
Marcin Sztelak
Użytkownicy-
Postów
243 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Marcin Sztelak
-
Sen o winie
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Olgierd Jaksztas @Olgierd Jaksztas Nie, nie fajnie, człowiek( co ja gadam), który nie potrafi uszanować matki i kobiety, o której nie wie kompletnie nic nie zasłużył nawet na miano śmiecia. W różnych rynsztokach w życiu bywałem, ale tego, gdzie wychowano coś takiego nie potrafię sobie wyobrazić. -
Sen o winie
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Olgierd Jaksztas wysoki poziom literacki tej odpowiedzi onieśmiela. Nędzny złamasie, ale cóż internet, bo założę się, że gdybyś mi miał powiedzieć to w oczy cipko wcześniej byś się zesrał... @lirycznytraktorzysta odcumował w trakcie budzenia się, pewnie płynie po następnych... @Olgierd Jaksztas A gdybyś śmieciu chciał się dowiedzieć w jaki sposób "dyskutuję" z ludźmi, którzy obrażają moją kochaną Mamę, zapraszam na Zagłębie do Czeladzi, pytać o Obeliksa, kierunek ci wskażą ( szpital na miejscu, chociaż są też inne miejsca). -
Arka zacumowała przy bocznej drodze do piekła. Na pokładzie piją cierpkie wino, aż do zdrętwienia podniebień. Pielgrzymi przeklinają słońce, które wciąż spada prosto do szklanek, rozbijając je na lśniące fragmenty mozaiki. Czas w drogę, ale strasznie chrzęści pod bosymi stopami, czerwone plamy na piasku nie chcą znikać. Nawet gdy szeroko otwieram oczy. Pościel powoli nasiąka ciężkim odorem niestrawionego wina. Za oknem majaczy cień przepływającej arki.
-
W pełnym słońcu, na zakurzonej drodze kładą się nasze cienie wciąż wędrujące przed siebie. Siedzimy po przeciwnych stronach tej drogi, całkowicie bezsilni, wciąż jeszcze drżąc, aby nie zapomnieć ostatnich dotyków. Oczy stają się zbyt czarne, by móc sobie pozwolić na jeszcze kilka spojrzeń. Mimo wszystko jest dobrze, póki przestrzeń nad nami ostatecznie się nie zamknie. Coraz mniejsze cienie w końcu nikną w perspektywie tak odległej, że trzeba się obudzić. Chociaż na jeszcze ciepłych ustach wciąż ulotny posmak uśmiechu, to jak zawsze zbyt bolą wypalone źrenice.
-
1
-
I nic nie będzie ci oszczędzone na tej drodze wiodącej wciąż pod górę. Nie podnoś wzroku, dla ciebie wilgotna ziemia, posmak stęchlizny na języku. Cudowna woń kiepów o poranku i zimny wiatr podskórnie wszyty. Codzienna melodia człapiacych butów i drżenie wyciągniętej dłoni. Ostatecznie najcichsze miejsce tuż pod płotem, spróchniały krzyż, tabliczka z rdzą wyżartym napisem. I tylko czasem najciemniejsza noc zanuci od niechcenia, bez patosu, wulgarną piosnkę kloszarda. Dla niczyich uszu, na nie pocieszenie.
-
I sprawiedliwość dla wszystkich
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Piękne widoki z wysokości szafotu, chociaż ciężko złapać oddech, schodki kręte i wąskie a oczy przesłonięte. Zgodnie z tradycją oraz którymś z licznych paragrafów z zakurzonego kodeksu. Uśmiechnięty oprawca mruga okiem, delikatnie nakładając pętle, nadspodziewanie miękką. Ciepły wietrzyk mierzwi włosy, słońce ładnie podkreśla czerwień gustownego chodniczka. Nadęty kapłan mruczy pod nosem, może modlitwy, najpewniej przekleństwa, w końcu dopiero świta i pora na śniadanie. Kilku gapiów ziewa, szeroko otwierając usta. Kiepskie widowisko i marna obsada. Drogi kacie, czyń swoją powinność, długa kolejka coraz bardziej niecierpliwa.-
1
-
Na kartoflisku płoną łęty, niewyraźne postacie ostrożnie stawiają długie kroki pomiędzy cząstkami żaru. Leżę z twarzą wtuloną w ziemię, miałką, o zapachu drewna. Przegniłego dawno temu, kiedy jeszcze świeciło słońce. Zresztą może to była inna gwiazda, nigdy nie nazwana. Od słów drętwieje język – twierdzi starzec pochylający się nade mną. Nie, jednak nie śpię, wiatr niesie zapach powoli gasnących łętów. Starzec w kuchni parzy herbatę ze zwiędłych liści. Te grubą warstwą pokrywają okna, może nawet całą dostępną przestrzeń.
-
1
-
Czarnym, grubo krojonym, na cynowym talerzu. Obok kubek pełen mleka z wieczornego udoju. W tle milknące echa głosów ciepłych jak piec, w którym niedawno wygasł ogień. Pomarszczona dłoń z wolna rozsypująca okruchy, te układają się w znaki zwiastujące ciemność. Drżący palec wskazuje drogę wiodącą ku mirażom wzgórz poznaczonych kikutami drzew. Za nimi niekształtne plamy zawsze pustych domostw, już poza kruchą linią horyzontu zdarzeń. Później blask białej ściany i gwałtowne rozwarcie oczu. Sen pozostaje snem, tylko gardło wciąż dławi smak. Czarny, grubo krojony.
-
Tłusta kiełbasa, sok ścieka po brodzie, niegolonej od kilku dni i jednej, przydługiej, nocy. Była pełna szelestów gwiazd spadających do rynsztoka. Pełnego już niepotrzebnych wyznań i tajemnic. Sprzedanych za złamanego grosza, w sklepiku dla przyszłych samobójców. Tych nagminnie skaczących w przepaść oraz oblegających drzewa w głębi lasu. Jednak wszystko to traci znaczenie, gdy tłusta kiełbasa.
-
1
-
Gotuję dusze (w liczbie mnogie) w sosie z błękitów. Obiad godny pana i władcy dziurawych spodni. Oraz anielskich skrzydełek wiszących w piwnicy na kołku tuż obok powideł. Z robaczywych myśli, zapasteryzowane przydadzą się na czarną godzinę, tuż przed świtaniem. Kiedy ranne wstają zorze i rozpraszają dymy papierosowe. Jeszcze tylko kawa poparzy przełyk i można wychodzić, aby iść w prawo, lewo oraz prosto, nie całkiem wiadomo po co. Ale podobno liczy się droga i powroty w objęcia barłogu, w którym sny o kiszeniu kapusty oraz ciągłym spadaniu, szczególnie na podłogę. Brudną aby zachować ślady stóp. Dla potomnych czyli dzieci sąsiadów. A tak zupełnie szczerze to pełen niewiary, jednak wierzę, że życie jest tylko odrobinkę przereklamowane.
-
Przymieramy głodem, śnieg ma za mało kalorii, szczypie w język. Ten i tak zdrętwiały od nadmiaru ciężkiego powietrza. Można oddychać tylko na poziomie podłogi, w pozycji błagalnej. Dobijając czołem wystające ponad poziom zardzewiałe gwoździe. Czyli wszystko w porządku, dzień bez niespodzianek. A noc pełna dźwięków. Zwyczajnie – skrzypienie desek i gra marsz żałobny. Oby tylko w kiszkach. Na całe szczęście jutro będzie, niekoniecznie lepiej.
-
3
-
Odkrywa na miarę międzynarodowego dnia parzenia herbaty w garnku: kamizelka utkana z pajęczej nici jest obrzydliwe lepka. Szczególnie gdy nachodzi chętka na wysokie loty i czas założyć skrzydła, oczywiście o ile wyprasowane. Znając życie od strony lewej dusza zdechła, żelazko zimne. Bieda, biada lub nędza. Tu się nasuwa przekleństwo, więc pora ugryźć pajdę chleba. Powszedniego jak dzień, niekoniecznie dzisiejszy. Dziś niedziela, ósma w tygodniu. Lub coś koło tego, wszystkie kartki z kalendarza zamalowane na czarno. Aż szkoda, że nie na niebiesko, migdały na zakąskę, szampan pod lodem, truskawki pod śniegiem. Ostateczny upadek. Więc kończę.
-
Opóźniam oznaki starzenia losowo wybierając akty zgonu z pokerowej puli asów. Zawsze mam piątego w kieszeni, niestety nie do pary. Zresztą gra niezbyt ekscytuje, skoro wynik wiadomy. I z góry, i z dołu. W tym ostatnim zakopuję niepotrzebne skarby oraz resztki z raz w tygodniu jadanych obiadów. U cioci na imieninach. Szkoda, że nie obchodzi, uparcie podpisując się krzyżykiem i kółkiem. Na nieistotnych formularzach pełnych pustyk rubryk. Wysyłane gołębiem pocztowym trafiają na strychy i parapety mieszkań pełnych nieurodzonych. A szczególnie w roku kalendarzowym i każdym dniu następującym tuż po nim.
-
1
-
Wypełniają szuflady i kieszenie płaszczy, w których nigdy nie chodzę, szczególnie w czasie opadów atmosferycznych. Na podłodze muchy pracowicie usuwają resztki wspaniałych planów na przyszłość. Żuję chleb o konsystencji gliny popijając wodą z utartym kamieniem. Wykuto na nim przykazania, których nikt nie słuchał, a nawet nie miał takiego zamiaru. Przynajmniej wiem jak zakończy się dzień – nocą, wtedy będę rzucał ogryzki wprost w wilgotną ziemię. Może wyrosną jabłonie i powtórzymy historie z Edenu.
-
Życie kłamie trywialnie, jednak najskuteczniej. Śnieg tańczy fokstrota zacierając ślady lepszych dni. Przy założeniu, że to nie był sen o istnieniu kalendarza, słonecznych dni, grzesznych nocy. Zimno, szron z wolna wypełnia oczy, droga coraz bardziej niepewna, lecz trzeba iść. Do końca. Wieczna mgła już czeka, cierpliwie obojętna na słowa, gesty i epitafia. Życie zabija trywialnie, jednak najskuteczniej.
-
1
-
O gwarantowanym niedziałaniu sprzedawane masowo w obskurnych sklepikach. Te obowiązkowo usytuowano w ciemnych zaułkach, gdzie bramy wypełniają starcy. Plotący cienkie nici wspomnień. O planecie z pokręconą orbitą, co powoduje niepewność pór dnia i roku. Do tego wciąż straszą potępieniem. Na szczęście można się wykupić, po przystępnej cenie wraz z vatem. I oczywiście rabat po nabyciu sześciu eliksirów (siódmy gratis).
-
2
-
Mitologiczne zwierzątka
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Pasą się w ogrodzie wylizując do czysta ścieżki. Z cukierków ze sztucznego cukru, w sztucznych papierkach. W rogach, dobrze ukrytych przed oczyma powołanych, kręcą reklamy z nieszczęśliwymi ludźmi. Niewinne potwory łkają rzewnymi łzami. Tworzą kałużę, w nich żaby knują spiski, przeciwko wszystkim. Książęta odpowiedzialni za całowanie usta mają w ciup zasznurowane. Zwierzątka pokotem kładą się z dezaprobaty dla absolutnego braku magicznych przedmiotów. Donośne chrapanie i szyderczy rechot na dobranoc. -
Nadprodukcja śmieci upchana do skarpety, zdekompletowanej. Z powodu plam na słońcu. Tak przynajmniej twierdzi stary przyjaciel na stałe zamknięty w słoiku z dżemem. Wiśniowym. Z owoców zbieranych w czasach gdy światem rządził pogodnik z chmury. Jak najbardziej burzowej. Kiedyś znałem jej łacińską nazwę, jednak utonęła w strugach deszczu. Padającego tylko i wyłącznie na korytarzu. Wiodącym ku drzwiom, przez które nigdy nie przejdę. Zresztą za nimi są tylko następne absurdy.
-
Punkty odniesienia
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję bardzo. -
1. Krojenie cebuli nie jest dobrym momentem na rozmyślanie nad sensem, na przykład bytu, ale niech tam. W końcu nikt nie wybiera chwili, w której się potknie i zrozumie prawo powszechnego ciążenia. 2. Skrzypek już nie gra, włazy na dach szczelnie zamknięte. Lepiej nie mieć zbyt szerokiej perspektywy, skoro i tak nas wcisną w wąskie ramy zdjęcia. 3. Wyciągnął ręce ku niebu i nastała ciemność, z jasnym punktem reklamy. Na niej twierdzą, że raj jest blisko, tuż za rogiem. Więc idziemy ze śpiewem na ustach, chociaż noga za nogą. 4. Cebula za ostra, łzy ciekną, nie pomaga siarka z zapałki. Diabelska sprawka albo przepis babci się zdeaktualizował. Zupełnie jak nasze czyny i słowa.
-
Robiąc wulgarne skręty ze stron tomów poezji celebruję bezsłoneczne popołudnie. Recytacja z twarzą w garnku, gdzie na dnie resztki kaszy na skwarkach. Kiedy już lśni, wylizany do czysta błoga sytość wenę usypia. W barłogu, z cegłą pod główką, po czubek nosa przykryta. Zszarganą szmatą do zapychania szpar pod drzwiami i w rzeczywistości. Zastanej jak stawy po długotrwałym siedzeniu nad pustym kubkiem. Ten pamięta lepsze czasy, ale to bajka do straszenia grzecznych dzieci, o niepokojących oczach starców. Niech im się przyśnią koszmary, ze szczególnym uwzględnieniem życia. Następna kartka skręca się w palcach.
-
Klub niedoszłych filozofów (5)
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@ais fakt, dziękuję. -
Klub niedoszłych filozofów (5)
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Spotkanie ostatnie z powodu braku dni tygodnia, czystych sztućców i odpowiedniego miejsca do przechowywania ulotnych idei. Oraz myśli tak górnolotnych, że trzeba je trzymać na uwięzi pod kuchennym stołem. Ponadto w kasie pustka, wciąż przelewana w próżnię strychu, na którym kiedyś mieszkały kruki. Nie wiedzieć czemu srebrne. Odleciały, nawet nie w stronę zachodzącego, co byłoby jak najbardziej na miejscu. Zapanowała beznadzieja, tylko gdzieniegdzie poprzetykana półpustą szklanką. Na pocieszenie albo jego tradycyjną namiastkę. -
Klub niedoszłych filozofów (4)
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dobrze uduszeni w sosie własnym próbujemy podnieść pokrywkę – królestwo za szczyptę soli i trzy ziarenka pieprzu. Szykuje się kolacja przy świecach z powodu międzyfazowego zwarcia i braku bezpieczników. Mimo poszukiwań w oczywistych miejscach, jak zamrażarka albo worek potłuczonych ozdób świątecznych. Na podorędziu pozostaje sprawa zebrania, tylko nie wiadomo czy ciemność sprzyja dyskusji, czy raczej opowieścią o chatkach zbudowanych w środku lasu. Ewentualnie parkach, gdzie gromadzą się w sekrecie wiewiórki. Tym razem pocieszenia nie będzie z uwagi na porę nieuchronnego płacenia składek.-
1
-
Klub niedoszłych filozofów (3)
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
W menu zupa ze skór pomarańczy gotowanych na nagich czaszkach tak zwanych naczelnych. Wesoło bulgocze w garnku, tym z drugiej strony tęczy. Niestety złoto zmieniło się w ołów, alchemik nie był zbyt rozgarnięty. W końcu karnie zgolono mu brodę i nakazano kopać doły na opuszczonym cmentarzysku bardzo niedobrych wynalazków. Tam spotkał zdetronizowaną księżniczkę, bezrobotnego smoka, trzy ziarna grochu. Wszystko zakopał licząc na obfitość. Wzeszły tylko plewy i opowieści pozbawione części mowy. Umilkł i zasnął, wyśnił raj i piekło, w żadnym z nich go nie było. Na pocieszenie zupa dochodzi, słońce umarło. Spotkanie zgodnie z tradycją uznano za zakończone, jeszcze zanim się zaczęło.-
1