Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Confiteor

Użytkownicy
  • Postów

    386
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Confiteor

  1. ja wiem co to za krzyk. to moja reakcja na twój wiersz. wrzeszczę, rękamki macham, uciekam. już mnie nie ma. pozdr.
  2. jacy byliśmy prości zbyt nieskomplikowani bez uwikłania w te dni słowne zwyczajnie jak reszta nic dodać nic pojąć tylko się podpatrywać z czyjejś strony wszystko przejrzyście musiałem wyjść na chwilę żeby posłuchać myśli co mi się inaczej znajdują gdy nie ma gwaru i usłyszałem świerszczenie neonówki albo też krople łez wytłoczonych rynną w malutką szczelinę odprowadzającą zachmurzenia mżawki i błyskawice przyniebne nawet nie wiesz jak można się odkryć i docenić że bycie szczęśliwym nie musi być czymś
  3. kto powie matce że syn umiera w szpitalu brakuje słów i łóżek bo niby dla kogo kto chce się obwiniać niech rzuci pierwszy słowem nikogo nie zniszczysz tylko się zaplujesz kto nie widzi celu niech się przestraszy Boga naprawdę można dotknąć tylko czystymi rękami
  4. strasznie infantylnie brzmi ten wiersz pomysł naiwny i takież samo wykonanie dla mnie na nie . pozdr.
  5. no, mi też się podoba puenta pozdr.
  6. a to mnie pan szanownie zerżnął panie Rybaku i to zerżnął mnie pan niekonkretnie ale przynajmniej szanownie dziękuję za tę spłuczkę pozdr
  7. rodzę się gdy patrzysz i umieram każdym następnym oczekiwaniem między wszystkim uczę się że nie można liczyć na innych raczej samemu określić cel i mierzyć się z huraganem ale tym wszystkim oglądasz i nie widzisz że jest coś obok bo przecież staram się rozkładać na różne pierwiastki patrzenia a wtedy chyba znaczę więcej nie chodzi o dobre światło czy w klatce po klatce kąt padania ciała do trumny ale o życie które można zakleić pod folią chciałbym pamiętać że bywałem mało konkretny lubiłem dłużej niż krócej stać przed lustrem i poprawiać chęci natchnienia przyczyny pamiętać pierwszy kopniak w dupę i wojnę na scyzoryki albo bezbronnie tylko z wyszczerbionym sumieniem dlatego coraz częściej myślę że pewne rzeczy mogłyby już zniknąć gdyby ich wcześniej nie sfotografowano
  8. wiersz do dupy ale kogo niby nie ma? proszę mi się tu wytłumaczyć smoku jeden! bogów nie ma, boga nie ma, nieistnieją poprostu, są wytworem ludzkiej wyobraźni i na potrzeby manipulacji ludem. to cie zdrowo popiepszyło jeśli uważasz że Bóg jest wytworem wyobraźni no tylko współczuje po prostu chyba nic sie więcej nie da zrobić pozdr.
  9. wiersz do dupy ale kogo niby nie ma? proszę mi się tu wytłumaczyć smoku jeden!
  10. gdy go usłyszysz chciałbym wiedzieć jak ci się czytało moją samotność bo wtedy może się okazać że jednak będę smakował inaczej gdy uwierzysz w obietnicę skrępowaną łagodnością czy raczej optymalnym wyczerpaniem pomysłów sterta przecież dla ciebie zbędna w moim milczeniu przyda się dla lepszej filtracji rzeczywistości gdyby się jednak okazało że wszystko raczej do wymięcia i pod spłuczkę to chociaż spuszczając wodę daj znać że płynę w dialogu do rynsztoku
  11. wiersz z puentą idealną. prawdziwie dotyka. pozdr.
  12. ale może to jest neologizm
  13. piękny wiersz :) dzięki, staram się dorównać wam kunsztem i perfekcją. to dopiero pierwsze próby więc bądźcie wyrozumiali. pozdr.
  14. niebanalnym staje się fakt że niektórym się popiepszyło i organizują "Spotkania z banałem" w Z. przeniosłem się tutaj bo myślałem że uwolnię się od takich tworów a okazało się że ci sami autorzy komentują i wystawiają zarówno na Z. jak i P. Lechu! Oczywiście że to nie zabronione tworzyć takie bezczelne gnioty ale jest na nie miejsce gdzie indziej: dział P., szuflada, kosz na śmieci... Pieście! Powyższy twór jest oczywiście dopracowany na wysoki połysk. Podobnie jak większość twoich wierszy ale nic poza tym z tego nie wynika. Pieprzyć archaizmy!!! Benku M! Jeśli liczba odwiedzić ma być papirkiem lakmusowym wiersza to poziom tego forum niedługo sięgnie współczesnej poetki Dody Elektrody. pozdrawiam wszystkich ślepych, którzy widzą w powyższym tekście coś wartościowego a także tych, którzy mają w sobie jeszcze trochę odwagi żeby stanąć w obronie Z.
  15. jesteś bezsensem grzechem zaprzeczeniem pozdr.
  16. Stąd brak mozliwości porozumienia skoro posługujemy się innym językiem i innym znaczeniem słów. spłonić dk VIa, ~nię, ~nisz, spłoń, ~nił, ~niony daw. dziś tylko w imiesł. biernym, książk. «oblać, pokryć rumieńcem» Twarz spłoniona od wstydu. spłonić się książk. «oblać się rumieńcem, zaczerwienić się, zarumienić się» Spłonić się z radości, ze wstydu. Co do inwersji, to nie znalazłem w literaturze zakazu ich stosowania, a wręcz przeciwnie, są one opisanym środkiem stylistycznym w poezji. :) twój język jest archaiczny a inwersje potwierdzają właśnie takie przestarzałe podejście do pisania. pozdr.
  17. Nie ja wymyśliłem zasady interpunkcji i rozdzielenie przecinakmi zdń współrzędnych. Co do patosu, to chyba zbyt często padają w opiniach pod wierszami takie zarzuty. Jak słownik języka polskiego tłumaczy słowo patos? patos m IV, D. -u, Ms. ~sie, blm 1. «nastrój powagi, którym są nacechowane rzeczy wielkie, mające historyczne znaczenie; podniosłość, wzniosłość» Patos pożegnania, walki. 2. «ton, styl, sposób mówienia lub pisania podniosły, pełen powagi; sztuczny sposób wysławiania się, używanie słów, wyrażeń górnolotnych, pełnych przesady» Patos przemówienia, słów, utworu. Poetycki, szlachetny, wzniosły, sztuczny, fałszywy patos. Patos poezji romantycznej. Czytać, mówić, deklamować, wygłaszać coś z patosem. Wpadać w patos. Czy tu mamy z tym do czynienia? - jeśli przyjmiemy, ze wyraża się on w podniosłości chwili spełnienia, to zapewne tak, a jesli ktoś opowie o tym bez patosu, to albo nie przeżył nic wielkiego, albo nie potrafi wyrazić piękna które przeżył. Jeśli jednak zarzut niesie podtekst sztucznego sposobu wysławiania się i pełnego przesady, to będę protestował. Czy nie "te forum", to nie wypowiem się, gdyż każda moja opinia bedzie zbyt subiektywna. Pozdrawiam Leszek nadal nie wiem co to jest "spłoniony" patos bo górnolotnie, pewnie przez te inwersje
  18. co to jest "spłoniony"? nagromadzenie interpunkcji jest jak dla mnie zbędne (ostatnia strofa) ogólnie cały wiersz brzmi słabo patetycznie. no po prostu nie te forum chyba. pozdr.
  19. wiersz momentami wydaje się przegadany no a już sama końcówka brzmi strasznie banalnie. wyobraź sobie że gwoździe wbijane w Boga-człowieka mogą nastrajać pozytywnie. pozdr.
  20. to chyba najgorszy twór jaki czytałem na tym forum. no sory za bezpośredniość ale tu nie ma co czytać i interpretować. pozdr.
  21. zapraszam do środka układamy się wygodnie z klapkami na oczach i duszą na ramieniu kanapy śledzimy rytm zakładamy rozwiązania pierwsze i następne wstrząsy albo zatrzaski reakcyjne żeby uchwycić finał kolejno zaczątek napięcie zamknięcie pytań dla waszej satysfakcji zdaje się że można pisać i wymagać odpowiedzi
  22. dzieki za komentarze. wszystkie postaram się przeanalizować i na pewno skorzystam z cennych rad. pozdr.
  23. Proszę Pana, tu nie chodzi o krytykę krytyki, tylko o wiersz. Cokolwiek Pan powie - zdania nie zmieniam. Szkoda gadania. pzdr. b w sumie mi też szkoda ale dodam: ja z tych co raczej przeciw niż za wyżej zamieszczonym tworem. pozdr.
  24. o takie podejście właśnie mi chodziło pozdr.
  25. Był kiedyś dom. Duży, okna miał i drzwi. Parował na słońcu. Otwarty na świat. W tym domu mieszkali ludzie a później inni ludzie i jeszcze inni, aż w końcu zamieszkał tam tylko jeden. Stary czy młody - bez znaczenia. Po prostu mieszkał. Czekał na następnych. Drzwi otwierał, zamykał i okna tak samo. Czasami ktoś mu pomagał. Przychodziła sprzątać, śmieci, prasować, dywany, wychodzić na spacer. Patrzyła na niego i też chciała z nim ale on jej płacił, więc wychodziła, bo nie chciała, żeby to było za coś. Więc on znowu drzwi zamykał i okna i czekał. Zdarzyło się, że zostawiał się na parę chwil, dłużej nawet, żeby odpocząć. Kładł wtedy siebie do fotelu a sam zamykał drzwi po drugiej stronie. Kupował ziemniaki, pomidory, owoce, papierosy na straganie, piwo w ogródku i pani spod parasola, zza lady: uśmiech za cztery pięćdziesiąt. Wracając dziwił się czasami, bo trudno było poznać łachudrę. Oglądali razem telewizor ale kiedy towarzystwo się rozespało, to następnego ranka czuć było niedosyt. Patrzył na siebie, tego, któy już wrócił i było mu wstyd, że okna otwarte. Zamykał je jak najszybciej a drzwi zaryglowane. Przez kilka dni nikogo nie dopuszczał. Ona dzwoniła czasami do niego. Nie otwierał, na policję. Jak przyjechali musiał się odezwać ale to tylko tyle. Wracał do siebie jakiś czas. Nie ważne czy starzał się przy tym czy odwrotnie. Ważne, że wracał. Dom był pusty. Śmierdział. On był na wózku. Jeździł do siebie i z powrotem. Matka mu zmarła więc ją chował w szufladzie albo wystawiał na kredensie, żeby nie zapomnieć. Ojciec umarł wcześniej ale jego zakopał w ziemi, jeszcze wtedy, gdy go odwiedzał i robił herbatę. Płakał, bo chciał mieć ojca a miał dom i drzwi otwarte i okna. Rzucał się na podłogę. Ciągał nogi po schodach i z powrotem. Ciągał wspomnienia i zabijał niepotrzebne. Wracały z kolejną nocą. Tak jak te dzieciaki litujące się raz, dwa, trzy do roku. Siedzieli i gadali. Systematycznie przy świętach. Wtedy, kiedy lepiej już nic nie gadać. Na początku słuchał, potem się odcinał i już go nie było. Już siedział z matką, obierał ziemniaki, cebulę, płakał. Oni myśleli, że to przez nich, więc się ulotniali się czymprędzej tłumacząc, że im spieszno do innych. Wracał do siebie coraz częściej i chyba to go odmładniało. Młodość jednak nie trzyma przy życiu. Jego nie trzymała. Tylko ona przychodziła i dotykała go. Nic nie czuł. Jej pewnie było przyjemnie. Mógł wtedy pomyśleć, że przy życiu utrzyma go właśnie te odkurzanie dywanów i wietrzenie domu. Tylko jak to zrobić? Otworzył drzwi. Ona weszła i już tam została, następną po tych, którzy byli na początku i trochę później. Budziła go tym trzymaniem, co tylko jej sprawiał przyjemność. W ciągu dnia próbowała jeszcze kilka razy i tak też zasypiała. Spacerowali, odkurzała, wietrzyła. Polepszyło mu się. Wracał do siebie i kochał taką sytuację. Siebie, ją, piwo, dom. Wszystko było łatwiejsze. Miał nawet za dużo ale ona nie chciała pieniędzy, więc płacił dla tych, którzy przychodzili od święta ale bardziej po to, żeby chodzili do innych niż wracali do niego. Potem dostawał już tylko kartki. Ona przestała go trzymać. Robiła to sama sobie. Przyprowadzała innych. Któregoś dnia wyszedł, nie wrócił. Ona mu pomogła. Polubiła jego dom i okna otwarte. Została już sama z tymi, którzy przychodzili czasami, żeby mogła ich potrzymać. Dom strawił jeszcze kilka pokoleń ale ten na wózku - nie wiadomo czy stary czy młody - tkwił w pamięci, był tam na zawsze. Jego matka na kredensie, ojciec pod ziemią a on u siebie: w nogach, które go nie czuły, oknach, które się otwierały, zamykały, drzwiach i w tej, która go trzymała i zabiła.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...