
Wanda Szczypiorska
Użytkownicy-
Postów
336 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Wanda Szczypiorska
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 14
-
Spontanicznie
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na WiktoriaW utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie wiem, czy to wiersz. To raczej opowieść prawdziwa i poruszajaca, której pozory wiersza nadają niedopowiedzenia. -
"Być albo nie być "
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na ROMAN_RIOWIL utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Podobno ktoś umarł w jakimś serialu. Dla mnie to tylko plotka. Nie mam telewizora. -
cudowne rozmnożenie
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Forum dyskusyjne o portalu
No nie.... Chciałam sprawdzić, czy nie ma krzaczków w jednym z moich starszych opowiadań (były, tam gdzie powinien być myślnik i cudzusłów) i otwierając i zamykając, nie robiąc poprawek dodałam sobie dwa otwarcia. Potem eksperymentalnie otworzyłam i zamknęłam nie swoje opowiadanie i dodałam facetowi 3 otwarcia. Naprawdę chciałam wpłacić pieniądze i mieć wgląd w statystykę, ale jaki to ma sens, jeśli to wszystko nieprawda? -
cudowne rozmnożenie
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Forum dyskusyjne o portalu
Szanowny panie Mithotyn. Ja taraktuje to jako ważną informację, czy ktoś chce czytać to co napisałam, czy nie i nie chcę, żeby mi ktoś sztucznie czytelników namnażał -
cudowne rozmnożenie
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Forum dyskusyjne o portalu
Edytowałam u sąsiada swój komentarz, otworzyłam jego tekst tylko raz, a okazało się, że dołożyłam mu 5 otwarć. Czy to nie zbytnia hojność? Trzeba wobec tego uznać, że podawana liczba czytań jest zupełnie niewiarygodna. -
(0-1)
-
Niemoc
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jak się zaczęło? Chyba od znajomości w bibliotece na Koszykowej. Najpierw spojrzenia ponad stolikami, potem wyjście na papierosa. Niby przypadkowe. A potem również przypadkiem wyszliśmy z biblioteki razem. To nic, że jadę na Mokotów, a on na Bielany, a więc w różne strony. To drobiazg. Odprowadzi mnie na Mokotów. Ładny chłopak. Jego zdjęcia, przez całe lata po rozstaniu przyprawiały mnie o ściśnięcie serca. Ładny i niewinny. Ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, że jest niewinny, tylko, że bardzo młody. Spotykaliśmy się na mieście kiedy u niego kończyły się wykłady. Kiedyś poszliśmy do teatru, ale tylko pamiętam siebie na wąskich schodach, którymi w teatrze Współczesnym wchodzi się na balkon. Siebie w obcisłej sukni, jedynej porządnej, jaką miałam. Widzę się jego oczami, bo pamiętam, jak na mnie patrzył. Spotykaliśmy się, kiedy nie miałam dyżuru. Tej jesieni wzięłam urlop dziekański na rok i pracowałam w Domu Dziecka. Nie wiem. dlaczego to zrobiłam. Pensja była niewiele większa od stypendium. W Domu Dziecka imienia Janusza Korczaka panował wojskowy reżim. Stary budynek zachował się przedwojnia w prawie nienaruszonym stanie. Mnie wydawał się bardzo stary, a wnętrze miało stechly zapach. Przychodziłam o szóstej rano. O szóstej rano było jeszcze cicho. Mówi się; dzieci z rodzin patologicznych, ale ja sobie z tego nie zdawałam sprawy. Dzieci, jak dzieci. Tyle tylko, że nic nie miały na własność. Ani ubrań, ani zabawek. Nic. Plan dnia, niezmienny, zaczynał się od pobudki dzwonka. Rozsuwałam story na oknach i mówiłam bardzo głośno -Wstawać! Parami do umywalni. Na wąskich schodach było zimno. Wszystko tu było stare, szare, a w umywalni była wilgoć. Potem parami do jadalni, do szatni i do szkoły. Nikt tu ani na chwilę nie mógł pozostać sam. Z Andrzejem spotykałam się wieczorami, łaziliśmy bez celu. nie mając się gdzie podziać. Od początku tak się porobiło pomiędzy nami, że chcieliśmy być sami tylko we dwoje, zupełnie sami, jak gdyby nikt oprócz nas nie istniał. Nie wiedziałam nawet, czy on ma kolegów, koleżanki. Pewno miał, był chłopakiem z dobrego domu. Nikogo nie poznałam. Nie zachodziliśmy do kawiarni. Po co? Mówił mi o miłości. A ja? Nie wiem. Tuliliśmy się siedząc na ławce w parku. Po to żeśmy się spotykali, żeby być blisko siebie, żeby do siebie przylgnąć. W kinie kupował bilety w ostatnim rzędzie. Odprowadzał mnie do drzwi w bloku. Dopóki nikt nie nadszedł, mogliśmy się całować w korytarzu. Potem rozchodziliśmy się w dwie strony z poczuciem niezaspokojenia. Ja do swojej licznej rodziny, on do swojej. Przecież o szóstej rano musiałam być w Domu Dziecka. Jako wychowawczyni niewykwalifikowana. miałam dyżury na zastępstwo i od czasu do czasu dyżury nocne. Tego się trochę bałam. Dyżur nocny zaczynał się wtedy, kiedy wychodził ostatni wychowawca i kiedy już wszyscy spali. Spali? Nie wiem. Którejś nocy usłyszałam stłumiony, przyduszony przez kołdrę płacz. To moment. Nawet nie wiem, z której dochodził sypialni. Zaraz po objęciu dyżuru chodziłam po korytarzach, a potem drzemałam pół siedząc, pół leżąc w jakimś zacisznym kącie. Coś przecież mogło się wydarzyć. Ale nic się nigdy nie wydarzyło. Drzwi do wszystkich sypialni były przez całą noc otwarte. Czasami jakieś zaspane dziecko wędrowało do ubikacji. Na trzecim piętrze Domu Dziecka nie było już sypialni, tylko jakieś składziki, magazyny, ambulatorium i izolatka dla chorych. Nikt nie chorował i izolatka stała pusta. Postanowiłam, że stanie się to właśnie tu, podczas nocnego dyżuru. Po tym, kiedy pewnego razu próbował pożyczyć pokój od kolegi i to było kompletne fiasko. Nie chciałam nawet zdjąć płaszcza. Nie chciałam usiąść na tapczanie. Jestem pewna, że kiedy wyszliśmy na ulicę, on także poczuł ulgę. Powiedziałam mu o swoim pomyśle, a właściwie dałam do zrozumienia, ostrożnie, półsłówkami. Było ciemno, wiec nie widziałam jego twarzy, ale mnie objął, a więc tak. Teraz trzeba było się zastanowić, jak to zrobić. Wieczorem ktoś mógłby się jeszcze kręcić. Może o jedenastej? Może później? Musi wymyślić jakiś pretekst, żeby się wyrwać z domu. Mieszkał w innej dzielnicy. Kawał drogi. Palacz w kotłowni. pełnił rolę stróża, ale pewno uda się jakoś przemknąć przez podwórze. Ambulatorium nie zamykano na noc. Nocny dyżurny musiał mieć do niego dostęp, coś się mogło wydarzyć przecież, ból brzucha, albo skaleczenie. Tak się złożyło, że w grafiku miałam dyżur nocny następnego dnia. Tego wieczoru przyszłam nieco wcześniej, kiedy wychowawczynie dzienne kładły dzieci spać. Przytłumiony gwar cichł. (Tu się nie hałasuje. Nie wolno). Była dziewiąta wieczór. Wszyscy w łóżkach. Któreś z dzieci przemykało jeszcze z sypialni do sypialni ( też nie wolno). Wychowawczynie dzienne były już po pracy, ale jakoś się nie spieszyły do wyjścia. Widać było, że nie dowierzają komuś takiemu, jak ja, bez doświadczenia. W końcu poszły. Zostałam wreszcie sama w ciężkiej, przytłaczającej ciszy, czując już tylko niepokój. I podniecenie? Pewno tak. Poszłam na górę sprawdzić, czy izolatka jest otwarta. Była. Nie trzeba nawet zapalać światła. Światło latarni z ulicy rozświetlało sufit. Jedno łóżko przy ścianie zasłane prześcieradłem, w szafie znalazłam koc. Zeszłam na dół. Jeszcze godzina. Chodziłam po korytarzach bojąc się, że usłyszę płacz. Ale nikt nie płakał. A jeśli nawet płakał, starał się to ukryć. Szmery. Nie wszyscy jeszcze spali. Niech już zasną, niech zasną. Jeszcze pół godziny. Zeszłam na parter do sekretariatu, skąd widać było bramę i stałam tam po ciemku. Kiedy zobaczę go przy furtce. wyjdę i sprawdzę, czy palacz się gdzieś nie kręci. Wydawało mi się że stoję bardzo długo. Nie przyjdzie. I nagle noc wydała mi się okropnie długa, pusta. A wtedy zobaczyłam poruszający się przy bramie cień. Jest. Niepokój podszedł mi do gardła. Cicho otworzyłam wejściowe drzwi i przywołałam go gestem ręki. Przemknął przez podwórze i już tu był. Przy mnie. Czy mi się wydawało, czy był jakiś nieswój, jak gdyby wystraszony. Nawet mnie nie objął. Szliśmy na górę nasłuchując. On nic nie mówił, ja też, wreszcie znaleźliśmy się w izolatce. I co teraz? Rozebrać się? To ryzykowne. Usiedliśmy na łóżku, a potem leżeliśmy obok siebie próbujac jakoś do siebie dotrzeć. Bezskutecznie. Wydawało się, że jest zupełnie cicho, ale przecież zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy sami. A to. co miało stać się pomiędzy nami przestało być pragnieniem, stało się obowiązkiem, nieomal koniecznością. W końcu po kilku daremnych próbach, powiedział mi, że on nigdy jeszcze. Ja też. I nie wiedziałam, jak mu pomóc. Byłam skrępowana. Przed świtem, odprowadziłam go do furtki. Zapytałam, kiedy się zobaczymy. Powiedział, że zadzwoni. Nie mogę się rozpłakać, bo muszę się zająć dziećmi. Wiedziałam, że część z nich ma przemoczone łóżka. Te, które się moczyły, moczyły się co noc, leżały więc na ceracie wetkniętej pod prześcieradło.Trzeba je było przebrać, zmienić pościel. Pocieszyć? Pewno tak. Nie wiedziałam, czy to te same dzieci, które płaczą w nocy. -
Z Elementarza Falskiego
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na ROMAN_RIOWIL utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Juz dostawałam baty za archaizmy i powiedzonka babci, ale ja to bardzo lubię -
Nawet jeśli się takim tylko bywa
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na WiJa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
To dlatego tak wielu poetów się leczy. Są zbyt pełni. -
Oczy uroczne
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Z tego wniosek, że obawy pani Klotyldy byly słuszne, a przesąd miał swoje racjonalne podstawy. Takie figle płata nieprzemyślany tekst. -
Rozpacz
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
O!!! Bardzo dziękuję -
dolina głodnych
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na wiatrowa panna utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Niezły wiersz bohaterka czyta. W tekście jest tyle szczegółów, że wygląda to na kronikę rodzinną. Chociaż autorka ma taką wyobraźnię, że i szczegóły jej niestraszne. Mnie tylko wątek myśliwych uwiera. Myśliwych bym wystrzelała co do jednego. Cała historia jest współczesna, a jednocześnie archaiczna nieco. -
bezradna
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Jolanta_S. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jolanto. Mam trzy wielkie brytany ktĂłre panicznie bojÄ siÄ kotĂłw dlatego sypiajÄ w innym salonie. Koty sÄ cztery, a sÄ siedzi zbyt daleko nawet dla myszy. -
w podwodnym mieście
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na wiatrowa panna utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Sny mam bardziej prozaiczne, ale to piękny wiersz. -
bezradna
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Jolanta_S. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Któregoś dnia nie wróci. Dlatego ja swojego z domu nie wypuszczam. Myszy się wyniosły. -
Dla mnie w przewrotnych, filozoficznych wierszach WiJi jest zawsze coś zaskakującego, coś co trzeba przemyśleć, ułożyć sobie w mózgownicy.
-
Owce
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
hi hi hi.Co za trafna diagnoza. Opowiadanie z lat tuż po studenckich. Wybierałam się wtedy do łódzkiej filmówki i usiłowałam pisać scenariusze. -
Wietrzyk, wiatr, wicher
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na ROMAN_RIOWIL utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ojojoj panowie. Przecież to ten w tytule jest bohaterem wiersza. A wiersz, jak jego bohater, sprawia przyjemność, bo ciepły i lekki. -
siłą rzeczy
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Jan_Nepomucen utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
A ja zaczynałam czytać kilkakrotnie i za nic nie mogłam doczytać do końca. Przy zdejmowaniu kolejnej warstwy skóry gęsia skórka, a w połowie mniej więcej paraliż percepcji i ani rusz. Nie sądzę, żeby to była moja wina. -
kariatyda
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na adam hoff utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Panie Adamie. Poskręcane palce to choroba reumatyczna, tak zwane rzs i ręce w takim stanie nie mogą być mocne, a już o utrzymaniu igły mowy nie ma. -
happy end
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na A.StronoMka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nawet dzieci w przedszkolu by powiedziały, że im nic do tego. -
Owce
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Owce pasły się spokojnie w dolinie, a starzec chodził zwolna po zboczu i szukał miejsca na legowisko. Wreszcie usiadł. Ziemia była wilgotna, przez całą noc padał deszcz, z żółtych kwiatuszków irku zwisały jeszcze kropelki rosy. Starzec kręcił się niespokojnie. Obmacał dokładnie trawę wokół miejsca na którym usiadł, potem podwinął pod siebie poły szynela i znieruchomiał. Zaczęła ogarniać go senność. Obudził się przejęty chłodem. Podniósł głowę. Owce pasły się niedaleko, deszcz nie padał, szynel jednak przesiąkł wilgocią i stary drżał. Rozejrzał się niepewnie po wzgórzach, po niebie, postawił kołnierz płaszcza, zapiął guziki. W dolinie ktoś się poruszał. To mała Wala Bork. Przyszła ze swoją kozą i teraz łaziła tu i tam zbierając kwiatuszki. Pastuch zawołał - Waaala - ale głos jego ugrzązł schrypnięty i nieswój. Skulił się jeszcze bardziej, wymacał ręką worek za sobą, wyjął z niego kawałek chleba, zaczął jeść, a worek zarzucił na plecy. Wala chodziła po zboczu, wreszcie podeszła blisko i przystanęła patrząc jak stary je. - Nie zimno ci? - zapytał pastuch. - Nie. Tobie zimno? - Uhm. - Siedzisz w płaszczu jak w zimie - zdziwiła się - i jeszcze masz worek na plecach. - To co? - Nic. Nie masz już więcej chleba? - Nie. - Już zjadłeś? Pastuch nie odpowiedział. Popatrzył na nią z ukosa i zanim odwrócił głowę mruknął coś niewyraźnie. Wala kucnęła. Kolana przykryła spódnicą i grzebiąc palcami w piasku nuciła coś monotonnie. Starzec nie słuchał. Patrzył przed siebie, gdzieś w przestrzeń, zapewne na owce. Wali się wydawało, że wyglądał teraz inaczej, dziwnie. Wstała i chciała odejść. Starzec poruszył się gwałtownie, powiedział: - Zaczekaj. - Czego chcesz? Pastuch milczał. Pochylił się bardziej do przodu i dłonią przesuwał po połach płaszcza. Potem poruszył głową i patrząc w bok szepnął: - Chodź tu, ogrzej starego. - Gdzie ? - zapytała. Starzec skrzywił się. - Dam ci coś - powiedział niepewnie. Wala znów przykucnęła. Głowę oparła na dłoni i przechyliła ją na bok. - No? - Co tam mówisz? - Chcesz na cukierki? - Chcę. Starzec patrzył na Walę niepewny, nastroszony szarawą szczeciną. - Chodź tu. Wala zbliżyła się. Stary wyciągnął rękę. Wala krzyknęła, ale umilkła zaraz. Nie opierała się. Potem przez kilka dni padał deszcz. Okryta płachtą poszła na wzgórza, ale starego nie było. Kiedy rozpogodziło się trochę, znalazła go. Siedział tam gdzie zawsze, pod krzewem na zboczu, a z pleców zwisał mu worek. Nie ruszał się. Pewno spał. Wala podeszła cicho i popatrzyła na niego. Starzec siedział skurczony, obrośnięty siwą szczeciną. Nie spał. Nie podniósł jednak głowy, kiedy Wala stanęła przed nim i nie poruszył się. Trąciła go lekko ręką. - Idź precz - powiedział bezdźwięcznie. Troszeczkę się odsunęła i stała z półotwartymi ustami, ale nie odchodziła. Czekała. Pastuch nic więcej nie mówił, patrzył gdzieś tylko poza nią, daleko na wzgórza. Spojrzała tam. Na co on patrzy? Nic tam nie było. Nawet owce się tam nie pasły. - Józef! Starzec nieznacznie się skrzywił i milczał, a więc Wala odeszła zwolna. Dla zabawy wybrała stromy kawałek zbocza. Zsuwała się pochylona, rękami czepiając traw. Po chwili pastuch rozejrzał się ostrożnie i nie zobaczył nikogo. Wstał ociężale, zszedł w dół i usiadł w krzakach, gdzie było zaciszniej. -
Jesienne targowisko
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na Michał_Witold_Danecki utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wszystko prawda, ale rymowanka trywializuje oczywisty dramat. -
Nie taki znów kicz, pomimo że zachód słońca.
-
ku pokrzepieniu
Wanda Szczypiorska odpowiedział(a) na herad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Naprawdę pokrzepił, chociażem kobieta i nic mi się nie prostuje oprócz kręgosłupa. To krzepi ironia i ten lekki, prześmiewczy ton.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 14