Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Antoni Leszczyc

Użytkownicy
  • Postów

    1 033
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Antoni Leszczyc

  1. Wojak, co żył w Karaibach słonia w lesie był przydybał. I siedział na tym słoniu. i nie tracił rezonu, i kazał się nazywać Hannibal.
  2. Poeta spod miasta Rostock stał przed lustrem z miną sprośną. I tak patrzył w to lustro, i wciąż widział w nim bóstwo, i się kochał w nim z wzajemnością.
  3. Do "Dusiołka" jeszcze daleko, ale przynajmniej droga we własciwym, moim zdaniem kierunku. Zbyt jeszcze prosty i oczywisty jest to symbolizm, zbyt to wszystko oklepane, poopisywane na wszystkie strony, powykorzystywane - ale jest jakaś baza. Przede wszystkim wiersz, jak na rzecz w drugim dnie filozoficzną, jest za wesoły! Ja rozumiem, że lekko, ale mym zdaniem ideałem jest, gdy groza miesza się nie z żartem, ale z ironią. Taką ciepłą - ale ironią. I żeb ywięcej magii w tym było. Niekoniecznie elfów i wróżek, ale czegoś, co by sprawiało, że tekst jest niezwykły w jakimś choć wymiarze. Jak na pierwszy wiersz na pewno nienajgorzej. Znam wielu, którzy mieli na dzień dobry niższy poziom. Ja na ten przykład. Pozdrawiam, Antek
  4. Gorzej: panna to był haker. Święty z kontem jest na bakier. Haker, patrząc z drugiej strony z kontem tym zaznajomiony :)
  5. Jest wielu listonoszy, co trafia więcej koszy ;) Pozdrawiam, Antek :)
  6. Zmyślny farmer z Bielefeld chciał założyć pasiekę. Lecz że brak doświadczenia, to zakupił szerszenia, co źli ludzi skwitowali śmiechem.
  7. Był raz Janko, człek prosty. Na wsi on żył sobie, pośród bydła, buraków, wśród trzody, wśród owiec, wśród i inszych zwierzątek, co w Arce Noego, zmieściły się, choć sam Noe nie wiedział dlaczego. Pośród wróbli, kaczorów, łabędzi, bocianów, kęp trawy, ostu, pokrzyw, perzu i łubianu, pośród pól malowanych rozmaitem zbożem, traktorów, traktorzystek i imprez w kołchozie. Żył sobie Janko spokojnie, aż tu dnia pewnego poszedł Janko na dicho ze swoim kolegą. Widzi mu się zabawa: latają sztachety, w barze jest ciepłe piwo i zimne kotlety. Siedzi, słucha muzyki. By czas wykorzystać, wpada chłopak w sam środek złego towarzystwa. Towarzystwo mafijne: okulary czarne, a w kieszeniach kastety oraz popularne i pomysłów moc szpetnych. Janko słucha, ciele, i wstępuje w szeregi jak amant w pościele. Skok ma być. Plan jest prosty: mieszka tu pan hrabia, mieszka sobie, zbój, mieszka, czym sobie nagrabia. Ograbi się hrabiego: zajdzie Janko nocą i wyniesie co da się, za co go ozłocą. A jak przyniesie skrzypce, co skryte w kredensie, to mu dadzą - bonusem - buziaczka na szczęście. A szczęście rzec szczęśliwa i grzechu jest warte, wcięc idzie Janko po skrzypce. Jest wszak Muzykantem. Idzie Janko wśród nocy. idzie krokiem zwinnym, jak rumuński gimnastyk w występie gościnnnym, idzie, myśli, z myślenia aż cały się słania, wpada wreszcie na pomysł, by wejść bez pukania. Co pomyśli, to czyni: przez okno się wbija i większą tam składkę zbiera niż Radio Maryja. Zwija czajnik i skrzypce, kandelabr, łopatę, fortepian, globus, zegar, z wigilii opłatek, trąbkę, bombkę, kołyskę, bikini i stanik, kamerę, chochlę, grilla i udziec baranii. Zwija, zwija aż zwinął: już oknem ucieka, już wskakuje na rower, by na nim odjechać. I jedzie, choć widoczność ma taką, że zero, bo mu na oczy spada kandelabr z kamerą, nie dziw więc, że w finale z skrzypkami pospołem przychrzania nasz bohater rowerem w stodołę. Alarm włącza się w wiosce: ryczy gumno rykiem takim jak ryczy osioł go widzi oślice. Ryk budzi okolicę. Powstaje pół wioski, wojsko, księża, milicja, detektyw Rutkowski, wstaje każden człek, menda, każde żywe zwierze i śpiący pod Giewontem z kamienia rycerze. Wstają wszyscy, nie dziw więc, że słysząc ambaras chcą jego winowajcę witką w rzyć ukarać. A wina w tym, że Janko, niosąc ów dóbr szereg uciekał - miast powozem - spod dworu rowerem, więc nie był do imprezy gotów należycie... Stąd wniosek: cóżbyś czynił, myśl o logistyce!
  8. Czemu mieszka eks-biskup w Laponii? Na ten temat ludzie postronni mają swe własne zdanie: wszystkiemu winne sanie i zbyt cenny zaprzęg parakonny.
  9. Pani Ania spod Olsztyna miała w sobie coś z olbrzyma. Nic jednak nie trwa wiecznie! Dalsze słowa zbyteczne, więc w milczeniu swą bluzkę zapina.
  10. Król bogaty z miasta Kagera, wielkim fanem był Schumachera. Więc, bez cienia wstydu, stworzył tor dla bolidów i szalał tam na górskich rowerach.
  11. Rozwiązanie (ciekawe!) z drugiej strofy wyrasta: człek ów leżał - na trawie! I koszulkę miał rasta. :)
  12. Pewien Arab z Kataru strasznie bał się komarów. By uniknąć użądleń nosił na głowie rondel i odganiał się plikiem dolarów.
  13. Sprawdziłem :) Słownik jest raczej konserwatywny i starej daty, więc niespecjalnie już podąża za jezykiem i podaje dla tej rodziny wyrazów tylko dwie definicje: raz, że "zapowietrzyć", to jest "napełnić się niepotrzebnie powietrzem" (w odniesieniu do przedmiotów), dwa, że "zapowietrzony", to jest po pierwsze primo imiesłów od czasownika, a po drugie primo, tak jak Pan pisał, "człowiek chory na chorobę zakaźną" (acz tylko w związkach frazeologicznych). Wychodziłoby z tego, że Stachura nie wymyślił wyrazu - ale przeniósł go na ludzi. I starczy, bo to dość już nowatorskie :) Dzięki wielkie, łapę z przyjemnością ściskam :) Pozdrawiam ciepło Antek
  14. Nie wiedziałem, że pisze Pan rymowane. Sprawy natury, nazwijmy, technicznej: na mój gust jest w drugiej strofie małe takie załamanie rytmu - znaczy, łamie się on w okolicach słowa 'podobnym'. Niezbyt podoba mi się też 'rzeka czasu' i strofa z nią związana - to po prostu było już i mało mi się wydaje odkrywczym. Najbardziej podoba mi się koncówka. Widać tę ironię: bardzo ona wiersz ożywia, pozwala spojrzeć na sytuację PeeLa z boku, z dystansem. Poeintuje interesująco - niemrawe w sumie - pierwsze dwie strofy. Zachwycony nie jestem. Ale czasu nie żałuję :) Pozdrawiam, Antek
  15. Przepraszam, że dopiero teraz, ale z przyczyn edukacyjnych przez ostatnie parę dni nie miałem po prost na portal czasu. Teraz czas mam; pozwolę sobie na komentarz odpowiedzieć. Stachura. Udało mi się znaleźć wspomniany wiersz na naszym portalu: jest dostępny pod adresem http://www.poezja.org/index.php?akcja=wierszeznanych&ude=336. Osobiście wydaje mi się, że jest w nim PeeL "zapowietrzony" dosłownie, tak jak zapowietrza się - wybaczą Państwo zupełnie niepoetyczne porównanie - kaloryfer starej daty. To zapewne powoduje też inne, związane ze znaczeniem tego słowo, reperkusje: raz, że PeeLowi widocznie brakuje słów na opisanie swych odczuć, dwa, że - być może - traktuje się go jako odszczepieńca. Zapewne są jeszcze inne interpretacje - ale myślę, że wszystkie wpisują się w "zapowietrzenie" związane nieodłącznie z tlen i jego comrades. :) Nie będę udawał, że w wierszu tym wyrażenie potoczne pełnią jakąś szczwgółną rolę - nie pełnią. Są raczej wynikiem faktu, że ja sam jeszcze nei do końca wiem, jakby chciał pisać: naturalniejszą wydaje mi się mowa potoczna, piękniejszą ta z wierszy Leśmiana, Grochowiaka czy Staffa. A ja lubię, gdy coś jest powiedziane ładnie - trochę jest we mnie z estety. Stąd ten styl, który jest w wierszu to, przynajmniej w tym przypadku, nie próba spojrzenia z zewnątrz - w wierszu PeeL patrzy z dwóch stron, lecz styl nie zmienia - a jedynie wypadkowa tych obu tendencji. Pozdrawiam obu Panów serdecznie, dziękuję za komentarze. Antek
  16. Odnośnie "mi mój mnie moja ja ja ja" - odsyłam tu: http://www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=13152. i wszystko do siebie pasuje, prawda? :) Pzd, Antek
  17. Dobrze się to czytało. Nie powiem, żeby sam koncept był jakoś szczególnie nowatorski - ale, ze względu na słownictwo, czyta się to jak coś nowego. i ma rację Pat - nie jest przekombinowany, i - podobnie jak ona - uważam to za zaletę. Cięzko mi napisać coś więcej - summa sumarum na plus. Pozdrawiam, Antek
  18. Pozwolę sobie odpowiedzieć. Co do punktu pierwszego: tak między Bogiem i prawdą, to pojęcia nie miałem, że to błąd językowy jest - zaczerpnąłem z (własnego) słownika potocznego, jaki słownik, takie błędy. :) Zmienić tego nie zmienię - ale rację przyznaję raz pierwszy. Dwójeczka. Rąb - prócz tego, że w oczywisty sposób łaczy się z księżycem - to także, jak to ładnie ujmuje słownik PWNu z '83: "zaokrąglony lub zaostrzony koniec młota, siekiery itp. przeciwległy płaskiemu obuchowi". Ja wyraz znam w znaczeniu zaostrzonym :) Trzy. Wydaje mi się, że takie znaczenie "zapowietrzenia", w jakim ten wyraz występuje w tym wierszu, jest własnie znaczeniem podstawowym: w takim znaczeniu egzystuje sobie chociażby w "Piosence dla zapowietrzonego" Stachury. A znaczenia potocznego do tej pory nie znałem :) U nas w liceum, wstyd przyznać, mówi się inaczej. Nie ładniej. Inaczej :) Czwórki nie będe bronił, bo to kwestia odczuć. Mi po prostu taka lekko paradoksalna definicja wydaje się najprawdziwsza. Długo by o tym pisać, z dwa wiersze by z tego były :) Piątkę przyjąłem do wiadomości :) Co do szóstki: dokonana forma "poleci" gryzłaby się z niedokonanym "wypada". Poza tym nie podkreślałoby to - jak to nazwać? - częstości występowania takich sytuacji. Tak więc, jak widać, nie ze wszystkim się zgadzam - ale wszystkie uwagi przyjmuję do wiadomości. I na koniec bardzo, ale to bardzo dziękuję za komentarz. Bo lepiej mieć wiersz w dziale P z takim komentarzem, niż w dziale Z bez komentarza takiego. Polecam się więc na przyszlość i przeszłość: gdyby się Panu nudziło niepomiernie, to chętnie przeczytałbym Pana komentarze do innych moich wierszy na tym portalu. Nawet gdyby miały wylądować w Warsztacie :) Pozdrawiam serdecznie Antek
  19. Ja się nie burzę, że to tu - ale jakieś słowo komentarza by się przydało. Zwłaszcza, że pies z kulawą nogą już tu nie zajrzy. Pzd, UJ
  20. Dzięki Wam wszystkim za komentarze. "Niemoje", przyznaję, niezłym było zgrzytem - tym niemniej tak mi to pachniało przymiotnikowym znaczeniem, że aż nieswój się czułem, widząc je oddzielnie. By zaradzić nieswobodzie, zajrzalem do kultowej "Ortografii na bardzo dobry" - no i tam bez cienia wątpliwości, wielkimi bukwami - "razem zaimków pisać niewol... nie wolno" ;)) Pozdrawiam, cieszę się, że są w miarę pozytywne wrażenia... Antek
  21. Mi się koniec końców podobało - jedno mnie, osobiście, razi szalenie. To jest ta powtarzalnośc rymów, znaczy, przeciąganie tych z -szy i -ści z jednej do nastepnych zwrotek. Mimo wszystko, jako że piszesz dosyć klasycznie (pierwszy wers mi się zwłaszcza ze Staffem skojarzył, ale to norma, mi się wszystko ze Staffem kojarzy ;), wartoby te rymy zróżnicować. Może mniejszy dasz wyraz umiejętnościom wartsztatowym - ale się będzie czytało łatwiej i przyjemniej. I pan Jan ma chyba rację - pół tonu wyżej, jeśli chodzi o język. Jak to pisał Miłosz: "...przystoi abyśmy prowadzili/ palcem wzdłuż liter twardszych niż kute w kamieniu,/ jak też abyśmy, z wolna wymawiając głoski,/ poznawali prawdziwe dostojeństwo mowy..." ;) Ale i tak mi się podobało, zwłaszcza, że ja po prostu wolę wiersze rymowane. Z chęcią przeczytam Twoje następne utwory. Pozdrawiam serdecznie, Antek
  22. Mi przejdzie to uczucie. Ono tylko nocą, jak rąb księżyca: ostre, stalowe i twarde. Jak te ćmy, co w przysłowiu przy lampie się tłoczą, jak krew, a miast niej papier. Krew na prześcieradle. To jest jak puste płuca. Chcesz się zapowietrzyć, otworzyć się i tlen pić wszystkimi żyłami... Runąć w dół. Ciąć przestrzenie. Z każdym taki cięciem dreszcze czuć - i jak sól je zasysać wargami. Magia jest w tej chorobie. Sam z siebie wypływasz, wydobywasz dźwięk czysty, bo pusty i głuchy... Głuchy jesteś na wszystko. Jak wierzba milkliwa, ręce kładziesz po sobie i wstrzymujesz ruchy. Wstrzymać trzeba - te chęci! Ja się chęci wstydzę, one są jak nie moje - kiedy je wyplewię... One mi pion mój mącą; sam z sobą się gryzę, jak kolor niedobrany. Jak łoskot w przedśpiewie. To mi minąć powinno. Jeśli nie? Mój Boże! Ile mam zdzierać palce, trzymając rant świata? To jest jak rzut monetą: raz wypada orzeł, a raz ta w górę leci - i już nie powraca. [XI 2004]
  23. Dwa zastrzeżenia: "lecz..." zbiłbym z następnym wersem ("lecz przez witraże"), a po tych drugich witrażach, to dałbym linijke przerwy. Normalnie pewnie i bym sie przyczepił do ich powtórzenia - ale tu mi nie przeszkadzało specjalnie, więc się nie przyczepię. Nadgorliwośćwszak gorsza od faszyzmu :) Ogólnie to mi się podobalo. Najbardziej: "skonani jej nasyceniem" i "wydeptana ścieżka". Na plus atmosfera. Pozostaje mieć nadzieję, że w tych oczach, które już teraz sa otwarte szeroko - bo tak rozumiem końcówkę - będzie od cholery błysków :) Pzd, Michał PS. Jakbyś się przejechała po moich wierszach - to też się nie obrażę :)
  24. W gruncie rzeczy, jak widzę, tęsknimy do tego samego, oby żadne z nas tak utopijnie. Powietrze mieć, dwie nogi mieć, dwie ręce mieć - nie mieć tego wszystkiego, co na co dzień mieć wypada. Albo inaczej: mieć to wszystko - i jeszcze widzieć w tym sierść, sierść którą się warto otulać. W każdym razie: być inaczej. Co z wierszem? Podoba mi się w nim przede wszystkim ostatnia strofa (po jej tonie poznałbym Cię nawet, gdybyś nazwała się Groszkiem), podchodzi mi też "czas, [którego] mi trzeba", "kiełkowanie" i "szamańskie węgle". Te dwa ostatnie widzę jak na dłoni; ta "łąka" też się wizualizuje przednio. I - wracając do ostatniej strofy - wyobraził mi się łatwo minaret. Mój dziadek ma w pokoju taki sam :) Koniec końców myślę jednak, żeś troszkę wiersz przegadała. Dlatego, gdybym miał Ci radzić, to bym trochę wiersz poobcinał jeszcze - przecież te obrazy, jakie przekazujesz, to jakby kolaż; wystarczy, że się będą mglić, a już będą dawały wyobrażenie. Zrezygnowałbym też z przerzutni, gdzie się da (będzie wyglądało naturalniej) i zamieniłbym to "bym..." na inną po prostu formę tych następujących czasowników. Ja wiem, brzmi strasznie zawile - ale chodzi mi (na przykład, jeno fragment wklejam) o coś takiego: czasu czasu mi trzeba! by chwycił wyrwał! szponami zahaczył nitkę marionetki! a rozgołębię bezmanne niebo otetchnę ciszą wykiełkuję w czyichś oczach pulsem łąki woń wijącej w słońcu Rzecz jasna to jest Twój wiersz - więc to w sumie jest bezczelne, że się tak wtrącam :) Ale ja, jak powszechnei wiadomo, okropny jestem niepomiernie :) Wracając do ciekawszych ode mnie tematów: jest coś w tym wierszu, co mnie do niego przykuwa. Może to jest po prostu fakt, że Cię znam na co dzień - a to jest okazja, bym Cię poznał lepiej. Może to jest po prostu ciekawskość, wiwisekcja - ale przecież rzeczy, które się pisze w wierszu, nie nosi się jak naszywki. Więc, że na co dzień łatwiej się śmiać, niż dumać - to tu chce mi się dumać. Niepomiernie. :) A może to nie to. Może po prostu piszesz ciekawie. W każdym razie coś w tym wierszu jest. Ja myślę, że przede wszystkim obrazy - które jednak byś jeszcze mogła dopieścić. Bo przecież potrafisz :) Alem się znowu rozpisał... Pozdrawiam i przepraszam, żem się tak wymądrzał :)
  25. "zagląda do pokoi bobrom" podobało się zdecydowanie najbardziej :) Szczypta humoru dobrze temu utworowi zrobiła. Czytało się przyjemnie, choć pewnie za długo wiersza nie popamiętam. Szału nie mam - ale nie żałuję. Pzd, Antek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...