Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszczym

Użytkownicy
  • Postów

    11 004
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    49

Treść opublikowana przez Leszczym

  1. W ogromnym świecie wielkich kradzieży tysiąca i jednej płonnych nadziei postanowiłem nie być gorszym zostałem więc złodziejaszkiem wszystko na co było mnie stać. Ja gałgan skradł pomysł na wiersz. Ukradzione od Antoine W.
  2. @Magdalena śmiech to zdrowie, nawet przy cierpieniu :))
  3. @Antosiek Szyszka nie bój bidy, wszyscy tak mamy, bez wyjątku:))
  4. @Antoine W O kim mowa? O kim tutaj mowa? Dobrze, powiem to, najwyżej mnie wyśmieją, wydaje mi się, że jakby się zastanowić prawie każdy z nas jest po troszeczku jeśli nie złodziejem to chociaż złodziejaszkiem:))
  5. Wskoczyć do własnych wierszy pobyć pośród nich przez chwilę dostrzec jak się widziało wyczuć co się czuło pomyśleć nad własnym myśleniem Nawinąć rozmyślania na tysiące wspomnień Przepełnioną zagadkowością kostkę Rubika ułożyć znowu na nowo corocznie rokrocznie Uśmiać się do łez z własnej śmieszności docenić wagę i powagę Zrobić porządki w szufladzie coś poprawić coś nieswojego wyrzucić popatrzeć co się sprzedało a co zaledwie zalega zajmując miejsce Pokusić się o jaki bilans lub wykaz Mój przyjacielu tekściarzu tylko ostrożnie, tylko ostrożnie!
  6. @Nikodem Adamski czasem piszemy je w tramwajach w myślach:))
  7. @dach podoba mi się ten tekst. Nie wiem, czy przypadkiem nie nazwać go niewymuszonym:))
  8. @ais źle się wyraziłem, bo to nie jest poprawka do twojego tekstu:)) To jest tylko uwaga, że skoro piszemy to może warto byłoby w Książenicach:)) Wiesz inna sprawa, że zwyczajnie mam sentyment to tej podwarszawskiej miejscowości :))
  9. Nie, nie mam tutaj racji. Racje są jednak potrzebne i to jest fakt jak dwa razy dwa jest cztery. Ale tu nie o tym. Już wracam na pozytywną stronę kartki, a raczej do mojej opowieści o sytuacji, która niestety nigdy nie miała miejsca, bo co najwyżej przeinaczam fakty, co prawdę mówiąc uwielbiam wręcz czynić. Wstałem całkiem rano, posprzątałem – jak to mam w zwyczaju – na gospodarstwie, wziąłem prysznic i zadbałem o higienę, spodziewając się nareszcie zbliżenia z Rebeccą. Oczywiście nie zapomniałem o perfumach Hugo Bossa i o wieczornym menu. Zaplanowałem też trasę wycieczki z Rebeccą, wybierając trasę nie za długą i nie za krótką. Cieszyłem się jak dziecko, ale czułem też szereg najróżniejszych obaw, zwłaszcza że – jak wspomniałem – mam swoje lata. I chyba nawet zadzwoniłem do Rebecci, pragnąc usłyszeć w słuchawce telefonu jej dźwięczny głos, co się udało, bo tak rzeczywiście było. Bo ja wiem może wysłałem jej jakiegoś pozytywnego smsa? Nie wiem, bo nie pamiętam wszystkich okoliczności. Popołudniu przyjechała Rebecca swoim prawdopodobnie japońskim samochodem i z tym właśnie uśmiechem, za który zresztą poszedłbym w ogień albo nawet jeszcze gdzie indziej. Po chwili przygotowań poszliśmy na spacer po okolicach mojego gospodarstwa. Zaczęły się schody. Rebecca bardzo dobrze znała się na drzewach, krzewach, ptakach i ogólnie mówiąc przyrodzie, ale rzecz w tym, że nie potrafiła tego wszystkiego nazwać po angielsku. Gdy wypowiadała francuskie słowa, ja z kolei nic nie rozumiałem. Nawet gdy udało się jej znaleźć jakieś odpowiednie angielskie słowo, ja tego słowa nie znałem. Z drugiej strony sam orientowałem się tyle o ile, a znałem praktycznie rzecz biorąc tylko polskie nazewnictwo. Tym samym było nam naprawdę trudno należycie wyrazić zachwyt nad okolicą, która faktycznie była przepiękna. Słonko, ani jednej chmurki na niebie i delikatny wietrzyk muskały nasze policzki. Potem stała się rzecz zastanawiająca, bo Rebecca nagle zaczęła narzekać, że ona lubi tylko wyjątkowych mężczyzn, że ma kłopoty ze zbliżeniami, że się stresuje bliskością z mężczyzną, jeżeli ten zbyt szybko – jak to określiła – dąży do celu, że, że i że. Nie wiedziałem co mam o tych opowieściach Rebecci myśleć, obawiając się zresztą najgorszego. Na ogół milczałem i starałem się w żadnym stopniu nie naciskać, choć szczerze mówiąc naprawdę pragnąłem pójść z nią do łóżka. Miałem też sporo obaw, że nic z seksów nie będzie, a przecież użyłem nieprawdopodobnych dawek Hugo Bossa, co przecież miało mi, a właściwie nam zupełnie ułatwić zadanie. Kolacja wyśmienicie się udała. Rozmawialiśmy. Miała przyszłość. Miałem przyszłość. Nigdy się nie spodziewałem po sobie, że w ogóle jestem w stanie tak dobrze przygotować jedzenie. No nic, podobno człowiek się uczy przez całe życie. W balkonowej popielniczce znalazło się kilka niedopałków papierosów. Niebo nam sprzyjało bezkresną niebieską przestrzenią, a gdy się ściemniło na niebie zaroiło się od najróżniejszych gwiezdnych konstelacji. Zrobiło się romantycznie i ciepło oraz faktycznie stało się co stać się powinno, bowiem przepełnieni słusznym pożądaniem zaczęliśmy się przytulać, całować i właściwie w podskokach pobiegliśmy do łóżka (zawczasu przygotowałem ładny komplet pościeli). Seks był w moim odczuciu jak najbardziej udany, ale nie, nie chcę wdawać się w szczegóły, bo prawdę mówiąc jeszcze nie potrafię sensownie opisywać tych spraw. Cały czas pilnowałem się zapachu lewych perfum Hugo Bossa, co miało nadspodziewane wręcz efekty. Spełnieni prawdziwym spełnieniem zasnęliśmy przytuleni pod dużą kołdrą i zapewne śniliśmy sobie jakieś przyjemne zdarzenia prawdopodobnie tylko trochę z życia wzięte. Wszystko co stało się tamtego wieczoru miało sens i było kompletnie naturalne oraz naprawdę mocno musiałbym się tutaj nagimnastykować żeby stwierdzić, że coś poszło nie tak, bo przecież de facto nie poszło. Dobrze, ale co wydarzyło się nad ranem? Nad ranem, a właściwie parę minut po jedenastej zaspałem. Budzę się, spoglądam na zegarek w telefonie i czuję nieprzyjemny, bo przepocony zapach piżamy. Spoglądam na miejsce obok, a tam ani śladu po Rebecce. Czyżby jej w ogóle nie było? Czyżby Rebecca mi się tylko przyśniła? W szufladzie szafki odnajduję zużyte do połowy lewe perfumy Hugo Bossa. Łapię się za głowę. Popadam w niemalże paniczny strach. Wstaję, zakładam kapcie i idę do kuchni zrobić sobie kawę. I co widzę? Rebecca siedzi na stołeczku, popija kawę i ćmi papierosa oraz uważnie czyta moje wydrukowane na drukarce wiersze o niej oraz niniejsze opowiadanie (przetłumaczone na język angielski, bo planowałem je dać je Rebecce). Jest zamyślona, przejęta, jakby roztrzęsiona i zdenerwowana. Podchodzę do niej i zaczynam ją przepraszać. Otwartym tekstem przyznaję się jej do lewych perfum Hugo Bossa oraz przepraszam ją, że zaspałem i zapomniałem ich użyć. Z przejęcia koślawię język angielski. Rebecca wysłuchuje mnie uważnie, podnosi głowę i mi mówi – Daniel Ty idioto, Ty naprawdę myślałeś, że spotykam się z Tobą z powodu tych niewątpliwie kiepskich perfum i naprawdę sądziłeś, że one na mnie w ogóle działają? Powiem Ci coś Daniel, właściwie ten twój odurzający zapach perfum mnie męczył, tylko nie wiedziałam jak Ci to powiedzieć i szczerze mówiąc po cichu się z Ciebie śmiałam. Daniel, Ty jesteś naprawdę głupkiem, naprawdę zabawnym głupkiem i wiesz co, chyba właśnie dlatego tak bardzo Cię lubię. Zdębiałem i po tym jak zrozumiałem jej słowa ucieszyłem się co niemiara. Następnie z uśmiechem Rebecca mi mówi, wiesz co kochanie wczoraj było cudownie, ale dzisiaj się naprawdę zdziwiłam, bo w tych wierszach i opowiadaniu nie ma mnie. Zrozum, że to co napisałeś w ogóle mnie nie opisuje. Rebecca niemalże z przejęciem wykrzyknęła – „to nie jestem ja Daniel”. Zresztą chodź głuptasie, po czym Rebecca całuje mnie w prawy policzek, każe mi wsiąść do auta i zawozi mnie do siebie, po czym idziemy do któregoś z pokoi jej domu, a tam są rozstawione sztalugi i obrazy jakiegoś przystojnego mężczyzny. Rebecca z triumfem w głosie mi mówi – popatrz Daniel – to Ty. Patrzę i przyglądam się tym pięknym skądinąd obrazom, ale za żadne skarby świata nie mogę siebie w nich ujrzeć. Wykrztusiłem z siebie tylko – „Rebecca, kochanie, to nie jestem ja”. Koniec
  10. @error_erros wiesz, wyszedł Ci fenomenalny wiersz. Według mnie zdecydowanie nie jest za prosty, zresztą uważam za sztukę w prostych słowach uchwycić prawdziwą głębię. Jeszcze raz podkreślę, że wyszło ci coś extra, zresztą zazwyczaj wychodzi :)
  11. @w kropki bordo trudne dzieciństwo? ;)
  12. @corival mi z kolei za Wikipedią gwiazdy wyszły;))
  13. @ais ślicznie dziękuję:))))
  14. @ais ależ proszę ładny i pomysłowy wiersz;))
  15. [ Wszystkie słowa poety są nawiasem mówiąc. Każde zdanie poety należy brać w nawias. Najlepiej w kwadratowy ;) ]
  16. Pewnego popołudnia myśl mnie naszła. Zauważyłem bowiem, że Rebecce bardzo się podobają moje perfumy, a wiedziałem, że nie są oryginalne, co wzbudziło we mnie poczucie pewnego dyskomfortu. Zmartwiła mnie ta okoliczność, bowiem nie chciałem imponować Rebecce de facto swoją nieuczciwością. Usiadłem więc przed internetem oraz rzetelnie sprawdziłem kwestię prawną perfum. Z artykułu takiego i takiego w związku takim to a takim z artykułem takim i takim, takiej i takiej ustawy, interpretowanym przez kilka orzeczeń Sądu Najwyższego w połączeniu z trzema interpretacjami kilku urzędów i ministerstw wyszło mi, że mogłem posługiwać się tymi perfumami, co okazało się w pełni legalne, aczkolwiek faktycznie dwuznaczne moralnie. Dojście do tej prawdy zajęło mi prawdę mówiąc około dwóch godzin. Szczerze mówiąc wcale nie jestem też pewny, czy w ten oto sposób doszedłem do faktycznych i w pełni uzasadnionych prawnie ustaleń, ale niewątpliwie uspokoiłem własne sumienie. Nie, nie dzwoniłem do adwokata. Ta sytuacja jest dla mnie jednym z wielu przykładów, że może warto byłoby się zastanowić nad uproszczeniem systemu prawnego. Sporo osób myśli o tym, ale mało kto wie jak sobie z tym poradzić, choćby w dobie coraz to nowych systemów komputerowych, czy lawinowo rosnącej całej plejady najróżniejszych oskarżeń i podejrzeń. Ot cała tajemnica, bo być może wydaje nam się, że trzeba by było tak uczynić, ale chyba nikt nie ma dobrego pomysłu jak się za to zabrać, a trzeba byłoby to zrobić z głową i tak zwanym pomyślunkiem, bacząc na konsekwencje. Wracając na pozytywną stronę kartki doszedłem więc do wniosku, że psikając się lewymi perfumami Hugo Bossa, a co za tym idzie, czując się jak boss nie popełniałem żadnego wykroczenia, ani tym bardziej przestępstwa. Ulżyło mi. Mogłem dalej tak robić i nie czuć poczucia winy związanego z takim właśnie zachowaniem. Potem jeszcze sprawdziłem w internecie jakiś wspaniały sposób na przyrządzenie fenomenalnej polskiej potrawy z dostępnych we Francji składników. Prawdę mówiąc nie najlepiej gotuję oraz faktycznie nie pamiętam, co planowałem przygotować Rebecce na obiad. Taka prawda, że w moim wieku do spotkań z wartościową kobietą trzeba się trochę przygotować, co z prawdziwą przyjemnością uczyniłem. Spokojnie mogłem do niej zadzwonić i zaprosić ją na obiad, co mi się o tyle udało, że Rebecca wcale a wcale nie rozmyśliła się w postanowieniu odwiedzenia mnie na oodanym na moje wyłączne użytkowanie gospodarstwie, ale o tym za chwilę. Potem napisałem drugi wiersz, rzecz jasna, bo jakże by inaczej, o nikim innym jak o intrygującej Rebecce. Dobrze, ale czy czułem tremę lub coś w rodzaju niepokoju przed kolejnym spotkaniem z Rebeccą? Nie, nie czułem, a stało się tak dlatego, że Rebecca okazała mi tak dużo ciepła, zrozumienia i zainteresowania, że zachowywałem się z nią swobodnie i byłem w miarę pewnym siebie. Nie ukrywam też, że byłem przekonany, że bardzo jej się podobają moje perfumy. Czułem, że nie muszę się tutaj niczego obawiać, choć byłem ostrożny, wiedziałem bowiem, że z kobietą trzeba się odrobinę pilnować, zresztą nie tylko z kobietą, bo dotyczy to również słów, pracy, rodziny, urzędów, lokali usługowych oraz wielu, bardzo wielu najróżniejszych płaszczyzn naszego życia. Jakkolwiek jestem zwolennikiem swobody i bezpośredniości nie jestem do końca przekonany, że wszędzie i w każdych okolicznościach są to wartości całkowicie nadrzędne i zupełnie bezwarunkowe. Wydaje mi się, że wszyscy bardzo dobrze zdajemy sobie sprawę z faktu, że tak nie jest. Tu i tam trzeba niekiedy pilnować się i uważać, ponieważ takie jest właśnie życie. Ktoś kiedyś powiedział, że do ostrożnych świat należy i rzeczywiście można się w tych słowach doszukać głębszego sensu. Wiem tutaj jeszcze jedno, a wynika to z mojego doświadczenia, że – jeśli tylko się chce – sens można znaleźć dosłownie wszędzie. Nawet w tym tekście. Proszę jednak o jedno, a mianowicie o niedoszukiwanie się większego sensu w tym opowiadaniu, bowiem miał to być tylko żart, tylko żart. Żart i nic więcej. Ale ja jestem głupi, pomyślałem sobie nad ranem w dniu spotkania z Rebeccą. Przecież skoro nasze sprawy szły tak dobrze, mogłem ją zaprosić na kolację, a nie tam na jakiś tam obiad. Ech, Daniel Ty ciągle nic tutaj nie rozumiesz, nic nie rozumiesz... No, ale nic. Stary już chłop, a głupi, coraz głupszy. Umówiliśmy się jak się umówiliśmy, czego nie byłem w stanie ani cofnąć, ani zmienić. Najpierw parę godzin spędziłem w ogrodzie, potem wziąłem prysznic, a następnie ugotowałem polskie pyszności. Potem pod mój dom podjechała Rebecca autem prawdopodobnie japońskim w stanie zadbanym oraz w miarę przyzwoitym i przywitała się ze mną wręczając butelkę hiszpańskiego, różowego wina. Buziak, buziak, piekarnik już nastawiony, a w nim danie, jakiś deser, te sprawy. Rebecca znów świetnie wyglądała, bo miała na sobie ciemne kolory ubioru, na jej twarzy widniał ładny uśmiech, co i rusz poprawiała elegancką fryzurę. A ja momentami krzywo się uśmiechałem popsikany do granic nieprzyzwoitości lewymi perfumami Hugo Bossa. Życzyliśmy sobie po francusku smacznego, rzeczywiście życząc sobie, żeby potrawa nam smakowała. Po raz kolejny bardzo się duchu śmiałem, bo oto na francuskiej Prowansji, wyperfumowany lewymi perfumami od Rosjanina, rozmawiam po angielsku z rodowitą Francuską, jedząc polskie danie i racząc się hiszpańskim winem. Ech, życie potrafi się całkiem nieprawdopodobnie układać. Rozmawialiśmy. Miała byłych. Miałem byłe. Wracając do tematu okazało się, że konsumujemy w bardzo podobnym tempie, właściwie rzecz ujmując lekko za szybko, jakby może zbyt łapczywie, ale to pozorna jest ocena. Rebecce polskie danie bardzo smakowało, choć prawdę mówiąc już nie pamiętam, czy w ogóle poprosiła o dokładkę. Całkiem możliwe, że jednak tak uczyniła z tak zwanej, dobrze rozumianej uprzejmości. Udało się, uff, nie zawiodłem Rebecci. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, niekiedy popadając w głębszą zadumę i zastanowienie. Na wieży hi – fi puściłem jakieś angielskie kawałki, odrobinę nastrojowe, żeby nie było. Muza również przypadła Rebecce do gustu. I znów zdążyłem zaobserwować, że naprawdę podobam się Rebecce, co ponownie łączyłem z zapachem używanych przez siebie perfum. Lekko niezdarnie, bo faktycznie bywam niezdarny w tych sprawach zdążyliśmy się przytulić. Miałem pomysł na ten posiłek, a właściwie na jego koniec. Otóż postanowiłem sobie odmówić wypicia wina, a właściwie prawdę mówiąc poprzestając na jednym, symbolicznym kieliszku, a może na maksymalnie dwóch, żeby Rebeccę bezpiecznie odwieść do domu, co również spotkało się ze zrozumieniem, a Rebecca odważnie dała mi się przejechać swoim autem hipotetycznie marki japońskiej. Fakt, że o mało co nie spowodowałem wypadku, wymuszając pierwszeństwo na rondzie przed jakąś, zapewne polską, ciężarówką. Rebecca mieszkała niedaleko, ale na tyle dalej, że dystansu nie można było pokonać inaczej, jak mechanicznym środkiem lokomocji. Ot jakieś dwadzieścia, dwadzieścia pięć kilometrów, nawet jazda rowerem byłaby w tej sytuacji kłopotliwa. Szczerze mówiąc nasze jeżdżenie samochodami musiało wyglądać trochę jednak inaczej, ale pamiętam jedno, że zdarzyło nam się wymienić na auta oraz bardzo uważaliśmy, aby żadne z nas nie prowadziło samochodu pod wpływem alkoholu. Potem Rebecca postanowiła mi się zrewanżować i również zaprosić mnie na obiad, a ja nie byłem w stanie jej odmówić. I tak to poszło, że spotykaliśmy się co jakiś czas w domach, raz u mnie, innym razem u niej, degustując na przemian potrawy kuchni polskiej i francuskiej (np. pyszne krewetki) zbliżając się powoli do siebie, dochodząc do sytuacji gdzie pierwszy raz się pocałowaliśmy, czy złapaliśmy za ręce. Nie wiem, ale może przytrafiło nam się przytyć po jakieś trzy kilogramy? Pilnowałem się jednego, aby nigdy Rebecci nie pytać o sprawy zawodowe i nawet nie wiem dlaczego tak czyniłem. Może po prostu wydawało mi się, że sam mam tutaj niewiele ciekawego do opowiedzenia? Wymienialiśmy się poglądami i spostrzeżeniami, całkiem nieźle się rozumiejąc, choć kilka razy zdarzyło nam się pokłócić o jakieś drobnostki. Większych awantur nie było. Żadne z nas nie potłukło talerzy. Oczywiście bardzo się pilnowałem perfum Hugo Bossa, praktycznie się z nimi na dłużej nie rozstając. Wielokrotnie, zazwyczaj w ubikacji, poprawiałem ulotny zapach perfum. W tym czasie napisałem sporo wierszy, a głównym ich tematem był nie kto inny jak Rebecca. Było pięknie, było miło, było sympatycznie, aż pewnego dnia postanowiłem Rebeccę zaprosić na spacer, a następnie na kolację. Tamten dzień dał mi dużo do myślenia, ale nie uprzedzajmy wypadków. Tamten dzień dał mi dużo do myślenia, ale nie uprzedzajmy wypadków. Mawiają, że przez zapach (najróżniejszy, byle pociągający) i żołądek (dania rozmaite, byle smaczne i strawne) trafia się prosto do serca i może być w tym coś z racji. Ale, z drugiej strony do czego nam potrzebne w ogóle racje?
  17. @Franek K tutaj ciągle nam chodzi o Całowanie;)
  18. @RafałStudziński Dzięki za pogłębioną analizę tekstu. Być może nawet mi się przyda do poprawek. Nie wiem, ale może jednak. Jeśli chodzi o zwrotkę że słowami to czasem za głęboko popadam w technikę zwaną chyba literacją gubiąc przy okazji trochę sensu;) Powodzenia życzę w pisaniu;))
  19. @Gosława szczerze, generalnie też tak uważam;))
  20. @ais ja wiem, że to takie nieromantyczne i mało seksi;))
  21. @Michał1975 Dobrze, że uciekłeś, choćby ze snu w jawę:))
  22. @Gosława cieszę się jeśli mogłem Ci sprawić przyjemność:) Zwłaszcza, że bardzo lubię i Ciebie i Twoje teksty;)) Do Lublina pojechałem z Anną;) @Marek.zak1 w tym właśnie rzecz żeby razem;)
  23. @Gosława a wiesz, dzięki pewnej osobie, miałem okazję odwiedzić Lublin i zjeść naprawdę dobry cebularz. Ten tekst to trochę żart, a trochę nie, bo może warto we dwoje sobie pozaprzeczać konwenansom? Pozdrawiam:)
  24. @JAPA super!!! Fajny wiersz:))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...