Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Józef Bieniecki

Użytkownicy
  • Postów

    704
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Józef Bieniecki

  1. Koniec świata,psów wesele, I dla kotów też za wiele. Psie mamusie ,kocie mamy. Uwielbiamy i kochamy. Nie mam nic przeciw zwierzętom, Ale sprzeciw ich dewiantom. Właścicieli moda -sztuka, Niejednemu do łba puka. Biorąc pod uwagę fakty, Mają wnętrze psem rozdarte. I w kolebie psiej urody, Puste wnętrza dla psiej mody. Obok dzieci ,chłodne ,głodne, Tylko ,że są z małp pochodne. A familia psia wciąż modna, Wyczesana i pogodna. Tu koszulki,tam spodenki, Kapelusik,kamizelki. Trwałe,z kudeł bereciki. Pulpeciki,kotleciki. Psiska wnieśmy na salony, Ty do budy,z drugiej strony. Dzisiaj mówią ,że głupota, To nie kocia,psia robota. Józef Bieniecki
  2. Już nie mogę wytrzymać, Rzekło do nas piękno. Nie spojrzało za siebie, W nieznane uciekło. Wyszło z dżungli betonów, Na obrzeżach błądzi. Nie zagląda do domów, Nie chcą mnie tam ,sądzi. Wije sobie gniazdeczko, Na wsi i na polu. Lepiej czuje się-deczko, W przypływie humoru. O humor było trudno, Stąd idę więc, rzekło. By ludzie nie spaczyli, Natychmiast uciekło. Na uboczu ,w dolinie, U szczytu,na Groniu. W każdej dzikiej krzewinie, Czuje się jak w domu. Puki człowiek nie zdepta, Całe mieszka wieki. Gdy tej zbrodni dokonasz, Ujdzie w kraj daleki. Józef Bieniecki
  3. Radością trudną pociągasz i kusisz. I zaskakujesz mnie za każdym krokiem, Piętrząc trudności,szokując widokiem. Tych co nie muszą,do wszystkiego zmusisz. Brak roztropności już w zarodku dusisz. Mogę was dotknąć i ogarnąć wzrokiem, Moc paradoksów zaskakuje szokiem. Dalej pociągasz,opór we mnie kruszysz. My obok siebie tylko długo żyli, A radość życia nieść winniśmy z sobą. Zmuszasz by razem,a nie tylko byli. Bo tylko razem radość poznać mogą. Jedni dla drugich żyć się nauczyli, Jeśli już idą razem wspólną drogą. Józef Bieniecki
  4. Znów czerwona zaraza, Na bagnetach powtarza. Zew krwi,nie człeka lecz zwierza. Hordy brudne bandziorów, I czerwonych potworów, W plecy wbiją polskiego żołnierza. Pakty nic tu nie znaczą, We krwi ludzkiej zapłaczą, Aby ziścić złowieszcze swe cele. Chce być z kłamstwem zawarty, Ale prawdy w tym wszystkim za wiele. Świat niewdzięczny truchleje, Nad skutkami boleje, Ludzkiej zawsze brakuje mu twarzy. Biją dzwony przeszłością, W polskich sercach zagoszczą, Wypalonych na stosach ołtarzy. Czwarty rozbiór gotowy, Strzał podpisał w tył głowy, Stał odwiecznym Polaków symbolem. Więzień,śmierci i knuty, Tu za wiele pokuty, Bóg, Ojczyzna ,też wieczna z Honorem. Dzisiaj chepie się stare, Poszturchują ofiarę, Moda inne oblicza ma zbrodni. Berlin z myślą kremlową, Wpadł na koncepcję nową, Bez bagnetów - synowie wyrodni. Józef Bieniecki W 70 Rocznicę ludobójstwa katyńskiego.
  5. Po prawej potok, we skalnym korycie. Kosodrzewina dziwnym trafem gości. W tej wysokości,skalne brzegi mości. Woda się toczy,raz jawnie ,raz skrycie. Cichym szelestem,to pieniącym wyciem. Oczodół jaskiń z trupim bielmem kości, Jednych zaprasza,innych strachem złości. Przez lata zbójom ratowała życie. Królowa dolin,Bóg myśl twórczą pieścił. Tu w skali małej ujął wszystkie cuda. I tyle piękna aż ,w tobie pomieścił. Czasami myślisz,że chwili ułłuda. Bożym Ołtarzem samej jesteś treści, Modlisz się nie chcąc,po przeżycia trudach. Józef Bieniecki
  6. Czwartej władzy, czas się kończy, Wiemy co z komuną łączy, Dziś skupiają na kościele, "Walczą dzielnie "-z całym klerem. Ulegają tej pokusie , Wszelkie szuje i kapusie. Jak przystało na szubrawców, Sędziów-katów -i oprawców. Dziś regułą nie mieć reguł, Kiedyś zbrodnie,mały szczegół. Więc medialne zaszczuwanie, Tak jak wczoraj zabijanie. Co się stało nie odstanie, Nim nastąpi nowe branie. Na lustrację robią skok, By odsunąć ją na bok. W dziennikarskim zatem stadle, Atakują nas zajadle. A kierują ci z świecznika, Których problem też dotyka. Katom hołdy i nagrody, Pokrzywdzonym ,kubeł wody, By skrzydełka podwineli, I na prawdzie nie fruneli. Józef Bieniecki
  7. Kaci z UB ,kaci w mediach, Dziś to prawda ,a nie brednia, Zamiast spocząć słusznie w trumnie, Oni w piątej dziś kolumnie. Bełkot- to medialna mowa, Taka zmiana chorobowa. Konfidenci i kapusie, Kapturowi i rabusie. A lud słucha,czyta,patrzy, Wielu nie wie, co to znaczy. Iż w niewoli jest myśl święta, Wiążą je medialne pęta. W pięć miesięcy, dwa tygodnie, Mając media-udowodnię, Iż Ewunia od Hitlera, Była żoną Robezpierra. Może cofał się nie będę, I współczesną myśl uprzędę. Udowodnię redaktorku, Że grzebała ci w rozporku. Nie kto inny tylko Ewa, Której już pół wieku nie ma. Kłamstwo będę tak powtarzał, Kręcił ,motał i obnażał, Iż to co jest niemożliwe, W mediach czyste i prawdziwe. Takie oto mamy media, Kłamstwo, chamstwo,brednia wredna. Józef Bieniecki
  8. Ty jesteś Skałą,zawierzeniem naszym, Skałą Ocaleń,zawsze ludziom wierna, W rosie łez Twoich,w grzechu miłosierna. Niech mocą piekieł żadna nas nie straszy. Kłamstwem nie straszy sprzeciw stu Judaszy, Wiatrem w powiewie popłynie pieśń rzewna, Jak łza potoku,jego bliska krewna. Za Twoją zgodą,pozwoleniem waszym. Siła zaklęta już pierwotnie w skałę, Cząstką gór całych,igieł sięga szczytu. Oprze się wiekom,powstrzyma nawałę. Ty jesteś w stanie dosięgać zenitu. Sercem więc całym Tobie zaufałem, Stał będę wiernie ,jak skały granitu. Józef Bieniecki
  9. Broni dostatek,na nic twoje męstwo, Szkoda,żeś trudu zadał tyle sobie. Staniesz w krawędzi lub na własnym grobie, Gdy ci nadziei brakło na zwycienstwo. I w jednej mierze,spryt i niedołenstwo. Bo w parze nigdy nie zmierzają obie. Oby nadzieja była zawsze w tobie. Bo w niej sukcesy,końcowe zwycieństwo. Trud zdobywania często klęsce przeczy, Klęska wzbogaca,niż sukcesów pasmo. A niedowiarstwo sens walki niweczy. U stóp wzniesienia jakby życie zgasło. Zamiast podmiotem,staje częścią rzeczy. Niech ci nadziei towarzyszy hasło. Józef Bieniecki
  10. Wyszły na niebo,widma gwiazd błękitne, Biel zaś śniegowa zlewała się z mgłami, Dla szczytów,które stały się żaglami. Tatry pokryte w płaszcze aksamitne. Zajeły miejsce na niebie zaszczytne. Zdało się widzieć posiane kwiatami, Dumnie zwisają tuż ,tuż nad halami. Zmiennie puszczając oko w ziemię chytre. A zapach wiatru, w łagodnym poszumie, Dnia słonecznego odrobiny ciska. Arie śpiewając,jak on tylko umie. I trzeba dotknąć i popatrzeć z bliska, Bo wyobrażnia nie dojrzy w rozumie. Gdy Bóg cudami,brylantami tryska. Józef Bieniecki
  11. Tu można spędzić milutką chwilkę, Milutką chwilkę, raz po raz. Która przechodzi z chwili w godzinkę, I tak z godzinką spędzasz czas. Godzinki sprytnie z chwilką mijają, Bo już tygodnia minął czas. Co jest ,że nigdy się nie rozstają, Że idą w ramię, raz po raz. Miesiączek zatem już między nami, Z chwilki narodził, raz po raz. Aby za chwilę stanąć plecami, Tak bezpowrotnie minął czas. Jeden po drugim miesiąc odchodzi, Tak skrzętnie minął,obok nas. Patrzę,a tu się Nowy Rok rodzi, By pewnie czmychnąć,raz po raz. Jakkolwiek patrzeć,raz po raz na to, Czas bowiem mija ,raz po raz. Wiem, że posiada wenę skrzydlatą, Która jak tchnienie mija nas. Patrzeć,a drzwi się za tobą zamkną, Bo czas już minął,raz po raz. Albo ci z dołu,na ciebie warkną, Ci z góry -do nas -to twój czas. Józef Bieniecki
  12. Chcę być mężczyzną twoich snów, Wśród śpiewu siąść słowika. W księżyca pełni chciałbym znów, Wsłuchiwać się w puszczyka. Spokojnej nocy ,słuchać wiatr, Ustami muskać włosy. Dać ci paproci złoty kwiat, Całować oczu rosy. Czułego szumu słuchać brzóz, Brzasku doczekać ranka. Szeptać słowami wiecznych Muz , Wiernego ci kochanka. Pleść z kwiatów wianek z barwnych łąk, Jak diadem go zawiesić. I bukiet polnych dać do rąk, Miłości słowem cieszyć. Z nutką nadziei płynąć w dal, Rozkosznym grzać promieniem. Wykuwać nocy tęskny czar, By życia był westchnieniem. Dla ciebie zerwać jedną z tych , Co w niebie się migocą. W marzeniach wiązać wdzięczne sny, Gdy je przemierzasz nocą. Józef Bieniecki
  13. Chcę być mężczyzną twoich snów, Wśród śpiewu siąść słowika. W księżyca pełni chciałbym znów, Wsłuchiwać się w puszczyka. Spokojnej nocy ,słuchać wiatr, Ustami muskać włosy. Dać ci paproci złoty kwiat, Całować oczu rosy. Czułego szumu słuchać brzóz, Brzasku doczekać ranka. Szeptać słowami wiecznych Muz , Wiernego ci kochanka. Pleść z kwiatów wianek z barwnych łąk, Jak diadem go zawiesić. I bukiet polnych dać do rąk, Miłości słowem cieszyć. Z nutką nadziei płynąć w dal, Rozkosznym grzać promieniem. Wykuwać nocy tęskny czar, By życia był westchnieniem. Dla ciebie zerwać jedną z tych , Co w niebie się migocą. W marzeniach wiązać wdzięczne sny, Gdy je przemierzasz nocą. Józef Bieniecki
  14. Wśród podmuchów zamieci nieba księżyc srebrny, W oceanie bezkresu ,jak pływak podniebny. W tłumie chmur fali,tu na ziemi ryku, Tam niestrudzony , podąża po cichu. Fala chmury zakryła,przepada jak kamień, Znów podmuchem podniebnym podaje mu ramię. Wyrzuca z oceanu toń granatem ciemna, Niepojęta głębina,kosmosem bezdenna. To raz w ziemię spogląda powłóczystym wzrokiem, Jakby chciał chodzić,idąc krok za krokiem. Wynurzywszy na koniec,nie nękany niczem, Rozdarł szatę ciemności,swym srebrnym obliczem. W głębi gwiazdy- latarnie,w gwiezdnym nieba kole, Dla potrzeby wszechświata wiszą parasolem. Wytyczają kierunki,by na Drodze Mlecznej, Podróżny nie błądził,a było bezpieczniej. Ktoś tam gwiazdkę potrącił,rozsypała krocie, Ciągnie za sobą ogon,srebrzystym warkoczem. By w przestrzeni utonąć,pamięć po niej znika, Toń kosmosu wokoło,niezmierzona cicha. Jest li na co popatrzyć gdy wokoło cisza, W Niebie słychać Aniołów,Pana Boga słychać. W głębię wnikam oczami,to niebo astralne, Dalej nieodgadnione i nieosiągalne. Stwórca wiedział co tworzy,by w odwiecznym cieniu, Trzymać wszechświat tajemnic, a życie w promieniu. Kusić nam wyobrażnię,w wiązsce niepewności, Zrzucić z wora tajemnic drobiny możności. Niebo naraz jaśnieje gdzieś za horyzontem, Wstaje jutrznią ,wciskając się niepewnie kątem. Księżyc pobladł na buzi,noc z przychylną twarzą, Ustąpiła,da miejsce słonecznym mirażom. Józef Bieniecki
  15. Naród potulny,pokorny od wieków, Na butach carów obcaływał kurz. Iskra wolności została w człowieku, Cień człowieczeństwa, z czasem legnoł w gruz. Myśl imperialna zaś ich chorych wodzów, W ościennych państwach gęsty ścieli trup. Krwiożercze hieny, co rusz krzywdy płodzą, A swoim wojskom milionowy grób. Dobro narodu choć w ciągłej zapaści, Na barkach niesie głupotę bojarów. Dziś oligarchów,różnej nacji ,maści. Stare przekleństwo nowoczesnych carów. Żadne traktaty,tym bardziej umowy, Nie zniosą czasu w pokoju sąsiedzkim. Tu pustogłowi znów podnoszą głowy, Aby wypłynąć na fali zdradzieckiej. Nóż wbity w plecy,niewola i zsyłka, Rokiem dwudziestym zapałały oczy! Bracie Polaku-tu żadna pomyłka, Historia kołem ponownie się toczy. Katyń,Miednoje...łagry ,kazamaty. Łubianki lochy i strzały w tył głowy. NKW-dzistów tortury i kraty, W ostrzach bagnetów porządek-ludowy. Iskra wolności ponownie zaświeci, Wnosi drobinkę spóżnionych nadziei. Starych bandziorów pośród rządów dzieci, Liczą na powrót-z Moskwy czarodziei. Józef Bieniecki
  16. Obiecałem, już nie będę, Wysłuchiwał taką mendę. Wciąż to samo ,jedno plecie, Dwa po drugie,dwa po trzecie. Pewnie by się mi udało, Ale coś wewnętrznie pchało. I zagnało mnie do ględy, Gdzie zebrania mają mendy. Tak się trzepia rzep ogona, Jak ta menda nastroszona. Ta potrafi przepoczważać, Wielokrotność głupstw powtarzać. Tu się szwęda,tam się szwęda, Kto się szwęda ? Właśnie menda! Gęba jej się nie zamyka, Dla mnie zgroza-im muzyka. Gdybym słuchał tych śpiewaków, Zamieniłbym znak zodiaku. Każde słowo to gnój z szamba, I trujący jak wąż mamba. Zamieniłem więc ustrojstwo, Nie uważam węża,gnojstwo. Słuch dam innym opowieściom, Które się we głowie mieszczą Józef Bieniecki
  17. Jest nas dwóch, Ja i duch. Czynię zatem taki ruch, By pomyślał żem jest zuch. Nie dokucza, ino pląsa, Widok jednak jego kąsa. Pozostała z tego zucha, Obiecanka krucha. Ma przewagę wciąż nade mną, I sukienkę nad to zgrzebną. Opływowa w niej postura, Płynie wraz z nią,a nie hula. To z ciemnego chyli kąta, Pod sufitem naraz pląta. Choć nie brzęka łańcuchami, Znudził mi się byt z duchami. Ja nie widzę, ale czuję, Że podgląda-obserwuje. Ma przejrzyste białe oczy, Widzi w dzień i widzi w nocy. Raz gdy chciałem doń przemówić , Aby zechciał mnie poślubić. Jakby piorun strzelił w ducha, Po nim tylko pamięć głucha. Nie chcę prawić ci kazania, Lecz przysięga, przywiązania, Rzadziej bywa jednak darem, Mniejszym ,większym jest ciężarem. Józef Bieniecki
  18. Złote ścierniska mgła rankami ścieli, W śnieżnych sukienkach jak nieba anieli. Nim tarczą słonka ziemię tą oświecą, W niebo ulecą. A skowronkowie czując chłód jesieni, I złote zmiany na bujnej zieleni, Dzwonią swe pieśnie, po żyznych ugorach, Łąkach i polach. Boćki poważne stanęły na łące, I choć przyświeca słonko gorejące, Coś na poważnie we swych stadach radzą. Klekocząc wadzą. Na miedzy w polu,zasiedziała róża, Gęsta nad wyraz ,krzaczasta i duża. Różane kajki łagodnej pasteli. Bóg jej przydzielił. W zakolach rzeki górskiego potoka, Jaz w głębi skryty podwodnego oka. Woda jak kawa po ostatniej burzy. Kłębi się chmurzy. Jodły z smrekami nie porzucą szaty, Tworzą z sosnami lasu strój bogaty. Tylko liściaste wmalują w zieleni. Tchnienie jesieni. Na kartofliskach czuć smaki ziemniaków, Na skłonie nieba, rój wędrownych ptaków. W czas nostalgiczny uderzając strunę. Posypie runem. Józef Bieniecki
  19. Jazgot medialny tubą grzmi, Częsty z trybuny słychać kwik. Stary" porządek" pcha się w drzwi, Zgrozo-przegranych słychać krzyk ! Stare władzunie biją w gong, Czerwony sztandar wznosi młódż. Sztandar łopocze, z rąk do rąk, Nieokiełzaną wolę studż. Na sali obrad warczą psy, A łańcuch woli łączy wąż. Od ich jazgotu buda drży, Każdy opacznościowy mąż. Tysiąc przekrętów,zero cnót, Ale z trybuny mordę drze. Do nikąd całe lata wiódł, Zamilknij się w końcu wściekły psie. Jazgot medialny ciągle trwa, Grono esbeków w pory rżnie. Może za roczek, może dwa, Zamilkną wreście.Kto to wie? Józef Bieniecki
  20. Znów mazgała zapłakała, Gdy się o tym dowiedziała, Że jak płacze, jest mazgała, I takowej żadna chwała. Czy się dzieje ,czy nie dzieje, Ona płacze,łzami leje. Łzy na każde zawołanie, Szlochy,fochy i płakanie. Często nie wie, o co chodzi, Ale tonie w łez powodzi. Może lubi w nich popływać, Albo coś za łzami skrywać. Dzisiaj się też dowiedziała, Że w loterii los wygrała. Wielu by się ucieszyło, Ją na odwrót ,przygnębiło. Płynie w życia łez powodzi, Sama nie wie o co chodzi, Swej radości nie dociecze, Topiąc się we łzach rzece. Józef Bieniecki
  21. Aniu ! Ty kiedyś maleńka iskierka, Ja przed ołtarzem bał się na cię chuchać. Dzisiaj dorodna i piękna panienka, Chce się podziwiać i często cię słuchać. Jak kwiat pierwiosnka,który budzi z wiosną, Niesie nadzieje szczęścia i miłości. Słoneczka złotem unosisz radosną, Radością życia ,piękna i możności. Niechaj te nicie nigdy się nie plączą, Będą srebrzyste do końca jesieni. I tylko piękno z sobą zawsze łączą, A twego szczęścia nic pewnie nie zmieni. Niech Bóg Radości, który wnosi wiarę, Pozwoli krzyże życia nosić dzielnie. Nieś je jak On niósł,pierwszy swą ofiarę, I abyś zawsze służyła Mu wiernie. Po każdej nocy dzień przychodzi brzaskiem, Chociaż pochmurny, tam gdzieś słonko świeci, Znowu powtórnie uśmiechnie się blaskiem, A czas jest czasem ku wieczności leci. Na zdrowej łące zdrowe kwiaty rosną, Zmierzają w pięknie do życia w jesieni. A ty być taka jak byś była wiosną, Zapewniam,wieczność nic w tobie nie zmieni. Ani Bienieckiej-Różyckiej w dniu ślubu. Józef Bieniecki
  22. Czy mysiu chciał,na pewno miał, Dwa oczka blisko noska. Wszystko poważnie w życiu brał, Gdy dotykała troska. Ciepłe futerko,zimny nos, I uszka oklapnięte. I gdy potrzeba słodki głos, Stawały się prezentem. I pełny brzuszek-dobry pan, Nie skąpi mu łakoci. Jedli we dwoje ,nigdy sam, Ten zawsze chciał ozłocić. Była zabawa,wspólny sen, A był też przytulanką. Po nocy kiedy wstaje dzień, Najlepszą koleżanką. Można pogadać,w kółku siąść, ,Użalać,pogawożyć. Czasem dosiadał mały gość, By serce swe otworzyć. Byli szczęśliwi- razem dwaj, W podwórku,przy strumyku. W kępie jaśminów,zwanych Gaj. Pomysłów miał bez liku. Józef Bieniecki
  23. Wiater nostalgii przyniósł głos, We swej profesji rzewnej. Skrzydłem jesieni spływał los, Na święto Matki Siewnej. Po roli ornej,miedzą szła, Ze Psalmu cichym głosem. A była zwiewna, jak ta mgła, Co łzawi ziemi rosę. Usiadła w cieniu,w kępie łóz, By wzrokiem objąć pola. Gdzie krzew kaliny wielki rósł, W rzuconych tu ugorach. I była smutna-człowiek chce, Wyprzedać polską ziemię. Źe nim głupota rządzi żle, Osiągnie epidemie. W Matczynym sercu ludzki głos, Splamiony interesem. I zniewolenia widzi los, Bożka pieniądza-kiesę. Wzdycha do Syna w skardze dnia, Na ludzi się użala. Człowiek przez życie ino gna, Na pożądania falach. I poszła dalej,w światło dnia, Gdzie chłop obsiewał pole. Razem z nim siejąc ,polem szła, Modląc za jego dolę. Józef Bieniecki
  24. Czemu kapusie mają głos ? O zdanie ich się pyta ? Skuteczny prawdzie dają cios, Ich kłamstwa dziś się czyta. Katom płacicie ludzką łzą, Rąk spracowanych zdrojem. Kalając własny Polski Dom, Buntuje się nastroje. Obrońców prawdy depta czas, Bezcześci tamte groby. Krzyży wywraca stary las, W krzywdzące łże sposoby. Czasie obłudy,kłamstwa,zła, Na stosie winneś spłonąć. Jak tamtych jeńców tratwa-kra, Na Morzu Białym tonąć. To ludzkie bydło,żaden człek, Bezczelnie pcha do władzy. Każdy powtórzy także wiek, Byliście władcy- nadzy. Józef Bieniecki
  25. Po domu,burzą drugi dom,. Miasto cmentarnych trupów. Kikut kominów z wszystkich stron. Wagony cennych łupów. Już do niewoli nie chcą brać, Na miejscu egzekucje. Niemców na mordy ino stać, Eksterminacja kluczem. Samotny w gruzach k-em grał, Na wykrwawionych szańcach. A na widecie dzieciak stał, Stąpając boso w palcach. Krwi morze toczą,krzywdę,ból. W krzyżackim hołdzie prawa. By psychopatom stawiać dwór, Na miejscu gdzie Warszawa. Legły tysiące ,setki już, Niezwyciężona jęczy. Smród trupi,głód,gryzący kurz, Nie błaga i nie klęczy. Poszło tysiące wiernych sług, Na wartę, w chwale Pana. I tam przed Stwórcą padli z nóg, W kurz Nieba,na kolana. Józef Bieniecki W 70 Rocznicę Powstania Warszawskiego
×
×
  • Dodaj nową pozycję...