gdy krople z wolna popłynęły
po smukłych łydkach, jak deszcz nocą
na szybach (lub zerwane perły
ze sznura), kształty ciała złocąc
i krążąc wokół oczu elips,
gdy ona spuszcza wzrok prosząco,
to serce biło, oddech spieszył,
jak stado dzikich gęsi lecąc
do domu, brzmiały wciąż wydechy
uczuć gdzieś z głębi, drgały świecą
tak chce miłości, za nią węszy,
dotyki tylko wstyd kaleczą
i już po wszystkim, nie ma dla niej
lata, gorąca ani deszczów
jest tylko błoto na dywanie