Przez ogród idzie jesień. Źródło jest daleko.
W głębi stoi zegar słoneczny i chowa się sowa.
Alejką idzie poeta i niesie poemat.
Na kartki opadają złote i brązowe liście.
Siedzi przy otwartym oknie i gra na fortepianie. Ja wtóruję grając na organkach.
Za stołem leży szachownica, warcabnica i tomik poezji.
Daję „książeczkę”. Odgrywa rymy, akcenty, sylaby.
Po chwili śpiewam.
Niesiesz krzyż, ale nie w kierunku Golgoty.
Choć duch ochoczy i ciało święte; uważaj na węża.
Zadaje egzystencjalne pytania, chwyta za słowo, przeinacza – gubiąc.
Nie rozmawiaj z nim; najlepiej milcz.