Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

rumianek

Użytkownicy
  • Postów

    184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rumianek

  1. Noc pierwsza Moja ulica. Znajome bloki, sklepy mięsne, warzywniaki, znajome twarze szczerzą się z witryn zapraszając uśmiechem „wejdź”. Idę, bo cóż innego można robić na ulicy. Idę a chłodny wiatr przemarza mnie na wskroś. Chłodzi stopy, łydki, kolana, uda, brzuch…. Ciężka kołdra co chwila odsłania nagie ciało, na którym spoczywa. Idę depcząc wstyd, udając, że nie wiem o swojej nagości. Ludzie odwracają się do mnie, wykrzywiają w karykaturalnych uśmiechach, które bardziej przypominają grymas drwiny. Dom. Nie wiedziałam, że można się tak cieszyć na widok starej kamienicy, z której farba odpada płatami brudząc i tak już szary i zbrukany chodnik. Biegnę. W domu czeka mnie ratunek, szafa pełna ubrań. Koniec wstydu, koniec upokorzenia, koniec nagości! Schody. Schody pełne szczegółów, szczelin, drobin piasku przyniesionego z podwórka. Czuję wszystko, bo stopy mam gołe. Wbiegam maltretując poręcz, która krzyczy pod uściskiem mojej dłoni. Drzwi. Znajome drzwi w kolorze ciemnej zieleni i gałka, za którą zwykli szarpać goście. Teraz ja szarpię. Zamknięte. Wrzask uwiązł mi w gardle, pięść zastygła jakby zapominając, że miała walić w drewno aż pęknie i umożliwi mi wejście. Zamknięte. Obudziłam się. To był jeden z tych snów, po których ciężko jest dojść do siebie. Leżałam wpatrując się w okno, za którym gwiazdy malowały wzory na brunatnym niebie. Nie zasnę już tej nocy. Noc druga Znajome kąty. Pokój, w którym siedzę z rodzicami i oglądam telewizję. Leci jakaś sensacja. W tej chwili w kuchni siedzi matka z córką, a tuż za rogiem szykuje się do ataku jej syn. Trzyma w dłoni nóż – główna postać, seryjny morderca, kolejna szmira, która miała udawać świetny film. Muzyka zaczyna zdradzać napięcie grajków, którzy nie mogą już spokojnie dotykać instrumentów, drżąc z emocji i przestrachu. Błysk. Kuchnia, jakby znajoma. Siedzę na blacie szturchając stopą szafkę. Obok dwie obce kobiety. Wiem, że jedna z nich to moja siostra, a druga to matka. I wiem, bo przecież właśnie widziałam to z innej perspektywy, że za drzwiami czai się mój brat, którego tak naprawdę nie znam. I wiem, że zaraz mnie zabije. Czuję podniecenie pomieszane ze strachem. Myśli galopują mi szaleńczo. Rozglądam się dookoła. Jedne drzwi, brak okna – koniec. Atak. Zaskoczył mnie choć wiedziałam o niebezpieczeństwie. Szamotanina. Krew. Krzyki. A w środku ja. Kucam uchylając się przed ręką brata. Na kolanach czołgam się do drzwi. Zostawiam za sobą krzyki mordowanych kobiet i wbiegam do pokoju, który wydaje mi się dziwnie znajomy, chociaż stoją w nim obce meble, a na ścianach zwisają żałosne tapety w tandetne wzorki. Zamykam drzwi, które skrzypią przerażone, jakby były mimowolnymi świadkami masakry, która zaraz rozegra się w tym pokoju. Balkon. Znajomy balkon. Z tą tylko różnicą, że na moim kwitły pelargonie. Krzyczę. Ludzie idą dalej głusi na moje wołania. Odwracam się i widzę, że drzwi jęczą próbując odeprzeć ataki silnych dłoni brata, który oszalały wali w nie i próbuje wejść by dopełnić dzieła. Krzyczę. W końcu mój krzyk dociera do jednego z przechodniów. Pomoc. Nareszcie. Błysk. Siedzę w pokoju. W tym samym, w którym przed laty próbował zabić mnie brat. Minęło sporo czasu. Siedział w więzieniu za zabicie siostry i matki. Wiem to chociaż nie mam pojęcia skąd. Jakbym nagle dostała cudze wspomnienia. Pokój ten sam, ale zmieniłam go. Nie ma w środku mebli, nie ma drzwi. Musiałam się przecież zabezpieczyć, bo on zaraz tu przyjdzie, skończyła się jego kara i wróci by dokończyć dzieła. Wiem to. Do pokoju wchodzi się przez klapę w podłodze, która teraz została solidnie zabezpieczona. Nie wejdzie tędy nikt. Nikt też stąd nie wyjdzie. Siedzę na podłodze i czuję narastające napięcie. To teraz, już, w ty memencie. On tu jest, czuję jego obecność, czuję jego chęć mordu. Balkon… ten znajomy, bez pelargonii. Balkon. Odwracam się. Zapomniałam o balkonie. Stoi tam. Widzę, jak odsłania czerwone dziąsła w grymasie, którego nie jestem w stanie opisać. Wiem, że stąd nie wyjdę, wiem, że umrę. Mój bezpieczny pokój stał się moją pułapką Obudziłam się. Dyszę. Boję się ciemności, która chowa zjawy z dziecięcych lat. Moje bezpieczne łóżko, w którym już nie zasnę tej nocy. Noc trzecia Moja ulica. Wszystko jest takie niebieskie. Widzę świat przez niebieskie okulary. Ludzie i znajome miejsca toną w różnych odcieniach błękitu. Jest cicho, strasznie cicho. Jakbym oglądała niemy film. Przechodnie poruszają ustami, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. W tym dziwnym świecie nie ma powietrza. Żaby oddychać ludzie połykają tabletki, które dostarczają im tlen. Tylko na godzinę. Właśnie idę do sprzedawcy po kolejną porcję, bo moja kieszeń skrywa ostatnią tabletkę. Zaraz zacznę się dusić i będę musiała ją połknąć by iść dalej. Brama. W bramie leży kobieta. Starsza pani ubrana w niebieski prochowiec. Granatowy berecik skrywa jasno-błękitne włosy. Dusi się, nie ma tlenu. Oddaję jej mój, bo nie mogę dopuścić by umarła. Połyka go łapczywie i wybiega z bramy. Siadam. I tak nie dojdę do sprzedawcy. Zaczynam się dusić. Dławi mnie brak powietrza i bezsilność. Umieram. Noc czwarta Okno. Stare drewniane okno obdarte z farby. Kiedyś było pomalowane na biało, ale teraz biel jedynie prześwituje przez szare, zmurszałe drewno. Stoję w oknie i przyglądam się światu, który kryje się za nim. Czuję, że za plecami stoi drewniana szafka, na której porozrzucane książki ostatkiem sił trzymają się by nie spaść na podłogę. Za szafką stoi moja matka. Skupiam się na oknie. Dom zaczyna się poruszać. Zachód słońca. Wodospad. Ruchliwa ulica. Obrazy przeskakują co chwila ukazując jeszcze piękniejsze skrawki świata. Muszę je uchwycić. Muszę! Aparat. Dajcie mi aparat, bo nikt mi nie uwierzy co widziałam. Matka. Podaj mi aparat mamo! Właśnie widzę piękne krajobrazy i musze je utrwalić na tej kliszy. Matka siłuje się z paskiem, który na dobre zaczepił się o szafkę. Nie zdążyła podać mi go na czas. Zrobię więc inne zdjęcie. Teraz widzę krajobraz z góry. Jakbym leciała samolotem. Celuję aparatem w te cuda i tracę ostrość. Morduję obiektyw, żeby szybko złapał ją z powrotem, bo wiem, że zaraz obraz się zmieni. Nie zdążyłam. Teraz się uda. Las. Nigdy nie widziałam tak pięknego lasu. Podnoszę aparat i czuję szarpnięcie. Matka krzyczy, że szkoda zdjęć, żebym poczekała na piękniejszy obraz. Próbuję usztywnić rękę by jej szarpnięcia nie rzucały aparatem, który zaraz wypadnie mi z dłoni. Zmiana obrazu. Znowu nie zdążyłam. Morze o wschodzie słońca. Na różowo-granatowym niebie walczą z blaskiem słońca blednące gwiazdy. Teraz zrobię zdjęcie. Na pewno zrobię! Mierzę i już mam naciskać magiczny przycisk, kiedy aparat wydaje z siebie ciche jęknięcie i gaśnie. Wysiadły baterie. To koniec. Nie zrobię już żadnego zdjęcia. Nikt nie zobaczy tych obrazów, które mnie zachwycają i wzruszają do łez swoim pięknem. Obudziłam się. Zdyszana usiadłam na łóżku. Kosmate prześcieradło pod dłońmi zaczęło mnie uspokajać. Wpatrywałam się w ciemność czując, jak piękne obrazy zamazują się by rano zniknąć na dobre.
  2. :-) Ciekawy fragment. Wiem, że biedna Dilady nie żyje, ale i tak śmiałam się czytając :-)
  3. To powinien być początek powieści. Wciągnął mnie. Mam nadzieję, że na tym kawałku nie poprzestaniesz i dopiszesz ciąg dalszy.
  4. bardzo mi się podobało. Delikatne, ulotne, niesamowite.
  5. Dzięki za komentarze. Mam tylko pytanie do witolda: co konkretnie Ci się nie podobało? Jestem tutaj, żeby sie podszkolić i czegoś nauczyć, więc napisz mi proszę precyzyjnie co jest nie tak, bo twierdzenie "troszki za pokręcone" nie za bardzo jest dla mnie zrozumiałe.
  6. Dziękuję za komentarz. W zasadzie pierwotnie zamiast przecinka był myślnik i chyba lepiej by pasował. Niemniej jednak Twoja uwaga jest dobra i konstruktywna. Dlatego dziękuję :-)
  7. Błądziłam za Twoim cieniem, lecz słońce okazało się kłamcą i również cień był złudzeniem. Stałam po środku pustej drogi, bez celu. Moja podróż okazała się cierpieniem, a samotność stała się rozkoszą godną mych ust. Wtedy podszedłeś i wskazałeś mi dal. Słowa, które wtedy powiedziałeś... Słowa, których zabrakło... Zrozumiałam. Mój sens nie istniał, moje marzenia to iluzja, moje życie to fałsz. Ja umarłam. Wtedy zaznałam spokoju i droga też się znalazła. Wiedzie ona przez noc...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...