Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'samobójstwo' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 15 wyników

  1. Pętelko, oj pętelko... Ludzie tu, me uczucia znają Proszą mnie o zaprzestanie Jednak ja tak nie potrafię Chciałabym lecz nie widzę sensu, w tym czymś co zwiemy życiem Pętelko, oj pętelko Czemuś ty mnie polubiła? Czemu tyś mnie w się zgubiła? Lubić cię, o pętelko, jest wielką zgubą dla życia mego Lecz zaprzestać nie potrafię! Zbyt mnie sobą fascynujesz. A dokładniej ty, Samobójstwo, które skrywasz się pod postacią pętelki. Jesteś tak ciekawe że lgne do ciebie A moja ciekawość powoduje że jestem coraz bliżej krzesełka Każdy dzień Oh pętelko, jestem bliżej ciebie Każdy dzień powoduje coraz większe utrapienie Lecz co pocznę? Kiedyś może ciebie uroczyście przywitam, Albo pożegnam raz na zawsze... Tego nie wie nikt. Nawet ja sama.....
  2. Było może dziesięć minut po północy A sen nie przychodził, zresztą jak co nocy Umysł z tą myślą już się pogodził Że w natłoku natręctw znowu będzie brodził I tak zakopany pod warstwą kocy Tkwić będzie bezsennie w straszliwej niemocy Leżąc w całkowitej, duszącej ciemności Z oporem przyjmuje myśli, jak nieproszonych gości Wstał, zapalił światło i sięgnął po notes By na papier przelać głowy swojej grotesk Nie pomogło, słowa w gardle stanęły jak ości Więc tylko siedział w okropnej samotności Otworzył okno i na świat spojrzał z wysoka Ciemny, brudny, zimny, gryzący dla oka A myśli wciąż nieprzerwanym płynęły strumieniem O tym co kiedyś planem- teraz odległym marzeniem Siedział i czekał na znak że oto kończy się jego epoka Jak na zawołanie podleciała, ot zwyczajna sroka Zakrakała po swojemu, a on ją zrozumiał Skąd, do cholery, sroczy język umiał?! Pragnął się obudzić, lecz to nie był sen Mocniej się wychylił, wciągnął w płuca tlen Na ciemnym niebie księżyc już bledniał A on wciąż przy oknie, ze sroką rozmawiał Miła była ta mała samotności odmiana Mógłby tak pozostać nawet i do rana Gdyby ktoś też nie spał i spojrzał na niebie Widziałby, że człowiek mówi sam do siebie Jednak miasto otaczała noc przyciemniona I jutrzenka, zza horyzontu zerkając speszona Ranek się zbliżał, tak nieubłaganie Wraz z nim nadchodziło ich wielkie pożegnanie On nie chciał by szła, tak miło się rozmawia A sroka już skrzydła do lotu rozstawia By ją zatrzymać, niepewnie na okna stanął ramie Zerknął w dół na ciche miasto I runął wprost na nie.
  3. Pętelko, oj pętelko .... Pętelko, oj pętelko .... ... Samobójstwo, oj samobójstwo Czemu mi to robisz? Czemu mnie sobą fascynujesz? Czemu każesz mi do siebie dążyć? Życie, oj Życie Czemu takie jesteś? Czemu jesteś takie niezrozumiałe? Czemu ty też każesz mi do siebie dążyć? Czemu kłócisz się ze śmiercią? Czy to nie właśnie po tobię nie następuje śmierć?? A więc czemu tak zaparcie walczysz? Czemu każesz mi żyć? I jedno ostatnie pytanie którę mnie bardzo nurtuję. "Is there really any value, to this thing we call living??" Proszę życie, wykończ mnie szybko Nie torturuj mnie żyjąc Po prostu szybko zabij Albo daj się zabić Daj mi się pochłonąć przez samobójstwo skrytę za pętelką... .....
  4. Pętelko, oj pętelko Nie czekaj na mnie, już niedługo będę wraz z krzesełkiem U nóg twych stać. Głowa ma przejdzie przez ciebie A krzesełko stuknie o ziemię. Pętelko, oj pętelko Nie płacz już nad mym losem, Sama wiesz jaki ból na sobię niosę. Każdy dzień to jest udręka A ta myśl mnie zawsze nęka Jak to będzie gdy zawisne? Czy mnie chociaż ktoś pożegna? Czy jak matka ma mnie ujrzy to pomyśli: "za co boże taka kara..." Pętelko, oj pętelko Czemu tobię szkoda mnie? Sama przecież mnie zachęcasz, Do skonczenia życia mego, jedynego i marnego... Pętelko, oj pętelko Powiedz mi czemu to tak jest, Czemu co dzień jak się ściemnia Ty o mnie ciągle pamiętasz? Czemu mi się przypominasz? Czemu każesz mi o sobię myśleć? Pętelko, oj pętelko Ja wiedziałam żeś Ty taka Płaczesz o mnie, ale jednak sama wiesz że to co robię jest prawe... Pętelko, oj pętelko Ja twój sekret znam Ty nie jesteś pętelką, ty się zwiesz samobójstwo! Męcisz w głowach swym ofiarom Czasem poprzez skok z wysoka, A czasami poprzez sznur... Stworzone zeszłej nocy. Dziękuję i przepraszam wszystkich tu obecnych...
  5. Sposoby na zabójstwo bezbolesne samobójstwo. Duszy rozdarcie przypomina uparcie, o fakcie oddechu, Na to nie ma leku... Leżąc nocą głosy bełkocą. Żyły podcinają szczęście wyganiają. Wcale nie ranią. Wcale nie mają. Wymęczyć próbują, plany złowieszcze knują. A ja się z nich śmieję, gdy w oczach truchleję. Łzy ocieram ataki odpieram ale ileż można? Niedługo- o świcie- Nastąpi me gnicie. Mimo wieku młodego, świętego, palącego... Położę się w grobie... A może już to robię?
  6. Nie palę papierosów, bo Lubię ich zapach czy wygląd. Palę, bo nie chcę umrzeć Śmiercią samobójczą, A z przyczyn bliżej naturalnych. Niech na moim grobie nie widnieje Napis "samobójca", wolę już nawet Słowa "ten, którego zabił nałóg". Śmierć mnie nie przeraża, Boję się tylko ludzi, których Zostawię po sobie i to, Co zrobią z moim pomnikiem. Bo samobójstwo jest dla tchórzy, Prawda? Dlatego wolę zabijać Się powoli, ze skutecznością, Żeby nikt mi nie zarzucił Uciekania od obowiązku Życia, jako podstawy istnienia. A palenia mi nikt nie zabroni.
  7. Nad rozstajem w dróg złamaniu stoi blada postać Płaszcz ma czarny oczy ozdobione mgłą Czas rozstrzygnąć komu żywym będzie dane ostać Czy w tej duszy umęczonej drwa się jeszcze tlą Tik-tak W prawo w lewo czas Tik-tak Tłumy zagubionych mas Podążają pobłądzone w splotach dłoni miast Wyglądają zabiedzone zza drewnianych krat Aplauz myśli Oddech płytki Trwa decyzji czas Czas się rozstać Ciemność wita Wtem gałęzi trzask Życie wraca Ciało krzyczy W oczy wpada blask Świst nad uchem Ruchem kuli Ciemność gasi brzask
  8. Poczekaj do rana, gdy słońce zaświeci, Nie rób tego teraz. Zły nastrój odleci. To, co cię niszczy i tak bardzo dołuje, Zniknie w blasku słońca. Nie, nie pożałujesz. Nie rób tego w nocy. Poczekaj do rana, Wiem, że jesteś smutna, nawet załamana. Dotrwaj choć do rana. Jutro wszystko zmieni, Bądź silna. Nie odchodź do krainy cieni. Po samobójczej próbie dwudziestoletniej córki moich przyjaciół. Odratowano ja.
  9. Śmierć nie rozumiem gdzie jest sens? Tuż po jej pogrzebie spacerowałam mijając zniszczone groby dzieci niknące w blasku złotych grobowców bogaczy A pomiędzy tym wszystkim myśl o niej Miała dwadzieścia lat może więcej głowę pełną marzeń i znojów grała jazz i malowała węże pisała i tęskniła do domu Nie znalazła go tutaj a że wierzyła w cuda strzeliła sobie w głowę "tym razem się uda"
  10. Pełno tu dymu podłych myśli wszyscy pławią się w basenie odlotów Czy to nasze plecy się znalazły? A może (nie) przypadkowy dotyk? Fałszywie zawstydzone oczy *** Nienawidziłaś prawdziwego imienia Ubrałaś całą siebie w kuse słowo Iga W Twej głowie słowa składały się w rymy kreski w intrygujące obrazy jednak nie było Ci dane popłynąć z tym nurtem Za to Twoje młode ciało nie należało do Ciebie Złotówki za przyjemności Uda zaciśnięte na rurze Życie na łańcuchu pana domu czerwonych latarni Czekałaś na mnie, przepustka Słodki żar, przesiąknięty goryczą Jesteś w pracy? Czy nie? Pająk na Twoim ciele, tak bardzo się ich bałaś Pamiętasz? Króliki w morzu zieleni i kalejdoskop barwnych płatków To niebo smagane białymi obłokami zapach porannej kawy, dym z papierosa… Zagubiony w swoim labiryncie, traciłem siebie Ty poszłaś przez pustynie białego proszku Szukałaś swojej oazy, skuta łańcuchami swego pana Wróciłaś… W kawałku papieru. Kilka zdań, inicjały, wiek… Dach wieżowca był Twoim ostatnim portem ten jeden raz poczułaś się wolna przez kilka sekund leciałaś jak jaskółka czerwone latarnie, kałuża krwi...
  11. Znów dopadł mnie atak Zeszyt wierszy to pamiętnik Widać to, w nim brak rymów Ale będzie inspiracją dla samobójców
  12. Jego królestwo sięgało od zmroku Po czerń najgłębszą nieprzespanej nocy. Czarodziej sztuki, powiernik jej mocy, Pan wyobraźni, nastroju i mroku. Narodzon w cieniu, rozkwitnął w ciemności I w niej zamieszkał, jak król bez korony. Lecz jego umysł stał się tam zaćmiony- Klątwą zwątpienia, cierpienia, żałości. Dawno przemknęły wskazówki zegara Nieubłagane jak świt, jak dzień nowy. Lecz wschód się zdaje jakoś nazbyt płowy, Piosenka nowa mniej piękna niż stara. Piosenka nowa zdaje się wręcz jękiem Gdy ją przedłożyć muzom Nosferatu. Dziś z innych krain przygląda się światu Kapłan muzyki zjednoczony z dźwiękiem.
  13. Wytrzymaj do rana, gdy słońce zaświeci, nie rób tego teraz, zły nastrój odleci. To, co cię niszczy i tak bardzo dołuje, zniknie w blasku słońca. Nie, nie pożałujesz. Nie rób tego w nocy, wytrzymaj do rana, wiem, że jesteś smutna, nawet załamana. Dotrwaj choć do rana, jutro wszystko zmieni, bądź silna, nie odchodź do krainy cieni. Napisałem to jakiś czas temu, Grzegorz Kot mnie zmobilizował do ujawnienia swoim wierszem poniżej. To apel ojca do córki.
  14. Pierwszy raz na plazy, mam szesc lat. Piasek klei sie do stop mimo botow, woda przecieka przez sznurowki. Morze sie mieni w swietle zakurzonego slonca, kolory zmroku, fale jak stopione gwiazdy. Jest zimno. Mrzawka nawilza rzesy, wiatr chlodzi twarz, turla sie miedzy ubraniami. Biegne za siostra, slady jej stop na piasku szybko zastapione moimi, potem morze zabiera je do siebie. Znajomy glos wola do nas, odbieglysmy za daleko, do okola widze tylko twarze bialych skal. Rozgladam sie i nie ma zywej duszy, slady w piasku prowadza do nikad. Budze sie i slysze plytki oddech ukochanego, chorobliwy pot nawilza jego skore, jeczy. Noc czeka na zmiane warty poranka, grudzien to samotny miesiac. Mysle czasem czy nie oczekuje zbyt wiele od swiata, jestem zagubiona jak na plazy. Krzyk moj zatopiony, glowa pod woda. Swiateczna krew maluje babki we wannie. Grudzien to samotny miesac.
  15. Kròtka historia o miłości Powiedział - "jestem Krzysztof". Tak zaczyna się nasza historia Samo z siebie tak wyszło, że odparła mu "miło mi - Wiktoria". Potem razem usiedli na ławeczce w romantycznym parku. Wspólnie paluszki zjedli, wypijając w zadumie po browarku. Pogadali o życiu, o przeszłości, planach i pogodzie. I przy zgodnym serc biciu; tak zwyczajnie, zakochali się w sobie. Była to piękna miłość. Pełna wzruszeń, ciepła i nadziei. Wspólną widzieli przyszłość wierząc, że karma się nigdy nie zmieni. Ich wiara była ślepa Chłonęli dobro, ich świat był piękny, lecz cechą jest człowieka, że jest omylny i popełnia błędy. Pewnej przeklęte nocy nastąpił koniec, czar nagle prysnął. Krzysztof tak prosto w oczy wyznał Wiktorii, że przespał się z Izką. Zbędne stały się słowa Wzięła brzytwę i wybiegła cicho Nie ważne, że żałował i zarzekał, że naprawić chce wszystko. Tam gdzie się poznawali Na tej ławeczce w podmiejskim parku, Wśród pachnących konwalii Dwóch przechodniów odnalazło ją martwą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...