Lubię o poranku budzić się,
oddawać serce, rozgniatając puch w dłoniach,
co do drobinki, oddechu.
A ty ciepłym woskiem sklejasz drzewa,
nakrywam usta i całuję długo.
Mam ochotę na czułość,
na kawę z mlekiem, słodki chleb z malinami.
naśladuję kwiat delikatnie
chwytam księżyce
spadające z gałązki
jak rosa
w milczeniu zdejmuję
tylko w białej koszuli i kolorowej bieliźnie
błyszcząca z radości
kiedy oddychasz ze mną
ciepło
Jesteś uległy jak bursztyn, który płonie.
Najpierw cicho, potem srebrnym świstem dobiegasz, żyłki
niczym struny.
Zrobiliśmy słońce, że mrugnięcie radosne.
Dla ciebie bardzo bym chciała rozciągnąć oczy.
Przyklejasz się, włosy w buzi,
w zmieniających pozach rozkwitam
rozetą.
jeszcze gałązki niekwitnące
improwizuję
jakbym chciała zatrzymać płatki w dłoniach
jakby biło tam serce
a myśli się rozpływają
miękkimi baziami głaszczesz policzki
bzem w który wtulam twarz
twój zapach wgryzł się
uczę się
tańczę na łyżwach
przenosząc twoje ruchy
ułożenie nóg i ramion niczym wodna lilia
przysiadają wysepki lodu
kiedy oczy drżą
z wyciągniętymi rękami
zastygasz we włosach
w ukłonie pokazuję pachnący i błyszczący kwiat
idę za szelestem i ruchem
jak chłód wpełza w trawy
ogrzewam ciepłem
z gałęzi liści mchu miękkim futrem
nie kładziesz u stóp
bierzesz między siebie
żeby oddać
od wędrowania rysy różowe płatki nić łączącą
z tobą
chciałabym tak bardzo napisać
przy kilku słowach marzną palce
resztki lodu i mgły zabrał płatek
jak wachlarz
pieścisz zimowym słońcem
łagodne rysy
woda na śniegu
a w sercu odbicie
śpiewam wyraźniej w deszcz
boję się pierwszego śniegu
gdy zawisa w powietrzu
cichnę
przyglądam płatkom
jak przed nimi uskoczyć
zakwitłe krokusy kładę na policzkach
odrysowujesz zielone żyłki w piąstki
zaciśnięte ręce
w bieli powoli bledną
nie wiedziałam
zwisający kwiat
o skrzydlatej lekkości
piękny z rękami przytulonymi do kolan
nie znalazł lepszego miejsca
odchylam się daleko w tył
mój cień i ja
wokół wszystko przezroczyste
rozpieszczam przez okno
przez resztę dnia należysz do mnie
twoje palce dotykają delikatnie i z uwagą
ostrożność w ruchach
skupienie
wtulam się mocno w każdy puszek
płatek zwinięty do tej pory w pąk
rozwija się jakby poruszał śnieg
spoglądasz ukradkiem
w skromnie półotwarte skrzydła
oczy radosne
uśmiechasz się
złocone ciepło wokół oczu
mrużę lekko odchylona
pachnę muśnięciem
bliżej ramiączka
zakrywam biały ślad
śnieg
nietknięty z rękami nad głową
jakbym przywiązała do źdźbeł
leżę na tobie jak trawa
szum tonie
gdy pieścisz
całujesz
unoszę się słoneczną mgłą
chłód
pode mną pochylone trawy
wsuwasz rękę między
już wilgotne źdźbła
z czułością bezradnie
brzmiący o ton głębiej
jak deszcz
zaciskam powieki
niech zakwitną magnolie
zaczyna się od bajki
kiedy pada pierwszy śnieg
dotykasz tego czego byś nie znał
hortensja nie wyglada jak prawdziwa a jednak jest
płatki w kształcie serca
jesteś taki ciepły
na rzęsach na ustach
obudzisz się obok mnie
w tym poranku inny poranek
wszystko już odeszło w zapomnienie
dookoła i we mnie rozbrzmiewa tylko wiosna
jakbym spała w łóżku
ubrana na spacer
błyszczące twoje oczy koloru jaki czasem spotyka się w grotach
zmieszane z zapachem mokrej od rosy ziemi i trawy
zastanawianie w słońcu lepsze w którym zakocham
jednym słowem
chcę stać się łabędziem
chcę się podobać
żebyś mnie objął
kołyszę przy każdym muśnięciu
głaszczę twoje usta
ciepłe jak drobne różane pąki
wplecione w moje źrenice
policzek na piersiach koronkową łąką otulonych
czekam na ranek
mam do kogo być podobna
w spódnicy w gwiazdki przekradam się
bezwiednie spacery służą
na powietrzu nabieram kolorów
i serce widać przez skórę
moja dłoń w twojej podoba się
jednak w aksamitnym śniegu
gdyby spadł liść
z ostatniego drzewa usłyszałabym
czas wypieścił twoje palce,
pozostawiając ciepło i głos,
co rozpływa się w powietrzu.
obejmuję z tęsknotą, bo jesteś częścią.
nocą zamieniony w cień
powracasz z błękitem nieba
nasze myśli przyciąga zapach,
zapatrzeni chłoniemy słowa.
gdy odchodzisz, pozostają
splecione gałązki jaśminu