Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Paweł_Kolcaty

Użytkownicy
  • Postów

    432
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Paweł_Kolcaty

  1. od lat nie palę listów miłosnych zięć mnie nie kocha lecz w przypływie wielkanocnej szczerości donosi mi o tym przez internet emaile są dobre do wzniecania nienawiści na ołtarzu miłości źle się palą milczę więc. myślę że jestem
  2. uśmiecham się do stadka przebiśniegów gestem pozdrawiam miłka amurskiego i nie dziwię się że rozbiegane krokusy dają się pszczołom w usta całować przy krzaku rabatowej milrose rubinową kroplą podpisuję aneks na kolejny rok będę znów bruzdami kłaniać się wiechlinie błotnej zmywać zabłocone przez koty spłowiałe deski altanki martwić się o zdrowie swoich flancowanych w reumatyzmie kąpać cebulki
  3. Bywa, że po wdrapaniu tam - dopiero zaczynają się schody.
  4. [quote]"Od samego początku Wielkiego Tygodnia doniosłe fakty zwaliły się na niego dwoma klocami, z których nie wiedzieć - dziękczynną figurkę patronowi, świętemu Antoniemu wystrugać, czy krzyżem go do ziemi przygniotą." - jacy "oni" przygniotą??? Nie "oni" tylko "one". Te kloce. Faktem jest, że zdanie jest długie i pokręcone. Nie mam wykształcenia humanistycznego, a w liceum z języka polskiego nie byłem prymusem. Doskwiera mi to niejednokrotnie. Może dlatego tak bardzo cenię sobie rzeczowe uwagi i warsztatowe porady. [quote]Poza tym bardzo dobre, będą dalsze części? Brzmi to jak zachęta. Z przyczyn powyżej wyznanych raczej unikam prozy. Dotąd napisałem tylko dwa podobne opowiadania i ze trzy jeszcze krótsze. Tekst wiersza łatwiej jest doszlifować. Ale może. Muszę jednak pokonać wygodne dla staruszka lenistwo. ;-) Serdecznie Wam dziękuję. Za uważne przeczytanie, a jeszcze bardziej za poczynione uwagi. Spokojnych Świąt życzę!
  5. Praca i modlitwa. Jak woda i brzeg. Albo rola i ściana lasu. Praca wypełnia dzień jak ośrodek wnętrze chleba. Który jednak trzeba przeżegnać i rozkroić, odkroić piętkę i kromkę po kromce. Machnięcie nożem znaku krzyża nad bochnem nienapoczętym i jego krojenie ma znamiona modlitwy. Odkrojenie piętki to godzinki poranne. Ostatnie kromki to wieczorny Anioł Pański. Antoni znajdywał satysfakcję w każdej modlitwie. Potrafił sam rozmawiać z Panem Bogiem, od dzieciństwa tymi samymi słowami. Jedne były oczywiste i skutkowały niezwłocznie. Odpuść nam nasze winy. Wypowiadał je i było mu „na zawsze” zapomniane śmignięcie brzozową witką kłapciatego prosiaka. Czuł, jak spada z niego wstyd, za zdzielenie cielnej jałówki biczyskiem między rogi. Jako i my odpuszczamy. Bardzo lubił ten właśnie fragment. Był wtedy ważny, wielki, niemal równy Bogu. Mógł Mu się przez mgnienie pochwalić, że wybaczył bydlęciu zżarcie kilku dopiero wetkniętych w rolę rozsad wczesnej kapusty. Wybaczył też starej Musiałowej wiązankę dosadnych określeń i osobliwych wyzwisk na tę okoliczność pod swym adresem. Najgłębiej zanurzał się w modlitwy, medytacje i pieśni żałobne. Okazji ku temu w Wielkim Poście dostarczały Gorzkie Żale i stacje Męki Pańskiej. Był bardzo blisko przy każdym upadku Chrystusa, w myślach dźwigał krzyż z Szymonem Cyrenejczykiem, słyszał nawet echo wypowiedzianej sentencji Ecce Homo! Wpadał w trans uczestnicząc w chóralnym Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami! Miał swoje ulubione miejsce w przedzie prawego rzędu ław. Można oprzeć prawy łokieć o drewniany szczyt, a czasem usiąść nawet, jeśli nie wszystkie miejsca były zajęte przez starszych. Nade wszystko zaś miał doskonały wgląd na wszystkie trzy ołtarze, obrazy na ścianach i malowidło na suficie. Mógł minutami wpatrywać się w sylwetkę klęczącego pod figurką majowej Maryi świętego Izydora. Z niego brał przykład, jak należy trzymać ręce przy modlitwie i bez cienia grymasu znosić dolę, jaka mu była przeznaczona. Na ogół nie krzywdował sobie zresztą. To raczej jemu zazdrościli losu plebańskiego parobka. Przyodzianie miał skromne, lecz schludne, wikt urozmaicony, tylko w poście nieco ograniczony i jałowy. Kościół blisko. Te najbliższe mu przestrzenie i osoby stały się ostatnio większe, ważniejsze niż dotąd i nieco straszne. Od samego początku Wielkiego Tygodnia doniosłe fakty zwaliły się na niego dwoma klocami, z których nie wiedzieć - dziękczynną figurkę patronowi, świętemu Antoniemu wystrugać, czy krzyżem go do ziemi przygniotą. Julia była nieco starsza od niego, służyła na plebanii chyba siódmy rok. Była już w ciąży z pierwszym dzieckiem, kiedy proboszcz przyjął go do pracy. Mówiło się, a właściwie się nie mówiło, że mała Wiktusia jest córką księdza kanonika. Teraz kucharka znowu jest przy nadziei. Tego czy to z nim, Jantkiem od Sułkowskiej, wykluczyć nie mógł. Druga frapująca i tajemnicza wiadomość była o szlachetnym panu patriocie, co to uciekając przed Austriakami do Ameryki, zdążył prałatowi w Limanowej przekazać w depozyt sporą sumkę złotych reńskich, na wspieranie ubogich, głównie inwalidów wojennych z rodu Sułkowskich. Z tych środków Prałat ma wydzielić stosowną sumę, by kupić od pana w Bałażówce osiem mórg ziemi na lekkim stoku, między dwoma potokami. To ma być wiano dla Julii Róg z Mszany Mniejszej, którą za niedługo poślubić winien Antoni Sułkowski z Suchej Sowliny. Miotał się Antoś z myślami ponad jego siły, ponad rozumienie plebańskiego parobka. Wzrokiem szukał oparcia, podpowiedzi jakiejś w obliczu Matki Boskiej z Dzieciątkiem, a to w figurze Serca Jezusowego, nawet u gołębicy Ducha Świętego na suficie. Krew uderzała mu w skronie, wydawało się, że głowę rozsadzi. Ożeni się, będzie miał osiem morgów gruntu, jak mało który gospodarz, nie mówiąc o zagrodnikach. Jodły i buki w brzegach potoków, rosłe jawory powyżej dworskiego źródełka. Widział to, bo powoził kanonikowi, kiedy ten jeździł obejrzeć wystawioną przez pana do sprzedania rolę. Wtedy nic oczywiście o przeznaczeniu tej ziemi nie wiedział. Teraz wie, że jodeł starczy na skromną chałupę i mały budynek gospodarczy. A w tej chacie on z Julią i dwójką dzieci. Otóż to, pobladł i poczuł krople zimnego potu na plecach, wyobrażając sobie znajomych kawalerów i chłopów żonatych, rozmawiających z ubawieniem i zerkających w jego stronę. Może nawet któryś wypowie to tępym gwoździem wciskające się w mózg słowo, a przemiłej Wiktusi dotyczące księżowski najduch. Kiedy już znieść nijak nie mógł tych rozważań, rozbieżnych racji i nie racji, pomyślał nawet, żeby wybiec z kościoła i uciec gdzieś daleko, może nawet na Śląsk, i tam szukać jakiej służby, wtedy zawiesił wzrok na klęczącym w spokoju i modlitewnej pewności przed figurką świętym Izydorze. Dosięgło go olśnienie. Bezsprzecznie za sprawą Świętego w lnianych portkach i niebieskim kubraku Lachów Limanowskich, gdyż głowa Antosia nie śmiałaby pod groźbą wiecznego potępienia sformułować podobnego argumentu. A tu myśl zjawiła się nagle i z pełną jasnością. O tym, jak to Józef Święty stał się oblubieńcem Marii Dziewicy, nigdy na swój los nie narzekał, chronił dzielnie boską wybrankę, Jezuska wychowywał najlepiej jak umiał i z godnością wykonywał swój zawód cieśli. A po stuleciach ogłoszony został patronem rodziny. Tak, potwierdzi księdzu wolę poślubienia Julii i poprosi, iżby wkrótce po Wielkanocy ogłosił ich zapowiedzi. 22 marca 2005 roku.
  6. Miło, że się spodobał. Dziękuję za ciepłe słowa.
  7. Gdy przez okno, dla relaksu, patrzę w błękit podświetlony, często popis młodszych braci (sióstr, a jakże) wzrok przykuwa. Jakby nitką przywiązane, równowagę z wiatrem stroją, lecz nie sfruną, nie odlecą sroki - sennych drzew figlarki. Kleks jak oko cyklopowe, nad nim drga ogona spławik - kończą gniazdo na jesionie. Będę je miał na widoku. Ile jajek zniesie sroka, ile młodych wyprowadzi i gdzie za rok słać się będą? Czy doczekam?
  8. Frapują mnie te obrazy. Choć toporne (bez obrazy). A najbardziej tak zwani miastowi. Jakby podmiot znad Narwi przyleciał. Pogubiłem się w montażowni. Serdeczności
  9. pupę miała jak kot brodę a miednicę jak warząchew za to w oczach istny wulkan sutki z lawy niestygnącej feromony z niej tryskały od nadgarstków aż po pięty jej ust owoc zakazany obezwładniał czynił cuda dudnił wulkan rosły uda w/r 19.02.2005
  10. Mówi źrebak do kobyły: – Kiedyś takie czasy były, że do pracy się chodziło. Babciu, czy to dawno było? Rozmarzyła się klacz siwa, grzywka jej na oczy spływa. – Tak, każdemu pracę dali. Zachęcali, przymuszali… Fakt, płacili marne grosze, w przeliczeniu na dolary. A dolary – nie dasz wiary – zarabiało się za morzem. Za nie żytnią, kawę ekstra, kupowało się w pewexach. Wódka czysta i kaszanka były w sklepie u Kochanka. Mogłeś wczasy fundnąć żonie, dzieci posłać na kolonię, co sześć lat jechać nad morze. Mogłeś zostać Dziadkiem Mrozem! – Niech się babcia sobą zajmie. Może mnie pan radca najmie, choć w tygodniu po godzinie? Jam przy babci. Babcia - przy mnie.
  11. Dojrzałem twoje wisienki. Nie czekałem na nie. ;-)
  12. [quote] Oczekiwalam odpowiedzi od autora wiersza Za wyjątkowo miłe słowa do dziś dłużny jestem Pani Dormie. Wreszcie to czynię: kosz serdeczności. I jeszcze dwie dłonie. W szczerym ukłonie, Paweł Kolcaty
  13. Gdzieś koło Szczucina rosła jarzębina – niech beztroskie młode lata wiersz ten przypomina. Od pola do szosy kwitną polskie wrzosy – Kaśka oczy ma zielone i anielskie włosy. Kalina na wale ma cudne korale. Czy ładniejsze od ust Kasi? Wisła szumi: „wcale”... Hen, na zachód z wodą polskie szlaki wiodą. Zadziwiłaś Amerykę słowiańską urodą! Szczęśliwie przebierał młodzian de Rivera, więc uroki pięknej Polki ma dla siebie teraz. Urokliwa sójka stroi barwne piórka, Kasiu, przyjmij te życzenia od „śmiesznago wujka”. 30 sierpnia 2000 roku.
  14. Dziękuję za miłe słowa, a szczególnie Cooltowi za trafne uwagi. Skorzystam.
  15. od andrzejek lejesz wosk lepisz misie wyplatasz kolorowe koszyczki słowne pastoralisz udawanym barytonem dla ciebie (dla siebie?) głośnym karminem lukruję pączki ust nogi w faworki zaplatam pokonałam nawet kulinarny analfabetyzm wtórny już mi się nie wywiniesz wielkim postem
  16. poranek mglisty pęknięty kożuch rzęsy jeszcze pulsuje
  17. Umarł żwawy Jerzy z Żytomierza. Krawiec czarne spodnie mu przymierzał, a w zaroście Jurka, szparka zamiast siurka. Chichotali też podczas pacierza.
  18. Prezydenta zacnego Gorzowa prokurator kazał zapuszkować. Rzecz zbadano, aliści kazano go wypuścić. Albo pisać donosy od nowa.
  19. Nad czym się tu litować. Poczekałbym, jak sopel zmaleje do przedostatniej kropelki.
  20. Nowe treści w sprawdzonym rytmie klasyki. Przyjemnie się czyta.
  21. Farmazoniasty - nareszcie ktoś nazwał. W kwestii formalnej - wiersz może nieść poetykę holistycznie, wtedy ogonek zawny puentą nie jest konieczny. Wszystkim za poczytanie serdecznie dziękuję, tym zaś, którzy skomentowali krytycznie - dziękuję podwójnie.
  22. po mojej śmierci co się stanie z obrazami które są we mnie nie sądzę żeby w trumnie położono je obok po co mi one nie trafią też do czyśćca po co one tam sceptykowi komukolwiek po co wierzę w ostateczność śmiertelnego rozstrzygnięcia wszechświat mej świadomości runie rozsypie się i może tylko znajdzie ktoś płatek – kolec – okruszynę we wspomnieniu w wierszu
  23. na forum pusto tylko chłopiec z tramwaju zatrzymał chwilę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...