zakołował kosmos nad łanem pszenicy
milionami gwiazd w cieniutkich przebłyskach
szaleje w pośpiechu wiruje i liczy
każdy kłos osobno w urodzaj przepycha
granatowe niebo pocięte kroplami
skupionymi w strugach zimnosrebrnych deszczy
zatraciły kształty i razem z krukami
niosą teraz niosą wiatr szary złowieszczy
a kłosy falują to w lewo to w prawo
kłaniają się niebu chmurom zakurzonym
w sinopłowych drżeniach z tajemniczą zjawą
płynącą cieniami skrzydeł uzłoconych
stoję w środku pola mam zielone włosy
jestem ziemią niebem wiatrem huraganem
kawałkiem księżyca i śniegiem co prószy
na wiśniowe kwiaty wiosną zapylane
mam grynszpan na sercu na ustach limonkę
w oczach kolor morski jak czarna pantera
całe moje życie przypomina łąkę
moim rodowodem jest wieczna natura
Dawno mnie tu nie było. Teraz czytam i uśmiecham się serdecznie do Ciebie Nato. Twoje sugestie zawsze mnie mobilizują do dokonywania poprawek na korzyść wiersza. Dziękuję :))))