Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

joaxii

Użytkownicy
  • Postów

    1 150
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez joaxii

  1. Ostatnio trafiłam na stare (bardzo!!!) nagranie zespołu Róże Europy. I zaczęłam się zastanawiać, dlaczego dziś nie pisze się tak dobrych tekstów na tak przyzwoitym (z poetyckiego punktu widzenia poziomie). Poniżej tekst: List do Gertrudy Burgund Pościel przyniesiona przed chwilą z pralni Nadal pachnie czekoladą z orzechami Którą położyłaś na mojej piżamie wieczorem Czterdziestego ósmego dnia wakacji To jedyny dowód że byłaś tu A teraz puste miejsca na ścianach i sufitach Zajmuje Pałac Kultury wystający zza parapetu I butelka porzeczkowego wina a poza tym Każdego dnia Codziennie kocham Cię Dwudziestego sierpnia przed północą Meble usłyszały odjeżdżający pociąg I razem z naczyniami naczyniami kuchennymi Zabarykadowały się w ubikacji A wczoraj zostałem pokłócony Z jedenastym papierosem Mieszkańcem milionowej paczki Wypalonej przez Twój Niezrozumiały dla mnie nałóg Przez ten Twój cholerny nałóg i jeszcze coś Każdego dnia Codziennie kocham Cię Każdego dnia kocham Cię Nieprawda że czasami kocham codziennie Nie tylko w święta nie tylko w niedziele Kocham w normalne dni powszednie Każdego dnia kocham Cię Kocham kocham kocham codziennie Każdego dnia kocham Cię Kocham kocham kocham codziennie Wczoraj przyszły pozdrowienia z zagranicy I nie znalazłszy drugiej pary oczy Wyskoczyły przez okno Rozbijając się o kontenery z mlekiem I to już chyba wszystko Pozdrawiam i całuję gorąco Autor tekstów to zdaje się Piotr Klatt, w chwili wydania płyty z tą piosenką miał 24 lata. Należy dodać, że zespół nie aspirował broń Boże do kategorii poezji śpiewanej, to, co grali wtedy nazywało się muzyką alternatywną. Dziś na Liście Trójki posłuchałam dla przykładu tekstów Comy i Marii Peszek, którzy aspirują chyba do kategorii wykonawców muzyki alternatywnej, czy nawet poezji śpiewanej (w przypadku Peszek) i ich poziom jakoś wydał mi się dość śmieszny (przy całym szacunku dla obu wykonawców). A więc pytanie: czy, a jeśli tak, to dlaczego, poziom literacki tekstów wykonawców muzyki rockowej czy skierowanej do młodego odbiorcy jest tak niski?.. Pzdr., j.
  2. Siebie nawzajem. A poza tym: Jeff Buckley (dużo różnych, nie wszystkie, ale np. taki We all fall in love sometimes w jego interpretacji - rewelka, choć to cover) Marillion, zarówno stary jak i nowy (np. Afraid of sunlight, Neverland, Season's end, Made again z nowego, Script for a jester's tear, Incubus, cała Clutching at straws i Misplaced childhood ze starego) Dave Gahan - Hourglass (prawie cała, bez 1, 2 kawałków) The Cure - Disintegration (cała) Pink Floyd - Wish you were here (cała) Fashion - You in the night (założę się, że nikt nie zna) Wawele - Białym latawcem Air Supply - Making love REO Speedwagon - Can't fight this feeling Barry White Ray Charles Dire Straits Joe Dassin - A toi Fish - Cliche ... i dużo różnych innych, które teraz nie przychodzą mi do głowy. Może nie zawsze najambitniejsze, ale ambitnej muzy się nie słucha w tle ;) Pzdr., j.
  3. Sympatia.pl???... A ja myślałam, że poezja.org... Się porobiło!
  4. A właściwie to dlaczego Państwo odrabiają lekcję za młodego człowieka? Idzie się do biblioteki i się znajduje. W ostateczności: grzebie się w internecie i też się znajduje. To nie jest pomoc, tylko działanie na szkodę. Matura ma za zadanie zmuszenie człowieka do zapoznania się z tematem, nie szukania "pomocy" na forach internetowych. Przecież młody człowiek nawet nie postarał się na tyle, żeby zaproponować kilka wierszy i zapytać, który naszym zdaniem lepszy (co i tak byłoby pójściem na łatwiznę) - po prostu - my szukamy, on wstawia do pracy. Miejsca wydanie można bez problemu znaleźć nie ruszając się z domu za pomocą np. bazy danych MAK Biblioteki Narodowej w Warszawie, nie mówiąc o tym, że każda biblioteka ma takie coś jak katalogi, a niektóre nawet mają bibliografe. Dzięki Państwu młody człowiek nauczy się jak pracować rękami (i mózgami) innych, co dawniej nazywano po prostu cwaniactwem. No, ale Państwo pewnie stwierdzą, że to zaradność. Żenada. Pzdr., j.
  5. joaxii

    odkopanie Troi

    Wierszy nie ocenia się po wieku, ale warsztat można. W końcu wszystko jest kwestią treningu i doświadczenia, o które Tobie trudniej. Pzdr., j.
  6. joaxii

    odkopanie Troi

    Pawle. Naprawdę masz 14 lat?.. No to czapki z głów. Znaczy to, że jesteś niezłym zadatkiem na poetę, choć jeszcze dużo pracy przed Tobą. Potraktuj to jako komplement - potraktowałam Cię jak dorosłego. A teraz do rzeczy: Masz rację z "ż" oczywiście - kajam się, bo błędów zazwyczaj nie robię, natomiast ścigam je bezwzględnie. Pędzę poprawić. Za dużo morza było wcześniej i mi się widać z rozpędu powieliło ;) Błędy logiczne - stopniowanie "ideału", zaplątanie (lub morze niezbyt umiejętne przekazanie myśli) pomiędzy muszlą jako formą i esencją, małże czyli rynki pełznące w kierunku morza... Pisałam o nich w poprzednim wpisie. Ilość interpretacji nie może być nieskończona, bo powstaje zlepek przypadkowych słów, nie wiersz. Wiersz jest jak dom - powinien być przestronny, mieć otwarte drzwi i okna, ale musi mieć ściany. Nieskończoną ilość interpretacji mają słowniki. Chyba, że chcesz, by czytelnik sam napisał Twój wiersz, ale wtedy po co w ogóle piszesz?.. Forma jako synonim esencji?... Tu się jakoś nie mogę zgodzić. Forma to coś zewnętrznego, szczerze mówiąc, powinna stanowić dopełnienie esencji, czyli tego, czym dana rzecz jest. Forma może (a nawet powinna) być przejawem esencji. Przy korzystaniu z pojęć o tak szerokim zakresie znaczeniowym trzeba być szczególnie ostrożnym, by nie doprowadzić do takiego zagmatwania, jak w tym wierszu. Proszę pamiętać, że czytelnik zawsze sięga po najbardziej potoczne rozumienie danego słowa, chyba, że zastosuje się odpowiednie wskazówki w tekście, nakierowujące go na inne, mniej oczywiste znaczenie. O esencji wspominałeś w którymś komentarzu, ("po pożarze z muszli/miasta wyciągnięto esencję (istotę) tego miasta (czego dokonano chociażby w Iliadzie homeryckiej), "na brzeg morza'') w odniesieniu do wersu 4 ("muszlę wyciągnięto"). Stąd wzięła mi się w komentarzu. Nie mów tu o winie - to bardzo złe słowo. Popełniłeś kilka błędów. Cieszę się, że nie zwalasz ich na czytelnika (i nie chodzi mi o mnie). Poezja nie musi trafiać do wszystkich, autor zazwyczaj pisze do jakiejś konkretnej grupy czytelników, o właściwych kompetencjach czytelniczych, podobnej wrażliwości czy zbliżonym zakresie doświadczeń, o jej jakości nie świadczy ilość "fanów", ani nawet czytelników. Musi jednak pamiętać, że żaden czytelnik nie jest nim samym - jesli komunikat, jakim jest wiersz, ma do czytelnika dotrzeć i zostać właściwie odebrany, autor powinien zapewnić mu klucz do szyfru, jakiego używa, jakiekolwiek wskazówki, lub napisać wiersz w taki sposób, by był dla danego odbiorcy zrozumiały. Potrafisz patrzeć na rzeczy syntetycznie, myśleć inaczej niż wszyscy. To są zadatki na dobrego poetę. Warsztat zawsze można dopracować. Życzę powodzenia. Pzdr., j. PS. Przepraszam za ironię, sądziłam, że jesteś dużo starszy i zakładałam, że te rzeczy są (a raczej powinny być) oczywiste. I to nie jest kwestia podobania, tylko warsztatu, a to jest kryterium wbrew pozorom dość obiektywne. A w kwestii podróży - zawsze jest internet. Jeśli chodzi o Troję, polecam stronę: www.cerhas.uc.edu/troy/. Są fajne wycieczki wirtualne :)
  7. No właśnie czasem chyba nie wie. I chyba uzasadniłam swoją opinię, więc moze dobrze by było używać argumentów, nie cytować innych. W końcu chyba toczymy dyskusję na argumenty, nie? A co śmieszy pana Marcina Gałkowskiego, to jakby w tym momencie jest nieadekwatne. Chyba, że to jedyny argument, jaki Pan posiada. Pzdr., j.
  8. joaxii

    odkopanie Troi

    Wiem, gdzie jest Troja, co więcej - byłam i widziałam. Kiedyś leżała bliżej morza (a właściwie ujścia rzeki Skamander do morza), teraz delta rzeki "nadbudowała się" i brzeg jest dalej. Nigdy nie leżała nad samym brzegiem morza - nawet Homer pisał o pagórku, dzielącym wzgórze Hisarlik (na którym leży Troja) a brzegiem morza.Troja była twierdzą na wzgórzu, choć najnowsze wykopaliska wskazują, że być może otoczona była sporą osadą. Problem polega na tym, że w tekście brak wskazówek. Łamanie sobie głowy nad tym, co poeta miał na myśli, jest OK, jeśli jest jakakolwiek szansa na to, by się tego domyślić. Tu nie ma, ponieważ jest możliwa dowolna ilość interpretacji, i przede wszystkim z powodu błędów, w tym logicznych. Skoro muszla jest formą, to w takim razie dlaczego za chwilę mówi Pan, że muszla jest esencją? Czy w takim razie esencją miasta jest jego forma? Rozumiem doskonałość rynku, nie rozumiem błędu, jakim jest stopniowanie doskonałości. Powołuje się Pan na Platona - nie sądzę, by uznał on za możliwe, by coś, co jest doskonałe, mogło być jeszcze bardziej doskonałe. Poza tym - skąd się Panu nagle Persja wzięła??? Troja to było jedno z greckich państw-miast, leżała na terenie obecnej Turcji (dawnej Anatolii), jedna z późniejszych Troi była założona przez Rzymian, można uznać ją też za część Sparty, ale Persja?.. Z tą prostopadłością też tak do końca w Troi nie było - zresztą dość ciężko upchnąć prostopadłe ulice w mieście o kształcie muszli (zbudowanym na wzgórzu, o murach w kształcie owalnym). Rzeczywiście starano się, by ulice były prostopadłe tam, gdzie się da, ale Nowy Jork to to nie jest. "Drugi podmiot porównuje rynek do małża" - a więc z tego wynika, że rynków było kilka i kierowały się w stronę morza?.. Hm.. A końcówka to już w ogóle mistrzostwo: muszla (czyli forma, będąca jednocześnie esencją) przybrała formę (sic!) muszli (czyli formy będącej jednocześnie esencją). Genialne!.. Powiem tak - cieszę się, że napisał Pan tekst z "wybitnie filozoficznym" wnioskiem - szkoda tylko, że nie dał Pan szansy, by do niego dotrzeć. Tekst jest po prostu nieudolnie napisany, niekonsekwentny, zaplątał się Pan we własnych pomysłach. Oczywiście moze Pan zwalić winę na czytelnika, który jest nie dość inteligentny, by zrozumieć przebłysk Pańskiego geniuszu, ale nie wiem, czy jest to dobry sposób, zwłaszcza, gdy dochodzi do dyskusji na argumenty, nie emocje. Pzdr., j.
  9. Och, napisałam czym to jest. Wstępem do opowiadania. Ale to nie ten dział, i wskazany brak wersyfikacji. Pzdr., j.
  10. joaxii

    początek

    I teraz jest dobrze. Na plusa. Pzdr., j.
  11. joaxii

    początek

    no przecież o to idzie, dlatego niech czytelnik sam dochodzi jaki to prysznic. Dlatego nadal podtrzymuję - "ulewny" zbyteczny. Nie zgadzam się !!!:)) Musi być ulewny, żeby koniecznie z deszczem się kojarzył (Wołacz:)). a nie tam takie Panie tego : kapie z kranu woda :)))))) Popieram egzegetę - jak sama Pani zauwazyła, kapie woda z kranu, z prysznica się leje. Ulewny - niepotrzebny - pierwsze skojarzenie jest prawidłowe, gdyby miało siąpić z prysznica, wtedy byłby potrzebny przymiotnik. Pzdr., j. PS. Cieszę się, że zainspirowałam :)
  12. Obawiam sie, ze wyszło Panu opowiadanie, a nie wiersz. A zaczynało się kapitalnie z tym leczeniem niebieskoptactwa. Potem za dużo rekwizytów, opisów, niepotrzebnych informacji. Tak może wyglądać wprowadzenie czytelnika do akcji w prozie, opis scenerii. Gdyby zapisać to inaczej - byłby świetny materiał na początek opowiadania, bo po przeczytaniu aż się chce zapytać: ok, no i co dalej?.. Ale wiersz to to niestety nie jest. Pzdr., j.
  13. joaxii

    Dane

    Z kwestii formalnych: mikrofibra kojarzy mi się głównie z materiałem na mopy i ściereczki do kurzu. Kobiety dość rzadko kwitną sprzątając, więc myślę, że nie o to chodziło. Jeśli chodziło o materiał, z jakiego wykonana została jakaś część jej garderoby (czytając dalej "lecą oczy" domyślam się, że chodzi o rajstopy lub pończochy) - może lepiej posłużyć się lycrą?.. Podobne właściwości (elastyczne i wytrzymałe włókno), a nie budzi skojarzeń z firmą Vileda ;) Bardzo ładne: "starzejemy się w prześwitach", zwłaszcza w nawiązaniu do dziur po mleczakach. Ogólnie - bardzo dobry tekst - stonowany, wyważony, pełen ciepłej autoironii. Ładnie narysowany, zręczny dobór rekwizytów, oszczędnie napisany, skondensowany znaczeniowo, a jednak pełen przestrzeni. Drażni mnie tylko "error" na końcu. Jest taki oczywiśty, mam wrażenie, że nie ufa Pan w kompetencje swoich czytelników. Może lepiej nie dopowiadać tego tak do końca, tak ostatecznie? Pzdr., j.
  14. joaxii

    odkopanie Troi

    Przekombinowany. Przypomina mi przepowiednie wyroczni delfickiej - jedna wielka, nonsensowna zagadka bez rozwiązania, która zjada swój własny ogon, nie wiadomo o co chodzi, zaplątana treść ubrana w ładną warsztatowo formę. Można to podciągnąć pod wszystko i pod nic. Rzeczywiście - Jacek miał rację, że ładnie wykorzystana symbolika muszli, jednak w tym tekście - nadużyta. Do tego niezręczności typu "rynek jest jeszcze bardziej idealny" - ideału się nie stopniuje, bo jest z założenia stopniem najwyższym. Asonanse dym-wydmy-dymu - drażnią. Kto się palił w drugiej strofie: forma? muszla? No i kwintesencja w ostatnim wersie - miało być chyba dramatycznie i tajemniczo - wyszło bez sensu. Nie lubię takich tekstów - udają, że coś w nich jest, a tak naprawdę są puste jak wydmuszka. Czuję się oszukana - jak ktoś, kto znalazł muszlę perłopława, tylko bez perły w środku (kontynuując małżową metaforykę wiersza). Pewnie zostanę zakrzyczana, ale jestem na nie. Chyba, że ktoś mi wyłoży jak chłopu w sądzie na czym polega wielkość tego tekstu, bo może po prostu jestem za głupia, by zrozumieć. Bardzo chętnie zwrócę wtedu honor Autorowi i przyznam się do błędu. Pzdr., j.
  15. joaxii

    czerniak złośliwy

    Naokoło pisze się razem - to raz. Dwa - 3 i 4 wers 1. strofy - powstał jakiś bezsensowny zlepek "tam to jest to" - chciał Pan chyba pobawić się w przerzutnie, a wyszedł kiepski żart o japońszczyźnie. Trzy - druga strofa - po co te komunały typu "wszyscy umierają"? Po co tyle powtórzeń? Jeśli chciał Pan zaakcentować obsesję peela na punkcie śmierci, można to było zrobić bardziej błyskotliwie. Tymczasem wyszło dość infantylnie i aż razi nieudolnością. Cztery - ostatni wers aż się prosi, żeby zamiast "widzieli" napisać "patrzyli". Byłaby piękna wieloznaczność. Używając terminologii piłkarskiej - miał Pan stuprocentową okazję do bramki, ale niestety, nie wykorzystał jej Pan. Reasumując - bardzo poważny temat bardzo kiepsko zrealizowany. Niestety. Pzdr. j.
  16. joaxii

    początek

    Tekst porwany, poszatkowany, całkiem bez potrzeby. Skąd taki podział na wersy w pierwszej strofie?.. Druga strofa do poważnej przeróbki - jest chyba zbyt oczywista. Prysznic zazwyczaj jest ulewny, zazwyczaj zmywa coś, można by to napisać inaczej, w mniej oczywisty sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę wysoki poziom abstrakcji reszty tekstu. Poza tym - po poprawkach mogłaby być z tego całkiem ładna impresja. Pzdr., j.
  17. joaxii

    Volkswagen

    Bardzo dobry. Dobra wersyfikacja - nareszcie! :) Troszkę inaczej rozpisałabym dwa ostatnie wersy drugiej strofy, ale nie będę się czepiać, bo każdy ma swój styl wypowiadania się. Może popracowałabym nad ostatnią strofą - trochę zbyt "łopatologiczna" i ograna jak dla mnie, ale może się czepiam - mam awersję do tego typu nawiązań. Pzdr., j.
  18. joaxii

    Rynek w Bergen

    To się nazywa, Panie Karolu, przeginanie pały :)
  19. Nie chodziło o kolory, wiem, ze są. Chodziło o dookreślenie wyboru. Nie co się wybiera, tylko jak. Pisanie w drugiej osobie jest strasznie mentorskie, i właśnie kierowane do czytelnika, taka natura drugiej osoby. Chyba, ze w tekście jest w jakiś sposób zaznaczone, że chodzi o kogoś konkretnego (np. liryki miłosne, kierowane do ukochanej osoby). Ten sposób zapisu sprawia, że czuję się, jakby mówiła mi Pani, co robie lub myślę. Proszę poczytać trochę - ile jest wierszy z takim zapisem o nieukierunkowanym, ogólnym adresacie? Zazwyczaj stosuje się 3. osobę, tak, by czytelnik nie czuł się "wyrwany do odpowiedzi", ani nie odniósł wrazenia, że autor wie lepiej, co on robi i myśli. Taki zapis wydaje się być troszkę bigbrotherowski. Jeśli traktuje Pani wybór jako czynność, a nie proces, oddzieliłabym tą część od poprzedniej, mówiącej o procesie (kolejne dni trwają). Proszę mi wytłumaczyć konieczność takiego, a nie innego podziału na wersy. Np. co zyskuje wiersz poprzez przeniesienie ust do następnego, jednowyrazowego wersu? Przecież przedostatni wers nie ma żadnego sensu bez tych ust. Usta same w sobie również. To samo dotyczy wersów 1 i 2 drugiej strofy. Jak mówiłam - wg mnie tekst jest do uratowania. Brakuje tu po prostu warsztatu. Odnoszę wrażenie, że nie bardzo Pani wie, dlaczego jest właśnie tak, a nie inaczej. A to nie jest dobre dla tekstu. Dla autora i czytelnika - również. Pozdrawiam, j. PS. Chcicałam zaznaczyć, że nie próbuję narzucać Pani mojego zdania - próbuję nawiązać dyskusję na temat tekstu, dyskusję opartą na argumentach, nie na emocjach. Liczę na to, że moze dowiem się czegoś, albo zrozumiem Pani motywy, co pozwoli mi się czegoś nauczyć i lepiej zrozumieć tekst. Proszę tego nie odbierać jako ataku czy deprecjacji tekstu lub jego Autorki.
  20. Ten wiersz aż się prosi o kilka przerzutni. No błaga wręcz. W takim zapisie brzmi trochę kanciasto. Enteromania rządzi. Poza tym - zapisałąbym to w 3 osobie. Dlaczego kieruje Pani te słowa bezpośrednio do czytelnika. Skąd założenie, że jest on słowotwórcą? I, chyba po raz pierwszy w historii, brakuje[/] mi jednego wyrazu. Moim zdaniem należałoby dookreślić "wybierasz kolory". Poprzednie wersy sugerują, że jest to proces długotrwały. Tymczasem to osamotnione "wybierasz" daje pewne poczucie nonszalancji, stojąc z nimi w opozycji. Przez to tekst staje się albo niespójny, albo niekonsekwentny. Po poprawkach - plus. Pozdrawiam serdecznie, j.
  21. joaxii

    Rynek w Bergen

    Panie Karolu - czytałam ostatnio sporo Pana tekstów (czasem tak sobie robię wieczór jednego autora) i muszę powiedzieć, że mam kilka pytań warsztatowych, które nie dają mi spokoju. Dlaczego wiersze są takie poszatkowane?.. Czemu służy cięcie wersów? Co powoduje, że enter jest właśnie w tym miejscu? Jeśli chodzi o ten tekst - mam te same zastrzeżenia, podzieliłabym go zupełnie inaczej. Poza tym - świetny, zgrzyta mi tylko ostatnia cząstka, a w zasadzie ostatni wers. Wydaje mi sie zbyt przekombinowany i troszkę patetycznty, ale może się czepiam - jestem wyczulona na patos. Wyrzuciłabym tą ostatnią cząstkę, ale oczywiście to tylko moja opinia. Według mnie, gdyby zmienić wersyfikację i zakończyć na konsekracji - powstałby świetny tekst, płynący, bez zgrzytów i tarć. Tak jest tylko dobry. Pozdrawiam serdecznie, j.
  22. Motyw muzyczny Chi Mai pojawił się w wyżej wspomnianym filmie ale był on tylko zapożyczony. Pierwotnie Morricone skomponował go na ścieżkę do "Maddaleny" z 1971 roku. Całkiem możliwe, nie znam Maddaleny, znałam ten utwór z Zawodowca :) Pzdr., j.
  23. Ooo, właśnie stałeś się moim ulubionym forumowiczem na te pół godziny. Boski utwór. Z jakiego filmu? Szczerze? Nie mam pojęcia:P Ale brzmi zacnie. Zawodowiec (Le Professionel) z Jean Paul Belmondo z 1981 roku. Pzdr., j.
  24. Naprawdę sądzisz, że czują się bezpieczni i spokojni?.. Nie mówię o danym momencie, gdy stoją z kumplami w bramie i piją piwo, tylko w ogóle. Poza tym - rozmawiamy o życiu, a nie unikaniu go. Wegetacja to nie życie, to trwanie w zawieszeniu. Nie da się żyć bez stresu - stres to naturalna reakcja na zmianę a życie to zmiany. A to, że się nie ma poczucia marnowanego czasu nie znaczy jeszcze, że się go nie marnuje. Pzdr., j. PS. Myślisz, że przeciętny pan żurek nie ma stresu i lęków?.. A ciągła troska o to, skąd wziąć następną flaszkę?.. ;) Pzdr., j. ;)) Zastanawia mnie skąd Ty możesz wiedzieć, jak czuję się Pan stojący w bramie; skąd pewność, że po wypiciu piwa, wracając do domu dopadają go problemy z których wynika stres? Może akurat poprzez swoją mądrość wyrobił sobie taką właśnie metodę na spokojne życie: pójść do pracy, wypić piwo, usiąść przed TV. Błogosławiony schematyzm! Bo i lubi piwo, i lubi TV, proste. "Wegetacja to nie życie tylko trwanie w zawieszeniu", taa. Naprawdę? A co Ty nazywasz wegetacją? Bo mi się wydaję, że to pojęcie względne, a już na pewno indywidualne: dla mnie wegetacja to wspinanie się po szczeblach kariery, natomiast zapewnienie sobie bytu (jakikolwiek on by nie był)i spokoju, to szczyt rozumności. Oczywiście, że nie da się żyć bez stresu; faktem jest, że stres jest reakcją na zmiany, ale właśnie dlatego warto się określić, ustalić pewne priorytety i zakotwiczyć tak, aby niespodziewanych zmian (tych stresogennych) było jak najmniej - Pan z bramy ma na to swoją metodę i chwała mu za to. Najgorsze jest to, że nie chcesz zrozumieć iż dla Ciebie wielu ludzi marnuje czas stojąc w bramie, a dla nich Ty marnujesz czas próbując gorączkowo "zrobić coś ze swoim życiem", bo w przeciwnym razie targałoby Tobą poczucie bezsensu. Pozdro PS Przeciętny "żurek" nie jest uzależniony od alkoholu tak jak to raczysz sugerować obnażając swoje stereotypowe rozumowanie. Pozdr Bardzo zabawne. Ciekawe w którym miejscu powieidzałam, że uczestnictwo w wyścigu szczurów jest życiem?.. Może najpierw przeczytasz uważnie wszystkie moje wypowiedzi, potem postarasz się je zrozumieć, a dopiero wtedy rozpoczniesz dyskusję?... dziękuję i dobranoc, pzdr., j. PS. Nie, oczywiście przeciętny żurek to całkowicie trzeźwy filozof zgłębiający niedostępne dla przeciętnych zjadaczy chleba zakamarki rzeczywistości.
  25. A ja bym powiedziała, że oni nie dokonali wyboru, tylko uciekają przed nim. Nie żyją, tylko wegetują. Poza tym - nigdy nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Oglądałeś Trainspotting?.. Pzdr., j. To jest dopiero przykra opinia. Czy wegetacja nie jest formą życia? Poza tym ja nie uważam, że oni trwonią czas, bo niby co to znaczy nie trwonić czasu? Robić coś pożytecznego? A co to jest to pożytecznego? Może osiągać wykształcenie? Może zdobywać pieniądze? A może czytać książki? ;)) Najistotniejsze jest to, żebyś nie miała poczucia marnowanego czasu i żeby stres był Ci obcy. O to tylko chodzi, bo niezależnie co robisz (możesz sobie stać w bramie i piwo spijać), grunt, żebyś czuła się bezpieczna i spokojna. "Od wieków to samo pragnienie w człowieku, chęć oszukania czasu, zabicia przemijania lęku." Wystarczy być ponad tym ;)) Naprawdę sądzisz, że czują się bezpieczni i spokojni?.. Nie mówię o danym momencie, gdy stoją z kumplami w bramie i piją piwo, tylko w ogóle. Poza tym - rozmawiamy o życiu, a nie unikaniu go. Wegetacja to nie życie, to trwanie w zawieszeniu. Nie da się żyć bez stresu - stres to naturalna reakcja na zmianę a życie to zmiany. A to, że się nie ma poczucia marnowanego czasu nie znaczy jeszcze, że się go nie marnuje. Pzdr., j. PS. Myślisz, że przeciętny pan żurek nie ma stresu i lęków?.. A ciągła troska o to, skąd wziąć następną flaszkę?.. ;) Pzdr., j.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...