Marcin Sztelak
Użytkownicy-
Postów
248 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Marcin Sztelak
-
Zdarza się nagminnie, szczególnie na tej szerokości geograficznej, z uwzględnieniem nachylenia budynków względem i tak pochyłej ziemi. Zwanej, bezzasadnie, staruszką. Lub, co gorsza, matką. Jest południe, biją dzwony, uzasadniając swoją tradycyjną obecność w przestrzeni, ograniczonej, a jakże, zbiegiem ulic i byle jaką perspektywą. A także wielopokoleniowo wydeptaną ścieżką, na manowce. Albo do dwudziestoczterogodzinnego raju dla jeszcze do końca nieupadłych. Później, tradycyjnie, jest północ, te same drogi, urozmaicone kotami, prowadzą w zupełnie inne miejsca. Natomiast planeta ma to wszystko gdzieś, uparcie kręcąc się we wszystkich możliwych kierunkach.
-
1
-
Raz: Widzę śmierć w twoich oczach, kimkolwiek jesteś wędrowcze. Nie, nie podzielą się piętką chleba, masz zbyt czerwone ręce. Dwa: Przy drodze leżą porzucone dzieci, może to tylko szmaciane lalki, z pustymi oczyma, wypalonymi na węgiel. Trzy: W cichą noc z pobliskiego lasu echo przynosi łoskot padających drzew, pewnie już budują zgrabne stosy. Cztery: Ognie znaczą sąsiednie światy, u nas wygodny spokój, ale nad głowami krążą padlinożercy, zataczając coraz ciaśniejsze kręgi. I tak dalej: Najcichszym szeptem mruczę: piekieł.
-
2
-
Boli mnie stopa, za dużo biegałem we śnie po kiepsko oświetlonych korytarzach, pokradli większość żarówek, gówniarze. Po omacku można nogi połamać, albo nawet gorzej, nadziać się na dawno niewidzianego kolegę. I nie ma o czym gadać, nawet imię wyleciało poza nawias. A słownik imion dawno przeszedł na stronę popiołów. Te rozwiał wiatr, na cztery strony wyrwane z sennika. Lecz to na nic, wszystko spisane w nieznanym języku. Pozostał tylko ból stopy i kuśtykanie do sklepu w celu zakupu żarówek.
-
Od samego świtu z zapałem godnym stosów stawiali pomniki. Z błota, w równych proporcjach z krwią pierwszą i ostatnią kroplą potu, wylanego w piędź ziemi. Mocno zaciśniętą w zgrabiałych palcach, podobno przypadkowo, odrąbanej dłoni. Prawej lub lewej, przecież sprawiedliwie nie znaczy po równo, a według zasług. W końcu zasiedli u stołu, umęczeni znojem wbijali iskrzące się oczy w pusty blat nierównego stołu. Jednak kolacji nie było, właśnie świtało. Pora do pracy. Ostatecznie wciąż pozostało tak wiele roboty, a tak niewiele czasu. Mocno ograniczonego, zaledwie do wieczności.
-
3
-
Raj monotonny
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Leszczym A to wysoce prawdopodobne... -
Deszcz pada, deszcz siąpi, gorący. Kłęby pary przysłaniają rajskie widoczki. Siedzimy znudzeni pod rachityczną jabłonką, niestety nikt nie wodzi na pokuszenie. Wąż bezczelnie odpełzł w niewiadomym kierunku. Mimo to jemy jabłka, twarde i kwaśne, z nadzieją na zmiany, jakiekolwiek. Nawet na gorsze. Jednak zupełna stagnacja, wciąż te same przekleństwa niesie ten sam wiatr. Deszcz pada, deszcz siąpi, taki raj na jaki nas stać.
-
Bez ust, bez twarzy, tylko oczy wbite w tandetne drewno z wypalonych drzew. Ciągły sen, niezakłócony przez skrzypienie drzwi, a nawet zduszony jęk potępionych zawiasów. Kurz coraz grubszym całunem pokrywa martwotę rąk, za oknem złowieszczy nów. Dzień nie rozprasza nocy, szafa pokryta cieniem drży w sztuczności lamp. Człowiek wychodzi, drzwi pozostają otwarte, niezmącona cisza. Bez ust, bez twarzy.
-
2
-
Z upodobaniem kalał gniazdo, do którego został podrzucony. Na przednówku, gdy bieda szczerzyła zęby z każdego kąta chaty. Później bywało o jakieś półtora nieba lepiej, stabilizacja w zakresie chleba, nawet dwa razy dziennie. I niedopałków wypalanych na strychu. Dziury w pościeli sąsiadki zakończyły ten świetlany okres. Nawet uwierzyłby w ingerencję z wysoka, jednak anioły upadały zbyt często. Skrzydła na bazarze były tanie, w aureolach starsze kobiety uparcie sadziły kwiaty chociaż te nie rosły. Może z powodu klimatu, może błota. Wciskało się wszędzie, ze szczególnym uwzględnieniem życia.
-
1
-
Sypiąc delikatne płatki pod nogi ogryzione do kości w niebogłosy wychwalam cudowną miękkość asfaltu. Tymczasem pod baldachimem rozdają ciasto i świeżą mannę. Zalepia usta na amen, chociaż to nie jest dobry moment na zakończenie. Ani uparcie powracającą myśl: Ludzie i ich czajniki żywcem idą do nieba, szczególnie o poranku, kiedy kolejny głupi wiersz wbija się ostrą szpilą w obolałe skronie. Tymczasem niepostrzeżenie wracamy, zabrakło kwiatów albo kręcimy się w kółko, Pomiędzy ołtarzami, niedokończonymi z braku odpowiednich perspektyw i horyzontów. Gdzieś na północny zachód od Edenu lub w zbliżonej lokalizacji.
-
1
-
Wyziębione domy dygoczą chyląc głowy ku upadkowi. Wiatr rzeźbi powierzchnie kałuż, w nich już na zawsze odbite słońce. Zapowiada ciepłą wiosnę oraz upalne lato. Nikomu już niepotrzebne łzy. Wylane na drogę, którą pójdziemy, chociaż nie bardzo wiadomo gdzie i czy się kończy. Żal pustych kartek jak i tych wypełnionych po brzegi.
-
Fragment kartki z nienapisanego pamiętnika
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Droga pod górę okazała się zbyt trudna, szczególnie na klęczkach. Pozycja oranta ściskała gardło, uniemożliwiając wzniesienie modłów. Do bóstw zapomnianych na trzy dni przed powstaniem człowieka. Nie wiedzieć czemu nazwanego Homo Sapiens. Czyli myślący, tylko czasami inaczej. Z niedzieli na piątek, licząc odwrotnie, zapomniałem o wszystkich snach i pozycjach z listy zakupów. -
Kartka trzecia z nienapisanego pamiętnika
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Marcin Sztelak Być może sen to rzeczywistość, a jawa ułuda... -
Kartka trzecia z nienapisanego pamiętnika
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Miałem sen wielokrotny i to nie była noc polarna, ziemia stała się płaska, zajmowała tylko tyle miejsca co ja, w pozycji embrionalnej. Później nie spałem tygodniami próbując dotrzeć do jej krańca i spaść. Lecieć nieprzerwanie do najbliższej gwiazdy, wczepić się w nią, szeptać coraz ciszej dopóki by nie zgasła. Jednak cud nie nadszedł, upadłem na obrzeżach miasta, aby nie powstać. -
Kartka druga z nienapisanego pamiętnika
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Niespodziewanie rozpoczęła się podróż przez wszystkie rodzaje piekła, ze szczególnym uwzględnieniem wiat autobusowych i klatek ostatecznie umęczonych chwiejnymi krokami mieszkańców. Z braku mapy musiała wystarczyć butelka i nieśmiało pełgający żar dogasającego peta. Nauczony najprostszych prawd nie jadłem chleba powszedniego. Zresztą głód nie doskwierał, zepsuty zegarek wskazywał pory tylko pomiędzy posiłkami. W końcu, w najciemniejszym miejscu piwnicy, zrozumiałem: baobaby rosną samotnie. Oraz wszystkie inne surrealizmy. Ostatecznie nadszedł czas i w mgnieniu oka przeminął.-
1
-
Kartka pierwsza z nienapisanego pamiętnika
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Cykliczne zmiany skóry zdarzały się chyba codziennie, a już na pewno każdej nocy, gdy wędrowałem pośród zamglonych latarń. Świt zastawał mnie zawsze daleko od domu, jednak wracałem bezbłędnie przyciągany wonią papierówek, co dziwne najmocniej pachniały zimą, kiedy pokrzywiona jabłoń była zasypana śniegiem po sam czubek. Może zresztą to sadza z przepalonego komina. Sterczał dumnie rozcinając na pół niski pułap chmur. Pewnej nocy jabłoń uschła, już nigdy nie trafiłem w to miejsce. -
Katedra poezji niedorzecznej
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Permanentne braki w szufladach powodują niedosyt porównań. Nieutuleni w żalu ronimy łzy. Uwaga ślisko. Grozi otwartym złamaniem ręki lub, co gorsza wiersza. A tu takie ogniste erotyki rozpalają lędźwie i długopisy. Ciepło, coraz cieplej, niekontrolowany ogień się powiększa. Gore, a straży pożarnej jak na lekarstwo. Z planów zajęć pozostały zgliszcza, grzebię motyką w tych ruinach. Do posadzenia rzepa i nadpalone karty dziennika. Nic nie wyrośnie – ogłosili ewekuację do najbliższego lasu. Grzybobranie czas zacząć, zadąć w trąby, uderzyć w bębny. I marsz, prowadź wodzu na Kowno albo Berlin. -
Po północy, taki zwyczaj nawet jeśli nów, a oddech szkli się na mrozie: auuu, auuu, auuu. I wciąż od nowa. Zew, nadremny, nikt nie odpowiada, mrok milczy. Znacząco. Nawet ostatni, conocny przechodzień znikł za horyzontem zdarzeń. Ewentualnie w niezabliźnionej ranie którejś tam klatki schodowej. Wszystko na nic, nikt nie wycedzi choćby słowa, zdmuchnięte światła niewyznaczają drogi. Artysta usidlony spuszcza głowę, schodzi z posterunku. Nie pozostało nic innego jak żałośnie: auuu, auuu, auuu.
-
2
-
Mówili: szukaj, a będzie ci dane, tylko nie pytaj przydrożnych figur uświęconych zapomnieniem. Zresztą istniały tylko ścieżki, wydeptane przez bosonogich pielgrzymów. Kroczyli wpatrzeni w niebo, nie głaskając drzew, nie całując traw. To był grzech pierwszy, wina nieodkupiona mimo łez i krwi, które wolno wsiąkały w ziemię, przesyconą zapowiedzią nadchodzącej zmiany. Mówili: idź – wzruszałem ramionami wiedząc, że droga przyjdzie sama. Wtedy jeszcze nie rozumiałem – i tak muszę utonąć w nocy. Cicho, bez pożegnania.
-
Artyści leżą pokotem pod sklepem, powaleni weną. Normalna jatka. Czasami któryś uniesie rękę, gestem uciszy maluczkich. Wybełkocze słowo, nakreśli obraz. I zaśnie. Byleby wytrzymać do wschodu, motyle zerwą się do lotu. Trzepot skrzydeł zburzy sen oraz niepotrzebny spokój. Artyści rozejdą się do domów popełniać sztuki. Samotny łowca jeszcze raz zapoluje. Bezskutecznie, siatkę nadkruszył ząb czasu, ewentualnie mole. Wszystko wróci do normy czyli nuda i pustka. Zu pełnie nieudana kreacja.
-
Wielkimi krokami nadchodzi kolejna walka o ogień, więc warto mieć zakładnika. Choćby anonimowego. Twierdzą obeznani z arkanami wróżbiarstwa. Ze spłowiałych firan i popękanych okien w budynkach pełnych bajkowych stworzeń. Takich jak dziewice oraz nieodzowne smoki. Tytułowe trolle spędzają czas w maszynach do szycia. Na nich szaleńcy piszą te wszystkie historie wzbudzające strach od dzieciństwa i w okresie późnej dojrzałości. Lecz o przejrzałych owocach nie warto wspominać, zgniją lub wyschną. Tak czy inaczej będą już nieprzydatne do spożycia. Wielkimi krokami nadchodzi kolejna walka o kropkę, na końcu języka.
-
4
-
Kolacja podwyższonego ryzyka
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nikomu niepotrzebne księgi smażone w głębokim tłuszczu najlepiej smakują gdy spada drapieżny zmrok. Do popicia wino, które zwykł wieczorami pijać Poncjusz Piłat ze strachem zerkając na murszejący krzyż. Z ogarków i świec spływa wosk, nie wróżymy, zupełnie pewni braku skutku i przyczyny. Pozostają tylko szalone tany, nagość i seks zanim wybrzmi zegar i zgasną światła miast. Wśród rozbitego szkła złożymy rozpalone głowy, może ochłoną nim zrozumiemy – ciąg dalszy nie nastąpi. Nawet w najbardziej bluźnierczych snach.-
2
-
Głupiutki króliczku to tylko sztuczki, dziecięce igraszki. Nawet jeśli rozbita głowa nie jest zbyt zabawna. Taka konstrukcja, chociaż forma nienajlepsza, to liczy się puenta i wszystkie wersy tuż poza nią. Są najpiękniejsze, niewypowiadane przez zęby, chociaż dławią gardło i do łez zaciskają pięści. Tylko ta czerwień, zbyt brudzi ręce, nie do umycia, szczególnie wodą z czystego źródła. Głupiutki króliczku to nie jest bajka, od początku do końca.
-
2
-
Sen o dziurawych skarpetach
Marcin Sztelak odpowiedział(a) na Marcin Sztelak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@duszka Oj, żeby te łagodne doliny były dostępne... -
Sen o dziurawych skarpetach
Marcin Sztelak opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziura na przestrzał pięty oraz palce narażone na bliski kontakt z ziemią, wyrodną matką, kamienistą, śliską. A droga zawiła, niknąca pośród wzgórz. Permanentny brak butów, o ostrogach nie wspominając. Wzmaga się ból nóg, cel coraz odleglejszy, praktycznie nie do osiągnięcia przed zrzędliwym terkotem budzika. Objaśnienie: Rozplątanie ścieżek nie ma znaczenia, nie dojdziemy poza szczyty wzgórz. -
Grobowce postawione za życia dają pewność, że blichtr nie opuści na wieki wieków. I, cóż za oczywistość, cisza zafałszowana na trąbce. Mnie natomiast zawińcie w czarny papier, kopcie głęboko, obym nie wyszedł, mocno przeterminowany, na światło. Nie tylko dzienne. Jeśli ktoś zechce może odwiedzić grób, koniecznie bezimienny, niech zanosi się śmiechem, pije, śpiewa, tańczy, byleby nie czytał wierszy. Zresztą obojętne, tak czy inaczej już nie będę w stanie wzruszyć ramionami, wygłosić paru głupich uwag tym bardziej. Spocznę, prawie na pewno to nie będzie światłość wiekuista.