-
Postów
174 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Kasia Koziorowska
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7
-
nieznajomy przyjaciel
Kasia Koziorowska opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
na zabój kochałam się w ludziach dopóki nie zdradziła mnie samotność pielęgnowałam w pustce raj śmiałam zadedykować go niebu po obu stronach życia krążyły te same słowa poczęte w bólach ze światła chodziłam wciąż od człowieka do człowieka nie rozumiał mojego uśmiechu pukałam do różnych okien do nieznanych drzwi odpowiadało tylko wspomnienie wyśniłam ten ostateczny pakt podpisałam kilkoma łzami wysłałam do nieznajomego przyjaciela atrament to nie krew można pogodzić się z każdym kleksem cicho jest w dzisiejszej miłości jeszcze cichsze wołanie o litość -
o jeden krok za dużo
Kasia Koziorowska opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
powróciła przyniosła ze sobą utracony raj kilka koślawych łez naprędce skreślony list do samotnego wędrowca nie miała zbyt wiele do powiedzenia wzięła kilka chciwych wdechów i zbezcześciła długo poszukiwany uśmiech nikt nie śmiał się przeciwstawić wciąż stawiała o jeden krok za dużo jej słowa jaśniejsze od myśli nie chciały układać się w zdania kończyły przed znakiem zapytania nie chciała żyć po omacku lgnęła do ciszy którą trawił przesyt nienawidziła wiatru niósł bezkresne ballady zbyt pośpieszne sny bała się rozważać prawdę na bieżąco cień sprzeciwiał się jej woli przyszedł taki poranek wydała z siebie szept i umilkła by ustąpić miejsca cierpieniu oswoić tutejszy lęk umarła bez wyrzutów i poczucia winy dokładnie tak jak obiecał przepalony pocałunek- 2 odpowiedzi
-
10
-
Porozmawiam z obrazem tuląc się do ciszy
Kasia Koziorowska odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jestem głęboko poruszona tym Wierszem. Czysta Poezja. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo uśmiechu. -
Polska - puszka Pandory
Kasia Koziorowska odpowiedział(a) na Somalija utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Widzę, że Wiersz z lekka kontrowersyjny. ;) Ale to świadczy o tym, że jest bardzo dobry. Pozdrawiam serdecznie. -
Krzyż pokutny
Kasia Koziorowska odpowiedział(a) na Bożena De-Tre utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Trochę nie moje ulubione klimaty, ale jestem pełna podziwu dla kunsztu literackiego. To z pewnością świetna Poezja, zapadająca w duszę. Pozdrawiam serdecznie. -
Studio MMA
Kasia Koziorowska odpowiedział(a) na Maciej Sawa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Poezja zdecydowanie z najwyższej półki. Z przyjemnością będę do Ciebie wracać. Pozdrawiam serdecznie. -
Gdzie się podziało cierpienie
Kasia Koziorowska odpowiedział(a) na duszka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję za tak piękną Poezję. Mało słów, ale tak dużo treści... Pozdrawiam serdecznie. -
Na niebie pomarańcze
Kasia Koziorowska odpowiedział(a) na Ewelina utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Coś pięknego! Ten Wiersz z pewnością pozostanie na dłużej w moim sercu. :) Pozdrawiam serdecznie. -
nie chciałam aby każda napotkana twarz nosiła twoje odbicie nie kochałam za ciasnych myśli stłoczonych ku wyjściu z tego raju moje wędrówki dotyczyły serc zasianych zbyt licznie dusz ukrzyżowanych w imię wolności bo wolność jest tym co przypomina moją uległość co zbawia wieczność skazaną na życie podzwaniają we mnie skrupuły tak liczne że chylą się wrzosowiska że dotykam sercem kryształowych chmur lęgnie się we mnie zmierzch tak grzeszny że nie wierzę w wyrzuty sumienia przeciwstawiam się winie nie wiem kiedy ostatnio tak bardzo brakowało mi powietrza nie wiem gdzie szukać źródła bólu to tylko czas nic więcej
- 4 odpowiedzi
-
12
-
przepełniona wspomnieniem kołyszę się na tej kryształowej tafli zagubionego lustra skazana na dożywotni bezkres podaję ci bezsenną dłoń wręczam zaprzepaszczoną przyszłość już nic nie będzie takie samo jak w poprzednim świecie nie wskaże drogi pomiędzy pola umarłych snów jestem aby życie wręczyło ci krztynę kryształowego powietrza ponury poranek z którym nie chcę się narodzić przyśnij się mojej rzeczywistości odszukaj we mnie ucieleśnienie łez każdy dzień przynosi coś jeszcze każda noc oswaja spadające gwiazdy a kiedy już przepadnę ucałuj moje serce zamknij pieczołowicie duszę
-
mroczny mesjaszu powracam do ciebie niosąc naręcze kształtnych myśli zbyt pochopnie oddanych w lepsze ręce jestem i wierzę twój łakomy dotyk przygarnie moje wyrzuty sumienia nie dając w zamian pokuty jasnowidzące złudzenia to tylko kolejny pretekst do odliczania czasu co pozostał w tyle twoje łzy łączą się w pary przynosząc samotność zmysłom mroczny mesjaszu oddalam się od drzwi za jakimi wciąż żyje mój chaos przygnieciona ziemią rozmieniam się na pocałunki nigdy nie udekorują moich warg
-
4
-
mroczny mesjaszu siła twojej nadziei nie zwalczy potęgi odczłowieczonego świata nadmiar wrażliwości i skruchy nie pojedna przeciwstawnych ciał nie pokona bólu który zadajemy sobie obosiecznym językiem rany pozostają świeże pomimo odległych dekad mroczny mesjaszu twoja przypowieść jest równoznaczna z milczeniem do jakiego wstyd się zwrócić przytul mnie do ciernistego serca wskaż drogę powrotną dla przeszłości nie jesteśmy po to by lśnić zbyt namiętnie nasze dusze potrzebują wolności mroczny mesjaszu zadedykuj mi tę ostatnią bajkę tak boleśnie splagiatowaną niedokończoną
-
próbne uderzenie serca
Kasia Koziorowska opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
niebezpiecznie zaczynać proroctwo od samego końca niepoprawnie jest kochać wbrew wiośnie co nie jest w stanie zastąpić zimy nieprzejrzany smutku połóż się u moich stóp doceń anioła który targa niepoprawny cień zgrzeszyłam zbyt namiętnie zbyt niefrasobliwie żebyś docenił mój żal tęsknotę nie ten świat znów zaczął się jeszcze raz prawdomówność wszechrzeczy zamienia się w pamiątkę jednoczącą urojenia odkąd miłość poczęła zwierciadło dla snu a nieograniczony wstęp pochłonie jutro powstańmy razem z nową nocą z próbnym uderzeniem serca -
Dzień dobry! Chciałabym pochwalić się, że przyjęto mnie do Związku Literatów Polskich (oddział w Olsztynie). Ot... to tyle. :) Pozdrawiam serdecznie, Katarzyna Koziorowska
-
Wspominam ze smakiem ten wieczór, który kochał się w twoich wąskich, nagich nadgarstkach. Pamiętam o zachwycającym ciele, mającym odwagę sprzeciwić się nawet śmierci. Twoje objęcia walczyły z męczeństwem, którego zalążek skrywał się w sprzedanej myśli. Kocham się nieposłusznie w godzinach, kiedy to poranek lśni z całych sił, a gwiezdny pył osadza się na rzęsach i liniach papilarnych. Lubuję się w przejrzystości nieba, które kładzie się drogą do twoich stóp. Nie rozumiem słów, z których wyrasta tutejszy tłum. Nie pojmuję znaczeń, dla jakich usycha skrzętnie naderwana dusza. Ofiarność marzeń, wyklęta na powitanie, nie koliduje ze światłością, nie wyprasza nadziei, by ustąpiła miejsca dla tych, którzy wciąż usiłują czekać. Porzucam chmurę utkaną z bezsensownej krwi. Zrywam okowy, które godzisz się dźwigać, by zaspokoić swoje cierpienie. Stań przede mną taki, jakim cię zapamiętałam - delikatny, silny i podniosły. Udowodnij, że twoje słowa nasiąkają ciemnością. Wiesz, że nie można kochać tak, jakby świat czekał, aż ktoś rzuci kamieniem. Nie można cierpieć dostatecznie głośno, aby Bóg musiał zatykać uszy. Mroczny Mesjaszu, zawiśnij pomiędzy łzami, rozprosz sekundy, aby czas pogodził się z granicą. Dotykam czule twych świeżych ran, zadanych przez tych, dla których niosłeś genezę. Dziś, kiedy dzielimy sens, nie boję się twojej rozpaczy, nie unikam bólu, co skłania do rozrachunku sumienia. Czy to bliskość nieba sprawia, że serdeczny smutek zdobi twoją twarz? Czy cichość płonie w żyłach tak jasno, aby dać pokrzepienie jaźni? Nie chcę, aby wieczność czekała na twój kres. Nieprawda, że ból jest silniejszy od rozpaczy. Wiem, nie odgadniesz mojego uśmiechu, nie rozwiążesz zagadki, którą tłamsi rokroczny mrok. Wiesz, że cierpienie jest najlepszym dowodem na to, że życie jest podniosłe, a świat niezapominany? Czy pamiętasz, ile słów pogrzebałeś, aby zadedykować Bogu niepokonaną myśl? Mroczny Mesjaszu, twoja skarga wypełnia blade łzy. Siła, która bawiła się twoim smutkiem, dziś jest bolączką sprzeciwiającą się rozrzutnym słowom modlitwy. Zrozum, że potulność fantazji prowadzi do zaprzeczenia wszelakim ceregielom. Kiedy przyjdzie mi zasnąć przy twoim skrupulatnym sercu, pogodzę się z lękiem, ze łzami, które tak chętnie pocieszam. Wstąp na fundament rychłej przyszłości. Dostrzeż siłę, która powierzy cię zaprzedanemu miłosierdziu, nienawiści bez zbędnych wyjaśnień. Obiecuję, pewnego poranka ockniesz się obok mojego snu. Pożegnasz się tak, jakbyś nigdy nie odnalazł drogi powrotnej. Pod twoimi powiekami przebudzi się melancholia, dla jakiej nie umiesz śnić pomalutku. Mroczny Mesjaszu, oswój przyszłość, czekającą wiernie na moją śmierć. Zgaśnij, jeśli to uśmierzy ból wszechżycia. Wiem jednak, że zostaniesz, by chronić moją tęsknotę, by pilnować łez, aby nie były zbyt głośne. Wkrótce upadnie ostatnie słońce. Zmysły sprzedadzą czas, jaki im pozostał. Rozkochana w biciu twojego serca, przemykam między cieniem a duszą, kołyszę się pod prąd pobliskich planet. Nie narodziła się jeszcze taka gwiazda, która dałaby wszystkim zazdrość i ulgę. Kiedy pomyślisz o mnie, niech twój sen będzie spokojny i kojący. Rozkojarzona lękiem, sprzedana przez dogasającą noc, odszukuję równowagę dla bólu, dla oczekiwania na to, co może nigdy nie powrócić. Rozpościeram nad tobą moją bojaźń, moje nienasycenie. Powierzam dręczącą siłę, która nie może skruszyć skamieniałego oddechu. Witam cię tego samego poranka, kiedy zaczęła się nasza historia. Pielęgnuję niemoc smutku, który obejmuje szkarłatne spojrzenie. Dziwnie jest umierać tak po prostu, bez skarg na doczesność wieczności. Mroczny Mesjaszu, przybądź z pociechą dla moich oczu, dla zmęczonych uszu. Wskaż mi taki czas, który uwiedzie moją przeszłość. Uskrzydlona przez nachalne wspomnienia, próbuję oddać ci życie, na które z pewnością zasługujesz. Mroczny Mesjaszu, będę obok, jeśli ten spokój przyniesie ci ukojenie i sens. W twoich purpurowych oczach widzę resztę czasu. Dostrzegam potulny lęk, zrodzony w zbyt pieczołowitym sercu. Rozkładasz ponad ostatnim człowiekiem swoje braterskie ramiona; patrzysz, jak ból trawi porzucone istnienie. Wiem, że nie pomoże ci to w powrocie do piękniejszego nieba. Zbyt wiele wyznań krzywdzi twoje naderwane smutki. Tak bardzo obawiam się, że życie nie pozwoli ci umrzeć. Nie chcę, aby bezkształt codzienności rozsiadł się na twoich powiekach. Pomijam skrupulatnie zaśniedziałe godziny, sprzeciwiam się kłamstwu, któremu żal nadawać osobne imię. Mroczny Mesjaszu, wznieś w moim imieniu tę skałę, by była opoką dla pierwszego człowieka. Powracasz, bowiem czeka na ciebie każdy skrawek mojego serca. Jesteś, ponieważ lśnienie przepełnia cienistą twarz. Proszę, zdejmij ten jeden raz kaptur skrywający twój lęk. Wiesz dobrze, że piękno bliskości nie wystarczy, aby nasycić pierworodne konstelacje. Sprzedany świt za bardzo boi się mgieł, zmieszanych z twoją czerstwą krwią. Z każdą nocą jestem bliżej zmartwychwstania, twojego pozwolenia, aby uleczyć śmiertelne rany, które człowiek zadał samotności. Dzisiejsze fale strachu nie sprzeciwiają się uległości. To, co pozostało po istnieniu, jest czarną rzeką, pod której słaby prąd wciąż brnę. Nie zgadzam się, aby twój spazmatyczny szept ogarniał całe moje pragnienie. Mroczny Mesjaszu, składam w twoje ramiona mój czas, tak do bólu proroczy. Kocham cię tak, że moje ciało wreszcie współgra z naiwnym pretekstem. Przytulam twarz do twojej rozległej piersi, słyszę uśmierzającą melodię oddechu. Powróci taka godzina, kiedy schowam duszę do kieszeni i udam się ku wyjściu z tej ślepej uliczki. Mroczny Mesjaszu, ciężkie, czarne krople krwi znaczą kroki. Bicie serca, wystawione na pośmiewisko, nie wywiera dziś na nikim wrażenia. Twoja dusza, ulotna jak płochliwe westchnienie, jest skąpana w blasku, który przynosi ci upokorzenie. Pochwycona w okowy nocy, wzywam szeptem twoje imię, aby czas choć raz zaniemówił ze strachu. Twoje ukochane łzy staną się idyllą dla przyszłości, którą tak bezboleśnie można utracić. Zapoznana z niedoskonałym ciałem, powierzam się myślom, jakich ziarno obumarło w twoich dłoniach. Proszę, obiecaj na zakończenie, że będą nas dzielić wyłącznie splecione ręce. Przysięgnij, że księżyc zwróci wykradziony blask. Kiedy ból na nowo stanie się przyczyną ufności, a byle jak przyszyte gwiazdy runą poza płachtę horyzontu - powierz mi swą sprzedaną czułość, twój cień, jakim pragniesz karmić mnie z ręki. I będzie tak, jak za dawnych lat - wbrew samotności, wbrew czarno-białym fotografiom. Wierzę, że pewnego bezsennego poranka odrodzi się niebo, wskrzesi się ziemia - tak, aby Bóg mógł podać nam swoje serce. W twoją szatę wsiąknie moja ostatnia, popękana łza. Będzie to chwila, kiedy czas nie pasuje do kroju naszych myśli. Nie, nie pocieszaj dziś mojego uśmiechu. Nie jednocz się z mrokiem, który obejmuje spojrzenie w duszę. Mroczny Mesjaszu, odzyskamy wiarę w lepszy raj. Odnajdziemy skrupuły, które pozwolą nam tańczyć, choć nie gra muzyka, choć nie mamy poczucia rytmu. Pokochaj moją wieczność, rozgość się między marzeniami, do jakich wstyd się przyznać, które trudno sobie wyobrazić. W duszy popłynie ostatnia modlitwa - mam odwagę nie znać słów. W sercu zagra ballada, której poczciwych wyznań nie rozumiem. Obudzę się w kłamstwie, jakie nie pasuje do koloru moich oczu.
-
zagmatwane są złudzenia które wypełniają szczelnie zakątki mojego uśmiechu zagubione są sny gromadzące się pod opadającymi powiekami jutro nie zalicza się do miejscowego kalendarza nie współgra z marazmem przepełniającym czas chodź poczuj na sercu delikatność mojego oddechu poczuj tę martwotę jakiej wciąż się przeciwstawiasz samotność zmieszana z oddaleniem przywodzi na myśl tęsknotę przez którą nie potrafię zgodnie kochać no przyjdź do moich cichych imaginacji wtul się w oddech przytknij serce do duszy moje myśli usiłują poderwać się do lotu ale zapominają obawiam się nieba pragnę zapłakać tak aby zrozumiał mnie niedokończony świat chciałabym uwolnić się od pamięci twoich wędrówek w głąb zmierzchu od wspomnienia teraźniejszości z którą mogłabym zamienić się na ciała pewnego razu pęknie we mnie nocne niebo ktoś złoży kwiaty u wezgłowia kołyski zrozumiem nigdy mi się to nie wydawało
-
z okazji trzydziestej trzeciej rocznicy dzieciństwa ofiarowałam ci moją niepewność wręczyłam wyszukany żal ubrałam nagie myśli w światło za jakim również tęsknisz sprawdzam czy twoje dłonie wciąż pamiętają dotyk pilnuję żeby najuboższe sny przynosiły uśmierzenie nadziei pretekst dla subtelnej wiary nie umiem kochać gdy milczy niebo nie potrafię nienawidzić gdy Bóg jest tak blisko przyśniła mi się przeszłość łzy nie zasługują na szacunek jestem abyś mógł pokornie wołać o odrobinę teraźniejszości nie chcę upodabniać się do zgubionych godzin do wyrzutów które nie obawiają się zmartwychwstania nie pozwól by moja dusza doczekała się pierwszej zmarszczki zgódź się żebym odszukała namiętną myśl pośród zbyt prędkich słów
-
3
-
świt dla moich marzeń
Kasia Koziorowska opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
gdy zaczęłam cię łagodnie kochać cały świat wstrzymał oddech gwiazdy nie mogły uwierzyć własnym oczom gdy po raz pierwszy napotkałam cię w moim śnie moje łzy stały się łaskawsze łagodniejsze nie wiedziałam dotąd gdzie szukać ciepła wśród ciemności gdzie wypatrywać nadziei smutnej i podniosłej mój doczesny wszechświat bolał jak czerstwa rana jak słowo szyte na miarę szłam przez to piekło jak niewidomy przez noc ograbioną z gwiazd dostrzegłam w tobie świt dla moich marzeń wniebowzięcie dla natarczywych zmysłów lęk przeobraził się w ciszę zbyt łagodną aby zostawić ją na pastwę losu moja wiara wyjrzała z mroku nadzieja przystanęła w pół kroku aby przekonać się że wierzy w drogę u swych stóp -
Zbyt wiele literówek
Kasia Koziorowska opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Moje myśli mieszkają w lśnieniu gwiazd. Słowa, spisane zbyt prędko, stanowią świadectwo dla pragnień. Nie rozumiem, skąd w tobie tyle marzeń, skąd się wzięło aż tyle pięknych nocy. Miłość, sprzedana po okazyjnie wysokiej cenie, jest tylko wyobrażeniem martwego. Odkąd zobaczyłam ciebie w moim lustrze, dusza stała się podłym skojarzeniem, zdaniem bez znaków interpunkcyjnych. Na mojej napiętej skórze szeleści twój wciąż żywy oddech, karmisz mnie przeidealizowanym czasem. Uśmiech, przyszyty byle jak do twarzy, to tylko kilka chwiejnych skrupułów, lepszy świat, po którym każdy wciąż płacze. Moje zmysły, boleśnie przekrwione, są tylko bajką bez szczęśliwego rozwiązania, autobiografią, w której popełniłam zbyt wiele literówek. W gąszczu odpowiedzi retorycznych wciąż szukamy pytań, za jakimi wciąż się odwracamy, niezmiennie pragniemy, by niebo stoczyło się nam do nagich stóp. Sprzedany pośpiesznie los nie powróci, dopóki nie pęknie ostatnia myśl, nie zapadną ciemności. -
płynie we mnie kolejna podekscytowana noc rozebrana do naga z igliwia konstelacji odradza się wiara w to na co nie zasługuję nie jestem pewna moich dłoni złożonych do czułej prośby o łyk świeżego wiatru o nieposłuszne kroki na terytorium serca dziś jesteśmy podzieleni odległością światła od pustki dziś dźwigamy ciała o wiele za duże duszę się w objęciach godzin które dzielą mnie od twojego zmartwychwstania nie chcę do bólu nie chcę kochać się w twojej czułości w nadmiernych wyrzeczeniach na złość przyszłości na moim podniebieniu lśni gwiazda strącona z cyferblatu westchnieniem dziś jestem tak bliska światu że nie pojmuję przesłania życia nie nie syć mnie nadmiarem fantazji nie drażnij mojego poczucia rytmu zgódź się na powrót rzeczywistości na odnalezienie życia które utraciłam gdzieś po drodze
-
uwalniam się od czasu który zalągł się ostatnio na poddaszu mojego człowieczeństwa i nie zamierza się wyprowadzić pozbywam się światła co upodabnia się do najczulszej pasji przywiera do podniebienia kradnie oddech miłości która nie zasłużyłaś na kilka skąpych łez uciekaj przed początkiem wszechświata unikaj gwiazd wgryzających się w twoje bose pięty nigdy więcej nie będę należała do twoich ramion nie obudzę się wtulona w łakomy ból kąśliwy jest dzisiejszy zmierzch jeszcze gorszy poranek kiedy to budzę się z zeszłorocznych westchnień utyskiwań na zbyt rozległy los wybacz mi kolejne jutro odpuść zatraconą w sobie przepaść przebudzi mnie ta sama mantra która nauczyła mnie kochać po omacku
-
4
-
mroczny mesjaszu szukam cię pośród martwych kwiatów rachitycznych jabłoni twoje serce nie może rozgorzeć łzy przelane nienadaremno kołyszą do smutnego snu moje ciche myśli zostawiają ślady na chłodnych nadgarstkach znów straciłam drogę wiodącą za ten zbyt wysoki mur zaginęłam pośród przeterminowanych marzeń wskrzesiłam ból z niedokończonych modlitw mroczny mesjaszu boję się bardzo się boję żyć obok innych ludzi zaryglowana w klatce obłędu pozbawiona wiary w przeszłość spijam odległość z twoich roznegliżowanych słów pogrążam się w pustce pozostawionej przez moje życie nie ufam tutejszym czarnym łąkom nie liczę na nowy świt by objawił mi pobocze wiodące na drugą stronę tej ściany mroczny mesjaszu kiedy podzielą nas splecione ręce a następna noc okaże się podróbką wydostaniemy się z tej wieczności spomiędzy wyjałowionych spojrzeń w czas wzruszeń bez wstępu i zakończenia
-
Byłam najurodziwszym kwiatem w twoim ogrodzie. Byłam najpiękniejszym powietrzem, które wdychałeś z rozkoszą. Tak, przypominałam gwiazdę na piedestale samotności. Wiedziałam jednak, nie wystarczy myśli, nie wygram walki z życiem. Kwiat zwiądł od nadmiaru łez, powietrze stało się nagle ciężkie, gwiazda runęła w przepaść. Nie pozostało nic, co pozwoliłoby mi pielęgnować wieczność, dbać o czas, troszczyć się o czarnooką nadzieję. Znienacka zabrakło mi przeszłości, zbrakło słów, którymi mogłabym sycić ciało, karmić wiarę, że pewnego poranka wszystkie pory roku rozpoczną się jednocześnie, że zjednoczą strony świata. Na własne oczy zobaczę smutek przyklejony do twoich ust, ujrzę maleńką samotność w twoich ojcowskich ramionach.
-
Przymierzam zwiewną sukienkę, utkaną z gwiazd najwyższej jakości. Zakładam srebrny uśmiech, dostatecznie wypielęgnowany i zadbany. Lecz cóż z tego, skoro w przepaść runęła ostatnia martwa gwiazda? Cóż, jeśli przepełnia mnie trujący smutek, pragnący odrobiny ukojenia pod postacią zmyślonych łez? Moje ciało, porzucone przez duszę, wciąż wypatruje odrobiny świeżego nieba, wciąż ugania się za światłem, którego jeszcze wczoraj było tutaj pod dostatkiem. Tęskniłam, tak boleśnie brakowało mi gwiazd w twoim spojrzeniu, tak potrzebowałam złudzenia, by zastąpiło mi ciszę po tobie. Spętana własnym cieniem, obezwładniona niczym krępy czas, usiłuję odgadnąć ciąg dalszy mojej przeszłości. Wznoszę się ponad słońce, by zobaczyć, jak wiele łez potrzeba, by wskrzesić Boga, by pocałować życie na powitanie.
-
wydzieram sobie pióra jestem twoim aniołem marnotrawnym pozbawiam się nadziei nie martwię o blizny w mojej głowie krzątają się nieznane myśli wypełnia mnie pustka zadana twoim oddechem odkąd zalęgła się we mnie twoja obecność od kiedy przychodzą mi do głowy same wynaturzone myśli marnuję łzy na przypadkowe westchnienia odblask zbyt trudnych kłamstw rozdziera wieczność na mniejsze porcje zadurzyłam się w twoim jutrze którego odprysk pozostał na moich ustach uważaj na nieznajome słowa na zbyteczne prawdy noszące twoje ciało
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7