Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rafal Bielan Wierzbicki

Użytkownicy
  • Postów

    226
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Rafal Bielan Wierzbicki

  1. około czwartej z łańcucha urwał się świt wystrzelił z pomiędzy zieleni sadów, naparł na okna deflorując szyby siedzimy razem w pomieszczeniu, które zbyt pochopnie nazwaliśmy domem poprzez ulotność chwili patrzymy na siebie czytamy każde swoją własną książkę w oddaleniu barykadujemy treści już się nie wymkną z pancernych gniazd naszych osobistych schronów ona pochłania beletrystykę, ja wróżę z pustych kartek złapię czasem jakąś podróżniczą pierdołę albo co innego czasem zaczytuje się w erratach [jakież to fachowe!] pozorna cisza – cyt, cyt, szelest stron i pomruki starych drzew teraz paradoksalnie więcej jest zgiełku niż w pabianickiej szwalni gdy zapadnie prawdziwy bezdźwięk, wieszamy na kołku sporne tematy zaciśnięte pięści brzytwy poranione wyznania marzę o książce zapisanej jakąś nową apostolską ręką czymś na kształt „źródła” tam gdzie jest wszystko - o nas, o was wszystkie odpowiedzi, drogi, przejaśnienia, może jest w jakimś onirycznym antykwariacie choćby wyrwana strona jedna odsłona dla nędzarzy przepasanych niechlujną szarfą codzienności nieumiejętnych poławiaczy darów życia
  2. Zasłyszałem niegdyś o stworzeniu bożym Co pięć znamion na garbie unosi Niebywały okaz zdrowia i urody I ludź to prawy wydawać się może Gromi zuchwalców i w morałach biegły Uprzedza fakty gdy ktoś zaczyn zmąci cechuje się ładem i językiem pięknym do wina zbyt często nie dolewa wody Jedno jego znamię to lico dostojne Przy obrzędach gawiedź mu wielce przychylna Wielkimi słowami karmi plebs mozolnie Sam dla siebie będąc jedyną ikoną Drugie znamię widać gdy pełznie z wieczora W kierunku kaplic gdzie niewiast gromady Urodziwych, zacnych no i z dobrych domów Z każdą z nich popełni wielokrotne zmazy Trzecim znamieniem od święta fechtuje Gdy okoliczność tego wybitnie wymaga uwalnia biednych od dóbr wszelkich nadmiaru Gromiąc nieboraków że przesyt to zdrada Czwartego znamienia prawie nie obaczysz Bo skrzętnie pokryte gadzimi kolcami Z pewnych jednak źródeł poniekąd wiadomo Że tam się ukrywa tobołek z łgarstwami Piąty znamion bucha na wszelakie strony Odpędza wszystkich co mu nie przychylni Przyjmuje jedynie pochwały, dyplomy Pęki kwitów, kosztowności i sierść mrówkojada Poczwara i kardynał można by powiedzieć Lecz komu wartko słowa się potoczą Kiedy słów jakowyś szkoda wypowiadać Ku szczęściu stwór ten to wierutna bujda Nie żywoci nigdzie, jako człek ni zjawia.
  3. poruszamy się krokiem spacerowym nikt z nas nie myśli o codzienności w każdym niepotrzebnie wypowiedzianym słowie lokujemy wszystkie sylaby przebaczania kręte drogi już mniej poplątane sen bardziej spokojny w atrium parkowym - lot trzmiela, brzęk osy wszyscy jesteśmy tacy nieroztropni jak stadko naszych dzieci biegających wokół i woda nad stawami też już nieco inna bardziej swobodna, mocniej przejrzysta tracą na wadzę noszone ciężary kark dużo lżejszy lecz muszę się przyznać że czegoś brakuje w naszych wolnych krokach zbyt dużo sentymentów i rozpraw o niczym o tym co nieważne w tej istocie rzeczy o tym, że padamy co dzień na kolana przed pomnikiem zasłużonych dla wielkiej ignorancji (choć w dzieciństwie tego nie mieliśmy w planach) potem już tylko chwila milczenia tętent refleksji już swój bieg dokończył kołatanie w piersiach i trwały niedosyt a tuż za nami cud rozłożył ręce i zasnął ... przez snem zamiast baranów liczył nasze kroki
  4. Witaj Trampie :) Czy Bródno czy Żoli - wspomnienia chyba podobne - bo my chyba (choć głowy uciąć nie dam) podobne roczniki ? Serdeczeństwa p.s. na Szkicowniku też sobie powspomniałem :)
  5. A co to ma być... ??? lakoniczny (bądź nieco nieelegancki) bazgroł czy może mam problem z odbiorem? wesołych świąt i miłych wakacji :/
  6. to tylko początek mojej prywatnej wiosny nikt nie zaczął rozmowy o dorastaniu nie wiedzieć czemu w perfumerii sadów żoliborskich wszystkie rośliny prezentują nowe linie zapachowe ławka po renowacji, facet z wilkiem, dama z samiczką zasmarkany dzieciak, strażaki miejskie czatujące na miłośników płynów rozweselających nieobecność nie sprzyja pogawędkom patrzę sobie, a wzrok umyka mi w nostalgiczny plener: "dawno temu mały człowiek..." a dalej... kosz na śmieci, ten sam od ćwierćwiecza odwiedzają mnie pierwsze papierosy solówkowy mortal combat na placyku dotyk niesprawiedliwości pierwsze rozczarowania w gildii - dwóje z majmy, uwagi w dzienniku młodocianego przestępcy dalej... zbiór czereśni połączony ze wspinaczką drzewną po czym połamane ręce, ekslibrisy kolegów na gipsowych otulinach starte kolana, Wigry trzy, karabiny z patyków i moc dla nas już nieosiągalna widoczna jedynie w naszych dzieciach to nadal my choć dla niepoznaki okryci stertą pozorów, głupich, niepotrzebnych nawyków plantacja dojrzałych lecz nie zawsze świeżych i jadalnych płodów dalej... patrzę, słucham, wstaję i mam tyle do powiedzenia zastygłe myśli żegnają przyjaźnie mruczącą ławkę
  7. Racja ! dziękuję za odniesienie się do tekstu - pozdrawiam również Rafał
  8. pustka w sakiewce wprowadza niepokój w stan magazynowy twoich szaf innym rekwizytom kończy się ważność czy to ma być ta twoja "konieczność zmian"? stan konta wykpił boleśnie stan ducha spada tolerancja na serwis róż nic mi nie powiesz już miłego z rzęs radykalnie znika tusz żart z nocy już nie taki rześki szelest w przeponie i krnąbrna codzienność [o którą jak zwykle przyjdzie mi rozbić głowę, jak mniemałem dosyć myśloszczelną] w nagłych przypadkach tąpnięć libido akt do znudzenia przypomina zapaść [takie to kurwa kardiologiczne] centralny mięsień już tak nie pracuje choć lat temu kilka był pracoholikiem teraz z zasiłku twoich wyrachowań nie ma szans przeżyć przez kolejny weekend [tłumaczę to sobie nazbyt hormonalnie stłuczony wazon dosadnie zaprzecza przecież testo i proge to bieguny polarne nic wspólnego nie mają z międzyobcowaniem]
  9. Witam, niestety kompletnie nie rozumiem co była Pani uprzejma ująć w tych dwóch zdaniach... Może nieco bliżej bo nie pojmuję. Pozdrawiam Rafał
  10. nie chodzi tu o pomost między teoriami zbyt luźne skojarzenia i terkot w szyszynce żelazny człowiek nie słyszał grzechotek nie było w Weimarze nic z tolteckiej magii Carlos nieco później nurkował z peyotlem a nihilijczyk cierpiał bóle głowy kosząc trawę w Bazylei natrafił na kamień zbyt twardy by ująć dosłowność przemiany „Niczego” nie znali w peruwiańskich wioskach zastęp widzących odmówił bierzmowania i nikt tu nie pyta kiedy będzie wojna nikt też nie skłania się do uśmiercania na kontynecie marszobieg idei pełnoprawny zalążek dramatu w drodze do Ixtlan brakuje wytchnienia mniej tu jednak przemocy w misteriach datury każdy praktykuje porządek plemienia duma pragnie ofiar dla nieskończoności od tego alergii dostał Zaratustra w zaświatach nie znają pojęcia nadczłowiek cień wędrowca widać wyraźnie ćwierćmroku wyzwolenie ku rzeczom dają na kolację na dobranoc rozdział opowieści mocy arcyludzik, [mniemam, rzecz o dominacji] dyrygował w chórze przyszłych euronazi rytmom defilad nie dotrzymał kroku zasnął bezwolnie uśmiercając bogów w Andach ćwiczą śnienie w kształtach bloków skalnych
  11. jakby opisać ten stan rzeczy kiedy wir kolisty nachalnie plącze gdy światła nie uświadczysz w wersji tymczasowej dostępne jest tylko dla chorej wyobraźni mnogość zmyśleń stawia dość pokraczne kroki Detektyw Perspektyw mami erudycją choć błazen i idiota, jednak pod przykrywką [a nam pozostawia arkusz niedomówień] pióro zbuntowane zatacza półkola szkoda jedynie, że na pustosłowiu ferment oznakowań daje złudną pewność nikt nie ma odwagi stawiać drogowskazów potocznie całkiem nieźle, tylko gdzie wymowa w rubrykach jak dotąd biegają bezczasy niby to wartkie i dobrze przyswajane tylko nikomu nie przyszło do głowy że wprowadzone dane są niepoczytalne [dalej z piórem w ręku udaję niemowę]
  12. zarzucam ci odrobinę byś w chwili wolnej od złudzeń chciała umyć ręce w kabinie gestaltu oni tam mrugają przyjaźnie. mnie cukierkowość uwiera nudzi i dręczy dwururkę nosa. słowem nie służy czasem wolę po prostu tylko męskie towarzystwo. wódkę nad Wisłą upuszczoną z gwinta. płaszcz doznał catarsis w pralni chemicznej. my dalej 'angard' i nikt tu nie ma racji. poprawiam ci grymas mówisz 'to nie papier mache'. taki psikus, a ty tak na poważnie. przyprawy, ocet i przegiełaś z curry [a żółty podobno to ten od zazdrości]. komunikat przypomina spoty reklamowe niestety ja w branży dziesięć lat funkcjonirren nie reaguję na ten ferment słowotoków. zbyt to dla mnie 'noisy' wolałbym chyba krępującą ciszę. ty w zamian odwiedzisz sabat koleżanek, wylęgarnie plotek lub wpadniesz w pracoholizm [w doniczce wyrósł porozumianek - mówisz że to na pewno żeńska roślina].
  13. rybacy rozciągnęli sieci na płaskowyżu porozumienia www.wszystko.org nikt komu bliski jest bezzamysł nie ma złudzeń pustka wielkich plącze się z opuszczeniem maluczkich każdy ma coś do powiedzenia choć milczy przy osobistym lustrze w towarzystwie filiżanki espresso siedemnasto-calowe uniwersum uruchamia puls bijący w sekwencji powiadomień o nieodebranych pocztówkach w zakątku przyciemnionego pokoju półmrok wykończył nerwowo parę tęczówek pląsających po szkalnym pulpicie składając podziękowania dla nieprzespanej nocy i jej podręcznego słownika wyrazów niemych w bezsenniku pojawiło się kolejne wyjaśnienie symbolu pajęczyny
  14. Espeno, dzięki za odniesienie się. Często spotykam się z określeniem "przegadane" w wielu komentarzach - im dłużej to słyszę tym bardziej się zastanawiam o co chodzi?! Czy to taki standard komentarzowy -sam już nie wiem, za dużo ludzi się tym posługuje... Oczywiście proszę nie brać tego personalnie :) Pozdrawiam również Rafał
  15. stąpam po kamieniach milowych z przypiętym do kurtki emblematem czasu na rozległych wydmach codziennych wydarzeń pamięć głęboką pytam o przyczynę oczy kokietują starą fotografię mgielny opar balsamuje poszczepienne rany tembr głosu podrażniony akordem nadziei nie milknie póki butelka na stole ktokolwiek widział kiedyś niespełnienie niech powie dokąd zmierza, wyprzedzimy fakty oddamy do adopcji niech dorasta w pokoju
  16. oddział karakanów z naparstkami na głowach pochłania trutkę mentalną wpadając w sidła dezynsektorów znaki na tarczach zegarowych wskazują południe po przemarszu wrócą do przytulnej szklarni pochowają bohaterów dnia spacerowym krokiem poprowadzą jeńców nie ma mowy o dezercji ostrza pinezek chronią królową koktajl z porannej rosy dodaje mocy regimentom cała robaczywa populacja proponuje kolejny wyścig zbrojeń
  17. ulep ze mnie prawidłowość. bywam czasem zakładnikiem chorób niech palce same ułożą się w klęczki. sam jeden niemocy nie stawię czoła. w prostym formacie nie jest tak trudno. pełzanie po łóżku w wymiarach wieczoru. proponujesz korektę ja wybieram gnicie [we właściwościach pochowanych w czołach] może to niepo-kornik dłubie w sferze mocy. szuka dostępu, zakazanych zaklęć. na postumencie w leniwym półmroku odtwarza się zamęt i dziecinne harce. samostanowienie podaję na deser gdy siłę odkryć mierzą pory roku. widoczność jest lepsza gdy nie stoisz obok. brakiem drogowskazów nie skleisz mi oczu. w źródłach domysłów puszczam szklane statki drogę znam na pamięć na linearnym trakcie na ścieżkach nieznanych zasiewam latarnie na progu upadku czytam list od matki
  18. jestem ponownie gościem tego subtelnego kraju poważnie zainteresowany jakością obrazu postanawiam się przywitać z ławicą znajomych twarzy nieco przytłoczony wizją schodzę piętro niżej bez potrzeby poruszania się bez zabezpieczeń stosowanych w podróżach podłe hamulce euforii a może wyważone slajdy torujące drogę ku właściwościom katastrofa dla nieobecnych wszechobecność dla nieposkromionych i wielka estyma dla niedostępnych odmętów w labiryncie chleba razowego oniryczna mozaika do sklecenia w poniewczasie gdy część tajemnicy kryje się zasznurowana w kruczych gardłach lub w rozbieżnościach plądrujących stertę gruzu doczesności błogostajny paraliż do końca świata paraliż do końca światła paraliż do końca marca para z płynnych niegdyś początków i zakończeń bez zakłóceń tła
  19. przeszliśmy na pop-islam nikt nie krzyczał w globalnej wiosce prawie nastało lato sączone z butelki lekkie, ale zaburzające motorykę kroku mekkę zbudujemy na Kabatach meczet stanie w każdym markecie na głowach porosną nam turbiny w zawartościach archiwum skasujemy wszelkie dziedzictwa legendy, prawa, tradycje niezauważalnie przemykamy przez katolicką powszedniość modniejsi niż zegarki Fossila i weganizm z osiedlowego minaretu pieje folk ciskany z głośników JBL taki czas jak ten już się nie powtórzy zgiełkom zadamy ostateczny cios plastikowe torby uzupełnimy dewocjonaliami i w drogę, salam indoktryna wykipiała z ekologicznego dzbana w wersji drink & walk bierzmy i żłopmy aż do wypalenia krtani i trzewi
  20. jaki ja tam nowy... ktoś mi tak kiedyś powiedział, że dobrze się zapowiadasz... ale nieco się omylił - niestety... pozdrawiam - dzięki za odniesienie się do tekstu
  21. Wyrazem przemyślenia - popełnię korekty bo zgadzam się z komentatoranami w zupełności a co tam i niech tam - nic nie tracąc na wartości porozwiewam wątpiliwości (swoje i innych) Zdrowia :)
  22. ktoś zabronił dźwigać życie mocne pędy bluszczu nerwów studzą w pyłach mroźnowinnych pląsy cząstek schyłek drżenia rąk zastygłych spacer cieczy po pomniku ust zapadłych w kosz bezruchów bezimiennych, nieaktywnych kamalocznych dzwięków głuszy
  23. w typowo praskim oknie mgła wdziera się przez framugi tłoczona prosto z kadzideł kościelnych wież na stole para szklanych przyjaciół oczekuje napełnienia życiodajną cieczą dwoje, może troje ludzi upycha po kieszeniach swoje grzechy, lęki, niedokończone rozmowy łebki od zapałek obleczone pożądaniem (na chwilę przed potarciem o powierzchowność) sny o wolności pływają w pustym basenie każdy krok dyskutuje z napotkanym schodem kolejnym, dalszym, kolejnym zdjęcia z praskiej wiosny dojrzewają w mroźnym klimacie reżimu sala operacyjna pełna chłodu ociepla się z każdym zwinnym ruchem dłoni chirurga operującego samego siebie prującego z gracją niewinny, zbyt ciężki organ swojego sumienia
  24. kropelkowanie przestrzeni zagląda przez niedomknięte oko splątanie przywołuje regiment jutra ludzie bez powiek krótki metraż bezmyśli to za wszystkie skradzione dziedzictwa za powodzie w dorzeczach legend ludzie zapyleni chaosem niewinni w swoich zaprzeczeniach wobec przemian czasem bezsilni noc zwija gobelin niedojedzone kromki chleba szyją czapki bezdomnym duchom znów powielił się ten nieznośny refleks zniechęcony niedoczynnością świateł upuszczone kaganki wzniecają wiązkę sił palących niecierpliwość źrenic wijących się naiwnych
×
×
  • Dodaj nową pozycję...