę w swą pijaną i opętaną rację bytu i potyka się o własne zwątpienie, i rozchwiewa się, i ustaje. Stary taniec wychodzi z mody, a nowego nikt jeszcze nie wymyślił. Poeci zresztą nie chcą, nie śmieją już tańczyć. Wstydzą się tańca. Poszukują nowego opętania - opętania trzeźwością, rozsądkiem, twardą logiką codziennej walki o byt... Jest to opętanie bezśpiewne, beztaneczne... Trawi ich nagła, zapalczywie powszechna niewiara w twórczą wartość jednostki - w jej wyłączne prawo do rytmicznie pogłębionej komunii ze wszechświatem. Dawniej tracili rozum dla wyżyn. Dzisiaj tracą dla nizin. Dawniej pragnęli czarów i uroków. Dzisiaj pożądają przeciwczarów i przeciwuroków. Aby tym trzeźwym prądom dać dostęp do zamkniętego w sobie wiersza - poeta rozluźnia ten wiersz, łamie rytm aż do stopnia zupełnej bezśpiewności, tłumi pląs rozzuchwalonego, usamodzielnionego słowa. Czyni wszystko, aby wiersz uprozaicznić. Odrzuca dawny wiersz wolny jako zbyt jeszcze pląsający. Usuwa go w przeszłość, przezywając wierszem zwolnionym, aby swemu wierszowi przyswoić uznane miano wiersza wolnego, a więc jeszcze wiersza... Jest to już jednak - proza, jeno graficznie upodobniona do wiersza. Poprzez szpary i szczeliny rozluźnionego, a właściwie wytępionego rytmu wsącza się bez przeszkody treść ideowa, tendencyjna. Nawet rymy w takim wierszu są niezupełne - oddalone i tak nieśpiewne, że nie stanowią żadnej tarczy przed napastliwą zewsząd prozą. Mogłyby wpłynąć dobroczynnie, gdyby powstały w tym celu, ażeby umożliwić zjawianie się na końcówkach wierszy tym słowom, które się tam dotychczas - trafiając na nieustanny opór usłużnej gotowizny stałych rymów - zjawić nie mogły. Toteż zdaniem jednego z dawnych poetów, całą swoją wynalazczość twórca rozwija w obrębie tych pierwszych słów w wierszu, słów nierymowanych. Pomijając wszakże podrzędną sprawę rymów, powracamy do niezmiernie ważnej sprawy rytmu. Słowa wykolejone z rytmu stają się tak bezoporne i bezbronne, że, istnieje nawet pewien kierunek teoretyczny, który doradza pilnej metaforyzacji każdego niemal słowa, aby je uchronić przed natarczywością wszędobylskiej prozy. Z rytmem związane są rozmaite możliwości twórcze wiersza. Rytm pozwala gromadzić w wierszu coś, co się rozwija i upływa w słowach i poza słowami, coś, co albo zastępuje istotę czasu, albo jest samym czasem. To coś upływa na kształt powtarzalnej melodii, którą można raz jeszcze od początku do końca zaśpiewać z tym przeświadczeniem, że znów tak samo jak dawniej zacznie istnieć i trwać - i tak samo jak dawniej skona, zachowując za każdym zgonem tę samą rytmiczną zdolność zmartwychwstania. Poznajemy wiersz nie tylko po jego słowach i treści, ale i po tej właśnie poza słowami i poza treścią ustalonej w naszej pamięci bezsłownej melodii. Przekład wiersza wówczas dopiero jest doskonałym przekładem, jeżeli słuchacz, nie znający języka przekładu, poznaje oryginał po tej właśnie bezsłownej melodii, na którą się składa i rytm, i stopa metryczna, i następczość dźwiękowa wyrazów, i ich powtarzalność, i wiązanie się w zdania, i spadki tych zdań, i sama intonacja, czyli wszystko, co jest wierszem prócz wiersza widomego i namacalnego. Ta właśnie melodia, to niepochwytne strumienienie się wyrazów jest odwzorem czasu uciułanego w danym wierszu, a niezbędnego dla rozwoju samego wiersza, samej treści, która w tym czasie w umyśle poety się naradza. Twórczość jest właściwie notowaniem tego rozwoju. Gdyby kwiat potrafił w słowach trafnych i odpowiednich na byle jakim liściu notować swój rozwój rytmicznie stopniowy od chwili, kiedy zapragnął być kwiatem, aż do chwili, kiedy się nim stał - ta jego drobna na pozór notatka byłaby cudownym utworem poetyckim. Wiersz - to właśnie owa odrobina rozwoju serdecznego, która się w danej chwili z przyczyn mało wiadomych, ale już niepowtarzalnych - zdarzyła. W godzinach bowiem twórczych przybywa zawsze jakaś treść nowa - coś, o czym poeta przed chwilą jeszcze nie wiedział albo wiedział niezupełnie - zgadywał zaledwo - przeczuwał we śnie, tak że przed chwilą jeszcze nie mógł tego właśnie wiersza napisać. A teraz pisze, bo już wie - albo pisze w tym właśnie celu, żeby się w tej chwili o całym świecie i o sobie, i o swoim wierszu czego nowego, nieznanego dowiedzieć. I dowiaduje się czegoś nieraz bardzo maluczkiego i niepochwytnego. Czegoś, co jest i na zawsze pozostanie tylko - napomknieniem. A jednak to napomknienie przyczynia się do narodzin wiersza, wzbogaca jego treść, góruje nad słowami, usprawiedliwia powstawanie słów nowych, staje się jedynym powodem, dla którego wiersz na świat przychodzi - przyjść chce i musi. Rytm spełnia jeszcze jedno tradycyjne i historycznie szlachetne zadanie, a mianowicie: ułatwia wierszom wrodzoną im zdolność utrwalania się w pamięci ludzkiej. Nie w książce, lecz w pamięci ludzkiej wiersz lubi przebywać. Można by w tym właśnie miejscu wymienić cały szereg wysiłków i pomysłów zasługujących na specjalną nazwę - artyzmu mnemonicznego. Poeta sam siebie nie podejrzewa nawet o te - najczęściej nieświadome - zaklęcia i czynności magiczne, z których pomocą stara się przedostać do pamięci ludzkiej! Cytowanie wiersza z pamięci jest najcenniejszym dowodem zachwytu i uznania, a jednocześnie najprostszym warunkiem oceny jego wszystkich osiągnięć i wynalazków. Zresztą - według zamierzchłej i dostojnej tradycji - wiersz powinien przemawiać nie tylko do serca i umysłu, lecz i do pamięci. Śpiewak powierzał swe pieśni pamięci rapsodów i żonglerów, toteż poeta, którego przeszłością jest przeszłość wszystkich światów i zaświatów i który zawsze jest wpatrzony w czasy pierwotne - powinien tworzyć swe wiersze tak, jakby nie było druku. A właśnie wiersz dzisiejszy, wiersz uprozaiczniony - niechętny rytmom, liczący przede wszystkim na swój pozór graficzny, jest wierszem - że tak powiemy - pomyślanym w druku i w druku urodzonym, wierszem, który nie przemawia do pamięci i niełatwo do niej przenika. Na ruinie rytmu trudno poezji ołtarz budować. Wiersze - śmiertelnym piętnem prozy zabójczo znakowane - wałęsają się po świecie jak upiory z tym w karku utkwionym sztyletem, którym je niegdyś zamordowano. Nadmieniamy tutaj mimochodem, że o ile cios wymierzony w stopę metryczną rosyjskiego wiersza tonicznego jest dla niego reformą, o tyle nie jest żadną odmianą wynalazczą dla swobodnego pod względem metrycznym wiersza sylabicznego. Wiersz sylabiczny czeka dopiero na swego reformatora. Rytm nadaje słowom samodzielną wybujałość, skrzydlatą odwagę trwania ponad treścią. Czytelnik, który chce pochwalić powieść, mówi zazwyczaj: "Cudowna! Wspaniała! Zapomniałem, że czytam, że mam książkę w ręku!" Wszakże dość dziwnie brzmiałoby w ustach czytelnika zdanie - "Czytałem wiersz tak piękny, żem - czytając - zapomniał, że to wiersz!" Pojęciowy język prozy powinien być artystycznie znikliwy, aby dawać pierwszeństwo treści w nim zawartej. Przeciwnie - słowa wiersza powinny być nieustannie wyczuwalne. Wiersz jest nie tylko myślą - obrazem - treścią. Jest on ponadto jeszcze samodzielnym tworem słownym, który się z magii słów narodził i tę magię nadal uprawia. Twórczość językowa jest nierozerwalnie związana z twórczością poetycką. Jest ona doniosłym zjawiskiem nie tylko literackim, lecz biologicznym. Jest triumfem człowieka nad sobą samym, jest przedłużeniem jego istoty w światy pozazwierzęce. Niektórzy z filozofów nowych uważają to właśnie zjawisko - ten cudotwórczy proces - za najżywotniejsze źródło narodowości, za nieomylny znak jej rozwoju i rozkwitu. Język jest nieustannie żywym i olbrzymiejącym skarbem, w którym literatura narodu przechowuje każdy nowy nabytek intelektualny, każde nowo uzyskane uczucie, każde nagle pochwycone pojęcie. Przypomnijmy sobie raz jeszcze ów historycznie stwierdzony fakt, że w okresie niewoli słowo naszych poetów stało się zwycięskim spoidłem narodu, jego bytem wewnętrznym i niepokonanym talizmanem, chroniącym od niebezpieczeństw dookolnych - niematerialną podstawą jego nieśmiertelności. Poeci przychodzą na świat z wrodzoną wiedzą swego nowego - dotąd nie znanego jeszcze wiersza. Z taką właśnie wiedzą przyszli na świat najmłodsi nasi poeci. Może ten wiersz wiedząc o sobie to, czego my o nim nie wiemy, pragnie się narazić na wszelkie możliwości - na wszelkie niebezpieczeństwa twórcze, aby w ten sposób trafić na ścieżki przez innych dotychczas przeoczone? A może chce się zapobiegliwie zdeformować w tym zuchwałym celu, żeby w każdej chwili być gotowym do przyjęcia nowej, niespodzianej formy? A może tak jest zajęty rzetelnym sprawdzaniem siebie i swoich przeznaczeń, że zwleka tymczasem z ostatecznym wybuchem twórczym? Trudno zgadnąć, ile baśniowych i cudacznych, ile tragicznych i zachłannych trosk i wysiłków tai się na dnie każdego wiersza! Trudno się domyślić, jakimi środkami - jakimi napomknieniami i zaklęciami wiersz zły lub dobry potrafi przyswoić sobie teraźniejszość - zaskarbić przyszłość - przewidzieć własne swoje jutro i swoje pojutrze, ażeby wreszcie zbudować odpowiedni swego twórcy instrument, na którym odtąd grać będzie. W dramacie Norwidowskim, pt. Za kulisami, Arlekin udając, iż trzyma w ręku nie istniejącą gitarę, wtóruje sobie na niej mimicznie i przy tym mimicznym wtórze śpiewa piosenkę o kotku, który wlazł na płotek. Pierrot odbiera mu mimiczny instrument, ażeby z komicznie naśladowczym zapałem - w podobny sposób zaśpiewać podobną piosenkę. Podobieństwo instrumentów mimicznych ułatwia naśladowczą zgodność obydwu piosenek. Ten sam mimizm duchowo-wewnętrzny staje się rytmiczną pobudką do stworzenia pokrewnych sobie wierszy. Każdy poeta gra na jakimś instrumencie mimicznym. Tym instrumentem, który częstokroć symbolizuje szkołę literacką - bywa lutnia, lira, flet, cytra, ligawka, fujarka. Symbol jest konkretem dopóty, dopóki daje wyniki konkretne. Pod wpływem tego symbolu poeta mimo woli lub świadomie przybiera pewną postawę mimiczną. Inne wyniki twórcze łączą się z postawą klasyczną, pseudoklasyczna, a inne z postawą romantyczną, symboliczną, naturalistyczną, realistyczną itd. Każdy aktor głęboko odczuwa i rozumie doniosłe znaczenie mimizmu dla sztuki scenicznej. Każdy aktor wie, że odruchem ciała i wyrazem twarzy musi poprzedzić pochwycenie tonu danej roli. Inaczej przemawia człowiek, który siedzi w fotelu staroświeckim, a inaczej człowiek, który stojąc przed tłumem ręce na piersi skrzyżował. W życiu codziennym wydaje nam się, że najpierw odczuwamy lęk, a potem dopiero bicie serca. Badania psychologiczne wykazują nieodparcie, że najpierw bicie serca, a potem - jako wynik jego - uczucie lęku nadbiega. Wszelkiemu uczuciu towarzyszy ukryta w nas postawa mimiczna. Wielki poeta ma własną postawę - własny instrument mimiczny. Ale się zdarza czasami, że niewidzialna lub widzialna dłoń despotycznej rzeczywistości podaje poetom nie dość śpiewny i nie dość bogaty instrument mimiczny, zmuszając ich do przybrania tego, a nie innego wyrazu twarzy - tej, a nie innej powszechnie uchwalonej maski, która się staje z wolna ich dozgonnym obliczem. W takich razach poeta albo ulega bez walki, albo ulegając narzeka, jak narzekał Asnyk na swoje pozytywistyczne pokolenie. "Taki poeta - jaka jest publiczność" - mówi z goryczą W jednym ze swoich utworów. Pomimo wszakże tej przelotnej goryczy posłusznie bierze do rąk ów instrument mimiczny, który mu podaje ówczesna publiczność. Jakiż instrument mimiczny podaje nasza epoka młodym poetom? Czy są wśród nich tacy, którzy grają na własnym instrumencie - grają uporczywie wbrew całemu światu? A może nadeszły czasy, kiedy dusza poety chce się mimicznie upodobnić do człowieka szarego, ażeby uzyskać samopoczucie zbiorowe i mówić o sobie w liczbie mnogiej? Lub raczej poeta dzisiejszy próbuje dopiero jakichś nowych instrumentów mimicznych i na żadnym grać dłużej nie chce?... Odrzuca kolejno wszystkie i dumny jest Z tego właśnie, że odrzuca i żyje samym tylko śpiewnym lub półśpiewnym wyczekiwaniem? Przypominamy zdanie wygłoszone na początku naszego szkicu: "Cokolwiek się powie o poezji - jest błędem." Chętnie się spowiadamy z poczucia tego błędu i wyznajemy, że nie potrafimy odsłonić tajemnicy tego dna, gdzie się odbywa cud powstawania nowej sztuki. Wiemy tylko, że cały szereg młodych talentów pracuje nad wydobyciem z dookolnego mroku - tych świateł, bez których życie staje się brzemieniem nie do zniesienia. ("Rocznik PAL", 1937-1938, Warszawa 1939) na podstawie: Bolesław Leśmian, Szkice literackie. Opracował i wstępem poprzedził J. Trznadel, Warszawa 1959, s. 76-91 BOLESŁAW LEŚMIAN ==========================================================================================================
-
Diabeł z Anioła
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
w ciemności nocy błyskały grzmoty łuną anioł z niebios spadł podołom ziemskim ziemia stękała drżeniu przeszyła grozą ślepa czerwień odbiła światła odblasków, anioł z nieba w ognie w czeluście upadł z podciętym skrzydłom z grzechu pychy oprzytomniał myślą ciała w metamorfozie, na diabła się przemienił anioł-o mój Boże! strach potworny krążył wszędzie w lichu zło tańczyło błędnym kołem karuzeli złud wszędzie panowała straszna w ryku muzyka w tańcu wiatru porywcza nawała goniło zło, świat zamarł zatrzymał czas ruchom zegara Boska ręka w gniewie żywiołu biła anioła siała spustoszenie falami ognia pędziła w tornadzie bicza smagała razami pleców, szczytu sięgał ów!Huragan goniący potwora z marsem czoła twarzy w gniewie poruszony, Aż!Do kresów ziemi w otchłanie w głąb piekła do przepastnej czeluści złego wygoniło z wyroku, słychać było jeszcze wrzasków potworne echo-echu jęczące z bólami zagłady swojej rany z krwawicą dostało za przewiny rózgami kary z niebios ręką łzą gorzkim grzechu i z nagany z wiecznością, wszystko nagle ucichło jak przyszło z ciszą świat wrócił naturze swoje piękno czaru i uroku zjawisko ucichło i odeszło swoim ścieżką żywiołu promień wschodzącego słońca rozbłysnął niebiosom, anioł w co? w diabła się przemienił-zasnął umęczony z ranami krwawiąc w ziemskie ukrył się w ostępy azylu bał się wyjrzeć oczom Bożego spojrzenia i gniewu w piekielnych labiryntach skrył się osobą kontu, na zawsze musiał pozostać już banitą wygnańcem zła czasami w noc czarną wychodzi światu z łzą w oku spogląda w niebo aniołów gdzie,był szczęśliwy w raju ale!Sprzeciwił się Bogu swojemu Panu!-Diabłem zostając. ==================================================== W Ciemności nocy błyskały grzmoty łuną Anioł z niebios spadł podołom ziemskim, ziemia stękała drżeniu przeszyła grozą ślepia czerwień odbiła światłami odblasków, Anioł z nieba ognią w czeluście upadł z podciętymi skrzydłom z grzechu pychy oprzytomniał myślą ciała metamorfozie na Diabła się zamienił Anioł-o mój Boże!, Strach potworny krążył wszędzie lichu zło toczyło błędym kołem karuzeli złud Wszędzie panowała straszna wirom muzyka w tańcu wiatru porywcze tornado goniła zło Świat zamarł czas stał zatrzymał zegar Boska ręka szałem żywiołu biła Anioła. Siała spustoszenie falami ognia pędziła tornadem biczem smagała razami-krwawicy Szczytu sięgał huragan goniący potwora z marsem czoła twarzy gniewem poruszony Aż do kresów ziemi w otchłanie piekła do przepastnej czeluści złego wygoniło. Słychać jeszcze było ryku potworne echo jęczące bólom zagłady swojej mocy krwawo Dostało,za przewiny rózgami kar z nieba łzą gorzkim grzechom-nagany wiecznością. Wszystko nagle ucichł jak przyszło z ciszą świat wrócił naturze swoje piękno uroku zjawisko odeszło jak przyszło żywiołu promień wschodzącego słońca rozbłysł nieba, Anioł co? w diabła się zamienił zasnął z ranami krwawiąc w ziemskie ukrył kąty bał się wyjrzeć oczom Bożego spojrzenia w piekielnych labiryntach skrył ziemi Na zawsze musiał tu pozostać banitą złu nieraz ukradkiem wychodzi nocą światu. Kamuflując swoją twarzy maską i wygląd chodzi i spogląda w niebo płacząc łzami Wie!,że nie wróci już niebiosom rajskim gdzie?był Aniołem w krainie wieczności. Szczęśliwy jak nikt,a teraz płaci karą bo? sprzeciwił się Bogu swojemu Panu. --------------------------------------- w ciemności nocy błyskały grzmoty łuną anioł z niebios spadł podołom ziemskim ziemia stękała drżeniu przeszyła grozą ślepa czerwień odbiła światło odblasków, anioł z nieba w ognie w czeluście upadł z podciętym skrzydłom z grzechu pychy oprzytomniał myślą ciała w metamorfozie, na diabła się przemienił anioł-o mój Boże! strach potworny krążył wszędzie w lichu zło tańczyło w błędne koła karuzeli złud wszędzie panowała straszna w ryku muzyka w tańcu wiatru porywcza nawała goniła zło, świat zamarł zatrzymał czas ruchom zegara Boska ręka w gniewie żywiołu-biła anioła! siała spustoszenie z falami ognia pędziła w tornadzie bicza smagała razami pleców, szczytu sięgał ów!Huragan goniący potwora z marsem czoła twarzy w gniewie poruszony, Aż!Do kresów ziemi w otchłanie w głąb piekła, do przepastnej czeluści złego wygoniło z wyroku, słychać było jeszcze wrzasków potworne echo z bólami jęczące w krwawicy smagane razami dostał rózgami za przewiny z ręki niebios gorzkim łzą grzechu i z nagany z wieczności, wszystko nagle ucichło jak przyszło świat wrócił naturze piękno w harmonii zjawisko żywiołu odeszło z jądra zamilkło sklepieniem nieba słońce wyjrzało z promieni, anioł z diabła przemieniony-zasnął umęczony! ukryty z ran krwawił w ziemskim ostępie azylu, bał się wyjrzeć światu oczom Bożego gniewu w piekielnych labiryntach skryty osobą kontu, na zawsze musiał pozostać już banitą wygnańcem zła czasami w noc czarną wychodzi światu z łzą w oku spogląda w niebo aniołów gdzie,był szczęśliwy w raju ale!Sprzeciwił się Bogu swojemu Panu!-Diabłem zostając. czasami w nocy wychodzi światu,ze łzą w oku spogląda w niebo gdzie,był szczęśliwy w raju żałował,że Bogu się sprzeciwił swojemu Panu, a teraz diabłem piekła ziemi króluje w potępieniu. -
To kiedy będziesz?
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ja muszę dzisiaj bo jutro nie mogę. A jutro nie mogę bo nie wie,czy będę. Jak wiem,że będę mogę i na dzisiaj. Dzisiaj mogę,na jutro jutro mogę,na dzisiaj. -
Oczy nieba nocy
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Widziałem,jak czarna ciemna noc błękitnym owinąwszy się szalem ćmy W ciemnej poświacie gęstwiny mroku z czarnych chmur wyszła na spacer. I z przymrużonych okien Księżyca mrugała ku Światu z nadiru nieba. Miała na sobie złotawą z woalu szatę utkaną gwiazdami złotymi diamenty. Widziałem,ja tańczącą z polnym wiatrem jak z radosnym uśmiechem rzucała cieniem. Wiatr nucił melodię z porywistym gwizdem aż grzmot piorunu przyklasnął wiwatom. Roztańczył niebo burza czarnej nocy upoił ulewą z nagła spadły deszcz. W tym pijanym tańcu walcom zapomnienia nagle powstał ranek,ze swojego snu. Gwałtownie umilkła noc ciemnością twarzy skryła się gdzieś,za firmamenty chmur. Nagle wschodzące Słońce porannego świtu rozbłysło promienną złocistą aureolą. -
Nasze drogi
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"Każdy z nas zapewne,to wie że są cztery drogi Świata. Ale mamy jeszcze drogi dwie jedna w głąb Ziemi prowadzi.. ta druga ,pod niebiosa" Moja-Złota Myśl. -
Niesprawiedliwość
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"Tyle jest niesprawiedliwości na Świecie ale największą jest to-zabić własną miłość!" Moja-Złota Myśl. -
Pragnienie
Lilianna Szymochnik odpowiedział(a) na Lilianna Szymochnik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"Pragnienie to pożądanie i wielka męka w dążeniu okrutna chęć zaspokojenia celu" Moja-Złota Myśl.