Wtedy karczmarz otarłszy z łez ślepia
Mruknął smutno: Niewinnych się czepiasz!
Hydra od maleńkości
Narajała mi gości
Moja stara to właśnie jest siepacz!
W skromnej karczmie nad rwącym Popradem
Facet męczył się z zimnym obiadem
Nagle zerwał się z ławy
Mieczem ciął w pysk kaprawy
Łeb potoczył się z hukiem pod ladę
Wyczytała wróżka koniec zimy w kartach
A baba uparta szeląga niewarta
Na suchym jaworze kukułeczka kuka
Że baba bez trudu i diabła oszuka
Wpadł po pięćdziesiątce dziadek w nastrój błogi
Baba wkracza w progi wtenczas cisza w nogi
Czego baba zrobić nie może językiem
Osiągnie z łatwością płaczem albo krzykiem
Na pochyłe drzewo skacze każda koza
Koniom lżej gdy baba spierniczy się z woza
Wyszedł wierszyk mi jak Zabłocki na mydle
Baba znów o szydle a dziad o powidle
W piątek rano pan Pączuś (wieś Mszczuje)
Jakby pływał w smalczyku się czuje
Lukrem prószy wokoło
Jest mu lekko wesoło
Bo to w brzusiu mu dżem fermentuje
Lepiej krosty mieć na palcu
Niż nie smażyć pączków w smalcu
Lepiej w urlop gnać do pracy
Niż faworkiem się nie raczyć
Lepiej wkurzyć jest szerszenia
Niż jeść paczki bez nadzienia
Lepiej jest się drażnić z lwami
Niż przejmować kaloriami
Lepiej białe myszki widzieć
Niż po pączku biegać tydzień