Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kasia Koziorowska

Mecenasi
  • Postów

    165
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Kasia Koziorowska

  1. Wiersz bardzo w moim guście. Podoba się. Winszuję i pozdrawiam.
  2. Niewiele słów, dużo treści. Podziwiam szczerze. Ślę pozdrowienia.
  3. Nie zawiodłam się na Tobie, wiersz jest fenomenalny. :) Pozdrawiam. :)
  4. Gratuluję świetnego wiersza, szczególnie rymów (chciałabym umieć pisać wiersze rymowane). Pozdrawiam!
  5. Przeczytałam z zaciekawieniem aż do końca. Znakomita puenta. Pozdrawiam.
  6. Rewelacyjny wiersz, podziwiam szczerze. Winszuję i pozdrawiam.
  7. To, czego doświadczasz całym ciałem, to, czego spodziewasz się o niezwykle późnej porze - jest namiastką radości, strzępem bólu, dla jakiego nie opłaca się brnąć zgodnie z ruchem wskazówek zegara, dla jakiego można wydumać bałwochwalczy świt. Ukryta po serce, po zmiennocieplną kwiecistość, pielęgnuję w sobie ten utkany z samotności lęk, dbam o niepewność, której należy się zasłużona wolność. Nie sprzedam tego ironicznego spojrzenia po atrakcyjnej cenie - niech sen rozpłynie mi się w krwi. Zamknięta we własnym ciele, spodziewam się nawrotu samotności, czekam na szczęście, które tak bardzo chciałabym przedawkować. Rewolucja w mojej szerokokątnej głowie nie zna wyjścia z wszechobecnego marazmu, nie zna czasu, o jakim mogę dobrowolnie marzyć, choć twój szept lśni na mojej skórze.
  8. Zrozumiałam, jak wiele bólu potrzeba, aby pojąć samotność skradzionej łzy. Zrozumiałam, ile słów brakuje, aby miłość postawiła kolejny krok i ucałowała twoje nieprzespane skronie. Dziś, kiedy ciemność jednoczy się z blaskiem gwiazd, pozostało mi jedynie przyśnić przeszłość, która nie ma prawa wstępu do teraźniejszości. Dostrzegam w tobie złociste refleksy nadziei, dostrzegam serce, za jakim można udać się za granicę światłocienia. Wiem, że mogę zadedykować światu tylko marny okruch naiwności. Wiem, że jestem w stanie podziękować Bogu, że zaprowadził mnie na manowce marzeń. Dobrze jest mi na tym wrzosowisku, które zna tylko strzępy rzeczywistości, moje bezsenne łzy, które pragną deszczu.
  9. Trwa pierwszy dzień prawdziwej, pierworodnej wiosny. Wszelaka miłość wyległa z mieszkań na przechadzki wśród pączkującej nadziei. Słońce włada bezsprzecznie kryształowym niebem. W powietrzu czuć zapach wolności, młodości i szczęścia. Pomimo że nie jesteśmy sami, świat istnieje dziś wyłącznie dla nas. Trzymając się za ręce, wędrujemy poprzez jasnozielone obłoki, malinowe przestworza. Dzisiejsza wiosna koliduje z cieniem rosnącym wciąż w naszych sercach. Dzisiejsza radość nie współgra z nostalgią na dnie myśli. To, co na zewnątrz, miesza się boleśnie z tym, co dzieje się w nas. A jednak - uśmiechamy się, choć upływają kolejne łzy. Śmiejemy się radośnie do niesamowitego nieba, dziękując mu, że postanowiło pozostać z nami na dłużej. Twoje kroki są dziś lekkie, nieobciążone zwojami grubych łańcuchów. Nienaruszony pozostaje kaptur, chroniący cię przed nadmiarem jasności. Idziemy. Wszystko, co nieprawdopodobne i niewyobrażalne, zostaje w tyle. Nadstawiam twarz do słonecznego blasku, pragnąc ułamać jeden z promieni i wręczyć tobie, abyś ucieszył się ten jeden jedyny raz. Niewielu jednak wie, że nadmiar słońca może czasem zaszkodzić sercu, które przywykło do ciemności. Tak... Nawet łzy są zbyt słone, jeśli potraktuje się je niewłaściwie. Nawet smutek jest zbyt rozległy, kiedy sercu brakuje wzajemności. Mój miły, przysiądźmy na ławce, pozwólmy odpocząć naszej tęsknocie za tym, co budzi się w snach. Popatrzmy, jak szczęście jest na wyciągnięcie nadziei. Dzisiejszego popołudnia pragnę tylko jednego: aby twój sen był także moim. Abyśmy dzielili między sobą rozrzutną przyszłość. Dziękuję, że mogę w każdym momencie wtulić się w twoją pierś, w twoje jasne serce. Niech ta wiosna trwa aż do końca - niech nie będzie nigdy więcej miejsca dla zimy. Nie bójmy się cieni - gdyby nie one, światło zgasłoby bez litości. Lśnienie naszych splecionych myśli niech zamieni się w samotność, którą warto pielęgnować, żeby wydała owoce miłości. Owoce jeszcze zielone i kwaśne, ale to nie szkodzi - przed nami cała wieczność.
  10. Dzisiejsze łzy przypominają smutek z dawnych lat. Poranek kojarzy się z wolnością, której trudno przypisać najpiękniejsze imię. Na wietrze kołyszą się zbrukane myśli, nasze usta przynoszą - oprócz pieszczot - najwykwintniejsze modlitwy. Prośby dedykowane również dla naszego wzajemnego nieba. Gwiazdy kruszą się w twoich palcach. Pomagasz zdjąć płaszcz nocy, która odwiedziła nas tego niepowtarzalnego poranka. Zasmucony wiatr oswaja winę, do jakiej wstyd się przyznać. Nie syć dziś moich uszu strzępkami szeptu, nie przynoś szczęścia, na które jeszcze muszę zasłużyć. Twoje palce zostawiają niepokorne blizny na cienkiej skórze mojej duszy, opuszczają dolinę, w której roi się od cieni naszych serc. Na widok szkarłatu twojego spojrzenia czuję, jak w moim niebie rodzi się raj, do jakiego nie prowadzi żadne przypadkowe wejście. Kiedy czuję u ramion poszum bezsennych słów, budzi się we mnie jeszcze jedno życie, które pragnę zadedykować cieniom w twoim wnętrzu. To, co najpiękniejsze, nie zawsze musi kojarzyć się z niewyczerpanym poematem. Nie musi przypominać strachu, aby twoja dłoń mogła utulić go do snu. Wieczność, jak zwykle rozkojarzona, niech prowadzi przez wrzosowisko nasze splecione słońca, nasze wysłużone światło. Zanim spadnie deszcz, zanim ten mur pęknie na pół, otworzymy na oścież okna, zamkniemy szczelnie drzwi. Wyrzekniemy się wszystkiego, co przynosi stęsknioną samotność.
  11. Wiersz bardzo w moim typie. Podoba mi się jego dość pesymistyczny nastrój. Chętnie poznam Twoje pozostałe Dzieła. Pozdrowienia. :)
  12. @corival Dziękuję pięknie! Również pozdrawiam. :)
  13. myśli umykają z powiewem gwiazd słowa szukają wytchnienia w milczeniu serdecznym jak spełnienie wtuleni we wspólne ciepło czekamy na powrót zmierzchu w dłoniach trzymamy kubki gorącej czekolady którą przecież tak bardzo polubiłeś sypią się konstelacje słońce grzecznie ustępuje miejsca ciemnościom pijemy ten ożywczy napój nasze serca nie mogą powstrzymać się od przypływów szczęścia śmiejemy się nasze radosne łzy rozumieją się bez słów noc rozpościera u stóp najpiękniejsze sny niosące pokrzepienie po nieoswojonej samotności zapada bujna noc otchłanny mrok głębszy od czerni na dnie tej przepaści głębszy niż smutek po utraconych myślach zręcznymi palcami wplatasz w moje włosy zebrane sercem polne kwiaty powierzasz sumieniu chciwą modlitwę spowija nas poranna mgła oswajająca gasnące zmysły przybliża się dostatecznie bym poczuła posmak najmilszego szeptu rozbierzmy się do samych pragnień podajmy sobie płomień by ogrzał nasze obnażone myśli dłonie którym wciąż brakuje odrobiny dotyku
  14. wróciliśmy z tej zbyt krótkiej wędrówki po zbawienie wróciliśmy i nie wiemy jak płakać twierdzisz łzy toczą się same kiedy są zbyt niebieskie pokochaj nasz prywatny świt naszą gwiazdę co przyświeca nagim śladom wędrowcy nie chcę obiecywać ci miłości pod prąd pragnę być z tobą dostatecznie blisko żeby wierzyć w balladę twojego serca ta ballada pozostanie skazą na policzku słońca stanie się rozkochanym świadectwem że opatrzność zazdrości nam wiary w czas delektuje się uśmiechem który ci zadedykowałam poczuj mnie tak żebym zobaczyła niebo na twojej zbyt wysokiej ścianie
  15. Wiersz z górnej półki, zdecydowanie. Podoba mi się szerokie pole do interpretacji. Pozdrawiam!
  16. Pięknie. I smutno odrobinę... Ech, kto wie, co się wydarzy przez najbliższe dwanaście miesięcy? Pozdrawiam serdecznie.
  17. Genialny Wiersz, dzięki Ci za niego. :) Pozdrawiam serdecznie.
  18. Świetny Wiersz, przeczytałam z przyjemnością. Szczególnie przypadła mi do gustu ostatnia strofa. Pozdrawiam!
  19. @Olgierd Jaksztas Okej. Z miłą chęcią się stąd ewakuuję.
  20. Taaak... Oto kolejny tomik mojego autorstwa. Jeśli komuś szczególnie doskwiera nadmiar wolnego czasu, zapraszam do lektury: https://ridero.eu/pl/books/kwitnaca_gwiazda/ :)
  21. bardzo często dusza przymarza mi do kości częściej ciało próbuje uwolnić się od duszy bez skutku minęłam się dziś z rozkapryszonym światem spotkałam kilka niemodnych już obietnic krztynę refleksji do poduszki czy to co czuję to podróbka twojego sumienia? czy to czego doznaję karmi się własnymi słowami? nie chcę rozkazywać słońcu aby świeciło nieco ciszej porządnie wymaglowana modlitwa tym razem obędzie się bez słów ciężar zimowego nieba zaczyna przypominać widokówkę z dzieciństwa Boże podaj mi swój nowy adres
  22. zielonooki wietrze unieś proszę moje osamotnione pocałunki i zanieś tam gdzie miłość czeka na swoje imię gdzie uczucia obracają się w popiół mój płowy słoneczny promieniu rozkochaj we mnie gwiazdy aby stały się pamiątką po przeszłości co nigdy nie była nasza pragnę spijać krzyk z czerstwych ust delektować się czasem który dziś jest tylko nasz lecz wiem zasnę obok kamienia twojej poduszki przykryję się świtem aby marzenia stały się wiecznością żeby ciała wreszcie odmówiły posłuszeństwa wspomnieniom
  23. ukryta w krwawiącym cieniu umierającej jabłoni zasłuchana w milczący wiatr czasu kocham się ze snami których nie obchodzi miłość których nie interesuje życie myśli płyną pod prąd tej czarnej rzeki marzenia zadają cios prosto w rozkwitające niebo melancholia dojrzewa w twoich rozpostartych dłoniach czas nie liczy spadających kropel snu opowiedz mi historię która nie zna początku ani zasłużonego epitafium narodzona w pośpiechu delektuję się odległością sycę zmysły uśmierzającym pragnieniem nicości
  24. śnię niegrzecznie o obfitym poranku który zamiast cieni przynosi tęczowe uśmiechy marzy mi się żeby bezbolesny czas oszczędził namiętność nasze czułe przywidzenia pogrążam się w pocałunkach bez skazy karmię się ciałem odświętnym i niepasującym do parszywej pamięci pomyśl że nie warto milczeć bez chwili wytchnienia sycić dotykiem gwiazdy utrudzone nocą firmamenty nie unikaj pieszczoty zadanej sercem nie wypieraj się wieczorów kiedy kropla codzienności przepełnia czarę namiętności
  25. tysiące niespełnionych minut miliony zburzonych słów miliardy okłamanych zdarzeń tak mało snu tak wiele nieskończonych przypadków nieistnienia czy czujesz poszum sumienia w klatce miłosierdzia czy doświadczasz ciszy za jaką warto stąd odejść pękła ostatnia napięta nić światło księżyca wyczerpało się przed rozpoczęciem czy nakarmisz spełnioną pustkę nadmiarem samotności czy wzbudzisz we mnie winę dla jakiej warto urodzić się na wstępie pragnę żyć w twoich słowach istnieć tylko z przypadku
×
×
  • Dodaj nową pozycję...