Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kasia Koziorowska

Mecenasi
  • Postów

    171
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Kasia Koziorowska

  1. Taaak... Oto kolejny tomik mojego autorstwa. Jeśli komuś szczególnie doskwiera nadmiar wolnego czasu, zapraszam do lektury: https://ridero.eu/pl/books/kwitnaca_gwiazda/ :)
  2. bardzo często dusza przymarza mi do kości częściej ciało próbuje uwolnić się od duszy bez skutku minęłam się dziś z rozkapryszonym światem spotkałam kilka niemodnych już obietnic krztynę refleksji do poduszki czy to co czuję to podróbka twojego sumienia? czy to czego doznaję karmi się własnymi słowami? nie chcę rozkazywać słońcu aby świeciło nieco ciszej porządnie wymaglowana modlitwa tym razem obędzie się bez słów ciężar zimowego nieba zaczyna przypominać widokówkę z dzieciństwa Boże podaj mi swój nowy adres
  3. zielonooki wietrze unieś proszę moje osamotnione pocałunki i zanieś tam gdzie miłość czeka na swoje imię gdzie uczucia obracają się w popiół mój płowy słoneczny promieniu rozkochaj we mnie gwiazdy aby stały się pamiątką po przeszłości co nigdy nie była nasza pragnę spijać krzyk z czerstwych ust delektować się czasem który dziś jest tylko nasz lecz wiem zasnę obok kamienia twojej poduszki przykryję się świtem aby marzenia stały się wiecznością żeby ciała wreszcie odmówiły posłuszeństwa wspomnieniom
  4. ukryta w krwawiącym cieniu umierającej jabłoni zasłuchana w milczący wiatr czasu kocham się ze snami których nie obchodzi miłość których nie interesuje życie myśli płyną pod prąd tej czarnej rzeki marzenia zadają cios prosto w rozkwitające niebo melancholia dojrzewa w twoich rozpostartych dłoniach czas nie liczy spadających kropel snu opowiedz mi historię która nie zna początku ani zasłużonego epitafium narodzona w pośpiechu delektuję się odległością sycę zmysły uśmierzającym pragnieniem nicości
  5. śnię niegrzecznie o obfitym poranku który zamiast cieni przynosi tęczowe uśmiechy marzy mi się żeby bezbolesny czas oszczędził namiętność nasze czułe przywidzenia pogrążam się w pocałunkach bez skazy karmię się ciałem odświętnym i niepasującym do parszywej pamięci pomyśl że nie warto milczeć bez chwili wytchnienia sycić dotykiem gwiazdy utrudzone nocą firmamenty nie unikaj pieszczoty zadanej sercem nie wypieraj się wieczorów kiedy kropla codzienności przepełnia czarę namiętności
  6. tysiące niespełnionych minut miliony zburzonych słów miliardy okłamanych zdarzeń tak mało snu tak wiele nieskończonych przypadków nieistnienia czy czujesz poszum sumienia w klatce miłosierdzia czy doświadczasz ciszy za jaką warto stąd odejść pękła ostatnia napięta nić światło księżyca wyczerpało się przed rozpoczęciem czy nakarmisz spełnioną pustkę nadmiarem samotności czy wzbudzisz we mnie winę dla jakiej warto urodzić się na wstępie pragnę żyć w twoich słowach istnieć tylko z przypadku
  7. w imię tego co zwiemy bajką rozpraszają się skwaśniałe łzy w zamian za ból warto poświęcić kilka zmęczonych nowin prześwietlone nocą mgliste spojrzenia nie są tu z przypadku nie łączą się w zdania bez znaku zapytania bez paru łzawych przecinków wspomnienia zapatrzone w przyszłość nie błagają o spopielałe ciżby wyroków to co jest tylko kłamstwem wkrótce stanie się szczęściem nie do zniesienia zeschniętą kromką czarnego ciała
  8. nawet białe ptaki z dawnych lat omijają rozgałęzione serce nawet zdziczałe poematy potrzebują chwili ratunku rozproszone po świecie nasze konstelacje pragną uczłowieczenia sny błagają o kolejny wstęp nie wiem jak skreślić ostatnie zdanie w tym sezonie zacząć epitafium od pytania w jaki sposób żyć żeby umrzeć ukryta w kąciku ust dopraszam się jednego zielonego spojrzenia w serce proszę o bolesną wieczność skazaną na dożywocie
  9. nie szukaj łez gdzie spać chodzą ucieleśnione wspomnienia nie szukaj śmiechu gdzie nietrudno utracić ostatni kęs modlitwy zamiast tłustej krwi w żyłach mknie wyklęty czas przeklęta nowina co miała być rozwiązaniem przyrzeczenia odradza się w nas przyszłoroczny śnieg łzy płyną pod prąd ciało domaga się posłuszeństwa duszy nie szukaj po omacku zmiennocieplnych marzeń nie wykradaj ironicznych pocałunków prosto w nieznane
  10. Nie, nie. Tym razem NIE są to wiersze! Próbuję swoich sił w prozie. Cóż... Zachęcam Was do lektury. :) https://ridero.eu/pl/books/mroczny_mesjasz/
  11. nie ma znaczenia że światło zgasło nagle w naszych oczach nie ma znaczenia że życie zaczęło się znów od końca liczy się że jesteś tak blisko że czuję cynamonowy zapach twoich marzeń smakuję upojnych myśli że moje ciało szybuje ponad chmurzyskami prosto w namiętne niebo mam cię na wyciągnięcie serca słyszę twój zaspokojony oddech słyszę rozkwitającą niewinność łaszącą się do naszych niepewnych dłoni pełnych strachu ale zakochanych w ciszy powierzona sennej subtelności zbieram nowo narodzone cienie by nie było nam zimno
  12. jesteś ciszą która szeptem wypełnia moje ciało jesteś milczeniem dla jakiego mogę niepokornie krzyczeć jesteś dopóki nie przekraczasz progu mojego pożądania chwila kiedy istniejemy tylko ty i ja jest wiecznością wypożyczoną na czas nieokreślony moment kiedy pozbawiasz moją duszę balastu codzienności staje się tęsknotą za czymś co na co dzień dotyczy naszych snów i choć zamiast krwi w żyłach płynie namiętność i choć obojętne myśli tłoczą się do wyjścia w powietrzu pozostanie woń naszych rozpalonych zmysłów pozostanie ballada której słów nigdy nie poznam
  13. co z tego że miłość czeka na nas za zakrętem skoro pragnienie nadziei jest silniejsze nie ma znaczenia czy spodziewamy się przyszłości która przyniesie strach i niedowierzanie naznaczona nieznanymi łzami chowam się w twoim świetle pośród myśli których nigdy wcześniej nie znałam jakimi gardziłam okrutnie odtrącałam oswojona z pragnieniem twojej duszy wypatruję pierwszych oznak nowego dnia wiem trzeba będzie odejść gdy zmierzch zapuka do drzwi wyblakłego nieba będziemy marzyć tak jakbyśmy dostali w spadku życie
  14. lęk chadza poboczami naszych serc niby zmęczony wędrowiec nasza niepewność chowa się wśród gwiazd by stamtąd widzieć jak pokornie kończy się człowiek uciekamy przed cierpieniem choć wiemy że to ono może podarować słońcu ciepły uśmiech ono potrafi uwolnić się od zniechęcenia pulsującego w naszych skroniach zwraca sercu spokojny oddech pewnego dnia nauczymy nasze słowa marzyć rozmyślać o złudzie dla jakiej nie warto śnić pogrążmy się w lęku oddajmy opatrzności by echo kroków przebrzmiało w naszych za ciasnych sumieniach
  15. Ucałuj serdecznie moje porzucone łzy, tak boleśnie pozbawione pustki, wolne od obłąkanej samotności. Dotknij nieroztropnie delikatnej skóry snów, ucałuj z oddaniem ukrytą w ciele pękniętą duszę. Pozwól mi zanurzyć się w Twoich dłoniach, poczuć na duszy mroczny dech wieczoru, doświadczyć lęku, na jakim mi tak bardzo zależy... Kiedy świt zmartwychwstanie w naszej bliskości, a dusze ubiorą się w za ciasne ciała - oczarują nas niepotrzebne westchnienia, hausty powietrza, ostatnio bardzo cennego. Dziękuję, że nauczyłeś mnie smakować niebo, rozkoszować się następnym jutrem, chodzić po wodzie, kochać życie takim, jakim jest. Twoje serce, tak głębokie, że może ukochać wolną wolę ostatniego człowieka, jest tylko jasnym półcieniem, dla którego warto śnić. Nie ma takiej mocy, by ból podzielił dziś nasze ciała; nie ma siły, która dałaby cierpliwość namiętności. Doświadcz mojej niewinności, mojego dziewiczego oczekiwania. Ubierz w mgłę, zebraną po bezsennej nocy. Wiem, nasz smutek jest nieprzyzwyczajony do łez; nie kocha snów, na które tak długo czekałam. Mistrzu, pozwólmy naszym zmysłom chadzać dziś własnymi ścieżkami; pozwólmy obojętności, by nadała wartość uśmierzającej pieszczocie. Ujmij moją dłoń, niech nie dzieli nas wiatr; ukochaj moje pragnienie, którego jesteś źródłem. Pochłaniają mnie gwiazdy, tak skupione na nocy, odległe naszemu oczekiwaniu. Dzisiejszego wieczora będziemy karmić nieoswojoną przyszłość z ręki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...