"Dwoje ludzi"
Gdzieś głęboko w duszy słyszę jak śpiewa
pieśń, co wyłkana przez żałobę
Pamiętam pierwze miłosne wyznanie,
tak to było w letnim ogrodzie, raz spojrzeli
nań na siebie, i nic im nie umknęło
Zapamiętali każdy szczegół, swego bytu
Dwie dusze rozognione, palone ogniem pożądania
Wydawało im się, że już nic się nie stanie
Czas jakby stał w miejscu,a jednak umykał
Bezpowrotny,jedyny i jakże cenny
Pomiędzy wiosennym kwieciem,dotknęli swych dłoni,
Zapragnęli trwać tak odwiecznie, lecz życie chciało inaczej
Leżeli po wierzbą, i pod wierzbą zostali,
Tacy mali, marni niczym proch, a jednak, w swej miłości
do końca wytrwali, umarli spleceni,
Czerwień ust pobladła śmierci fioletem
Ich dusze nadal się kochały, lecz ciała nic nie czuły
Chcieli się kochać wiecznie, lecz tego nie przwidzieli
I tylko jedno pragnienie w ich duszach, się kołatało
Chcieli wrócić wśród żywych, chcieli tęsknie zapłakać i
obdarzyć się ostatnim uśmiechem
Lecz już sie nie dało,bo wszystko co kiedyś instniało
Zniknęło bezpowrotnie,
Chceli sie kochać lecz i w końcu miłość umrła,i miłości juz nie było
i tylko ich dusze pozostały
I tylko gdzieś blade ciała wciąż pod wierzbą ,
w ostatnim uścisku miłości ,skąpane blaskiem słońca łagodnie spoczywały