Poeta wszedł do labiryntu wąskiego ale jasnego. Gdy przechodził obok krzywego zwierciadła i spojrzał na siebie, zaczął uciekać. Gdy biegł, mijał setki luster. Przystanął tylko przy piżmowym. Niespodziewanie trafił do wyjścia. Wyszedł na łąkę.
Liczę potyczki,
składam patyczki.
Cała do całej,
oraz złamane.
Ale czy warto ?
Liczy się ilość,
liczy się siła !
Trwa pojedynek.
Mniej ważne, że
układam „tyczki”.