Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kraft_

Użytkownicy
  • Postów

    1 737
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Treść opublikowana przez Kraft_

  1. pierdolone niesłychanie niespełnienia kiedy wołałem że wszystko ofiarą dla ciebie kiedy ty wypełzłaś nadzieją niesłychanie całując usta niechęcią lub nie co zaskwierczało w twojej przygodzie przyrodzie na tak lub też za i przeciw tak że czas zagiął sekundy na pół przyroda siarczysta a zima mroźna dawała popalić licu choć zmarznięte piękne było jak ta lala kiedy i co wtedy powiedziałaś spadaj frajerze a oczy błyszczały inaczej mówiąc szczerze pokochałam pokonałem brązowe oczy za i przeciw i te usta które prosiły tak jak ja zostań nie odchodź i jak ty skrycie choć nie pod przymusem i się nie przyznajesz ile jeszcze udowodnień i ile zmuszeń okiełznań mam ci pokazać ile pieprzonych poniżeń muszę znieść ile muszę muszek pac żebyś zobaczyła jak mój motyl uczy sie latać po to tylko by dla ciebie nauczyć się żyć i umierać jak ćma kiedy nie chcesz .. a siskiego wbród miałaś sisko chciałem ci dać i siskiem mówiąc nawiasem chuj mu na imię wybełkotał po siskim sisem nazad i wpieriod sisim pierdolonym jadem sisiejku o jejku o rany o matko ot co dresy spędziły z powiek sny a sisi kibol bez jaj a ja jaj naj maj i sytczeń razem wzięte kiedy gdacze jak kura co nie znosi chciało się zrobić na niego dla niego albo przeciw niemu jessu sicku bo ponieważ zasisisialy nie chce pieluch kiedy wżdy cwelamus siska sika na krzyż w dechę oblewa olewa moczy kiedy chce udowodnić swą swoją ich naszą i waszą rację za wszelka cenę po trzykroć ... kocham cię
  2. ile w tobie piękna kiedy podsmażasz pierogi dopiero co lepione tymi samymi palcami które jeszcze tej nocy drapały na plecach moje inicjały i wszystko po to abyśmy nie byli głodni
  3. białym kwiatem modelujesz zmysły jak plastelinę lepiąc świat z moich wyobrażeń kiedy wołam spragniony o kawałek ciebie jestem zły na słońce siebie i tę czerwień która nie gaśnie moja samokontrola przegrywa tylko że ty robisz to tak delikatnie że nie umiem się długo gniewać a te wiosenne figurki wychodzące spod twoich palców to czyste spełnienie zakwitam zielenią kiedy jesteś by umrzeć w tobie suchym liściem kiedy odchodzisz zabierając kolory
  4. :) dzięki, że rozweseliło ...
  5. spaceruje niszczącym krokiem poległy świat moich słów spoglądając ukradkiem w stronę światła głupi nuci pod nosem melodię zapożyczoną z monologu manekina chciałby zapleść dni w warkocze lecz witraż pragnień utonął w lamencie pogorzelisk przejazdem spirala szkarłatnych pragnień zatoczyła ognisty krąg zwróciwszy rufę w kierunku pijanych snów pod pretekstem szczęścia tak kończą się podróże szklaną łódką
  6. podarte na strzępy znoszone czerwone sukienki jak serce które nie jest już potrzebne bo krwawi w tym samym odcieniu
  7. nadgryzałem tę miłość w marszu tandetnych odczuć skrywając noce kwaśne jak brudny deszcz a zabłocone ulice były pełne plugawych zakamarków kiedy odchodząc zapytałaś jak mi leci pamiętam jak maleńkie jeszcze sadziłem magnolie w naszym ogrodzie dawno przekwitły a ty zwiotczałym półgębkiem powtarzałaś przyjacielu pod oknem gdzie coraz więcej było słonych kałuż i wiotkich gałęzi tej brzozy pod którą pierwszy raz powiedziałaś kocham zachrapały kamienne ścieżki kierujące nadzieje do naszych drzwi a bluźnierczy wiatr rozwiał ostatnie prośby sadzając lament na bezkwieciu parapetu tylko w górę spojrzałem jak w otchłań w odpowiedziach nieba szukając przyczyn naszych rozczarowań
  8. poza ciepłem hodujesz rozczarowania w doniczce jak ulubioną roślinkę na parapecie za oknem podlewasz obficie by nie uschły a na dworze mróz rozsadza nadzieję wskaż mi je otwórz szeroko jak oczy bym nie usechł gdzie są te drzwi do ciebie do domu w którym jesteś ty twoje tajemnice i ten prawdziwy który zakwita
  9. ramionami w które możesz się wtulić murem za którym możesz się schować ciałem które da ci rozkosz wierszem który napiszemy razem zanim zobaczę i usłyszę piękno zanim dotknę choć ze mną nigdy nie powiem ci dość
  10. rozpalona nocą kradnąc zmysły bosko zachodzisz od tyłu cichutko na paluszkach w trzewikach bez stóp by wyrwać serce centralnie z korzeniami odcieniem purpury czerwienią w potopie pożądania jak arka noego proponujesz ocalenie mówiąc uratuj mnie i moje szepty wtedy wszystkie czarne chmury zawstydzone kalibracją sumień przepoczwarzają się w pragnienia szalone a libido recydywisty miłości niewyjaśnioną dystrofią mózgu traktując wolną wolę ubezwłasnowolnia chemicznymi doświadczeniami uparcie powtarzając jedno we śnie i na jawie kocham cię
  11. nadgryzę tę miłość w marszu tandetnych odczuć skrywających noce kwaśne jak brudny deszcz zabłocone ulice będą pełne śmierdzących zakamarków kiedy odchodząc zapytasz jak mi leci pamiętam jak maleńkie jeszcze zechciałem posadzić magnolie w naszym ogrodzie dawno przekwitną a ty zwiotczałym półgębkiem powtórzysz przyjacielu pod oknem gdzie coraz więcej słonych kałuż i wiotkich gałęzi tej brzozy pod którą pierwszy raz miałaś mi powiedzieć czy zachrapią kamienne ścieżki kierujące nadzieje do naszych drzwi a bluźnierczy wiatr rozwieje prośby sadzając lament na bezkwieciu parapetu tylko w górę spojrzę jak w otchłań w odpowiedziach nieba szukając przyczyn naszych niedomówień
  12. rzeką pragnień odpływasz kochając pod prąd kiedy nic nie jest takie łatwe i takie piękne a ty chciałaś iść po niebie oddycham tobą rozwianą jak pieprzone dmuchawce latawce wiatr i huj wie co jeszcze jak zagubiony ja
  13. w czasach zimnej wojny nawet mróz raz jest suchy a raz wilgotny
  14. percepcją ironii losu rozpuszczam chciałbym w podręcznej szklance koloru twoich oczu końcem świata ciepła whiski rozpływa się lodem po rzece tajemnic w asfaltowej krainie mojego odczuwania na wszelki wypadek równonocą boję się ciemności bo nawet jeśli nic nie było wzrosłem czerwienią twoich ust kiedy w różowych doniczkach byłaś mi wodą teraz lotne piaski na walentynki są jak mogiła w czasach w których oziębienie klimatu tuszem niedomówień pisze poemat dla sztuki kochania
  15. liniami dłoni w tonacji blue rozpisuje dzienniki chwil wyszeptanych a nieobojętnych o nieobecnym aniele który zszedł po drodze mlecznej oceanem uczuć prosząc o spełnienie by nie zgasła tęcza we mgle o intrydze hebanowych oczu uknutej spiskiem przeciwko pragnieniom bez tytułu wyrytej na skale ostatnimi strofami pokusy o bezsensownej białej róży wydrapanej paznokciami w odcieniu krwi na moich plecach kiedy droga wydawała sie jedną dźwiękami słów czarna komedia opowiada historię rozśmieszając boga który na przekór marzeniom wyrwał ostatnią kartkę tego pamiętnika
  16. kroplami prawdy ujrzałem kamienie ciężkie i twarde wyblakłe na innych falach mojego świata zaległy na samym dnie mokry bez wyjścia nieodwzajemniony przepełnieniem ból fontanny która zwycięża niechciane tęsknoty tryskając chwilą ciało w ciało wędrujące wśród bluszczy gdy intruz kobiety globalną kolejową kołysanką usypia z nosem przy zimnej szybie czekając aż podasz mu filiżankę herbaty tylko pod zamkniętymi powiekami trzaskające drzwi tęsknoty nie całkiem jeszcze na klucz jak zwykłe marzenia zostaw to zdumiewające twoje słowa grzeją jak transatlantyk płynący po swojego tytanika
  17. naprawdę myślisz że wygrasz ze mną w szachy że jestem taki słaby i dostaję czkawki kiedy mnie osaczasz że ulegnę każdemu twojemu westchnieniu gdy tylko odchylisz ramiączko że poddam się zniewolony jeśli zobaczę pożądanie i błysk pod powiekami a twój wrodzony seksapil tak na mnie działa że moja logika chowa głowę w piasek głęboko jak ty mnie dobrze znasz prześwietliłaś całego pozwól teraz ja przeniknę na wylot szach mat
  18. dla ciebie w mojej głowie obłokiem ścielą posłanie wejrzyj w nie proszę błyskiem oka czarnym tuszem pocałuj daj słowo smakiem czerwonej pomadki słodkich ust obejmij sercem otwartym oknem na oścież by tak samo otwarły się drzwi zrozumienia jak oczy wreszcie przytul nadzieją do piersi krągłej aksamitnej daj skosztować miękkość boską bezpieczną by zaufały tylko wtedy będą naprawdę twój uśmiech parasolem ochroną przed kwaśnym deszczem skłębionej tęsknoty jak czarne chmury padające strumieniami życiodajne kiedy dostrzegasz
  19. cholernym szóstym zmysłem tworzysz nieustraszona wynajdując wszystkie za i przeciw na dowody zbrodni której nie popełniłem twoje nawet zgłębia arkana kabaretowych wyobrażeń nie podnosząc białej rękawicy kiedy witaj w dżungli nie jest konkursem tele pizzy miłość kawa pies ulubione hity wszechczasów tajemnica nie tkwi jedynie w słowach polowanie na angel one to benefis niezależnych który zabija jak nic śmiesznego zgłębiające zagubione imperium dotyk miłości przed egzekucją i nastoletnie śniadania do łóżka niczym zgon na pogrzebie odzwierciedlają poczucie sytuacji ostatni szept chcę być tylko antidotum na rozczarowanie ofiarowując dole i niedole tak by kokon pękał po ciemnej stronie venus gniew wulkanu schowam w pułapce uczuć snami całując twoje podbrzusze kiedy jeszcze wczoraj motyla poczujesz pojutrze
  20. te gorzkie wypijają białą krew wzburzoną pojmowaniem piekła sprawna inaczej estetyka uczuć kiedy oczy zamknięte by nie patrzeć na podłość zimowy świat bez aniołów trąca politowaniem szczura z daleka drążącego kanały niebytu nie ma cię tylko nicość zimno noc ubrana w samą czerń nie oddycha te słodkie spacer do cukierni zlepiają czerwone momenty w ogromne bądźmy kwitną liście na moim drzewie zielonym kiedy kolorowo pachniesz kwiatem jesteś czuję ekstatyczny szept drżenia powiek spocone pomięte prześcieradła błagające o jeszcze zespolenie natury jedno przedłużeniem drugiego rozszerzone źrenice świat na haju ciałem sklejonym w nirwanę
  21. nie robię ci krzywdy chory zarażam pożądaniem w przypływie dosiadam marzeń rozpieszczając rozkosz dzikość ekstazę nieopamiętanie namiętność w pigułce podaję apogeum osiągamy szczyt zenit jest nadirem esencja natchnienia przestrzeń pragnienia na nowym torze lewitujesz odpływasz w nieświadomości krople wilgoci oddając we władanie sycę nimi niewyobrażalne szybuję ponad przeciętność gubiąc zmysły zbiera nagość czujesz eden jak spaceruje po nagim ciele rozpalona wariując dla ciebie dłonią zaciskam twoją pięść
  22. dążenia kontrowersjami odczuwania w czasach w których cię wyśniłem zerwę owocem teraz patrzę jak budzisz się ze mną tylko po to aby poczuć szum pszenicznych zbóż i wiatr we włosach gdzie chabry i maki kołyszą niepewność smakiem rozchylonych pieszczot wybacz mi niedoskonałość kiedy rozumiem pożądanie z podziwem patrząc na twoje kwitnące sady białe płatki są czerwone zakwitasz zanim jeszcze pragnę by móc sobą ciebie smakować
×
×
  • Dodaj nową pozycję...