Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Boskie Kalosze

Użytkownicy
  • Postów

    3 551
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Boskie Kalosze

  1. Myślisz, że żywot razi? Jednak chyba nie ma przemowy przed ostatnią drogą, gdzie nie pada określenie "żywot"? Ale może unowocześnić, powiedzmy tak?: co na tym świecie oddał mi pod zastaw Prześpię się z tematem i dziękuję za sugestię :) A także za wydanie wspaniałego tomiku Magdy Tary! Podziwiam Cię za to co robisz Bogdanie, nie mniej niż Autorkę i Ilustratora... Pozdrawiam.
  2. Mam to samo z Marianną. Wystarczy, że ją czytam, a ona czyta w moich myślach. Ping...pong... - co tam u mojej Magdusi? Powiedz przy okazji, niech mi dopisze rajstopy bo zimno jakoś w Niebie od tych nowych świętych. Wybrakowani, jacyś tacy mało święci, ale cóż zrobić, kiedy Piekło pęka w szwach? Ping...pong... [quote] :))))))) dobrze, że wpadasz, dobrze. Tyle tu wspaniałych osób, że nie można nie wpadać. I Ty jesteś! :)
  3. O, żeby tak Bóg wykrzyknął kiedyś: - Ten to dopiero się spowiada! Dawaj go tu do Nieba, św. Piotrze! Pozdrawiam ;)
  4. E tam, wiersz... spowiadam się tylko, kiedy sięgam po pióro. Jak wszyscy zresztą. Dziękuję i pozdrawiam.
  5. Tego linka ktoś mi niedawno podesłał bo przypomniał sobie moją miniaturkę, która zresztą już była tu prezentowana jako etiuda cis-moll op.10 nr 4: www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=114340 "Bella Notte" wydało mi się strzałem w dziesiątkę :) Także moim, skoro również w filmie ktoś uchwycił taką chwilę, widocznie jest tego warta. Pozdrawiam.
  6. spaghetti - na końcu nitki jej usta --- www.youtube.com/watch?v=1naIffWCh3U
  7. Masz rację Magduś :) Zawsze masz rację...
  8. Valentine uwielbiała spacerować rankiem po antenie telewizyjnej. Dwa razy potknęła się o "Kawę czy herbatę" i opadając z X piętra niczym wielki i rozcapierzony szary liść zerwany wiatrem z gałęzi drzewa genealogicznego, zaglądała przez okna sąsiadom w akwaria z rybkami i do klatek z chomikiem. Pierwszym razem wyglądało to na wypadek, za drugim pomyślałem, że musi w ten sposób polować na coś dla mnie nieuchwytnego, coś, co wychodzi z ukrycia, kiedy myśli zostają na górze a ciało spada coraz niżej. - Widocznie pomiędzy życiem a śmiercią żyją stworzenia dostrzegalne dopiero wtedy, kiedy zbliżyć się do granicy tych dwóch światów? - myślałem nazywając je Istotami Momentalnymi i za trzecim razem już uważniej obserwowałem, jak Valentine ociera się o ich nieprawdopodobne kształty. Spadała dłużej niż trwało to przy okazji spacerów po antenie, jej niespodziewany lot ku ziemi w przypadku raka trwał ponad dwa miesiące. Widać było wyraźnie, jak myśli Valentine oddzielają się od ciała, jak zagląda po drodze do gniazd z ptaszkami i w pochmurne dziury, jednocześnie przez cały czas lotu pozostając w swoim ulubionym miejscu na kocyku między pralką a kaloryferem w łazience. W ostatniej fazie lotu, kiedy bardziej należała już do Istot Momentalnych niż do mnie, zaniosłem Valentine do weterynarza. W przypadku upadków z X piętra zjeżdżałem windą na dół i wolałem "kici... kici..." a wtedy rozbita, ale ucieszona moim widokiem Valentine wyczołgiwała się z piwnicznego okienka, a ja brałem ją na ręce i zawoziłem na górę aby mogła dojść do siebie, pozbierać się jako tako do stanu sprzed upadku. Tym razem nie znalazłem drogi do Valentine - winda dojechała do parteru ale ona leciała dalej, mijając w końcu nawet Istoty Momentalne. Patrzyłem, jak weterynarz napełnia strzykawkę i starałem się zapamiętać dokładnie punkt na podziałce do którego sięgnęła ciecz - miejsce, gdzie będę musiał kiedyś wrócić po Valentine. --- https://www.youtube.com/watch?v=HS2BUr83O-8
  9. Nie piszę wierszy, tylko się spowiadam: co tu zastałem, gdy podniosłem rzęsy, co usłyszałem pierwszej wiosny w sadach, gdzie odlatując zgubiły mnie gęsi. I chociaż potem błądziłem po świecie - widnokrąg skurczył się do obwarzanka, który kupiłem dziewczynie przy święcie, a ona do dziś go jeszcze nie zjadła. Tak wpółzaklęty w ten świat, co mi dany, drugą połowę rozdaję ubogim, bo nie widzieli, jak gaj wiosna mai, mak ich imienia nie wołał z bezdroży. Nie piszę wierszy, spowiadam się tylko - jak człek przed końcem siebie albo świata, oddaję Bogu na powrót to wszystko, co pod żywota powierzył mi zastaw.
  10. Witam i zapraszam częściej :) A Magdzie dziękuję za takie fajne Czytelniczki (skąd Ty je Magda bierzesz, ja tylko zbieram cięgi od tych, których sam znajduję ;)) Pozdrawiam.
  11. Piękna interpretacja, na dodatek przypomniałeś mojego ulubionego bohatera z dzieciństwa :) Dziękuję i pozdrawiam.
  12. Ładne. Wieczna wojna ludzi przełożona na kwiaty. A może nazywając je, uaktywniliśmy tym samym zło, które siedzi w nas samych? I pewnie motyl Rusałka Admirał, kiedy siada na Generale Köhlerze, donosi mu właśnie, że jego hiacyntowy Pink Pearl (Harbor ;)) został zaatakowany przez żółtą mszycę. Pozdrawiam.
  13. Przedrostek nie w znaczeniu słowotwórczym, tylko SłowoTwórczym (na początku było Słowo). Boskie - i tu dodajemy wszystko co znamy, co jesteśmy w stanie pojąć zmysłami. Czyli: Jestem Tym (patrząc od strony Stwórcy) Co do słów Benedykta, nie on wpadł na to pierwszy. Nie rozumiem, co Cię tak rozruszało w tym komentarzu? Pozdrawiam.
  14. Boskie Kalosze

    po sąsiedzku

    Fajny wiersz :) Właśnie dziś czytałem, że Chińczycy będą pozyskiwać ludzką krew z genetycznie zmienionego ryżu. Może zaproponować (po sąsiedzku) Japończykom, żeby to samo robili od razu z sake? ;) Pozdrawiam. Tutaj więcej na ten temat: www.fakt.pl/Chinczycy-beda-produkowac-krew-z-ryzu-,artykuly,136448,1.html
  15. Boskie Kalosze

    po sąsiedzku

    Fajny wiersz :) Właśnie dziś czytałem, że Chińczycy będą pozyskiwać ludzką krew z genetycznie zmienionego ryżu. Może zaproponować (po sąsiedzku) Japończykom, żeby to samo robili od razu z sake? ;) Pozdrawiam.
  16. Już kiedyś to komuś tłumaczyłem w dziale haiku :) Tam było to w kontekście pary, ale również o tym, że Boskie Kalosze nie są parą butów a raczej mechanizmem, który odkreśla postać Boga od rzeczywistości naszych pojęć: [...] Zwróć uwagę na przedrostek. Czyje to są Kalosze? Boskie - a to każe się zastanowić, czy mowa jest wtedy w ogóle o parze? Metaforycznie jest to raczej materialna postać Boga, to wszystko co widzimy, czego możemy dotknąć. On sam tak rzekł o sobie: "Jestem, Który Jestem." "Z samej swej istoty Bóg jest tylko jeden. Dlatego nie może On wejść w świat bóstw jako jedno z wielu innych. Nie może mieć imienia pośród innych imion. Toteż odpowiedź Boga zawiera w sobie zarazem odmowę i zgodę. Bóg mówi o sobie po prostu: "Jestem, Który Jestem". On jest – nic więcej." Benedykt XVI Toteż kiedy patrzymy na cokolwiek, nauczmy się patrzeć tak: Jestem Tym. Widząc chłopca biegnącego przez podwórko, myślmy: Jestem Tym. Widząc matkę opłakująca stratę córki: Jestem Tym. Ptaki odlatujące jesienią: Jestem Tym. To wszystko, co widzimy, czego możemy dotknąć albo w co możemy się wczuć jest właśnie metaforycznymi Boskimi Kaloszami. Reszta leży poza percepcją, jest niewidzialna, niedotykalna i nieodczuwalna. Jest już tylko: Jego. Pozdrawiam mając nadzieję, że teraz to oczywiste, czemu Boskie Kalosze są liczbą pojedynczą, choć nie są... połową pary.
  17. Dziękuję za kolejny wiersz. Nic dziwnego, że widok z okna tak inspiruje :) Wyrażenie "widok z okna" jest metaforą samą w sobie, bo co tak naprawdę widzimy, jeśli się dobrze nad tym zastanowić? To co zostało z wczoraj! (odkrywanie takich rzeczy różni ( między innymi) poezję od prozy, choćby ubranej w najpiękniejsze słowa.) Dlatego kiedyś napisałem o tym wiersz, ale zatytułowałem go nie "widok z okna", tylko Powidok Zmiana punktu widzenia: zarys ławki, drzewa uwidacznia o świcie pędzel z szarej strefy; powracają z powrotem, jakby Amadeo Modigliani zakładał na noc siwe maski. Pod pozorem drzew, ławek, w zatartym kolorze ukrywa brak konceptu na to, co dziś rano - noc chowana doraźnie pod jesienną twarzą, dniem spóźnionym o kwadrans (czyżby brakło farby?) świeżą rysą na ławce, korą zdartą z drzewa, podejmuje to samo co wczoraj - dziś rano. Nawet mgła dzisiaj gęstsza: Amadeo farbę miesza, by zamalować mnie patrzącą z okna.
  18. Witaj! Nawet nie wiesz, jak się cieszę :) Niczego tak nie lubiłem, jak Twojego haiku. Inaczej popatrzyłaś? To tylko zmiana pozycji, a potem znów zastygamy na parę lat. Wieczność jest żurawiem :) ja i syn z nogi na nogę ż u r a w i e
  19. A ja tym orgazmem :)))) Dziękuję, niesamowity komentarz :)
  20. Kiedy sam do końca nie jestem przekonany, czy to nie bardziej wiersz? :) Na przykład zamiast opisywać Jacka, idę na mega skrót (więc raczej to poezja) i co mnie cieszy, okazuje się, że np. Ty również znasz takiego "swojego" Jacka. Więc po co go opisywać prozaicznie, jakie to miał oczy, spodnie, itp.? Jacek to Jacek, każdy go zna... Pozdrawiam.
  21. Ładne, Młynarski powinien Cię wtedy zatrudnić :) Ja nie pisałem w młodości, a potem, jeśli już zakładałem, że muszę umrzeć to buntowałem się jak Faust przeciwko takiej kolei rzeczy. Co mi tam gdybanie, co będzie potem, kiedy mnie nie będzie? Wystarczy, że BYŁEM jednym z wielu. A, że Peel może być dowolny... tak i mój wiersz zaczynał się wersem na kolejną literę alfabetu symbolizując podobną, ale równą samemu Bogu, przeciwną mu Jedność: "Na imię mi Legion, bo nas jest wielu." (Ewangelia św. Marka) ...H,I,J,K,L,Ł,M,N,O,Q,P,R,S,Ś... Huncwot i ladaco jest miłość dla Ciebie Ibi patria ubi bene więc mnie w Piekle Judaszem nie jestem nie zdradzę sam siebie Kolor czarny kocham od bieli się strzegę Lubię jak Ty dusze choć inaczej łowię Łachudrów nawracać ani mi to w głowie Mnichów świętych kocham zapiekłe dziewice Nocą ślę im ciemną niech pożrą ich pice Otchłań sam stworzyłeś nie mnie lecz niewieście Órwę Ci więc oddam od Ciebie nic nie chcę Pychę mam nie po to cierpię od lat biedę Ręki Ci nie podam bo brzydzę się Niebem Skruchy nie okażę nie jestem Twym synem Świętym nie chcę zostać - już jestem Niewinien
  22. Witaj, Krystyno :) Dobrze wracać, gdy też jesteś.
  23. Cieszę się, że jestem źródłem inspiracji tego ładnego wiersza :) Sam podchodzę do tematu umierania na luzie, czy raczej - temat podchodzi do mnie ;) Bogdan Bojny kiedy byłem kiedy byłem małym chłopcem, hej czesały mnie szczotką babcia wespół z ukochaną ciotką kiedy byłem kiedy byłem kawalerem, hej moje włosy ciągnęły się za rowerem dłuższe niż krzyk: hipis! hipis na rowerze! (a ja jadę i nic mnie nie bierze) kiedy byłem kiedy byłem żonaty, hej miałem łeb jak cipka kosmaty leciały na mnie wszystkie przyjaciółki żony jak pszczółki kiedy jestem kiedy jestem po rozwodzie, hej czeszę się i cieszę z tego względu szczoteczką do zębów a kiedy będę gdy będę już całkiem stary, hej przytulę się wieczorem do gitary (w nieparzyste dni gitarą do wieczoru) i patrząc w lustro naprawię w nim błąd piosnką o - tą o tym, że mam wspaniały, urbanistyczny wyyyyygląd (hej, a potem beatlesowskojesienne: ye ye yeee..)
  24. I to jak! Wystarczy przerobić Twój komentarz na wersy i mamy czystą poezję :) widok z okna głębia starych obłoków malowanych spokojem wyważonym wiatrem jesień z refleksyjną skrupulatnością wysącza smutek życia każdy dzień z laboratoryjną dokładnością jakby był pierwszym i ostatnim ale czuję się nie w muzeum w starej bibliotece z klasyką czytam we własnych myślach czyjąś nieobecność
  25. To ja bardzo dziękuję za takie słowa. I pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...