Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rafal Bielan Wierzbicki

Użytkownicy
  • Postów

    226
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Rafal Bielan Wierzbicki

  1. płyń z dala od lądu do utraty woli i skrajnego wyczerpania tam panuje niepamięć nadbrzeżna bezsenność zrasza skronie kroplami światło wypala na nich rdzawe piegi nie było cię wtedy sam kopałem groby i lepką mazią uszczelniałem pomnik w urnach tylko piach i jabłkowy ocet symbolika życia w oparach toksyn jeśli wrócisz w widocznie zmienionej postaci na powierzchni wody zakreślimy smołą prowizoryczny wykres rozczarowań sok z wodorostów zastąpi atrament roślinna faktura wypełni obraz zbyt długo tonęłaś w mętnej akwareli aby teraz umrzeć wypełniona czernią mrugając na koniec pigmentem tęczówki w scenie z własnego plakatu
  2. Dzięki Wam Ludziska, że pomimo mało optymistycznego przekazu podjęliście próbę wysiśnięcia z tego wiersza czegoś dla siebie i dla innych (też). Bądźcie zdrowi! Ukłonesku :)
  3. nadmiar kontrastu ustawia luminal na terapii spokój akceptacja grupy w pracy zamieszki i za dużo kawy nitro w żyłach i większe wyszczekanie tak to prawda psy to robią lepiej a biegają głównie po skwerach i trawie dobrze go nie widzieć lepiej nie dotykać to większy komfort niż z pawiem na chodniku po prostu - bo może on dobry człowiek i zaufa mu innych trzydziestu kilku ważne że chowa w sobie wartość ukrytą choć jest z mezaliansu kozy i ptasznika tylko jaką - nikt jak dotąd nie wie stanowczo zabrania się do siebie zbliżać popełnia wstecznie ludzkie odruchy poprzez chwilę widać że nie troglodyta jak słucha radia wyłącza telewizor kuchenkę pralkę i swój własny widok
  4. Tak Kasiu, jesteś doskonałą deszyfratorką - to jest o emigracji (w szerokim ujęciu oczywiście), o wspomnieniach, o jakiejś tęsknocie, o przeżywaniu nostalgii... Wiersz wzbogaciłem i wprowadziłem jeszcze raz dlatego, że jest dla mnie ważny, bardzo ważny. Pozdrawiam Cię mocno :)
  5. Jako odniesienie i komentarz: przeczytałem ten wiersz tak: wstań ze mną znów bądź wstań przecież już spałaś wstań podnieś się już wstań chce żebyś wstała między blaskiem ekranów z apetytem na nic siedem metrów od ciebie wstań trzeba mnie zranić sorczak za taką dowolność ale to nadal jest tylko Twoje. Dobry tekst skoro daje takie możliwości interpretacji bezpośredniej. Pozdrowizm z serdeczyzną
  6. w rozkruszonej kapsułce czasu widać paczkę kanadyjskich ciastek wędrujących nad atlantykiem sitodruk na białym t-shircie z logotypem pumy znaczony seledynką obszyty ze wszystkich stron świata siedzi i rozmawia z odbiciem w kałuży przypomina sobie koniczynowe pasma jest pod ochroną rąk wyrzeźbionych chlebem razowym i gruboziarnistą solą w południe zamyka się w trójwymiarze kubiku kuchennego z tą samą wysłużoną łyżką z cepelii skąpaną w świętej pomidorówce z niskich podestów jak ty lecisz siostro choć da się niżej - bezpieczniej wiesz - to były takie dziecięce podskocznie kurs latania na niby są takie bajki gdzie droga do domu nigdy się nie kończy odległość odmierza się powietrznie naziemnie dosłownie i nasennie zostają szkice widoków z samolotu i weki z gruszkami z rocznika osiemdziesiąt cztery linie papilarne na zdjęciach były nawet ciepłe
  7. Nie, jak najbardziej, baw się. Tylko, że połamałeś trochę pierwotny rytm - co zaskutkowało złagodzeniem przekazu a miał być właśnie taki, z nerwem. Ale jak wolisz taką konstrukcję to na użytek prywatny rób co chcesz. Zdrów :)
  8. podpisuję się obiema ręcoma ;) pzdr a pod czym konkretnie MDT?
  9. Przyjąłem. Dzięki za poświęcony czas i rozwinięcie opinii. Pozdrowizm!
  10. A jakie ma Pani zastrzeżenia (bądź życzenia) odnośnie wykonania, co jest Pani zdaniem niefachowe?
  11. w podmiejskich klatkach tłuką się goliatki działalność rozumu zapina rozporek duszno kurwa i jakoś nie mam humoru szybę w oknie filtruję photoshopem zaklejam oko ukośną soczewką jeden przechodził mi wczoraj pod nogami jutro już zastawię sektor pułapek nieważne – poświęcę skrzynię z narzędziami z chemii domowej wykonam truciznę na garb założę neuroskafander i koniec z tłumaczeniem o ciężkim dzieciństwie o ojcach trenujących po domach krav-magę o matkach karmiących skażonym litem hodujących seryjnie kolejnego gada
  12. Bianko, "oświetlona" to postać - nie chwila, choć interpretacja podoba mi się. Peel zwraca się przecież do towarzyszki, prowadząc narracje w ramach monologu odnoszącego się jednak do niej. Ona przechodzi (wydawca ją przepuszcza przez portal-luksferę) bo : zamilkła promiennie, bo czystsza, mniej szara, mniej jaskrawa, oczyszczona. Pozdrowienia
  13. ustalmy między nami jednorodną ciszę słowa odmieńmy przez przyjazne przypadki ktoś wczoraj krzyczał że nas nienawidzi zostawmy mu ostatnie znieczulenie naszą nieobecność matującą źrenice nie szukasz przecież nowej przyjaźni na sam moment przed wejściem widzę że znowu zamilkłaś promiennie wydawca przebłysków siedzi w widoku odrębnym - wypełnionym maskującą pustką kryjącą nocne przeprawy fotonów struga gałęzie – buduje tamę może mównicę na nasze orędzie może statek na nieuchronny przypływ czasu milcząca może przejść oświetlona ty musisz poczekać na ubarwienie za dużo szarości i jaskrawych odbić człowieku posiedź tu jeszcze może nie zabłądzisz w chwilach uproszczonych
  14. wg mnie ostatnia strofa nie służy całości, daje wrażenie przerysowania raczej widziałabym ją bez "chudego", a najchętniej wcale ;) tekst posiada "gorączkę", która na "moim czytelniku" robi wrażenie, ale tylko do "przestaje żyć", ("bęc" z entliczka-pętliczka ;) chyba masz w nosie, co czytelnik (a może tylko niektóry) sądzi o Twoich tekstach, ale gdyby przypadkiem.... no to masz jak wyżej ;) Fisiu, nie fisiuj - nikogo nie mam w nosie, ani w dupie. Nie piszę tekstów pod zamówienie. Czytelnik jest dla mnie ważny, krytyk również. Zamieściłem tego tu "chaosłowa" bo zebrał pozytywne opinie "gdzie indziej", chały staram się nie publikować. Pozdrowizm z podziękowizmem
  15. na wieki wieków zamęt i słowa nie są przyjazne postaciom porozrzucane poza szereg zdań we własnych znaczeniach cierpią na bezsenność wetknięte w kolejną chorą krtań na bocznicach rozsądku myśl jest pokraką z bronią wycelowaną w otwarte drzwi nie ma możliwości cichego zapukania każdy kto wejdzie przestaje żyć narracja przeszła na stronę bestii nie zna litości dla hurraintelektu w drugiej części zostanie mesjaszem z czynnym ładunkiem samobójczych gestów
  16. w jedynym zawracającym czasie paczka kanadyjskich ciastek wędrująca nad Atlantykiem sitodruk na białym t-shircie znaczony seledynką obszyty ze wszystkich stron świata zapatrzona w koniczynowe pasma zostaje pod ochroną rąk wyrzeźbionych szydełkiem i włóczką z tą samą wysłużoną łyżką z cepelii w trójwymiarze kubiku kuchennego skąpaną w świętej pomidorówce z niskich podestów jak ty lecisz wysoko choć nie da się niżej bezpieczniej dziecięce podskoków imitujące latanie już na dojrzałych kartkach popuchniętych słownikami wyrazów odległych powietrznie i naziemnie dosłownie – nasennie najdłuższa droga do domu w niepełnym obrządku wychowania własnych 'po co' i 'dlaczego' zamkniętych w wekach z gruszkami
  17. jeśli umierać to w paryskim metrze w żółtym smokingu z dwudziestych lat celując w oko jaskrawym obrazem nabitym serią neonowych barw otrzeć ze skroni ślad po postrzale w bezruch wypuścić latawce wei-fang jak się zastrzelić to w karnawale najlepszym trikiem z braci Marks
  18. pokrzykuj nieco głośniej w tej sali nie ma szczelnych okien żadne słowo nie wymknie się nienaruszone rany zagoją się szybciej niż ukłucia własnych spojrzeń na przedramieniu pozostanie blizna ze skutkiem ubocznym w postaci symbolu wydobytego z fioletowych pigmentów kończymy napisem na czole i kokardą maskującą usta żebyś nie upadła mimowolnie schodząc ze stołu - inna z wyrwanym wenflonem i panicznym strachem przed odbiciem w lustrze
  19. może to serce jest mapą świata a słońce jak u pierwotnych – bogiem i nikt nie ma prawa ocalać nikogo czy skreślać z listy stworzeń ze wszystkich świateł świata dochodzi jeden przebłysk i totemicznym kształtem zasłania blady księżyc
  20. oko syreny zalepione ćmami na Woli ktoś przypadkiem zgubił swoją krtań Wisła jak zwykle wrzeszczy chloraminą wlewa w rybie pyski organiczną stal w łazienkach Sybilla wypuściła harpie siedzi przy świątyni, przepowiada przyszłość Chopin na czerwono maluje postument lody z automatu mają barwę mglistą grochowskie nieloty montują latawce będą przelatywać nieopodal snów na Saskiej baseny ostrzą krawędzie w tunelu zastyga betonowy szczur
  21. Ukłony dla wszystkich którzy przebrnęli przez ten teozoficzny szyfrogram :) Dzięki! Pozdrowienizmy!
  22. panuje tu przejrzystość i cicha więź z tłem obrazów może z Tybetu, może z Indii okrągły stolik przysypany płatkami kart tarota na ścianach smugi pulsujące fioletem wtórują milczeniu zjaw lampy przygasają studzą jaskrawość migających dusz w nieruchomym półcieniu szeptana rozmowa z konstelacją raka ryba ze szklanej półkuli rzuca co chwilę rubinowym okiem na olejny portret Goethego na orzechowej półce papierowa replika ostatniego snu notatka: „Rudolf, skąd przychodzisz, kim jesteś, dokąd się udasz gdy sekwencje życiodajnych barw osuną się w niszę głębokiej pamięci...” w kubku z winem pluskają się mgławice symboli kuzynka karma puka palcami po stole nierytmicznie
  23. Przejście do "tu i teraz" - ot co - a że inna poetyka... no cóż inna, fakt bo i czas inny. Przecinki jak dla mnie - potrzebne. Pozdrowienia
  24. niby pamiętam rejs w koszu z wikliny żółtym kanionem Kępy Potockiej na szarych kartkach z brulionu rodziły się runy małych mistrzów chińskich świecówek na asfalcie rytualne kręgi oznaczone kredą buchniętą ze szkoły dalej, rozciągał się trakt kasztanowy maski piwnicznych kotów, papierowe statki żeglugi kałużowej kły cerbera sąsiadów chroniącego świętą czereśnię było tylko jedno zaklęcie inwokacja naiwnego zachwytu światem teraz, to tylko odłamek czasu zadłużony w banku złudzeń i pozorów efekt przewlekłej alergii na uroki chwil wydzielina z gruczołów cynizmu dalsze losy wędrującego oka niezdolnego do przywołania ujęcia z brzegu betonowej piaskownicy kolejnej zimy zamarzają resztki oranżadowych bajek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...