Ucałuj serdecznie moje porzucone łzy, tak boleśnie pozbawione pustki, wolne od obłąkanej samotności. Dotknij nieroztropnie delikatnej skóry snów, ucałuj z oddaniem ukrytą w ciele pękniętą duszę. Pozwól mi zanurzyć się w Twoich dłoniach, poczuć na duszy mroczny dech wieczoru, doświadczyć lęku, na jakim mi tak bardzo zależy... Kiedy świt zmartwychwstanie w naszej bliskości, a dusze ubiorą się w za ciasne ciała - oczarują nas niepotrzebne westchnienia, hausty powietrza, ostatnio bardzo cennego.
Dziękuję, że nauczyłeś mnie smakować niebo, rozkoszować się następnym jutrem, chodzić po wodzie, kochać życie takim, jakim jest. Twoje serce, tak głębokie, że może ukochać wolną wolę ostatniego człowieka, jest tylko jasnym półcieniem, dla którego warto śnić. Nie ma takiej mocy, by ból podzielił dziś nasze ciała; nie ma siły, która dałaby cierpliwość namiętności. Doświadcz mojej niewinności, mojego dziewiczego oczekiwania. Ubierz w mgłę, zebraną po bezsennej nocy.
Wiem, nasz smutek jest nieprzyzwyczajony do łez; nie kocha snów, na które tak długo czekałam. Mistrzu, pozwólmy naszym zmysłom chadzać dziś własnymi ścieżkami; pozwólmy obojętności, by nadała wartość uśmierzającej pieszczocie. Ujmij moją dłoń, niech nie dzieli nas wiatr; ukochaj moje pragnienie, którego jesteś źródłem. Pochłaniają mnie gwiazdy, tak skupione na nocy, odległe naszemu oczekiwaniu. Dzisiejszego wieczora będziemy karmić nieoswojoną przyszłość z ręki.