M._Krzywak
Użytkownicy-
Postów
11 587 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez M._Krzywak
-
ulotna pamięć
M._Krzywak odpowiedział(a) na Tali Maciej utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
delikatny szlif i rzeczywiście wyszło na lepsze. Bedzie :) Pozdrawiam. -
no wiesz co ???? Maniek, a nie Roman !!! ten tekst nie ma nic wspólnego z Panem Bezetem, żeby nie było. (hhehehehehehehehehhee)
-
http://www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=37015 podobne ? ale to limeryk. a to powyżej - tragedia.
-
a jest tutaj jakis happy end ? kiepskie to. Pozdrawiam.
-
marzenie senne....
M._Krzywak odpowiedział(a) na Jacek_Suchowicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Panie Jacku - Pan mnie w końcu przekona do Swojej poezji i stanę się sentymentalny :) Miłe. Ale to fachowa forma działa cuda. Pozdrawiam. -
a ten "dziki" lokator to mi się kojarzy z ... :) a wiersz na nie. To debiut, zatem autorka wiedziała, co czyni, zatem nie uzasadniam nawet. nie. Pozdrawiam.
-
Panie Fei - bez kadzenia - TAK Pozdrawiam.
-
w nadmiarze zagniewani
M._Krzywak odpowiedział(a) na stanislawa zak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tak z rezerwą podchodzę do tego - tysiące zimnych aniołów i ich dusze - hm... Pozdrawiam. -
Pan Retardo – autokrata stołu obiadowego
M._Krzywak odpowiedział(a) na jasiu zły utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jasiu - dzięki, zanim wejde w gniotowisko, będe pamiętał ten tekst. uśmiech plus lekkosc pióra - tak. -
Uśmiechnięty, plan jest taki na śniadanie nagie flaki zaraz włączy komputerek pierwszy krok inter-numerek rączki swe odkleja dumnie „będą durnie u mnie w trumnie”.
-
Może to już tak zostanie. Pomyślał i urodził się, zderzenie pustki z pełnią, co w wyniku daje zagęszczenie oddechów. Jakiż to niewyczerpalny zasób początku, ta pustka. Ma ochotę wzbić się do góry, rozpostrzeć skrzydła, ale boi się popełnić błędu Ikara, który uwierzył, że może latać. O, święta naiwności, patronko młodości, miłości i śmierci, a także radości i gniewu. Stoi na tym podwórku, na którym niegdyś fruwały kamienie, a dzieci to były jeszcze dzieci, mimo tego, iż dorośli konsekwentnie zamieniali ich strukturę. Czujne oczy demiurgów ich ciał czujnie śledziły ich ruchy. Kontrolowały, by przyduszane winniczki w żabkach od firanek poszły do nieba. Na jakimś tam podwórku stał chłopiec, z opuszczoną głową, znudzony jak to zawiesiste letnie, lipcowe południe, kiedy czas praży jak słońce, przygniatając opuszczoną głowę ciężką substancją smutku i przygnębienia. Zadziwiające. Tłuste i leniwe muchy wolno kąpały się w zastygłym powietrzu, czasem ocierały się o jego twarz, spijając jego myśli, pot i stygnące uderzenia serca. Ogromny i stary szczur przetoczył swe stare, chore i ropiejące cielsko przez środek parującego betonu. Ta już gnijąca, choć żywa jeszcze masa toczyła się z jakąś nadzieją dojścia. Gdyby rzucić w niego, zapewne zapłakałby jeszcze, ba, nawet spróbował uciec. A po co ? Zaiste, dziwna ta potęga życia. Albo ten strach bólu, i ten gorszy, oczekiwania na niego. Chłopiec jednak ma w sobie coś innego. Dla niego strach to ta starcza twarz, która tkwi w tej ciemności, tam, w tej luce południowej jasności. Ta starcza dłoń wysuwająca się do jego twarzy, przymglone, szczurze oczy pokryte bielmem jakiejś nieopanowanej trwogi, z czymś, co wiele wie, a mimo wszystko jeszcze istnieje ? Teraz ta kamienica śpi, to jest szansa dla niego, może odrzucić kamuflaż, złapać za rękę i zanim się wszystko zbudzi krzykiem, zabrać go w paniczną podróż. Kiedyś przystawili mu twarz do ściany i nacisnęli spust. Ale zmiażdżył w sobie to wspomnienie, przecież wstał potem, taka uparta konsekwencja przeżycia, by starać się zapomnieć w otoczeniu kłębiących się wokół mar. Czy miał tyle lat wtedy, co ten wyraźnie zmęczony dniem chłopczyna ? Przeniesie go w zieleń soczystą i pachnącą, gdzie pastereczki nucą nadzieje na jutro, gdzie rosną soczyste owoce na drzewach, gdzie jeszcze zwodzą o tym szczęściu, plączą się nimfy nad strumieniem, a syty faun chrapie smacznie pod drzewem. Czy udać, że go nie zauważa ? Stoi dalej i patrzy, a on dalej widzi, tą monotonię niezdecydowania w epicentrum, a on ma jeszcze siłę rozerwać to, obalić tą szpetotę rzeczywistości, wysunąć szybko język, rozdwojony przez kłamstwa i obietnice, palce lepkie od cukierków, chwycić i pomknąć przez świetlisty tunel. Pękła struna. Starzec uśmiechnął się bezbronnie. Kolejny pech. Za gorąco dzisiaj, za biednie tutaj, by wygrać choć na chleb. Przeżył on wojnę i pokój i został sam, może dlatego, że to się za długo już ciągnie ? Uwierzył kiedyś w coś, co się okazało niegodne wiary, wtedy nie bał się jeszcze Boga, , poznał znaczenie słowa „Blutbewusstsein”. Ale to było tak dawno, jakieś przeszłe szaleństwo, które stało się teraz obce, na wzór okrutnej baśni, o smoku pożerających czyste i pachnące dziewice, który nadział się na gorycz trucizny. To przez to musi teraz błagać, a wtedy zdarzało się, że błagano jego, po czym i on musiał błagać w imię odwrotnych, a w gruncie rzeczy tych samych spraw. Starzec spojrzał w zawiesiste niebo, to pokuta, może nawet pokuta historii, która tak często zapomina o konsekwencjach, zapisując żywych jeszcze kreatorów w powielane kartki, znienawidzone zresztą przez młodość. Nie ma siły naciągnąć tego kawałka srebrzystego metalu, dźwięk będzie uboższy, piskliwy. Obserwuje ogromnego, starego szczura, zgniłego już za życia, jak wtacza się przez bramę i znika w jej czeluściach. Odwraca wzrok, nich idzie, on teraz czuje głód, normalny, biologiczny głód szarpie go od środka, a do tego ten war spływający z niebios, istny potop, zapowiedź klęski. Dlaczego diabeł nie przychodzi po niego, przecież wyraźnie czuje jego obecność, a może wypływa ona z niego. Przecież mu nie wybaczono, poskakano tylko po żołądku, może próbowali rozstrzelać, ale żyje, żyj, powiedział Pan, amore, more, ore, re iunguntur amicitiae. Czas wpełznąć w tą norę i zdechnąć, stary człowieku, oprzeć głowę o spękany mur i poczekać. Jeden wiek, drugi, trzeci, o ile karą nie jest nieśmiertelność. Wtedy trzeba będzie poprosić o siłę, zamknąć ten zielony raj, pełen drzew i owoców, chociażby soczystych brzoskwiń, które tak uwielbiał, nie jabłek, tych nie znosił, drażniły go jakąś powtarzalnością. Tylko uderzyć, poczuć to chrupnięcie, ale on sam nie potrafi. Próbował tyle razy i ciągle się odradzał, nie ujrzał żadnego anioła, nikt nie zasypał go w chłodnej i miłej czeluści ziemi. „Wiesz, chłopcze, ja nie miałem czasu, by stać. Teraz ty zamknij oczy, serce podchodzi do gardła, ale to minie. Ja będę nareszcie wolny, zapomnę że młodość rzeczywiście jest głupia, tak łatwo można ją oszukać. O naiwny, przecież tego wszystkiego nie ma, w końcu to jest albo sztuczne, albo prawdziwe, tylko że ta scena jest taka uboga, dwoje aktorów, a potencjalni widzowie straciwszy czujność przysnęli. Wiesz, chłopcze, ja, ja miałem odbudować to wszystko, przecież w to właśnie wierzyłem, jako lekarz, wiedziałem, kiedy się umiera i kiedy umrą , to była taka typowa praca, gumowe rury i nerki, skrzypiące oddechy, ofiary, jak ja czy ty nawet, tylko że ja jestem tą winną, bo tak właśnie wyszło. Popatrz na mnie, tak wygląda zapomnienie, wina i kara. Zaśpiewałbym ci, ale właśnie pękła mi struna, a ja nie mam już siły, by ją naciągnąć. Jesteś stary, czy staro wyglądasz? Czy trwanie tak właśnie męczy? Chyba bardziej obietnice, a jeszcze bardziej wiosna, a szczególnie ta pora przed. Szli taką ciemną alejką, tylko po to, żeby się coś zdarzyło. Aleja Gombrowicza. Tak między ludźmi, biegną, przechodzą, kłamią, ściskają się na zielonych ławkach nadziei, taka czysta niewinność bez liturgicznych szat dojrzewania. Starzec mógł tu być kilkaset lat wcześniej, czytając księgę „dużego świata” o wszechświecie paralelnym wobec „małego świata”, czyli człowieka. Albo mógł po prostu biegać i kraść brzoskwinie, bo jabłek po prostu nie lubił. Zanim nie odbiorą pychy zdobywcy, a kolorowe słowa nie zamienią się w ociekające brudem czyny. Kiedyś to miasto było młode i piękne, ale zaczęło chorować i coś z niego cieknie. Może to stało się wtedy, gdy zaczęli klęczeć pod ścianami. pewnie i tutaj, Ale nie chce tego pamiętać. Bo wtedy Matka Ziemia zbyt nachalnie całowała ich usta, a ich inne matki zbyt nachalnie płakały, szarpiąc łono odwiecznej rodzicielki. On był wtedy koniecznością, siłą śmiejącą się bogu w twarz, on, sierota, wychowana i ukształtowana, a później nawet wykształcona. A ci, co rzucają mu grosze, może to ich ojcowie trzymali lufę w zębach, by przekonać się, że ich wiara jest zwyczajnie słabsza Ale to nie o tym, nie teraz. Otoczenie zamarło, nie oddycha, owady zasnęły w powietrzu. w tym mroku coś jednak siedzi, przywarło do niego, pulsuję. Chłopiec chce wracać do mieszkania, tam czuje się mimo wszystko bezpieczny. Ten mrok jest obcy. A jeżeli tam mieszka ten straszny Władca Much, lśniąco – fioletowy i tłusty. I teraz zaczyna się ruch, zmiana perspektywy. Szedł w jego kierunku biedny, żałosny żebrak. Dałby mu bułkę, ale nie ma. Przecież dziś rano karmił ptaki, czuł, jak napełnia te pierzaste istoty energią, zanim pochowają się przed strugą gorącego żalu. Nie boi się tych zwiędłych palców, czarnych, połamanych zębów, czerwieni spalonej twarzy i tak jakoś żarzących się oczu. Do jego mamy przychodzili tacy czyści, lśniący wręcz panowie, co wieczór, mama promieniała, uśmiechnięta wkładała kwiaty do wazonów, częstowała go pomadkami, a później... Nie, tego później już nie ma, to znika, rzeczywistość też ma swoje granice. Kiedyś na parapecie usiadł biały człowiek i powiedział że to kiedyś minie ( skrawki papieru. Dowód szaleństwa. Czynny gniew i poczucie braku przeciwdziałania. Litery zaczęły spadać tworząc litanie ). Starzec zatrzymał się, blisko. Chodź, dotknę cię, naznaczę samym sobą, ty zniszczysz mój grzech. Ty wkręcisz tą strunę, która pękła, bo i ona odmawia przeżycia. Nawet martwa ona ( nie idź tam, zostań tutaj, poczekaj na wieczność, nie odbieraj mej modlitwy, sprzątaczki wycierały krew szmatami, te stare już Erynie, na swych żylastych nogach, wieczorem, a jutro będą gotować kapustę i ziemniaki, zaświadczą, że jest już czysto, choć to było obrzydliwe). Ty będziesz Demonem po mym zgonie, pójdziemy tam razem, ja, mistrz ze wschodniej bajki, idę z piekieł Ukrainy, a ty będziesz zemstą, która wchłonie się we mnie, dam ci Królestwo tego świata, obietnice i obrazy i długą, mozolną drogę do doskonałości. Tyś to pachole w korowodzie masek, tyś wężem nagim i lubieżnym i tyś pustą grozą dnia jutrzejszego ( ty, starcze, jutro znajdziesz inne podwórko, chociaż zostałeś wycięty i zamalowany. Jutra ta struna się zrośnie i brzęknie na górze Synaj, jak wtedy. My upadniemy). A teraz chodź, chodź do mnie i pozwól mi już odejść...
-
o słowach
M._Krzywak odpowiedział(a) na Stefan_Rewiński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Cóż, Stefanie, zastanawiam się na ile świadomie otarłeś się tu o Prawdę. To, co tu tworzysz, można oceniać (wysoko bądź nisko) nie tyle w kategoriach intelektualnych czy wyobrażeniowych, co wewnętrznych, emocjonalnych, (także uczuciowych). Niezależnie od moich ocen sądzę, że takie pisanie zmienia autora: perspektywę, postrzeganie, rozumienie i sposób odczuwania siebie i świata. A Ty, dzie wuszko, to mnie wkurzyłaś! :;-) A po czym poznajesz klasę Z? Zdolności lingwistyczne, zgrabne ślizganie się po emocjach i sprawach z telenoweli rodem, znajomość zasad i perfekcja w stosowaniu ich - to jeszcze nie całkiem to. Znajomość świata, wyobraźnia, intuicja, zdolność sięgania w głąb, biegłość w posługiwaniu się symbolami – to czyni Mistrza (to nie o tobie, Stefan, sorry :-))))) I pozdrawiam, oczywiście :-) Fanaberka a skąd takie marsjańskie poglądy ??? Znajomośc świata ? To już z założenia niemożliwe. Wyobraźnia, no tak, Słowacki, intuicja - Bergson, lingwistyka - Białoszewski, emocje negatywne ? a zdolnośc sięgania w głąb - to trzeba byc górnikiem, biegłość w posługiwaniu się symbolami - a tego to sam nie kumam,heheheh -
wonna ulotność
M._Krzywak odpowiedział(a) na Veronique Sijka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nikną gdzieś słowa ulotne, konwalii zapachem uśpione I bez zapachu burzy w ciemnym modrzewiowym lesie. O, to by była fajna miniaturka. Po co ta chłopina w środku, to jest nudne i nieciekawe. Mogło byc tak, jest nie. Pozdrawiam. -
maniera rodem Micińskiego, hehe. brakuje jednak tej ekspresji - tekst ciąży, staje się za długi (chociaż mr M. miał o wiele dłuższe, hehe) temat jest ciężki i nie udało sie wyjśc obronną ręką z niego - może pzrez nacisk na to Ty i Ja, chyba tak. Pozdrawiam.
-
Po co klatki mają szerokie horyzonty
M._Krzywak odpowiedział(a) na Tomasz_Biela utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tomku, bo jak się wyrobi własny styl, to juz amen - albo lubią, albo nie lubią :) ale to dobry tekst, zresztą to nie dziwi. Tak. Pozdrawiam. -
Nieoczekiwana zmiana miejsc
M._Krzywak odpowiedział(a) na Anna Maria K. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
a ja wyczuwam obecnośc pewnego poety... (co to bracia mur rozwalali - hehe). ale nieważne. bo ten wiersz jest napisany tak, że zatrzymuje uwagę, wręcz zmusza, by się nad nim zastanowic. są pewne błędy-jak:"smak parowania", ale nie mam ochoty grzebac teraz w tym paluchami. Na pewno ponad przeciętną. Na tak. Pozdrawiam. -
Synowie Grabarza
M._Krzywak odpowiedział(a) na Noe-Gd utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
na pewno ????? -
Synowie Grabarza
M._Krzywak odpowiedział(a) na Noe-Gd utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
a ja mam wrażenie, że nie. Stanisławo - kto tą sa "chrześcijenie pierwsi" ? A wiersz to porządna robota. Tylko Ci Aniołowie na koniach - skąd ten pomysł ? Ale na tak. Pozdrawiam. -
ślepe lustra
M._Krzywak odpowiedział(a) na Etiuda G-Dur utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
a szczególnie ten wers dobrze się czyta: zagubinoe mapy ale plus za wrażliwośc :) Pozdrawiam. -
a Pan czyta jakies inne poezje oprócz własnej ? Chyba nie, a warto. tekst (bo nie wiersz) - beznadziejny. Pozdrawiam.
-
e tam, o chłopie znowu... Puenta ładna, ale treśc odstrasza. co mi po nim, czy wróci z pracy, czy nie wróci ? Nie. pozdrawiam.
-
a myslisz, że z czego spisałem odpowiedź :)
-
ja pisalem o merytoryce, a nie tematyce. do tematyki nic nie mam. w zasadzie kazda jest dobra, chociaz oczywiscie kazdy ma jakies sympatie. a merytoryka nie dotyczy istotnej treści danej przedmiotu ? Merytoryczny - z łac. "treściowy" czyli chodzi o treśc, bo merytoryka różni sie od strony formalnej - dobrze ja to pojmuje ?
-
o słowach
M._Krzywak odpowiedział(a) na Stefan_Rewiński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
juz tłumaczę - brakuje mu parę rzeczy. M. in. powtarza sie dwa razy "słowa", to jest takie podejrzane: stoję nad swoimi słowami to krztynke nieodkrywcze: szukam przyczyn i skutków równowagi to znowuż trywialne: powiedziane znika jak światło świecy a to takie se: pędzą bumerangiem Przynajmniej takie odnoszę wrażenie - a nuż się mylę:) Stoję "nad słowami" a potem ( w domyśle) słowo "znika jak światło świecy". O. -
Mój całkiem nowy syn
M._Krzywak odpowiedział(a) na Gosia Zamorska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
to ten syn nie ma ciała ??? do lekarza szybciutko !!!