
Sceptic
Użytkownicy-
Postów
1 354 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Sceptic
-
młodość pana X [przemiany pana X]
Sceptic odpowiedział(a) na Sceptic utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
pan X w młodości przez krótki czas był masonem szybko jednak znudziły go ezoteryczne rytuały i złote kielnie rozpoczął naukę w wyższej szkole tego i owego - zostal cenionym w świecie tegoiowegoistą jego błyskotliwą karierę naukową przerwała zupełnie nieoczekiwana zamiana w karalucha (pan X zawsze uwielbiał Kafkę) dziewięcioletniego okresu karaluszego pan X nie wspomina zbyt miło właśnie wtedy postanowił zostać poetą gdy odczłowieczał długo nie mógł przyzwyczaić się do braku chitynowego pancerza ale to nie była ostatnia przemiana w młodości pana X pewnego dnia pan X z pomazańca losu zmienił się w popaprańca ten dzień uważa się za symboliczny koniec młodości pana X -
Turniej Jednego Wiersza "Bez Laura", Łódź, 27.V.
Sceptic odpowiedział(a) na Adam_Szadkowski utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
i znowu wygra AS? ?? (jako, że cytujesz mnie w swojej wypowiedzi, mam prawo prosić o uściślenie, bo w tej chwili jedyne, co mi przychodzi do głowy to AS jako inicjały łódzkiego pisarza Andrzej Sapkowskiego, który - z tego co wiem oczywiście - poezją się nie para). -
sęk w tym, że większość poetów wypuszcza tylko to, co uważają za mniej czy bardziej udane (nikt chyba, czując, że nie potrafi sklecić porządnego wiersza, nie bierze się za wydawanie kolejnego tomiku). W przypadku Bursy jest inaczej - on tomiku opublikować nie zdążył i dzięki wydaniom zebranym dociekliwy czytelnik ma okazję zaznajomić się z całym jego dorobkiem (nie tylko z tym, który miałby wejść do "Kata bez maski"), stąd przywołałem go jako przykład. Skąd pewność, że np. Herbert nie zostawił po sobie rękopisów jakiś nieznanych, ale nieudanych w jego mniemaniu wierszy? I choćbym nie iem jak sie obznajamiał z jego twórczością (a przeczytałem wszystkie tomiki) - nie odkryję ich. Z Bursą co innego - jego pośmiertnie wydali drukiem w całości, bez pytania o zgodę.
-
A co na to wielcy poeci? Czy oni pisali coraz lepiej? Czy każdy kolejny ich tomik byl lepszy od poprzedniego? W każdym razie niedawno miałem okazję gruntownie przestudiować twórczość poetycką, prozatorską i dramatyczną Bursy - wliczając w to rozpatrzenie wszystkiego w kontekście biograficznym i chronologicznym. I jeśli Bursa (tworzył w latach 1953-57 (debiut 1954), zmarł mając 25 lat) miałby sie dalej rozwijać (już nie mówię o tym, że w takim tempie bo to oczywiście niemożliwe), to ja się aż boje myśleć, jak by pisał dzisiaj... Raczej skłonny jestem twierdzić, że po kilkunastu latach zacząłby pisać beznadziejnie i wreszcie sam by przestał... Zresztą nawet na przykładzie niektórych orgowych poetów (nie powiem których, coby nikomu przykrości nie czynić) zaobserwować można, że już nie piszą tak ciekawie, jak kiedyś.
-
M jak Mason (akt I scena III)
Sceptic odpowiedział(a) na Sceptic utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Yasioo, dalsze sceny do końca drugiego aktu masz w warsztacie prozy; teraz pracuje nad trzecim aktem, że się tak wyrażę - zasadniczym :) -
oczywiście, że da sie pisać gorzej; nie dosłownie, że gorszym językiem, ale po prostu pisać gorsze wiersze. Ot - był czas, że miało sie masakrycznie dobre pomysły, a teraz - jak pomysł, to bidny.
-
wprawdzie pisze się lĄduje, ale londuje to bardzo ładny neologizm. Np. samolot do Londynu może wylondować. A jak nie daj Bóg zamachowiec na pokładzie, to może nawet wylontować! PS: Macieju, ja nie złośliwie ;)
-
M jak Mason (akt I scena III)
Sceptic odpowiedział(a) na Sceptic utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
SCENA III Kuchnia w domu Heńka. Heniek siedzi przy stole i je zupę. Heńkowa siedzi na skrzyni przy kuchni pochłonięta haftowaniem. Wchodzi Romek ROMEK Cześć, tatku. HENIEK (wesoło) Czołem, synku. (klepie go po ramieniu) Co tam słychać w szkole? ROMEK (niezdecydowanie) Dobrze, tatku. HEŃKOWA (do Romka znad robótki) Zupy sobie nalej, ogórkowa, dobra. ROMEK (nalewa zupę, siada przy stole obok ojca. Nie je.) Tatku... (pauza) HENIEK (je) hm? ROMEK A jak byłem w zeszłym roku w teatrze z klasą, to siedziałem... (znacząco) w loży... No wie tatko, w l o ż y HENIEK (znad zupy, obojętnie) Nic nie mówiłeś, że byliście w teatrze. A co za przedstawienie było? ROMEK Nie pamiętam już. A tatko był kiedyś w teatrze? HENIEK Byłem. Za komuny, jak ciebie jeszcze na świecie nie było. HEŃKOWA (rozmarzona) Razem żeśmy wtedy byli. Jeszcze w tym samym roku się twoja siostra urodziła. ROMEK (nie zważając na matkę) A siedział tatko w l o ż y ? No, wie tatko: w l o ż y ? HENIEK (po chwili) Nie. W loży wtedy sekretarze siedzieli, bo to za komuny było. ROMEK (szeptem) Aaaa, sekretarze... (pauza. Heńkowa odkłada robótkę, wstaje, zabiera talerz Heńka) HEŃKOWA (do Romka) Romuś, jedz zupę, ogórkowa, dobra. (zaniepokojona) A może ty chory jesteś? (przykłada mu rękę do czoła) ROMEK Nie mamo, wszystko w porządku. (Heńkowa wraca do haftowania) HENIEK No, synku, czas do lekcji! ROMEK Tatku... no bo... nie widział tu gdzieś tatko... (znacząco) c y r k l a ? HENIEK Cyrkla? Synu, ja cyrkla trzydzieści lat w ręku nie miałem. Na co mi był cyrkiel w pegieerze? ROMEK A tatku... wie tatko, co to jest węgielnica? HENIEK (lekko poirytowany) Nie mam pojęcia! Pewnie jakaś wieś... (wstaje) To ja idę do świń zajrzeć. HEŃKOWA (nie odrywając się od robótki) Do świń idziesz, jak dziecko z tobą rozmawia?! A idź, ale nie dziw się, jak wyrośnie na alkoholika i narkomana! ROMEK No właśnie, tatku, bo ja jeszcze dużo mam tatkowi do powiedzenia. HENIEK (siada zrezygnowany) No dobra. To mów, o co chodzi. ROMEK Mam nowego kolegę, tatku. Ma na imię A b r a h a m. Dziwnie, prawda? Znał tatko kiedyś jakiegoś Abrahama? HENIEK Nigdy... Ale Alfreda znałem, też dziwne imię. HEŃKOWA (z pretensją) No, powiedz dziecku, co to był za Alfred, co z nim skrzynkę wina wychlałeś! ROMEK (z zainteresowaniem) No właśnie, tatku, bo tatko to nigdy wódki nie pije, tylko zawsze wino albo piwo. Jeszcze tatki nie widziałem, żeby wódkę pił. HENIEK (zdenerwowany) Bo to źle, że nie piję?! Nie lubię wódki po prostu, tak jak ty nie lubisz smalcu. Ja tam smalec lubię, ale wódki nie. Wino wolę. Albo piwo. HEŃKOWA No, powiedz dzieciakowi, że twój ojciec był uchlajus i obszczypłot! HENIEK (gniewnie do Heńkowej) Nie mów na mojego ojca, boś go w życiu nie widziała! HEŃKOWA Starczy, że z opowieści znam. Pół wsi zna. ROMEK Niech się tatko nie denerwuje. Tatko tak rzadko o dzieciństwie swoim opowiada. HENIEK A co mam opowiadać! Tu, w tym domu mieszkałem. Bieda była, bo ojciec co zarobil to wydał. HEŃKOWA Nie wydał, tylko przepił! ROMEK Tatku, ale w tym domu tylko trzy łóżka, to jakeście się wszyscy mieścili, jak was było czworo rodzeństwa? HENIEK Normalnie, przecież już opowiadałem - w kuchni rodzice spali, a w izbie w jednym łóżku ciocia Jadzia z ciocią Wiesią, a w drugim ja z wujkiem Jankiem... ROMEK (szeptem) Aaaa, z wujkiem Jankiem... (głośno) A babcia Hela z Ameryki wam przysyłała pieniądze? HENIEK (zmieszany) Trochę przesyłała... HEŃKOWA Przesyłała! Ale ojciec zaraz przepijał! A kiedyś, synku, przepić dziesięć dolarów w tydzień to mało kto potrafił! ROMEK Tatku, a babcia Hela to skąd ma właściwie pieniądze? HENIEK Dziadek Stanley zarabiał przy azbeście, jak żył. ROMEK A potem? HEŃKOWA No, powiedz dzieciakowi, że Stanley umarł trzydzieści pięć lat temu na raka, a i tak przedtem jeszcze ciotka dawała dupy jednemu takiemu dzianemu staruchowi, co to zaraz kojfnął i kasę jej zostawił! HENIEK A ty skąd wiesz? Bo we wsi gadali? (wstaje) A idźcie wszyscy w cholerę. (wychodzi) -
M jak Mason (akt I scena III)
Sceptic odpowiedział(a) na Sceptic utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Przepraszam, przez pomyłkę wkleiłem nie tu, gdzie potrzeba (chciałem do prozy P) :( Biję się w piersi :( -
Bardzo mi się podoba! A jaki nowatorski! Bo kurcze dramatu bez podziału na role to ja jeszcze, jak żyję, nie widziałem (wyłączając monodramy, w których też na ogół aktor wciela się w różne postaci).
-
M jak Mason (akt I scena III)
Sceptic odpowiedział(a) na Sceptic utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
SCENA III Kuchnia w domu Heńka. Heniek siedzi przy stole i je zupę. Heńkowa siedzi na skrzyni przy kuchni pochłonięta haftowaniem. Wchodzi Romek ROMEK Cześć, tatku. HENIEK (wesoło) Czołem, synku. (klepie go po ramieniu) Co tam słychać w szkole? ROMEK (niezdecydowanie) Dobrze, tatku. HEŃKOWA (do Romka znad robótki) Zupy sobie nalej, ogórkowa, dobra. ROMEK (nalewa zupę, siada przy stole obok ojca. Nie je.) Tatku... (pauza) HENIEK (je) hm? ROMEK A jak byłem w zeszłym roku w teatrze z klasą, to siedziałem... (znacząco) w loży... No wie tatko, w l o ż y HENIEK (znad zupy, obojętnie) Nic nie mówiłeś, że byliście w teatrze. A co za przedstawienie było? ROMEK Nie pamiętam już. A tatko był kiedyś w teatrze? HENIEK Byłem. Za komuny, jak ciebie jeszcze na świecie nie było. HEŃKOWA (rozmarzona) Razem żeśmy wtedy byli. Jeszcze w tym samym roku się twoja siostra urodziła. ROMEK (nie zważając na matkę) A siedział tatko w l o ż y ? No, wie tatko: w l o ż y ? HENIEK (po chwili) Nie. W loży wtedy sekretarze siedzieli, bo to za komuny było. ROMEK (szeptem) Aaaa, sekretarze... (pauza. Heńkowa odkłada robótkę, wstaje, zabiera talerz Heńka) HEŃKOWA (do Romka) Romuś, jedz zupę, ogórkowa, dobra. (zaniepokojona) A może ty chory jesteś? (przykłada mu rękę do czoła) ROMEK Nie mamo, wszystko w porządku. (Heńkowa wraca do haftowania) HENIEK No, synku, czas do lekcji! ROMEK Tatku... no bo... nie widział tu gdzieś tatko... (znacząco) c y r k l a ? HENIEK Cyrkla? Synu, ja cyrkla trzydzieści lat w ręku nie miałem. Na co mi był cyrkiel w pegieerze? ROMEK A tatku... wie tatko, co to jest węgielnica? HENIEK (lekko poirytowany) Nie mam pojęcia! Pewnie jakaś wieś... (wstaje) To ja idę do świń zajrzeć. HEŃKOWA (nie odrywając się od robótki) Do świń idziesz, jak dziecko z tobą rozmawia?! A idź, ale nie dziw się, jak wyrośnie na alkoholika i narkomana! ROMEK No właśnie, tatku, bo ja jeszcze dużo mam tatkowi do powiedzenia. HENIEK (siada zrezygnowany) No dobra. To mów, o co chodzi. ROMEK Mam nowego kolegę, tatku. Ma na imię A b r a h a m. Dziwnie, prawda? Znał tatko kiedyś jakiegoś Abrahama? HENIEK Nigdy... Ale Alfreda znałem, też dziwne imię. HEŃKOWA (z pretensją) No, powiedz dziecku, co to był za Alfred, co z nim skrzynkę wina wychlałeś! ROMEK (z zainteresowaniem) No właśnie, tatku, bo tatko to nigdy wódki nie pije, tylko zawsze wino albo piwo. Jeszcze tatki nie widziałem, żeby wódkę pił. HENIEK (zdenerwowany) Bo to źle, że nie piję?! Nie lubię wódki po prostu, tak jak ty nie lubisz smalcu. Ja tam smalec lubię, ale wódki nie. Wino wolę. Albo piwo. HEŃKOWA No, powiedz dzieciakowi, że twój ojciec był uchlajus i obszczypłot! HENIEK (gniewnie do Heńkowej) Nie mów na mojego ojca, boś go w życiu nie widziała! HEŃKOWA Starczy, że z opowieści znam. Pół wsi zna. ROMEK Niech się tatko nie denerwuje. Tatko tak rzadko o dzieciństwie swoim opowiada. HENIEK A co mam opowiadać! Tu, w tym domu mieszkałem. Bieda była, bo ojciec co zarobil to wydał. HEŃKOWA Nie wydał, tylko przepił! ROMEK Tatku, ale w tym domu tylko trzy łóżka, to jakeście się wszyscy mieścili, jak was było czworo rodzeństwa? HENIEK Normalnie, przecież już opowiadałem - w kuchni rodzice spali, a w izbie w jednym łóżku ciocia Jadzia z ciocią Wiesią, a w drugim ja z wujkiem Jankiem... ROMEK (szeptem) Aaaa, z wujkiem Jankiem... (głośno) A babcia Hela z Ameryki wam przysyłała pieniądze? HENIEK (zmieszany) Trochę przesyłała... HEŃKOWA Przesyłała! Ale ojciec zaraz przepijał! A kiedyś, synku, przepić dziesięć dolarów w tydzień to mało kto potrafił! ROMEK Tatku, a babcia Hela to skąd ma właściwie pieniądze? HENIEK Dziadek Stanley zarabiał przy azbeście, jak żył. ROMEK A potem? HEŃKOWA No, powiedz dzieciakowi, że Stanley umarł trzydzieści pięć lat temu na raka, a i tak przedtem jeszcze ciotka dawała dupy jednemu takiemu dzianemu staruchowi, co to zaraz kojfnął i kasę jej zostawił! HENIEK A ty skąd wiesz? Bo we wsi gadali? (wstaje) A idźcie wszyscy w cholerę. (wychodzi) -
Ciekawi mnie jaki jest wasz stosunek do własnej twórczości na przestrzeni kilku miesięcy czy lat - zwłaszcza interesują mnie opinie starszych poetów. Czy - starając się obiektywnie spojrzeć np. na swoje wiersze sprzed pół roku - wydaje się wam, że piszecie teraz znacznie lepiej, niż wtedy? A może od dłuższego czasu trzymacie poziom? Albo przeciwnie - czujecie, że szczyt jest już za wami i teraz piszecie już tylko słabiej? Osobiście uważam, że piszę coraz lepiej, acz jeszcze miesiąc temu pewnie powiedziałbym, ze szczyt mam już za sobą. Zresztą pisaniem poezji zajmuję się stosunkowo niedługo, bo dopiero jakieś trzy lata... Ciekawe, co na ten temat powiem, gdy będę miał za sobą 13 lat pisania ;)
-
Turniej Jednego Wiersza "Bez Laura", Łódź, 27.V.
Sceptic odpowiedział(a) na Adam_Szadkowski utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
ja tam się zgłosiłem ;) -
W kolejnym akcie triumwirat: Heniek-Ksiądz Dobrodziej-Romek rozpęta we wsi totalitarny terror nacjonalistyczno-konserwatywny. Ale chłoporobotnicy nie pozostaną bierni!
-
SCENA III Z boku stoi wielki stos; z jego środka sterczy pal, do którego przywiązany jest zakneblowany Heniek. Koło stosu Ksiądz Dobrodziej i Romek; dalej Mietek, Czesiek i Tadek. KSIĄDZ DOBRODZIEJ Zebraliśmy się tu dzisiaj, by być świadkami wydarzenia miłego Bogu, a przy tym niosącego pożytek również nam, ludziom na tym ziemskim padole! MIETEK, TADEK I CZESIEK Wiwat! Niech żyje Ksiądz Dobrodziej! Niech żyje! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Cisza, owieczki moje! Oto ten tutaj Henryk – mason, pedał i Żyd... MIETEK, TADEK I CZESIEK Tfu! Mason! Pedał! Tfu, Żyd! Tfu! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Bóg oświecił mnie i sprawił, że spłynęła na mnie Jego łaska – łaska sprawiedliwości! Widząc to obecny tu Henryk – mason, pedał i Żyd, przyznał się do wszystkich stawianych mu zarzutów! MIETEK, TADEK I CZESIEK Hurra! Na stos! Na stos! Niech żyje Ksiądz Dobrodziej! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Zajęło to jednak siła czasu – a sąd mógł dokonać się natychmiast, niemal na miejscu! Jednak w mej katowni narzędzia tortur już przestarzałe, pamiętają jeszcze pewnikiem pierwszą wyprawę krzyżową! We wsi obok mają narzędzia nowoczesne a przemyślne – do łamania kołem, do odrywania paznokci, do przypiekania stóp, do podnoszenia za wykręcone ręce! A u mnie – jeno kajdanki i lej do wody! Jaki nowoczesny inkwizytor stosuje dziś torturę wody?! MIETEK, TADEK I CZESIEK Hańba, Hańba! KSIĄDZ DOBRODZIEJ A wina w tym wasza, moje owieczki! Każdy w swoim sumieniu niech rozliczy, ile przede mną zataił, coby mniejszą dziesięcinę oddać na kościół! MIETEK, TADEK I CZESIEK (Liczą na palcach, myląc się) KSIĄDZ DOBRODZIEJ A pomnijscie, żem ja jedno ziemski wasz dobrodziej i oszukać mnie, choć trudno, da się; ale Boga Wszechmogącego, Ojca Niebieskiego, nie oszuka nikt! (pauza. konsternacja) MIETEK, TADEK I CZESIEK (nagle) Na stos! Palić Żyda! Palić masona, palić pedała! Na stos! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Sprawiedliwiście i wy! Oto występne ciało Henryka obróci się w popiół i gdy nadejdzie dzień Sądu Ostatecznego, my, dobrzy katolicy i antysemici, powstaniemy z martwych, a jego zbrukana dusza, nie mogąc odnaleźć ciała, będzie się błąkać po czeluściach piekielnych, cierpiąc tam katusze aż po wieki wieków! MIETEK, TADEK I CZESIEK Amen! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Ostatnie słowo należy jednak do Sprawiedliwego! Jeśli Heńka nie strawią płomienie – biada nam, grzesznikom, będzie to bowiem widomy znak od Boga, że Henryk jest niewinny! Jeśli jednak spłonie, skwiercząc, trzaskając a skowycząc, wówczas my, prawi chrześcijanie, możemy w swych sumieniach zaliczyć sobie czyn ten do miłych Bogu! MIETEK, TADEK I CZESIEK Wiwat! Niech żyje Ksiądz Dobrodziej! Na stos z masonem! KSIĄDZ DOBRODZIEJ (do Romka) Czyń zatem swą powinność! (Romek, wytrącony z ekscytacji, zaczyna obmacywać swoje zgrzebne odzienie w poszukiwaniu paczki zapałek, niepomny najwyraźniej, iż w średniowieczu zapałek jeszcze nie było. Ani zapalniczek.) (Chłopi gwiżdżą, wiwatują i podskakują z radością) (Wchodzi Mason w tradycyjnym stroju masońskim. Odwróceni plecami i pochłonięci stosem bohaterowie nie widzą go) MASON Czołem! (Bohaterowie odwracają się gwałtownie; na widok masona stają osłupiali i przerażeni) TADEK (padając na kolana) Wszelki duch Pana Boga chwali! Tożto Mason! (Czesiek, Mietek padają na kolana; podpełzają do Masona, całując go po upierścienionych rękach) KSIĄDZ DOBRODZIEJ (pada na kolana) Mason! Najprawdziwszy Mason! Witamy w naszych skromnych progach! MASON (nie zważając na chłopów i Księdza Dobrodzieja; gniewnie) Na ostatnim posiedzeniu Loży dowiedziałem się, że oto jednego z was – niejakiego Henryka – chcecie spalić na stosie za rzekomą przynależność do masonerii, a także za domniemane pochodzenie semickie i orientację homoseksualną... CZESIEK, MIETEK I TADEK (jeden przez drugiego) Ależ skąd! Myśmy go tylko... tak dla żartu... z lubości, tak po koleżeńsku... MASON Na pewno? KSIĄDZ DOBRODZIEJ Tak jest, zacny Masonie! MASON To dobrze, bo gdybyście tego dokonali, spadłoby na waszą wieś tysiąc lat nieurodzaju, suszy i upału! Mianujcie zatem Henryka zarządcą wsi. Liberté-Égalité-Fraternité! TADEK, MIETEK I CZESIEK Tak jest! Heniek, nasz zarządca, z woli ludu! MASON A żebyście się nie rozmyślili, skoro pojadę, i żebym tu nie musiał wracać, mam coś dla was. (odpina od pasa pełne sakiewki, daje każdemu; Ksiądz Dobrodziej ożywiony pełznie w stronę Masona, wyciągając ręce) MASON Trochę żydowskiego złota dla załatwiania masońskich interesów. I pamiętajcie: Liberté-Égalité-Fraternité! (Rozdawszy złoto, Mason obraca się i wychodzi) (Bohaterowie wspinają się na stos, rozwiązują Heńka i biorą go na ręce) TADEK, MIETEK, CZESIEK, KSIĄDZ DOBRODZIEJ Liberté-Égalité-Fraternité! Heniek zarządcą! Wiwat! Niech żyje! Liberté-Égalité-Fraternité! (skandując, wynoszą Heńka za scenę; stojący do tej pory z boku, zdezorientowany Romek po chwili kuśtyka za nimi) Koniec aktu II
-
mi nie daje do myślenia; odczytuję go wręcz jako tanią prowokację, chociaż z chrześcijaństwem mm mniej więcej tyle wspólnego, co z Diego Maradoną.
-
pan X przyglądając się czubkom swoich czarnych półbutów rozmyśla nad szeroko rozumianym znaczeniem samego siebie pan X stara się - o ile pozwalają na to warunki - szanować starszych (choć bez wzajemności) stronić od tłustych potraw czasem uprawiać sport dawać na tacę czytywać miłosza słuchać mozarta unikać sytuacji stresujących nie przemęczać się (ostatnio wziął w pracy 25 lat wolnego) nie kłócić się z żoną której nigdy nie miał mimo to pan X nic nie znaczy nie chodzi na wybory nie bierze udziału w strajkach nie ma dowodu osobistego nie jest prezydentem nawet własnego losu nie jest też bezdomny chromy trędowaty nie cierpi na żadną pretensjonalną śmiertelną chorobę nie pomagają mu smutni poeci przekonujący że życiu nadają znaczenia rzeczy małe - szum fal zachody słońca babim latem - choć na pewno sami w to nie wierzą czasem jednak pan X dostaje pocztą solenne zapewnienia od któregos z supermarketów panie X pan znaczy dla nas bardzo wiele panie X pan jest naszym najlepszym klientem wtedy zadowolony pan X kupuje na raty czterdziesty czwarty telewizor przyglądając się czubkom swoich czarnych półbutów pan X błogosławi kapitalizm wolnorynkowy który nawet jemu nadaje znaczenie ---------------------------------------------------------------- palące kwestie: czy ostatni wers potrzebny? czy mówi się "nadać czemuś znaczenie" czy "nadać czemuś znaczenia" (mówi to się i tak i tak, ale która wersja jest poprawna?)
-
pierwowzór różni się jednym jedynym słowem :) I też osobiście jestem za powrotem doń. Niniejszym - wracam.
-
byłbyż to pan "ozon"? Bo wiersz chyba kojarzę. Na poprzednich portalach mi się nie podobał, nie podoba się i teraz; chociaż fakt, ze go rozpoznałem świadczy o tym, że coś w nim jest. PS: Ten dział to raczej kiepskie miejsce do publikowania, nikt nie komentuje :D
-
popieram! wreszcie forum działa tak, jak działać powinno!
-
SCENA II Katownia Księdza Dobrodzieja. Heniek przykuty do ściany, ubranie podarte, na ciele ślady tortur. Wokół Księdza Dobrodzieja biega niczym piesek garbus Romek. Ubrana w męski strój mieszczański Magisterka z doklejonym sutym czarnym wąsem stoi obok Heńka. W rogu krzesło i stół, na stole pergaminy, pióro i kałamarz. KSIĄDZ DOBRODZIEJ (ujmuje Heńka za brodę, podnosi jego głowę do góry) A oto i mason. Żyd! I pedał! ROMEK Tfu tfu, pedał! MAGISTERKA Ależ Księże Dobrodzieju, mamy pełnię średniowiecza, loże masońskie jako takie jeszcze nie istnieją, a i do terminu „pedał” bardzo nam daleko. Chronologicznie, rzecz jasna. KSIĄDZ DOBRODZIEJ (grzmi) Cisza! Jak mówię, że mason i pedał, znaczy – mason i pedał! Już o Żydzie nie wspominając, tutaj mylić się nie mogę – moje nozdrza niechybnie wyłapują fetor judaicae z odległości stajania! Wszak to Żydzi ukrzyżowali Pana Naszego Jezuchrysta! MAGISTERKA Dobrodzieju, Jezus Chrystus jako zrodzony z matki Żydówki sam był przecież narodowości żydowskiej! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Milczeć! Gdybym nie udawał, ze nie wiem, że jesteś kobietą, która przebrała się za chłopa po to, żeby skończyć uniwersytet, już dawno spłonęłabyś na stosie! MAGISTERKA (na stronie) Cóż za beznadziejna epoka z tego średniowiecza; nie dość, że muszę żyć wśród ciemnoty i uginać się pod teokratycznym jarzmem Księdza Dobrodzieja, to jeszcze przyszło mi upokarzać się i przyklejać sobie sztuczne wąsy, by móc skończyć uniwersytet i pracować jako magisterka, co po łacinie wykłada się: nauczycielka. KSIĄDZ DOBRODZIEJ (konfidencjonalnie do Magisterki) Szczęście twoje w tym, żeś prócz Septem Artes Liberales takoż studiowała dogłębnie Ars Amandi, i to u mistrzów praskich nie lada jakich! (klepie ją w tyłek) MAGISTERKA (podskakuje; zalotnie) och! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Czas zająć się gachem. (Magisterka siada pospiesznie za stołem, macza pióro w kałamarzu; od tej pory ksrzętnie notuje każde słowo. Romek bierze ze ściany ogromny bat i staje koło Heńka) KSIĄDZ DOBRODZIEJ (do Heńka, oficjalnie) Czy przyznajesz się do członkowstwa w loży masońskiej? HENIEK Nie. (Romek smaga go biczem po plecach) aaa, przyznaję, przyznaję! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Czy przyznajesz się do obrażania swych braci, bogobojnych antysemitów, przynależnością do Rodu Abrahama? HENIEK Nie. (Uderzenie) aaa, nie! (Seria uderzeń) Nie! Nie! Nie! KSIĄDZ DOBRODZIEJ (pod nosem) Niedobrze. Trzeba zastosować torturę wody. Romek! ROMEK Tak, panie! (kuśtyka za scenę, wraca z wielkim lejem i cebrem wody) HENIEK (przerażony) Litości! Litości! Przyznaję się, przyznaję! KSIĄDZ DOBRODZIEJ (z zadowoleniem) Znakomicie. A czy przyznajesz się do zbrodni homoseksualizmu, czyli grzesznego obcowania z chłopem, pospolicie zwanego pedalstwem? Uprzedzam, że jeśli wyprzesz się zarzutów, czeka cię stos. HENIEK (zrezygnowany) No... dobra. Przyznaję się. KSIĄDZ DOBRODZIEJ Doskonale! (do Magisterki) Czy mamy to wszystko na piśmie? MAGISTERKA Tak jest! KSIĄDZ DOBRODZIEJ (do Heńka) A zatem ominie cię stos za wyparcie się prawdy! (pauza; tryumfująco) Ale czeka cię stos – za masoństwo, żydostwo i pedalstwo! Dziś jeszcze spłoniesz! ROMEK (podskakując koślawo) Hurra, hurra! Stos Panu Bogu na chwałę! KSIĄDZ DOBRODZIEJ Proces zakończony, wyrok wydany. Czas na wieczerzę! (Magisterka wstaje, zwija pergamin i wychodzi; za nią Ksiądz Dobrodziej; przed wyjściem jeszcze klepie ją w tyłek; za nimi kuśtyka Romek. Heniek zostaje sam. Przykuty do ściany i oczekujący wykonania wyroku ma wyglądać jak najtragiczniej; cała jego poza przybrać ma wyraz cierpienia godzien dramatu antycznego) (Patrząc na samotnego, udręczonego Heńka publiczność przechodzi katharsis; dłuższa przerwa, by nie zakłócać widzom oczyszczenia)
-
Czytałem o pewnym brytyjskim uczonym, który w swojej pracy doktorskiej dowodził, że filmy Monty Pythona wyczerpują wszystkie możliwe źródła efektu komicznego; czyli - krótko mówiąc - po Pythonach już samo powielanie zostało :(
-
no właśnie, panie M., też to zauważyłem - wreszcie jest tak, jak powinno być - dużo w warsztacie, trochę w śmietnisku (bo jako taki odczytuję "wiersze gotowe" bez limitu), i mało - a konkretnie - w publikacjach.
-
Hehe, coś w tym jest - ostatnio bardzo namiętnie oglądam filmy Pythonów (BTW: jaki jest twój ulubiony, Jacku, bo dla mnie jako całość najlepszy chyba Żywot Briana i niektóre skecze z "...innej beczki" też kapitalne). Bardziej jeszcze pod humor Pythonowski podchodzi chyba dramat, nad którym pracuję; M jak Mason; początek do przeczytania w prozie i w warsztacie prozy, zapraszam ;)
-
Ziemia obrzezana 2
Sceptic odpowiedział(a) na Oscar Dziki utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Powiem ci, Oscarze, że ostatnio polubiłem taką poezję. Ale jeszcze za mało ją czuję, żeby się jakoś konkretnie merytorycznie do danego wiersza ustosunkować. Podoba mi się, tyle mogę powiedzieć.