Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszczym

Użytkownicy
  • Postów

    9 648
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    41

Treść opublikowana przez Leszczym

  1. @corival oj tak, jakże często o tej oczywistości zapominamy. Dzięki że zajrzałaś do mnie:)
  2. @Lidia Maria Concertina ależ trzeba mieć wyobraźnię!!!
  3. Ukrop. Para gromko ucieka z garnków. Wrzawa. Ktoś, kogoś, kimś i tak dalej. Troska. Naglące pytania czy znów się uda. Licytacja. Ona pierwsza nawet niż pierwszy. Opanowanie. Kierownik nie zna pełni zdarzeń. Niewątpliwy czar słów: kurwa, szybciej i damy radę. Zasłona. Pożarów zaplecza z zewnątrz nie widać. Na szczęście jestem tutaj przypadkiem. Na szczęście nie znam całej sytuacji. Na szczęście dam trzy dychy i pójdę do domu. Kącik prywatnych zajęć uśmiecha się pogodnie :)
  4. @Nikodem Adamski jak wyżej, może o asertywność się rozchodziło?
  5. @Konrad Koper Kurczę, te Twoje miniaturki słowne mają całe mnóstwo uroku:)))
  6. @Pan Ropuch bardzo ładny wiersz mistrzowskiej puenty:) Kamienie z takimi runami zawsze w cenie i chyba za autentyczność :)
  7. @opal extra zwyczajnie extra!!! Metafory pierwsza klasa ;)
  8. @dach szczerze i mnie taki dziennik by zainteresował;)) Kierowców jest dużo mógłbyś znaleźć czytelników;))
  9. @iwonaroma chyba jest też olbrzymia manipulacja i ogromny sprzeciw wobec rzeczywistości :// Nie wiem.
  10. @Marek.zak1 podoba mi się ta mini przypowiastka:)) Ja z tych co jeszcze umieją pływać i przepływałem tu i tam, ale tacy pływacy są najgorsi, podobnie jak kierowcy, to znaczy tacy, którym się wydaje, że naprawdę umieją pływać lub jeździć:))
  11. @Dag dzięki za komentarz:) Ten "sonet" miał swoją historię, bo i brzmiał lekko inaczej, a i link do piosenki był, ale wycofałem się, bo jakieś dziwne nie wiadomo co mi z początku wyszło:)) Teraz jest jak jest, ciut lepiej:)) Jeszcze napiszę pełnoprawny sonet, jeszcze napiszę:))
  12. Figura – cudo, udo, buzia jakież marzenie spojrzenie obłym kształtem serca i duszy głos wróży, fusy, zachwytem pełnią współpracy nie sposób usłyszeć huczne westchnienie. Marzenie skradło wrażeń długie pół nocy północ zapętliłem youtubem i facebookiem krąży w krwiobiegu urywane wspomnienie przeciągły sen zawitał późnym porankiem. Zachęty nocy toczą bój o niewysoką stawkę kręcą ach kręcą wkoło Monet nieistotnych spojrzeń, chęci, dawek, tęsknot i oddechów. Gdybyśmy myśmy posiedli uroki urody realia wydawałyby się skolka łatwiejsze a tak niczym Syzyf wałkujemy pod górkę.
  13. @Radosław napisałem z początku tylko "wiatru", ale postanowiłem uczynić pewien ukłon dla przyjaciela, który miał chyba nawet tutaj nicka "Szept wiatru" ;) Dziękuję wzajemnie :) @Waldemar_Talar_Talar nie mam innego wyjścia, robię co mogę, bo wiosłować i tak nie umiem:))
  14. Dzielnica portowa Nadmorskiego wieczoru padłem do łóżka jak jakiś porażony prądem. Tęsknota potrafi oj potrafi zmęczyć człowieka, powiem więcej, bo potrafi osłabić. Chodzimy przygaszeni, zmęczeni i niewyspani jak jakieś upiorne zombi. Mógłbym sporą sumę postawić u bukmachera, że dzieje się tak właśnie z tęsknoty. Różne są te nasze tęsknoty, ale wyczerpują nasze serca, dusze i ciała jak nic innego. Kto wie, czy gdybyśmy właśnie nie przestali tak tęsknić nie odeszłoby w siną dal prawie całe nasze zmęczenie? A może nawet różne choróbska by tak nas nie podgryzały? Tęsknienie, choć piękne w swojej naturze, potrafi napsuć krwi człowiekowi jak mało co. Mnie się zresztą wydaje, że powiedzenie o usychaniu z tęsknoty nie wzięło się znikąd. Ja jak wspomniałem tęskniłem za Simone i Avalonem. Stąd moje cholerne zmęczenie, które czułem każdym fragmentem swojego ciała od miesiąca. Ot cała tajemnica. Musiałem odespać i traf chciał, że udało mi się tak uczynić w nadmorskiej, portowej dzielnicy Świnoujścia. Nad ranem, a właściwie grubo po dwunastej zwlekłem się z łóżka i poszedłem się przejść. Początkowo myślałem o śniadaniu, ale zadowoliłem się przepyszną zapiekanką od podejrzanego zresztą handlarza pożywieniem. Jakiś taki dziwny i nieogarnięty i nieokrzesany i łypiący osobliwym spojrzeniem był ten wątpliwej proweniencji restaurator. Ale zapiekanka smakowała wybornie, co było niezaprzeczalnym faktem. Pokręciłem się po molo, a nawet zajrzałem do portu w poszukiwaniu łodzi o nazwie „Kraina nadziei”, ale nic takiego nie mogłem odnaleźć. Bulwarami przechadzało się ładnych kilka osób, które w istocie były naprawdę ładne, ale myślami byłem bardzo daleko i nie byłem w stanie uważnie im się przyglądać. Od czasu do czasu musnąłem kogoś spojrzeniem i to by było na tyle. Po półtorej godziny naprawdę nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Tęskno mi było i tęskno, a w nadmorskiego cymbergaja nie miałem przecież z kim zagrać. Pomyślałem sobie, że i kręgle nie dla mnie, podobnie zresztą jak urządzenie do mini koszykówki. Nie czułem klimatu do grania na automatach. Z lekką niechęcią spojrzałem również na parawan z watą cukrową. Poszedłem więc dalej i wylądowałem na ławce w parku, ale siedzenie tam bardzo się przykrzyło, a latające wokoło ptaki nie potrafiły mnie czymś sensownym zainteresować. Pokruszyłem trochę bułki, zasypałem ćwierć parkowej alejki i to by było na tyle. Kilka razy przejrzałem się w lustrze i znalazłem tam wygląd mniej więcej wzbudzający zaufanie, ale przecież mogłem się mylić. Koszula polo w kratę i jasne beżowe długie spodnie trzymały się na mnie w miarę w sam raz. Poszedłem dalej i pomyślałem, czy by rowerem z wypożyczalni nie pojeździć po okolicy, ale uznałem, że spocę się tylko ponad miarę, a poza tym wcale nie chciało mi się jeździć rowerem. Ja bym wytrzymał, ja bym znalazł zajęcie, ja bym może i wrócił do hotelu poczytać książkę o Avalonie, ale kolorystyka i wydźwięk melancholii skierował mnie prosto do pubu o dźwięcznej nazwie „Zakątek rybaków”. Cóż, pomyślałem, że żaden ze mnie rybak, ale dziarskim krokiem wkroczyłem w tę przestrzeń. Usiadłem za pustą ławą i zamówiłem u barmanki portera, co by mi się weselej na duszy zrobiło. Pociągał mnie gwar ciut zatłoczonego miejsca. Ach pyszny był ten porter, normalnie poezja. Podstawka z napisem „Bosman” zachęcała mnie jak nic innego do degustacji piwa marki nie do końca rozpoznanej, bo poprosiłem piwo z nalewaka, wcale nie pytając o jego markę. Porter mnie nawet grzał. Porter dobijał się do mojej głowy. Drugi porter mi zaszumiał, a po trzecim porterze poczułem się słabo na nogach, ale miałem przecież jeszcze godzinę czasu do daty startu do Krainy Avalon. Poczłapałem zatem do hotelu, gdzie spakowałem rzeczy, umyłem zęby i rozpakowałem gumę do żucia, a następnie już z bagażami udałem się do recepcji hotelu i zapłaciłem za nocleg. Rzecz jasna zapłaciłem dolarami, zresztą po jakimś rzadko spotykanym pioruńskim kursie w stosunku do złotówki. Pani w recepcji była zresztą bardzo miła i wiedziałem, że ten cholerny i nie boję się tego słowa złodziejski kurs dolara nie był jej sprawką, bowiem decyzje zapadały wyżej, dużo wyżej. Ach ci krwiopijcy przedsiębiorcy wszędzie wycisną z człowieka pieniądz. Wiadomo, że zatrudniają i płacą pracownikom z naciskiem jednak na zatrudnienie. Jak wspomniałem zapłaciłem i udałem się wprost do portu, być może nawet lekko się zataczając, bo zdążyłem się już odzwyczaić od nadużywania alkoholu. Ładne słonko oświetlało przybrzeżną przestrzeń, kryjąc się za niewielkimi, podłużnymi i niezbyt gęstymi chmurami. Gdybym był bardziej trzeźwy pewnie bardziej bym docenił uroki krystalicznie czystego i morskiego powietrza, ale przecież byłem już wstawiony. Rzecz niebywała, bo faktycznie przy którymś, zresztą chyba drugim pomoście, odnalazłem całkiem duży, przestronny i pomalowany w gruncie rzeczy na niebiesko kuter rybacki, na którym istotnie wielkimi zielonymi literami widniał napis „Kraina nadziei”. Ucieszyłem się jak mało kto, odłożyłem torbę podróżną na pomost, oparłem się o balustradę i zapaliłem papierosa, a potem drugiego papierosa, a potem trzeciego papierosa i nic. Kuter rybacki był zamknięty na cztery spusty i nie było na nim nawet śladu po jakimkolwiek marynarzu. Mojej Simone również nie było w pobliżu. Nie sposób było nie pomyśleć, a zwłaszcza kwadrans po siedemnastej, że Simone żartowała, a że w kiepskim stylu to zupełnie inna sprawa. Nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni zmuszony byłem zmienić plany i zacząć szykować się do powrotu do rodzinnego miasta, do czteropokojowego mieszkania w bloku z wielkiej płyty, do niezakończonych projektów, nad którymi spędziłem już tak wiele godzin i do smutku dnia powszedniego pozbawionego większych przygód. Opuściłem głowę pełną tęsknoty i nadziei oraz skuliłem się w sobie. Zmartwiłem się również i zawiodłem, zresztą nie pierwszy raz, bo co jak co, ale takie uczucia są mi doskonale znane.
  15. @Dag Ja myślę niczego nie zmieniać tylko rozwijać się i podążać swoją drogą:) Telewizji na szczęście od dawna nie oglądam. Najlepszy chyba jest jeszcze kanał sportowy:)
  16. @Dag Ach Dag Twoje komentarze:) Jak przyjemnie je czytać:) Komentarze są czasem również poezją :)
  17. @beta_b Mnie się wydaje nawet, że i rozmawiając można się nie dogadać, ale jak najbardziej zgoda:) A i wiersz interesujący:)
  18. @beta_b Mężczyźni również miewają jednostronne założenia :)
  19. @Gosława Metafora taka :) Nudziłoby Ci się Reni takie pływanie bez polotu :) @iwonaroma o miło :)
  20. @Atypowa Pani Z dużym podobaniem:)) Pomysł dwóch telefonów jest bardzo interesujący...
  21. Tratwa przenika zimną wodą. Buty mokre i portki przemoczone. Lęki o stan portfela i komórki. Nie płynę ani pod prąd ani z prądem, bo płynę jedyną możliwą oraz odgórnie wyznaczoną trasą. Z lewej i z prawej mijam opłotki. Ciągle pytam – czy ładnie tu, czy tak sobie? Wiosłowanie nie pomoże, a także nie zaszkodzi. Wiosła lekko muskają taflę wody. Zresztą wioślarz ze mnie żaden. Pytam tylko szeptu wiatru o kierunek natarczywych i nagminnych myśli.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...