Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszczym

Użytkownicy
  • Postów

    9 648
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    41

Treść opublikowana przez Leszczym

  1. @Gosława o to miły komplement ;) Dziękuję ;)
  2. @iwonaroma i ja się uśmiecham ;) @Antoine W jeśli wyszło atrakcyjnie to bardzo się cieszę;)
  3. @iwonaroma bardzo ładne. Tylko bardzo proszę nie idźmy wszyscy w stronę samoobwiniania się za komary, muchy, czy inne insekty. Wydaje mi się, że wówczas byśmy trochę jednak przesadzali w naszej poczciwości:)))
  4. @Marek.zak1 kurczę, chyba nie udało mi się Ciebie rozbawić... przepraszam, chyba trochę głębi mi się wtrąciło do wiersza :)
  5. @Michał_78 Prawdę mówiąc wydaje mi się, że czymś bliskim ideału jest bycie z kimś, ale przy umiejętności zachowania własnej i tego kogoś równowagi, zresztą równowagi na iluś tam ważnych dla nas obszarach. Ja tutaj jednak nie chciałem "filozofować" (co trochę lubię, nie powiem), a bardziej rozbawić:))
  6. @Michał_78 fajnych rzeczy doszukałeś się w tym wierszu, nie wierszu, dialogu bardziej, wielkie dzięki. Dużo się mówi, a mówi tak sporo osób, że święty spokój nie ma ceny czyli jest bezcenny:)) Jak najbardziej można polemizować z tą tezą:)
  7. @Waldemar_Talar_Talar dzięki Waldek, o to chodziło:))
  8. Piękna miła sympatyczna Pani Pani taka ładna, skrupulatna, pragmatyczna i staranna, uśmiechnięta co by się nie działo... Proszę Pana tylko konkretnie proszę aha, konkretnie, na czym to ja stanąłem nie wiem proszę Pana, proszę jaśniej się wypowiadać przecież Pan to musi potrafić dobrze, dobrze, już się poprawiam Otóż proszę Pani ja poproszę - tyle co trzeba płynu rozweselającego - trzeba było proszę Pana tak od razu już Panu podaję już podaję, zaraz, zaraz, proszę, proszę, oto i on - karton Pana ulubionego soku - ależ proszę Pani toż to płyn uspokajający to nie jest przecież płyn rozweselający! proszę Pana, że też ja Pana życia tutaj muszę uczyć stary już koń z Pana, a wymaga nauki proszę Pana proszę w końcu zrozumieć w tych czasach płyn uspokajający zresztą Pana ulubiony jest niczym innym jak płynem rozweselającym Aha, no tak, dziękuję:/ Bardzo dziękuję:)
  9. @[email protected] wiesz ja z czasów komputerowych, gdzie komputer wężykiem podkreśla błędną wypowiedź;)
  10. @[email protected] @[email protected] wystarczy, że powiesz o jedno słowo za dużo - nawet tutaj i już Cię mają. A potem łatki, prowokacyjki, upublicznienie i po tobie. A przyczepić się można do kompletnie wszystkiego. Wystarczy też, że z obojętnie jakich powodów dla kogoś wyżej Tobie będziesz albo staniesz się niewygodny. Nie bój bidy tutaj potrafi się dorobić gębę. Zresztą jest ogólnie niebezpiecznie, bo przeróżne spory coraz bardziej się nakręcają. Zresztą nic więcej nie powiem, może jest tak, że każdy widzi co chce widzieć;))
  11. @[email protected] Grzesiu, szczerze mówiąc napisałbym Ci co myślę, widzę, a nawet niekiedy śnię, ale prawdę mówiąc za to posadziliby mnie najpewniej do więzienia (nie wybieram się tam), a zaznaczam, że nie to nie ma nic wspólnego z moją przeszłością. Takie są fakty. Mogę powiedzieć tylko tyle, co każdy widzi gołym okiem, że zrobiło się niebezpiecznie.
  12. @[email protected] Grzegorz prawdę mówiąc niekiedy wcale nie dostrzegam tej "doby wolności", o której mówisz:/
  13. @Lidia Maria Concertina ja tak samo jak EMWOO:) W Twoich tekstach jest coś, nie obraź się przypadkiem, głęboko intelektualnego. To spora wartość:)
  14. @[email protected] ja tam bym się serio zastanawiał, czy by przypadkiem nie zrobić Walentynek dniem wolnym od pracy:))) Fakt, że Matka i Ojciec, co wynika chyba z historycznych uwarunkowań, bo tylko w ten sposób kiedyś mówiło się do rodziców, a nawet podobno mówiło się "proszę Matki" i "proszę Ojca". Czasy ulegają zmianie, zmieniamy się i my. Spójrzmy zresztą na życzenie "stu lat". No nic, wszystkim tatom i ojcom na tym portalu życzę więcej niż "Stu lat" :))
  15. @Marek.zak1 nie wiem, czy na tatę patrzę z perspektywy rywalizacji. Chyba nie. Ale doceniam, bardzo doceniam i dostrzegam ważną rzecz, a mianowicie genotyp:) @[email protected] w ogóle typ Piotrusia Pana to pewien archetyp pewnego rodzaju zachowań i w ogóle psychologiczne zjawisko. Jak wspomniałem raczej nie jestem takim typem, a im bardziej poznaję swojego Ojca on też taki nie jest. Różnimy się dosyć znacznie, ale są pewne wspólne cechy, zresztą dosyć interesujące, ale jak wspomniałem nie chcę tutaj wnikać w siebie. Ojców chciałem docenić tym wpisem, bo są ważni. Zresztą budzi moje zastanowienie nazwa - dzień Ojca, a nie taty. Od dłuższego czasu 23 czerwca to dla mnie jednak bardziej dzień taty niż Ojca.
  16. Postanowiłem jak to się kolokwialnie mówi pójść na miasto. Wygoglowałem pobliski bar i okazało się, że mogę tam dojść na piechotę, co uprzedzając wypadki pozwoliło mi na skosztowanie pysznego francuskiego piwa o ciemnym zabarwieniu i pienistej urodzie. Nie, nie musiałem brać samochodu. Ubrałem się najładniej jak potrafię, a mam wrażenie, że potrafię ładnie wyglądać, tyle tylko że mogę się mylić w tym zakresie. Koszulka z kołnierzykiem, ciemne szorty i najładniejsze krojem buty, a także jasne skarpetki pięknie korespondowały z moją nowo nabytą opalenizną. To fakt, że użyłem sztyftu do pach, ale przede wszystkim wyciągnąłem z zanadrza perfumy Hugo Bossa i intensywnie oraz można powiedzieć, że z pewnym naddatkiem popsikałem się nimi od stóp do głów. Tak, chciałem ładnie wyglądać i bardzo chciałem żeby bił ode mnie przyjemny zapach mandarynek i rozmarynu. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć, bo nie kierował mną żaden napęd, ani nic w tym rodzaju, a jedynie co chciałem to wyjść na ludzi i do ludzi, a właściwie do francuskich braci, zresztą można by ich też od biedy nazwać osobami po fachu. To, że ten dzień - o ile dobrze sobie przypominam - nie był dniem weekendowym nie miało dla mnie większego znaczenia. Po prostu poczułem ten moment, a wspominałem już, że sporo tutaj czuję i przeczuwam, choć prawdę mówiąc w tym zakresie mogę również się mylić. Tego jedynego dnia polubiłem się z lustrem i własnym ciałem do tego stopnia, że nawet nawet byłem z siebie zadowolony. Proszę jednak mnie źle nie zrozumieć, bo zadowolenie z własnego wyglądu nie jest i nigdy nie było tym, co powszechnie nazywa się narcyzmem, zresztą co i rusz nadużywając tego słowa oraz niejako dopasowując to słowo bez krzty zrozumienia do osób ładnych i właśnie zadowolonych z własnego wyglądu. Warto tutaj zdawać sobie sprawę, że narcyzm to przede wszystkim charakter i specyficzny sposób zachowania, a nie ładny wygląd. Nic z tych rzeczy. Co to to nie ja. Wśród przeróżnych łąk, polan, lasków, a nawet dzikich chaszczy przeszedłem kilka kilometrów do baru, którego nazwy nie pamiętam, bo nie znając języka francuskiego zupełnie nie zrozumiałem nazwy. Szczerze mówiąc właściwie nie chciałem z nikim jakoś specjalnie tam rozmawiać, bo chodziło mi raczej o samą, jakże przyjemną, obecność wśród mężczyzn i kobiet z piwkiem i paczką papierosów pod ręką. Same już przebywanie w pubie sprawia mi niekiedy samą w sobie przyjemność, bo raduję się w sercu z wesołości, rozmowności, pogodnego nastawienia i dobrego humoru współtowarzyszy, zwłaszcza wtedy gdy samotność potęguje moje wrażenia tęsknoty za bliskością osób, czy konkretnej osoby, zresztą najchętniej płci przeciwnej. To takie normalne i oczywiste, a zatem bardzo proszę się temu zbytnio nie dziwić, bo naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, zwłaszcza wtedy gdy jakoś specjalnie się nie upijam i praktycznie rzecz biorąc nie nadużywam alkoholu. Mam jeszcze jedną serdeczną prośbę. Proszę nie odbierać moich słów o zapaleniu papierosa, czy wyjściu na piwko lub wypiciu butelki wina za jakąś nadmierną promocję wyrobów tytoniowych i alkoholu, bo tak de facto nie jest i przypuszczam, że nie mylę się w tym zakresie. Słowem, czuję, że tak wcale a wcale nie jest, choć jak wspominałem miewam niekiedy problemy właśnie z czuciem. Wolność, swoboda i tlen są nieodłącznymi częściami, na które składa się moje szczęście. Tak, to prawda, właśnie tam, właśnie tamtej jakże ulotnej chwili, właśnie podczas wskazanych niżej cudnych okoliczności poczułem się szczęśliwy. Tak zwyczajnie. Bo ja wiem, może nawet byłem sobą? Nie, nie byłem do końca sobą, bo nic a nic nie rozumiałem, ale o tym za chwilę. Z kuflem piwa i podstawką pod piwo usiadłem w kącie tarasu i wyciągnąłem papierosy oraz zapalniczkę. W barze, a właściwie dokładniej rzecz ujmując w pubie było trochę osób, ale trudno mi nazwać pub tamtej chwili za zatłoczony. Francuzi jak to Francuzi, weseli, w miarę przystojni, nieznacznie drobniejsi w budowie od nas Polaków snuli te swoje historyjki, żywo gestykulując. Francuzki jak to Francuzki jakby pewniejsze kobiecości i bardziej podbudowane pewnością siebie również śmiały się i opowiadały zapewne zabawne historie, najprawdopodobniej z życia wzięte, zresztą zapewne z tak zwanym pieprzykiem. Barman jak to barman pracowicie uwijał się jak w ukropie za ladą. Kelnerka jak kelnerka, ładna dziewczyna, sumiennie, dokładnie i z sobie tylko wiadomą wesołością biegała między ławami, a nawet podeszła do mnie i po francusku (jakże by inaczej) zapytała, czy czegoś jeszcze mi nie podać. Zadowoliłem się piwem, a zatem grzecznie jej podziękowałem, niezdarnie usiłując wyrazić swoją odmowę, koniecznie w języku francuskim. W gruncie rzeczy bacznie obserwowałem to miejsce, choć ja z tych co nie lubią obłapiać wzrokiem i komukolwiek dłużej zaglądać w oczy. Taka skaza, powiedzmy, że charakteru. Wydaje mi się też, że bawiłem się telefonem komórkowym od czasu do czasu spoglądając na polskie strony z wyraźnym niedowierzaniem, a nawet rozbawieniem, choć bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z faktu, że sytuacja w naszym kraju jest oględnie mówiąc nieciekawa i w gruncie rzeczy zupełnie niewesoła. Nie ukrywam, że w moim serfowaniu po internecie w tamtym dniu było coś ze śmiechu przez łzy, ale w gruncie rzeczy jest to temat na inną opowieść. Dość powiedzieć, że ostatnio właśnie tak bardzo często się śmieję. Takie okoliczności i takie czasy. W tle leciała jakaś rockowa, francuska muzyka, ale nie znałem ani wykonawcy, ani tytułu piosenki, a słów piosenki mogłem się jedynie domyślać. Atmosfera w lokalu wyraźnie mnie uspokajała, bowiem prawdę mówiąc niewiele rozumiałem z wypowiadanych tu i tam słów. Oczywiście coś tam rozumiałem, czegoś tam się domyśliłem, moja uwaga była jednak skupiona bardziej na obrazach. Było wesoło, spokojnie i towarzysko oraz wydawało się, że sytuacja się nie zmieni, szczerze mówiąc nie spodziewałem się żadnych większych rewelacji, rozsądnie planując zamówienie drugiego i zarazem ostatniego ciemnego browaru. Gotówki miałem w sam raz na dwa smaczne, sympatyczne i przyjemne piwa w że tak powiem doborowym towarzystwie prawie najfajniejszych ludzi pod słońcem, bo Polaków i Polki prawdę mówiąc cenię trochę bardziej, mimo oczywistych braków w porozumieniu i właściwym zrozumieniu. Nie, nie pamiętam która to mogła być godzina, ale najprawdopodobniej wszystko działo się we wczesnych godzinach wieczornych, bowiem planując powrót z lokalu chciałem uważać na późną porę. Jak wcześniej wspomniałem lubię swojską zwyczajność, a tak właśnie było właśnie tam to znaczy we wskazanym wyżej lokalu. Nagle, no właśnie nagle i niespodziewanie, zaraz po kupnie u barmana drugiego piwa wydarzyło się coś, czego bardzo długo nie mogłem zrozumieć, a co diametralnie zmieniło mój pobyt we Francji, to jest na niewielkiej i faktycznie odludnej prowansalskiej wsi. Co to było? Już śpieszę z opowieścią. Zostańcie ze mną, a i tak zrobicie jak chcecie. Niczego tutaj nie narzucam.
  17. @[email protected] Nie wiem, ale to by trzeba było jakoś prosto iść, choć to bardzo trudne:))
  18. @Radosław główna myśl była prosta - jako syn porównuję się do taty. To w sumie już mocno stary i lekko przestarzały tekst z czasów poznawania taty na nowo, że tak to ujmę;) dzięki;)
  19. @Franek K A ja to o tyle widzę inaczej, że to zagadnienie postrzegam jako nieuchronne i może dlatego przynajmniej na razie jest mi łatwiej się z nim zgodzić. Bez wątpienia jest jednak coś na rzeczy.
  20. @joanna53 bardzo ładny, magiczny wiersz:))
  21. Wrażenie pierwsze: On to Piotruś Pan i co zrobić, że trzeba mu matkować, spojrzenie w lustro; rety jestem taki sam. O mamo!!! Wrażenie drugie: Widzę Go jako Mikołaja Kopernika, myślę o sobie w zupełnie innych kategoriach. Mamy się. Wrażenie kolejne: To skomplikowane, aby osobę nazwać po imieniu, o sobie pisać, e tam, co za żenua. Genoa. Życzę wszystkiego dobrego wszystkim tatom, a nawet ojcom:))
  22. Mawiają, że granice dla nas - Europejczyków - zawsze stoją otworem. Możesz wziąć bilet i tak po prostu, tak zwyczajnie i praktycznie bez przeszkód udać się do któregoś z europejskich państw. Czasem warto zdawać sobie z tego sprawę i doceniać tę bezsporną i jasną jak słońce okoliczność. Ja tak właśnie uczyniłem. Z podręcznym bagażem, w którym skitrałem perfumy Hugo Bossa oraz z torbą podróżną pamiętającą jeszcze niesamowity smak niejednej licealnej przygody wsiadłem do autobusu i wyruszyłem w podróż do przepięknej i malowniczej Francji, gdzie świetnie mi się pisze, zwłaszcza poezję, bo nie mam tam wystarczających warunków na napisanie prozy, choć zdarzają się wyjątki, jak to w życiu. Usiadłem przy oknie i z lubością przyglądałem się pejzażom mijanej okolicy. Drogi, zabudowania, samochody, budynki – dużo budynków zajęły moje myśli na dłuższą chwilę. Marzyłem i myślałem, myślałem i marzyłem, wybiegałem w przyszłość i wspominałem, wspominałem i wybiegałem w przyszłość. Od czasu do czasu przysypiałem. Powiedziałem też dzień dobry, dziękuję, przepraszam i kogoś, nie pamiętam kogo poczęstowałem papierosem. Z początku nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, bo nie mogło, ponieważ nie było po temu żadnej, nawet najmniejszej okazji. Życie biegło zwyczajnym torem, a ja z tych, co lubują się w zwyczajności, czego zresztą musiałem się całymi latami nauczyć. W autobusie łatwiej mogłem rozprostować kości, bo miejsce obok przez całą drogę było wolne. Niektórzy twierdzą, zresztą nie bez racji, że całe życie to jedna, wielka i niekończąca się podróż. Jakież to oczywiste :) W pewnym momencie rypnął się mój komfort jazdy, bo na granicy z zachodnim krajem do autobusu weszli dwaj prawdopodobnie celnicy, a z całą pewnością osoby bardzo skrupulatne, poważne, przenikliwe i wnikliwe. I zaczęli nam pasażerom autobusu uważnie zaglądać w oczy, spodziewając się zresztą nie wiadomo czego. A ja siedziałem jak na żarzących się węglach z tymi lewymi perfumami Hugo Bossa, choć trzeba uczciwie przyznać, że zapach perfum dawno się ulotnił i bałem się, tak zwyczajnie się bałem, że mogą mnie przeszukać, zabrać perfumy i przyłożyć do tego wszystkiego jakąś karę nieosiągalnych dla mnie rozmiarów finansowych. Nie, nie bardzo czułem się winnym, ale sytuacja straciła niezaprzeczalny komfort i wygodę. Zresztą wybiegnę trochę naprzód i powiem Wam, że na pojedynczej trasie autobusowej z Warszawy do Francji takich kontroli było aż trzy, a na każdej z nich moje nerwy zamieniały się w postronki. Drżałem i drżałem i w końcu dojechałem na miejsce, tym razem z poczuciem wyraźnej ulgi i nieskrywaną niechęcią do perfum produkcji nierozpoznanej, rzekomo marki Hugo Bossa. Są tutaj tacy, którzy uwielbiają czuć adrenalinę, ale ja z pewnością do nich nie należę. Wiem, bo również i podczas tej podróży zdążyłem się o tym przekonać. Dość powiedzieć, że o mało tych perfum nie wyrzuciłem, ale coś mnie w tym jednak powstrzymało, a prawdopodobnie jakieś przeczucie na temat przyszłości, zresztą jak się później okazało w pełni uzasadnione. Poziom moich nerwów znacznie przekraczał wartość perfum i kosztował mnie zapewne więcej niż nieszczęsne sześćdziesiąt złotych i taka jest prawda. Gdy już było po wszystkim zmęczony i zmarnowany jazdą prawie ponad miarę dojechałem z przyjacielem, który odebrał mnie z dworca na moje nowe miejsce pobytu, to jest na wieś w ładnym, podmiejskim miejscu, jakby lekko bardziej oddalonym od cywilizacji, do której miewam niekiedy sporo zastrzeżeń. Zresztą jak wszyscy, bo w tym zakresie wcale się nie różnię od innych ludzi. Znów raczyłem sobie przypomnieć, że Francja to najzwyczajniej w świecie piękny kraj pięknych ludzi i miejsc, który zawsze warto odwiedzić. Po tej wielogodzinnej podróży uciąłem sobie solidną, kilkugodzinną drzemkę, żeby przede wszystkim zregenerować nadwątlone siły, odczucia i emocje. Co mi się przyśniło? Nic, a może jednak coś (najprawdopodobniej tak), ale rzecz w tym, że kompletnie tego nie pamiętam. Szkoda że tak się stało, bo bardzo lubię śnić i opisywać sny. Zresztą do przywiązywania uwagi do snów musiałem się przyzwyczaić – jak zresztą do wszystkiego co umiem, a czego musiałem się nauczyć. Umiem też nie umieć, czego również musiałem się nauczyć, ale to w gruncie rzeczy temat na osobną opowieść. Ogarnięcie się na miejscu, to jest na niewielkiej prowansalskiej wsi, na niemalże zupełnym odludziu zabrało mi bez mała tydzień. Uspokoiłem zszargane podróżą nerwy, zacząłem pracę na gospodarstwie i wypocząłem lekkim zapracowaniem, bo zacząłem pracować po trzy godziny dziennie przy pielęgnacji dużego ogrodu. Zresztą ktoś powie, że wskazana wyżej praca nie miała w sobie nic z harówki, a co za tym była kompletnie nieistotna i niepotrzebna, ale ja widzę to inaczej i wydaje mi się, że mam możliwość oraz uprawnienia do odmiennego postrzegania rzeczywistości. Zresztą mam na to stosowne papiery, ale to nie jest w gruncie rzeczy temat tej opowieści. Opanował mnie trudny do opanowania spokój, bo atmosfera zieloności, lasu, dużych przestrzeni, świeżego powietrza i gwiaździstego nieba przelała się do mojego wnętrza. Przegadałem kilka wieczorów z przyjacielem, dzięki czemu zdołaliśmy sobie wyjaśnić parę naszych spraw i przedstawić oraz niejako skonfrontować nasze punkty widzenia. Bo ja wiem, może doszliśmy do pewnych konstatacji? Opowiedzieliśmy kilka historii z życia wziętych, bo życie jak nic innego potrafi się przedziwnie układać w przepiękne konstrukty, nad którymi warto się niekiedy pochylić i bliżej się im przyjrzeć, a także opowiedzieć i omówić. Rzetelnego postrzegania z pozoru nieistotnych zdarzeń, okoliczności i wytworów przepięknej wyobraźni również musiałem się nauczyć, mało tego, ciągle i ciągle się uczę i mam nadzieję, że robię w tym systematyczne postępy, choć prawdę mówiąc mogę się mylić. Też prawda, że ciągle tego nie umiem. Włączyliśmy parę piosenek z internetu, przeczytaliśmy tamten wiersz i razem obejrzeliśmy kilka filmów, których fabuła stała się kanwą naszych dokładnych rozmów. Wypaliliśmy też kilka paczek papierosów oraz wypiliśmy bodajże trzy wina, ale czuję, że jest okoliczność w gruncie rzeczy nie warta wspominania. Już się poprawiam, no jasne, że tak :) Jestem w gruncie rzeczy grzecznym mężczyzną po przejściach i zawsze tak było i taka jest prawda (nie, tutaj się nie mylę). Zresztą bez przesady z tą grzecznością, bowiem brak umiaru w czymkolwiek - również w grzeczności - może mieć opłakane skutki. Z przyjacielem lubimy się jak bracia, ale jest to w gruncie rzeczy temat na inną opowieść. Jak tylko zdołałem się wystarczająco wdrożyć do francuskiej codzienności, on zabrał się do własnego domu własnych przestrzeni, obowiązków, bieżących zagadnień i rzecz jasna własnej namiastki wolności. Z uśmiechem na ustach pożegnaliśmy się, dziękując sobie nawzajem za te kilka drogocennych chwil. Powiedzieliśmy co trzeba. Poklepaliśmy się po plecach życząc sobie po prostu powodzenia. W tamtych, przecudownych okolicznościach czułem się właśnie bossem i kompletnie zapomniałem o lewych perfumach Hugo Bossa, ponieważ prawdę mówiąc do niczego nie były mi one potrzebne. W tamtym czasie używałem tylko sztyftu do pach, co w zupełności mi wystarczało. Nie wiem, ale może zdążyłem się już polubić z samoograniczaniem? W następnym tygodniu byłem sam na gospodarstwie, zupełnie sam, bo nikogo nie odwiedzałem, nie przyjmowałem gości, nigdzie nie bywałem, a wieczory spędzałem na spacerach po głuchym lesie. Mam wrażenie bliskie pewności, że prawie każdy mężczyzna (jeśli nie każdy) potrzebuje jak kania dżdżu chwil sam na sam ze sobą, z własnymi myślami, przemyśleniami i rozważaniami oraz fajnie się dzieje jeśli te chwile trwają trochę dłużej. Mi takie przebywanie samemu ze sobą zabrało cały tydzień i bardzo się z tego cieszę, a także całkiem miło tę okoliczność wspominam. Przypuszczam również, że kobiety mogą mieć podobne odczucia i potrzeby, ale nie znam ich specjalnie dobrze, dlatego moja wypowiedź w tym zakresie może nawet urągać rozumowi. Jak wspomniałem pracowałem w ogrodzie, w południe w miarę sprawnie szykowałem posiłki, a wieczorami odwiedzałem bezludny las, co i rusz powtarzając ścieżki spaceru. Prawdę mówiąc żaden ze mnie dobry kucharz dlatego moje przyrządzone dania to: ziemniaki takie, ziemniaczki inne, ziemniaki jeszcze inne, talarki, ziemniaki w garniturkach, frytki etc. itd. itp. Zdarzyło mi się też przygotować i zjeść buraczki. Czułem się całkiem nieźle i swobodnie dlatego w tamtym czasie również nie potrzebowałem perfum Hugo Bossa, zresztą prawdę mówiąc udało mi się nawet o nich zapomnieć. Jest coś interesującego w oglądaniu francuskiej telewizji wówczas gdy prawie w ogóle nie znasz języka francuskiego. Taka sytuacja niejako każe Ci dużo przeczuwać, domyślać się i w duchu dopowiadać, a to – mam wrażenie – całkiem nieźle kształtuje umiejętność wyobraźni, wyczuwania, dopowiadania i patrzenia na świat z własnej perspektywy. Czuję, że już umiem wszystko powyższe, a czego też latami obserwacji musiałem się nauczyć. Mogę się równie dobrze mylić w tym zakresie, zresztą jak w prawie każdym innym. Jakież to ważne mieć świadomość tego co się czuje i umie, a czego się nie wyczuwa i nie potrafi. W tamtym okresie nic nie napisałem, bo prawdę mówiąc nie przychodził mi żaden ważny temat na pisemną opowieść. Mam wrażenie, że pisanie może wiązać się z pewnym niepokojem i brakiem spokoju, a ja podczas tamtych chwil czułem się zupełnie inaczej, bo w ogóle nie czułem niepokoju i byłem nadzwyczaj wręcz spokojny. Tygodniowa samotność sprowokowała mnie jednak do pewnych działań i już wyjaśniam o co chodziło. Czy zapytasz mnie drogi Czytelniku o mój następny krok, czy się już teraz rozstajemy? Jednak zostałeś. Dziękuję. Bardzo dziękuję. Zatem kontynuujmy dalej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...