Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dama Kameliowa

Użytkownicy
  • Postów

    352
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Dama Kameliowa

  1. Zboczona zdzira,tak to jej dewiza To kim jest ma wypisane na czole Jej potrzeby proste są Pragnie zaspokojenia,seksulanego spełnienia Brudne noce,zostawiają na niej ślady Okrzyki rozkoszy,niszczą jej słuch Jej ciało brudne,zakurzone,już bez blasku czystości Pozbawiona marzeń i ambicji, licząc tylko na seks,samotna a jednak wzbudzajaca zainteresowanie meżczyzn Splamione życie krwawi na prześcieradła Barwiąc ich biel,szklane tafle luster pękaja Bezwstydna,niczym nieskrępowana, tak to nimfomanka Co noc wkłada sobie wibrator Jęczy i krzyczy z rozkoszy Romansuje z każdym,perfidna flirciara Czasem zbulwersowana krzyczy: Pieprz się,wolę wibrator Nie chce pieniedzy,chce seksu Zero łagodności,bez nadziei na lepsze jutro Przemierza świat,a ludzie się za nia ogladają Ma ich gdzieś,nie wie czy kiedys sie zmieni Liczy sie tylko seks Tak przeleć mnie,zrób to dobrze...
  2. Kimże jest ta dama, co bólem spowita? Czymże zawiniła, że jej twarz łzami okryta? Martwa to istota, a jednak żywa Każdy gdy nań spogląda, pyta czaego jej brak Brak jej serca, które niezwykłe do bica Spoczywa gdzieś w milczeniu, obdarte ze skóry życia Czarną Damą ją zowią, jednak ona biel wybiera Czysta to niewiasta, nie skalana brudem Jedynie śmiercią zbladła, a jej usta fioletem ozłocone Włos już zblakły, nie jaśnieje blaskiem słońca Twarz nie tam sama , co niegdyś Teraz nieobecna, i jakby nie stąd Zbrzydło jej życie, i śmierć także zbrzydła Twierdzi, że nie chce pomocy, lecz woła ratunku Za dnia śmieje się łzami, za nocy krwią płacze Czymże zawiniła, że takiś los ją spotkał? Śpiew ptaków roznosi, że pokochała I jemu swe życie oddała, lecz nieświadoma ceny jaką przyszło jej zapłacić Każdy gdy nań spogląda, cicho za nią zapłacze I gdzieś po cichu zapyta: Czymże zawiniła, że takiś los ją spotkał?
  3. Morze wsychłych łez Ocean zaschłej krwi Zatopione ambicje,marzenia Dno bez końca,łapczywie wszystko Ci odbiera Zaczynasz tonąć,ogarnia cię ciemność,ciśnienie rośnie Małe rybki chciwie spoglądają na twą bladą twarz Chcesz krzyczeć,lecz woda napiera na ciebie, w końcu opadasz,taka bezwładna,blada, leżysz tam i czekasz,aż ktoś cie znajdzie Lecz mijają dni,potem miesące,aż w końcu lata i nikt nie przybywa,pozostajesz tam na wieki niechciana,zapomniana...
  4. Centymetry sztucznego tworzywa okrywa twą twarz, między szparami maski błyszczą oczy, którymi zawładneła ciemność, a w nich przenikliwy mrok Wkoło pełno masek, pełno kłamstw, skrycie pod plastikiem, ukrywamy brudy przeszłości,udajemy, że nie jesteśmy sobą Choć jedną noc, chcemy zapomnieć Przemierzamy świat ze sztucznym uśmiechem Nie wiemy kto kim jest, wkoło pełno tajemnic, i skrytych pragnień Nikt nie ma odwagi odsłonić twarzy Wszyscy grają w grę, której nie znają Upajają sie spektaklem, uciekają daleko stąd Cierpienie i radość straciły swój wyraz Wszystko jest nijakie, ale piękne W mroku nocy skrzą się maski, niczym gwiazdy na niebie, każdy tańczy swój taniec, daje porwać sie nocy Maska zakłamane niebo na ziemi, skryj się pod nią Niech zacznie sie gra cieni...
  5. Spowici w mroku, okryci milczeniem Ubrani pożądaniem, pośród omdlenia tylko oni jeszcze przytomni Pragną spełnić swe skryte pragnienia Ich twarze ukryte za maską cienia Omdlałe twarze pragną rzeczywistnego spełnienia Pośród ciemności krzyk się rozlega Napływa czerwień w senny kwiat Płomienie pożądania, palą wszystko to co napotkają na swej drodze Już nic się nie ostanie Dwa ciała jednym się stają Czeka ich słodkie spełnienie Czerwień pożądania rozkwita ze wszech stron Tak zdecydowali, ogrania ich cisza Są tylko oni dwoje, a jedno ciało Płomienie palą wszystko co się jeszcze ostało, liczy się tylko ta chwila Zawirowani w tańcu spełnienia Dopełnili się, doszli do omdlenia Rozedrgane głosy wyśpiewują swą rozkosz, palone pożądaniem Kruszą mury zawstydzenia Ciała skropione rosą namiętności Spowici w mroku, okryci milczeniem Ubrani pożądaniem, leżą gdzieś już osobno Pośród cienia,spaleni płomieniem pożądania Stąd już nie ma wyjścia, jest tylko to rzeczywistne spełnienie
  6. "Kolejny raz..." Kolejny raz spotkaliśmy się Ja kochająca,ta co zwykle Ty oschły,inny niż zawsze Tym razem nie było ciemnej uliczki Tym razem nie było,czułego pocałunku Tym razem nie było nic Kolejny raz spojrzałam w Twe oczy Patrzyłam godzinami,szukałam resztek Osoby,która była taka czuła W końcu odnalazłam tą figlarną Iskierkę,bawiła sie ze mną Kolejny raz poczułam Twój zapach Moje nozdrza łapczywie go wchłaniały, Byleby nie uciekł,byleby powietrze Go mi nie odebrało Kolejny raz me usta dotknęły Twej delikatnej niczym jedwab skóry Kolejny raz nieśmiało ją musnęłam Kolejny raz poczułam ten dreszcz emocji Kolejny raz rozmawialiśmy o niczym Jak zawsze śmialiśmy się z niczego Obdarzaliśmy się ukradkowymi spojrzeniami Pragnęłam,aby ta chwila trwała wiecznie Aby nigdy sie nie skończyła,aby Czas się zatrzymał na wieki Potem kolejny raz się roztaliśmy Ja wrociłam do swojego domu, a ty do swojego,pożegnaliśmy się Jak zawsze,bez zobowiązań Kolejny raz wróciłam do domu Kolejny raz na mej twarzy widać Czarne smugi tuszu,odwrotność szczęścia Kolejny raz rany sie otworzyły, Zaczęły krwawić obficie Kolejny raz umarłam, Bo pokochałam Miłość to przeżyła,ale ja nie Kolejny raz....
  7. "Pożegnanie" Myśli biją mnie po głowie Usta szepczą ostatnie słowa pożegnania Pozwoliłam ci odejść,powiedziałam,że zapomnę Wybacz,ale Cię okłamałam,kłamałam ciagle Tylko to,że cię kochałam było prawdziwe Stojąc przed lustrem niemym wzrokiem patrzę na przepływające przez palce dni Bezlitosnie odebrany czas,ginie w mrokach przeszłości,tej przeszłości,splamionej Dość mam patrzeć jak świat,ginie mi we łzach,czas pożegnać się Rozognione usta,szepczą słowa pożegnania Już ostatnie....
  8. "A przecież" Zdejmując ubranie próbuję ubrać w słowa Niewypowiedziane i opowiadam o snach, które złośliwie nie chcą się przyśnić. Pukają o świcie powitane rozczarowaniem Nie otwieram, a Ty nie dziwisz się, bo już wiesz, że po prostu nie umiem przyjąć rzeczywistych pragnień. Nawet gdy próbuje Cię nazwać, to na myśl przychodzi tylko napar z rumianku i liści szałwi, którego przecież nigdy nie próbowałam. Intuicyjnie wiem, że koi. Nie wierząc. Wertując kalendarz szukam dat, które nadadzą ram beztroskim chwilom ramy. Papier drży w rękach moim strachem, bo on też nie potrafi zapobiec bezlitosnemu zapominaniu Obiecaj mi, że kiedy znów będę miała racje i wszystko Stanie się przerażające, będziesz pamiętał, że Bardzo chciałam to zmienić i ze zwykłego roztargnienia tylko, zapomniałam zacząć od siebie. Muszę wyglądać strasznie śmieszne tak panicznie Przerażona strachem i słowami nigdy niewypowiedzianych A przecież przy Tobie.
  9. "Zaa ścianą" Gdy się budzę rano,słyszę gdzieś zaa ściany dzwięki szczęścia Już nie tak bliskie, już mniej znane Mechanicznie wypowiedziane słowa "Kocham Cię" Nie unoszą już mnie aż pod nieba skraj Nie ma już we mnie tego uniesienia, jak za dawnych lat,gdy patrze w twoje oczy, a wspólne picie kawy jest zwykła rutyną Pamiętam, że jak byłam mała to nauczyłam sie mówić Lecz dziś ta mowa gdzieś daleko uleciała Pamiętam, że jak byłam starsza to nauczyłam się kochać Także i to moje kochanie gdzieś uleciało Patrząc na stół dostrzegam białe konwalie Dawniej piękne i wonne, a teraz uschłe i martwe A przecież miały wodę, i miały słońce Więc cóż się stało? W pośpiechu zapomiałeś wypić kawy, Zostawiłeś tylko kawę do wypicia, bo przecież nigdy tak naprawdę jej nie lubiłeś Ogień w kominku wciąż płonie, tylko nie ma z kim usiąść a przy kominku siedzi się we dwoje Ja cała zmarznięta, już nikt mnie nie ogrzeje a przecież sama się nie ogrzeję, potrzeba do tego kogoś Tkliwa pieszczota uleciała, tak jak dzwięk fortepianu, na którym co wieczór dla mnie grywałeś Wszystko takie ucichłe, tylko gdzieś w oddali wciąż sie odbija o ściany pożegnianie A tuż zaa ścianą każdego ranka słyszę dzwięki szcześcia, tak rozgonione i dawno minione
  10. "Seks" Miliony westchnień i jęków Jedno łóżko, i tylko dwoje kochanków Sztuczna skóra, porozrzucana naokoło Wala się po podłodze rozedrgana Kurz odskakuje od niej ze strachu Odkryta prawda krzyczy, krzykiem dokonywanej zbrodni Pod jedwabną kołdrą leży naga kobieta Ubrana w pożądanie, gotowa na wszystko Tak to właśnie ona stanowi główne danie O szytkujacy się do spełnienia jej oczekiwań Wkłada centymerty sztucznej gumy Chwiejnym krokiem, podchodzi do niej I robi to, niszczy jej czystość,pozostawia brud wspomień, splamione prześcieradło, krzyczy czerwienią krwi, rozedrgane Milkną jęki rozkoszy wkoło cisza, wszelki ruch zamarł Wieczna chwila godna zapamientania A jednak wyrzucona, na wysypisko psychiki, tak dotkliwie zbrudzonej Zwykłym seksem okraszonej
  11. "Zdzira" W mroku latarni stoi skąpo ubrana Pończochy,prezerwatywy i kajdanki to jej przyjaciele W głębi torebki leży ukryty wibrator, który sobie sama wkłada,gdy nie ma klientów To ona zaspokaja zachcianki, i to nie byle kogo,bo płci brzydkiej Gdy im coś stanie,i zrobi się ciaśniej w spodniach to idą do niej Potem biorą ją na stronę Wulgarnie rzucają na łóżko zdzierają ubrania,i wyżywają sie na niej A on się cieszy,bo zarobi Po udanym numerku wraca do rzeczywistości Za dnia pracuje w spożywczaku A w nocy jest zdzirą stojącą pod latarnią i liczącą na seks i pieniądze
  12. "Dzień i noc" Czymże jest piękno?Czymże są marzenia? Blade lico skryte pod maską zawstydzenia, oblana rumieńcem,rozgrzana miłośćią Leniwie dłonią,odgarnia,ze swej twarzy kosmyki złotych jak słońce wlosów Pod białą suknią,skrywa swe,rumiane ciało Każdy kształ,równy,talia idealnie wcięta, ciało niczym u Wenus z Milo Wkoło białe marmury czerwienieją z zawstydzenia,ich chłód przeobraża się w nasze senne marzenia, lekko,zwiewnie,stąpa krok po kroku Z dziecięcą niewinnością przemierza świat Każdego dnia odkrywa swe piękno,niczym róży kwiat,rozpala ogień pożądania Lecz gondola fantazji odpływa w mrok Lodowa tafla snów pęka na stos kawałków A my upokorzeni zamiatamy z jedwabi i kaszmirów, pytając czy było warto? W mrokach rzeczywistosci noc odsłania czary Czule pieści nasze zmysły,zna każdą z naszych skrytych myśli,ogarnia nas i nie ma już odwrotu upiór w masce gra,nie to noc nam muzykę gra...
  13. "Dziwka" Powoli rozpinam guziki swojej bluzki Zrywam z siebie sztuczną skórę Spada na zakurzoną podłogę,kurz jakby odsakakiwał od niej ze strachu Zmysłowa muzyka,rozpala me ciało Delikatnie zwijam pończochy Do najwstydliwszych miejsc dociera światło dnia,bielizna zwiedza,najmrocznejsze kąty pokoju Stoję przed Tobą zupełnie naga Niczym nie skrępowana, Tak wiem,to ja chciałam się upokorzyć To moja wina,wiem kim dla ciebie jestem Jestem twoim koszmarem,z którego nie możesz się wybudzić Jedyne czego ja chcę,to tego,abyś zaspokoił Me żądze,tak gorące,ze aż parzą Zróbmy to byle szybko i dobrze Tak mój drogi,dla Ciebie,na jeden dzień Jestem Twoją dziwką,wykorzystaj to dobrze.....
  14. "Nieśmiertelna miłość" Będąc w samotności myślę o kimś kogo mieć juz nie będę... Myśle o tym co było piękne,o tym blasku słońca O uśmiechach nerwowych,spojrzeniach przelotnych Zaszywam się w samotności i myślę jak by to mogło być pięknie. Krwawe łzy płyną nocami,czerwona poduszka przybiera, barwę szkarłatu,płaczę,nie to serce płacze Leżę skulona,pod kołdrą,lecz wciąż mi zimno Czegoś mi brak,coraz bardziej się trzęsę Chcę krzyczeć,lecz nie potrafię wydobyć Zdławionego głosu,nie chcę martwić innych Staję przed lustrem i maluję uśmiech, ścieram łzy,nakladam sztuczną radość, Jak puder,potem się zetrze ,zmyje To tylko pozory,serca nikt nie uleczy Nikt nie przystroi radością, Powoli zwalnia,uderzenia są Coraz słabsze,aż w końcu Ustaje,ostatnia łza spływa po twarzy Pozostawia po sobie krwawy ślad, Siarczyście uderza o ziemię Czy to umarła miłość,czy to umarłam ja? Nie mam odwagi spojrzeć w lustro, osuwam się na podłogę,to jednak Ja umarłam,miłość wciąż żyje ona jest nieśmiertelna...
  15. "Tak bardzo kochała" Nie musi drzeć zdjęć pakować koszul unikać znajomych miejsc w których nigdy nie byli razem nie musi bać się sąsiadów ich krzywych spojrzeń nie musi się obawiać,że ktoś sie spyta,a co z nim nie musi zmieniać pościeli by nie czuć jego zapachu nie musi chowac prezentów od niego, których nigdy nie dostała to że nigdy nie byli razem że nie dane jej było owdowieć tęsknie i poprawnie zapłakać oznacza że nie kochała? Kochała bardziej niż ktokolwiek W każdej modlitwie prosiła o niego W myślach planowała ślub W snach czule całowała A w rzeczywistości sarczyście za nim płakała Tak bardzo kochała...
  16. "Jak blisko do śmierci.." Siedzi sama w pokoju i chce tylko chwili spokoju Jedynym jej przyjacielem jest cień tylko on trwa przy niej w nocy i w dzień Skazana na samotność Czuje tylko szczęścia odwrotność Ludzie nie dają jej żyć Pamięta dobrze ten dzień Gdy zrobiła pierwszych kilka cięć Była sama Na chwile o smutku zapomniała Potem wpadła w depresję Ludzie już dawno postawili na jej życiu kreskę Co wieczór jej krew mieszała się ze łzami Dobrze wiedziała, że jest sama ze swoimi problemami Że nikt jej nie pomoże,nie zrozumie Była noc Kolejny raz płakała w koc Poszła do kuchni, wzięła nóż, żeby ze sobą skończyć już... Usiadła w fotelu i to skończyła Tak po prostu się zabiła...
  17. "Wiosna" Pośród kwiecia płatków wonnych Pośród słońca promieni złocistych Pośród szczęścia dzwięków Stoi ona,niby zwykła dziewczyna, a jednak jakaś inna,taka barwna, taka wesoła, Złoty włos kwieciem przystrojony Blade lico blaskiem słońca ozłocone Zwiewne ciało,w kwietną suknię obleczone Taka piękna stoi pośród kwiatów tysiąca Do każdego tlkiwie szepcze: Pozwól mi się powąchać,to ja Wiosna
  18. Nimfomanka Leży już piękna niewiasta na łożu wyściełanym aksamitem białym Czerwone lśniące buty mienią się w świetle delikatnym A ona za Dame się mająca czeka na kolejnego Niby na wieki jednak na minut parę W jej życie wchodzą wybranków miliony Lecz na noc jedną jedyną Miłości jej brak Tylko pożądaniem się karmi Usta w czerwień krzyczącą przyodziewa Oczy czarnymi ramkami zdobi Policzki zaś delikatnie różem wieńczy Ni z niej dama ni z niej lekkich obyczajów panna Pieniędzy za noc nie bierze Lecz szczęścia jej to nie daje Nie znała miłości nie znała uczuć miliona Tylko jedno jedyne niszczące Pożądanie Czemu tak jest? Pytanie zadawała jednak dalej skąpy czarny strój zakładała Ruszała na łowy sztuczne bez żadnych cnót Ofiarą nie myśliwym była Czy kiedyś zrozumie? Czy kiedyś skończy z nocami namiętności fałszywych? Nie wiem tego wcale A ona tym bardziej zagubiona znów rusza z rozwianym włosem nieszczęśliwa
  19. "Zgwałcona" Czarna postać nad kimś pochylona Na podłodze młoda kobieta we łzach skulona Ubrana w ból i skrzywdzenie Na jego twarzy maluje się zadowolenie, Ona błaga o litość,usta zwarte w nieustannej modlitwie Obdarta ze skóry,odbdarta z marzeń Bez prawa do szczęścia,jej duma pochowana Wyrwane wnętrzności walają się po podłodze Martwa a jednak żywa,na jej nieszczęście Biel prześcieradła,czerwienieje krwią zbrodni A on z niej szydzi,i obmyśla misterny plan Kolejnej zbrodni ,nie obochdzi go nic innego A ona leży tam dłogo,upokorzona tak po prostu zgwałcona.....
  20. "Życie" Swobodnie się przechadza pomiędzy miedzianymi alejkami,gdzieś spomiędzy drzew wygląda maleńka główka dziewczynki, która mówi,że nic nam nie grozi Skoro nic nam nie grozi,to dlaczego życie wybiera najjaśniejsze miejsca? Czemu stąpa tak ostrożnie? Dlaczego tą twarz wykrzywia grymas strachu? Ono dobrze wie co nam grozi Grożą nam te stare wierzby,które mogą się złamać,grożą nam te odłamki szkła, które mogą nas przebić na wskroś Grozi nam ten ból poronienia i w końcu grozi nam ta skrzywiona rzeczywistość,bez jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego Kiedyś znałam osobę,która ogladała swe życie przez palce Gdy nic nie widziała,zmieniała kanał W rogu spoczywa biała suknia splamiona krwią,zranionej miłości Teraz są lepsze czasy, teraz słońce świeci dłużej,teraz bycie samemu w czterech ścianach jest jakby takie mniej straszne A noc jest tkliwsza Jednak mimo to,ta mała dziewczynka się myli,grozi nam tak wiele,trzeba stąpać powoli Bo nigdy nie wiadomo ,co nam zrobi to życie.....
  21. "Zgniła rzeczywistość" Trup ściele trupem,wkoło martwota Odór śmierci roznosi się dookoła A my szarzy i zwyczajni,zamiatamy z chodników,brudy przeszłości Ukrywamy swe upokorzenie Pośród szarych budynków Wyprowadzamy na smyczy swe życie Wszystko monotonne i zgniłe A my brudni i nijacy Spomiedzy drzew wygląda nowe i piękniejsze życie,lecz my się boimy boimy się podejść,i spróbować żyć inaczej Odkryte prawdy milczą Krzywdy dokonanych zbroni krzyczą Ten przeraźliwy krzyk zabija,to co jeszcze żywe,i co z tego mamy? Co nam pozostaje? Pozostaje tylko to brudne życie Ta zgniła rzeczywiśtość,która odurza nas swym smrodem, Uwięzieni w klatce,niczego nieświadomi Tak to nasza rzeczywistość,zgniła,przez nas
  22. ISKIERKI SZCZĘŚCIA. Obłoki nad nami anioły gdzieś z nieba zerkają na Ziemię na nasze zmartwienia Z miłością chcą pomóc i zmniejszyć cierpienia W pamięci dzieciństwo czas śmiechu, czułości Miniony... tak dawno brutalnie zabrany Dni szybko mijają po sobie setkami Czas mija zwyczajnie bez smutków, radości Anioły czuwają nad nami To one jedynie ruszając skrzydłami iskrami radości posypią okraszą rozjaśnią szarości pokłady...
  23. Łdny,pokazuje,że jednak ból pozostaje.Czasem potrzeba całego życia,aby zapomnieć,aby przestało boleć.
  24. "Dom" Dlaczego ten dom pełen jest milczenia? Dlaczego upadłe anioły nie krzyczą z przerażenia? Zamurowane kłamstwa,zdrapują tynki ze ścian Wszelką prawdę rozwiał wiatr Zastygłe w bezruchu drzwi,skrywają tajemnice Dlaczego ten dom jest martwy? Zakazana miłość w nim zrodzona, piękna historia,śmiercą uwieńczona Jedyne ten krzyż skrywa obietnicę,wiecznej miłości Lecz pożera ją cisza,szmery przezszłości dawniej tak głośne,teraz już nieme,umilkły na wieki Jedynie jeśli się wsłuchać,moża usłyszeć bicie serca zza ściany,stłumione murem,zbudowanym na kłamstwach Serce czekające rozgrzeszenia,bijące od lat Zeszpecone ściany,marmury kwrią wyblakłe A z oknien poranna łza spływa... Dlaczego ten dom jest martwy? Posępna wierzba schyla swe czoło,płacze nad losem dwojga kochanków,których śmierć połączyła Jedynie krzyż przemawia...jakże słodkie słowa obietnicy z niego płyną,rozgrzeszenie,którego czekano od lat...
  25. "Kolejny raz..." Kolejny raz spotkaliśmy się Ja kochająca,ta co zwykle Ty oschły,inny niż zawsze Tym razem nie było ciemnej uliczki Tym razem nie było,czułego pocałunku Tym razem nie było nic Kolejny raz spojrzałam w Twe oczy Patrzyłam godzinami,szukałam resztek Osoby,która była taka czuła W końcu odnalazłam tą figlarną Iskierkę,bawiła sie ze mną Kolejny raz poczułam Twój zapach Moje nozdrza łapczywie go wchłaniały, Byleby nie uciekł,byleby powietrze Go mi nie odebrało Kolejny raz me usta dotknęły Twej delikatnej niczym jedwab skóry Kolejny raz nieśmiało ją musnęłam Kolejny raz poczułam ten dreszcz emocji Kolejny raz rozmawialiśmy o niczym Jak zawsze śmialiśmy się z niczego Obdarzaliśmy się ukradkowymi spojrzeniami Pragnęłam,aby ta chwila trwała wiecznie Aby nigdy sie nie skończyła,aby Czas się zatrzymał na wieki Potem kolejny raz się roztaliśmy Ja wrociłam do swojego domu, a ty do swojego,pożegnaliśmy się Jak zawsze,bez zobowiązań Kolejny raz wróciłam do domu Kolejny raz na mej twarzy widać Czarne smugi tuszu,odwrotność szczęścia Kolejny raz rany sie otworzyły, Zaczęły krwawić obficie Kolejny raz umarłam, Bo pokochałam Miłość to przeżyła,ale ja nie Kolejny raz....
×
×
  • Dodaj nową pozycję...