jesteś moim sanktuarium
ciepłym letnim wiatrem
zaciemnionym lasem
w najgorętszym dniu
z dala od palącego słońca
na moim łańcuszku szyi
gdybyś topił usta
smakiem nektarynek
wiruję z listkami grabu
lekko czując pod stopami miękką omszałą ziemię
zatrzymujesz jeziorko i drzewa
mój oddech biegnie tam
staję się gęstą hortensją w dłoniach i na policzku
przez jałowe gałązki oglądasz mnie
gdy zbieram się na tobie mgłą
dalej chcę w podświadomości
czołgającym ruchem do łóżka
a ty ciekawy kilku poranków z rzędu