Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

natalia

Użytkownicy
  • Postów

    2 503
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez natalia

  1. dzięku Kasiu za to opowiadanko... zaczęłaś wstrętnym zdaniem, ale dalej było już tylko lepiej, smutniej, refleksyjniej i ...jakoś tak spokojniej, tak, zdecydowanie spokój przemawia z tego opowiadania. Myślałam, że balany to będzie tekst, ale intrygujesz stylem pisania :)
  2. hmm, temat niezwykle plastycznie przedstawiony, bardzo mi się podoba, choć sama forma wiersza niekoniecznie... ale taki surowy jest, nieoszlifowany i w takim klimacie chyba mu najlepiej.
  3. och.... taki fajny pomysł, że aż mi się rwie...mogę? na przekór tym którzy chcą ze mną być zostałam sama mam wiatr w kieszeni i kota wetknięty kwiat we włosy i pióro nie jestem samotna ................. to mój komentarz względem treści bo temat bardzo ładnie chciałaś opisać, ale potwórzenia trochę go przygniatały, moim zdaniem no a kot w worku to przesada...
  4. "umi" to chyba literówka? tak jak "sie" bezogonkowe :) nie bardzo pojmuję przekaz wiersza... lepiej jest być małym na świecie? ale z czego to wynika? martwi mnie to "dlatego", bo ja odnośnika do niego nie widzę. Wszystko co najgorsze może sie zdarzyć = no racja, może Lecz każdy ma rozum i umi z tym walczyć = a przynajmniej stara się, racja Chroni sie sam swoimi słowami = sam swoimi brzmi trochę zgrzytliwie, no ale ok Nie obchodzi go świat i leczy sie poprawami = leczy się poprawami.... czyli jak jest lepiej? ok To wszystko jest znane i dość dobre = no tak, jasne, znane, pozytywne Dlatego lepiej jest na całym świecie małym. = i skąd ten wniosek!? nie klei mi się to wszystko...
  5. letnie opóźnienie :) pyszne dalej też nie gorzej, szkoda tylko, że te zegary tylko w jedną stronę zwykły chodzić...
  6. świeci jak próchnica? ..... masz Aniu na myśli reklamę pasty do zębów gdzie ubytki są świecą? bo przyznam, że nic innego mi nie przychodzi do głowy, ale nei mabrdzo mi to smakuje w tym wierszu takie skojarzenie. spotkałam, widziałam, szukałam, wyczekiwałam, patrzyłam....sporo tego jak na kilka wersów :) patrzyłam w niebo, gwiazdy w oczy..... wiesz, albo wszędzie dodajesz to "w", lub je później omijasz konsekwentnie, czyli patrzyłam w niebo, gwiazdy, oczy, lub patrzyłam w niebo, w gwiazdy, w oczy proponowałabym na tym popracować
  7. ufff...przypomina wiersz koleżanki wyżej, znów cały początek jest jakimś wymienianiem szczegółów zupełnie mącącym i niepotrzebnym ( przypominam, że tylko moim zdaniem) ostatni trzywers nawet ładny, cieszy innością :) ale np zostawiłabym: świecę w ciemnościach na ziemi jak upadła gwiazda, już bez tego siedząc. I to jest całkiem niezły fragment na wiersz, ale reszta? promień przez soczewkę po drutach.....feee.
  8. ojej... i jak tu podejść żeby nie urazić... caaała pierwsza zwrotka jest jakąś chyba pomyłką, na cóż takie wyliczanie? po paru liczbach zaczyna tracić sens a po kolejnych zaczyna nudzić, potem znów o odliczaniu wspominasz (jakby ktoś sie wcześniej nie domyślił, że to robisz) do tego sekunda po sekundzie (!) potem w sumie nic nie wnoszące słowa i zakończenie jakoby podsumowujące ten wiersz. No dla mnie osobiście niestrawne, pojęcia nie mam co chciałaś tymi wyliczeniami ukazać, odkryć, przekazać. Po przeczytaniu wiem tylko tyle, że nie doszłaś do prawdy. Nie chwyciłam jakiegoś haczyka?
  9. hm, no źle nie jest :) ale chyba za malutki ten fragment na konkretniejszą ocenę. W sumie nic się nie dzieje, przyszedł kolejny facet, usiadł przy barze, pije piwo. Tylko drażni bohatera. Jak tylko się dowiaduje, że stracił pracę to jest już ok (nie wiem czy nie za szybko się do niego przekonał, wystarczył jeden szczegół, jeden czynnik by go zaakceptować? podczas gdy od momentu gdy się pojawił wszystko w nim drażniło?), tylko poprzedni klient znów zaczyna zadawać pytania, do krótych nie jest przyzwyczajony. Ten motyw, póki co, podoba mi się najbardziej, zagubienie barmana, którego od dawna nikt o prywatne życie nie pytał. Ciekawa jestem czym spowodowane jest owo "ociemnienie" bohatera, niekojarzenie różnych oczywistych rzeczy, pojęć. Właśnie przez to, że starał się zastępować swoje problemy czyimiś? Zaczął zapominać o własnym życiu? O własnych przeżyciach? Czy tytułowa melancholia otumaniła nam bohatera tak bardzo, że zaczął gubić własną tożsamość? Niepokojące zjawisko. Alkoholik najwidoczniej ma za zadanie uświadomić barmanowi ów fakt, że się zatracił w tym wszystkim. Z pozoru proste pytania powinny ruszyć zakurzone lekko trybiki w umyśle barmana i zacząć pracować jak poprzednio, lecz najprawdopodobniej w innej płaszczyźnie. Bo skoro tamta okazała się zła i chciał o niej zapomnieć, to trochę inna powinna się sprawdzić. Przynajmniej spróbować by można. Hm.. chyba się zapędziłam? Ale wydaje mi się to punktem zwrotnym w Cafe Melancholii. Barman stworzył sobie piękny zakątek, jest mu w nim przyjemnie, sprawia mu radość, bo ma poczucie, że pomaga innym, nikt go o nic nie pyta, czuje się bezpieczny, odsunął a bok zaszłości i problemy, które kiedyś zapędziły go nad przepaść. A tu nagle w spokojny dzień takie coś? Oby w pozytywną stronę zaprowadził ten wieczór zarówno barmana jak i jego gości. Smutno by było, gdyby skończyło się na np zamknięciu cafe (choć barman może w przypływie paniki na parę dni chcieć odizolować się od świata i zawiesić działalność cafe, tylko w jaki sposób upora się z sobą? kto mu pomoże?). takie prywatne przemyślenia :) mam nadzieję, że nie zamotałam za bardzo...
  10. To opowiadanko potrzebuje jeszcze duużo szlifów, jest to powiedzmy wersja robocza, bo nie mogłam się powstrzymać by usłyszeć Wasze opinie na temat tego co już jest. Nawet tytuł jest banalny i krzyczący o zmianę :) Nikomu niczego nie brakuje? jakiegoś ciągu dalszego? właściwie to świetnie ,bo nie jest on jeszcze napisany :) ale planowałam dopisać, choć groziłoby to fiaskiem, jak zwykle przy wyjaśnianiu dlaczego coś poszło w życiu nie tak, czy coś takiego, no ale jakaś historyjka się szykowała. Zrezygnować na rzecz niedopowiedzenia? Asher, narrator mówisz chwiejny? nie zwróciłam uwagi, dzięki, przypatrzę mu się i zobaczymy, może faktycznie trzeba by go jakoś wypośrodkować. Ale swoją drogą ten narrator jest po prostu na wskroś empatyczną istotą :) wstęp nic nie daje? no jakby się tak zastanowić, uff to opowiadanie miało tyle różnych koncepcji w sobie, jeśli nie dopiszę nic więcej, to wtedy faktycznie spokojnie można sobie ten dialog z Majką podarować. Jak mówię, tekst jest mocno elastyczny, wszystko można jeszcze dopracować :) Czarna, heh nawet nie wiesz jak mnie korciło wcisnąć tam jakiś dramat :) ale tym razem zadowoliłam się stłuczonym biodrem Joli i skruszeniem serca Mikołaja. Basiu, cieszę sie bardzo, że przypadło do gustu :) Dziękuję wszystkim za opinie.
  11. - Majka, impreza jest świetna! Dzięki, że mnie na nią zabrałaś. - No. Poznałaś kogoś fajnego? - Wiesz… widzisz tamtego kolesia przy schodach? Pali teraz. - Aha. To jest Mikołaj chyba, tak? - A nie wiem. – odparła z uśmiechem Jola – Ale się dowiem! - Oo, to powodzenia. - A dzięki, przyda się. - Normalnie Cię nie poznaję Jolka. - Ja siebie też! Idę po jeszcze jedno piwo, przynieść Ci? - Ej, Jolka? A od kiedy Ty pijesz? Może już starczy, co? - No coś Ty! Jest super, nareszcie czuję, że żyję! - Piękny kac Cię jutro czeka. Pierwszy! Ha, wpadnę Ci go umilić. - Jasne. - A co na to Twoi rodzice? - A co im do tego? – roześmiała się beztrosko Jola. – Zaraz zresztą będę do nich dzwonić i powiem, że nie wiem kiedy wrócę. - Aha, no ok. - Dobra, idę. Jola idąc do kuchni uspokoiła przez telefon tatę mówiąc, że świetne się bawi i nie wie o której wróci. Znajdowała się w domu jednego ze znajomych Majki, gdzie urządzili sobie Mikołajki. Pierwszy raz była na takiej imprezie i pierwszy raz postanowiła się upić. Chciała poczuć się lżej, odpłynąć od przyziemnych myśli, oderwać się od rzeczywistości, poznać inny stan świadomości. Jak dotąd tylko ze słyszenia i widzenia wiedziała, że jest tam ciekawiej i przyjemniej. Usiadła przy stole i nalała sobie do szklanki piwa. Wpatrywała się przez otwarte drzwi w Mikołaja. Fascynował ją. Niedbale zaczesane włosy, czarne, lekko sprane spodnie, ale miał to coś. Zaciągał się papierosem, jak aktorzy w amerykańskich filmach. Był średniego wzrostu a patrzył na wszystkich jakby z góry. Podobał się jej. Chwilę zastanawiała się, czym może ściągnąć na siebie jego uwagę. Skończyła pić. Teraz wydawało się jej, że da radę. Podeszła do niego. - Hej! – rzuciła lekko, ale nie odpowiedział, jakby w ogóle jej nie zauważył. – Świetna impreza! – i znów milczenie. – Masz na imię Mikołaj? Przeniósł na nią wzrok. Mało nie ugięła kolan. Wydawał się jej piękny. Oczy miał chyba czarne, zlewały się ze źrenicami. Musiała nabrać głęboko powietrza, żeby się nie udusić, bo zapomniała oddychać tak się wpatrując. - Tak. – odpowiedział spokojnie, a Jolka w myślach już kilkanaście razy powtórzyła sobie tę odpowiedź. Musiała zapamiętać każdy szczegół tego wieczora, tego chłopaka, tej twarzy. - Wszystkiego najlepszego! Jestem Jolka. – wyciągnęła ufnie rękę. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. - Ale Ty pięknie się uśmiechasz! – wyrwało się Joli, sama nie wiedziała jakim sposobem. Ale wydało jej się to mało istotne. - Co tu robisz? Nie pasujesz... – spytał. Jolka nie wiedziała, o co mu chodzi. - Jak to nie pasuję? Świetnie się bawię. - Nie zwykłaś chodzić na takie imprezy. Jolkę zaczynały drażnić jego słowa. Skąd on niby wie o jej życiu? Postanowiła iść w zaparte. - Chodzę i to często. Może tylko Ci się wydaje. - Możliwe. – odpowiedział i powrócił do filtrowania wzrokiem towarzystwa wokół nich. Jolka się zmieszała. Straciła pewność siebie. - Przynieść Ci piwo? – spytała nagle, tylko w tym znajdując wyjście z sytuacji. - Jak chcesz. – flegmatyczna odpowiedź wspaniałego nieznajomego wydała się jej obiecująca. Przyniosła dwie butelki. Wręczyła mu jedną. - Może znajdziemy ustronniejsze miejsce? – spytała, gdyż zapragnęła poznać Mikołaja bliżej. Tym razem chłopak wydał się lekko zaskoczony, ale szybko przybrał swoją obojętną minę i spojrzał w górę schodów. Jolce zakręciło się w głowie. - To idziemy! – powiedziała spontanicznie. W tym momencie zauważyła przechodzącą obok Majkę. - Majka, idę poznać się z Mikołajem! – szepnęła jej konspiracyjnie do ucha. Majka otworzyła szeroko oczy. - Jolka, nie powinnaś. Jesteś pewna? - Tak! - Dzwoniłaś do rodziców? - Taa, powiedziałam, że nie wiem o której wrócę. - No to przyjemnego zaznajamiania. - Dzięki! – entuzjastycznie odpowiedziała i wbiegła po schodach. Zobaczyła jak Mikołaj wchodzi do jednego z pokoi. Było tu sporo ciszej. Wszystko wydawało się być przygłuszone. Podobał się jej ten nastrój. - O, tu można spokojnie porozmawiać. – rzekła. Znajdowali się w małym pokoju przerobionym na biuro. Był tam komputer, duże biurko malutka kanapa przy ścianie. Mikołaj stał chwilę przyglądając się Joli, która jak tylko usiadła na obrotowym krześle, zaczęła się kręcić. Potem odwrócił się do drzwi i zamknął je. Na klucz. Jola tego nie zauważyła. Bawiła się jak dziecko. Zatrzymała się w końcu i z uśmiechem na ustach powiedziała: - Siadaj Miki. Powiedz mi, jaki lubisz kolor? – to pytanie akurat wydało się jej bardzo dojrzałe i niespotykane. - Chyba nie będę oryginalny, czarny. - Ojej, ale dlaczego? A tęczowy lubisz? – spytała patrząc w sufit i znów zakręciła krzesłem. - A istnieje taki kolor? - Oczywiście! Spójrz tam! – Jola wskazywała coś palcem, ale chyba sama dobrze nie wiedziała co. Mikołaj wziął to za dobrą kartę. - No masz rację… Jola. Ładne imię. - Naprawdę?! Ech pewnie każdej dziewczynie tak mówisz. – kokieteryjnie odpowiedziała. - Ależ skąd, naprawdę tak uważam. – zdawało się, że mówi szczerze. Tak przynajmniej odebrała to Jola. Właśnie uświadomiła sobie, że poznała cudownego chłopaka. Zastanawiała się, jak zareaguje jej matka, gdy go zobaczy? Hm, z pewnością zarzuci mu niechlujstwo a co za tym idzie nieodpowiedzialność. Tak, mama zawsze powtarzała… - O czym myślisz? – wyrwał ją z rozważań Mikołaj. - A… tak sobie, o niczym. Lubisz tak myśleć? - A co daje takie myślenie? - Bo ja wiem… Odprężenie? - A jesteś zmęczona? - Jeszcze nie… - szepnęła Jola czując, że temperatura powietrza w pokoju wzrasta z każdym kolejnym słowem. Spojrzała na Mikołaja lekko mętnym wzrokiem. Nadal wydawał się jej boski. Mogłaby gapić się na niego godzinami. Może jednak spodobałby się mamie? Znów zaczęła analizę konfrontacji Mikołaja i matki. - Mikołaj, a ile Ty masz lat? - A czy to ważne? - Nie – odparła z uśmiechem, jak przy każdej poprzedniej odpowiedzi na jego pytania. – Pytam z ciekawości, wyglądasz jakoś tak… - Jak? - No nie wiem, inaczej niż reszta towarzystwa. - To dlatego mnie zaczepiłaś? – Mikołaj gniewnie spojrzał na Jolę. Zmieszana nie wiedziała gdzie podziać oczy. - Nie – rzekła niemal łzawo – Ja tylko chciałam Cię poznać… - W porządku, żartowałem - Mikołaj przestraszył się, że powiedział coś nie tak, chciał to odkręcić. – To jak z tym tęczowym kolorem Jola? Gdzie go masz? Rozpromieniła się na powrót. Zamknęła oczy i zdawała się szukać w myśli czegoś, co posiada ów kolor. - Mam! – krzyknęła pełna triumfu – Jest piękny. - Gdzie? Co ma taki kolor? – dopytywał się coraz bardziej zainteresowany całą zabawą Mikołaj. - O tu – powiedziała Jola i wskazującym palcem zrobiła rundkę dookoła swojej głowy. - Co masz na myśli? – chłopak nie krył zdezorientowania. - No nie widzisz? – pełna dziecinnego zdziwienia Jola zrobiła smutną minkę. Mikołaj chciał umiejętnie wyjść z tej sytuacji. Nie lubił tracić kontroli nad czymkolwiek. - A tak, widzę. – rzekł prawie pewnie. Ale Jolę to zadowoliło. - Ty też tak masz – odrzekła. – to znaczy, że jesteś dobrą duszą. - Co ja mam? Tęczę na głowie? Zwariowałaś dziewczyno?! Jolę ponownie zaskoczyły słowa Mikołaja. - Ale… - Wcale mnie nie znasz. – rzekł mocno i twardo. Joli zrobiło się bardzo przykro, jeszcze moment i czuła, że się rozpłacze. - Ale Mikołaj… - Myślisz, że nie znam takich jak Ty?! Małolat szukających wrażeń? - Halo! – trochę oprzytomniała – O co Ci chodzi? Tym razem to on dał się zaskoczyć. Zaczął chodzić podenerwowany po pokoju. - Idę. – Jola wstała, ale zakręciło jej się w głowie i szybko przysiadła na kanapie. - Ojej… moja głowa. - Trzeba było nie pić, jak nie umiesz. - Zamknij się! Nie Ty mi będziesz mówił, co mogę, a czego nie mogę! – Jola sporo wysiłku spożytkowała na ten wybuch, ale nie żałowała ani jednego słowa. W przypływie złości wstała i podeszła do drzwi. – Miło było poznać. – powiedziała już spokojniej i… nie mogła otworzyć drzwi. – Co jest? – szepnęła zdenerwowana. - Zamknięte. – odpowiedział spokojnie Mikołaj. Zdążył w tym czasie zająć miejsce przy biurku i przyglądał się Joli. - Odtwórz je! - Nie. - Masz je natychmiast otworzyć, bo…! - Bo, co? - Bo tak! Otwieraj! Gdzie masz klucz?! – Jola zbliżyła się do chłopaka i chciała przeszukać go, czy nie ma gdzieś przy sobie klucza. Wyciągała już rękę w jego kierunku, ale ta została natychmiast odepchnięta. - Auła…! Oddawaj klucz. - Gdzie chcesz stąd iść? – Mikołaj nie miał zamiaru się poddać. - Nie Twój interes! - Wydawało mi się, że chciałaś mnie poznać. - Odechciało mi się. – odburknęła Jola ostentacyjnie zakładając ręce na piersi. - Siadaj. - Nie umiesz się bawić… - rzekła z wyrzutem. Po chwili usiadła na krańcu kanapy. – To o czym chcesz rozmawiać? - O Tobie. – odrzekł Mikołaj z namysłem. - Nie ma o czym. Mogę już iść? - Czyli nie myliłem się, jesteś kolejną napaloną głupią laską. – Joli aż zabrakło tchu ze wzburzenia. Jednak zamiast odpowiedzieć rozpłakała się. - Prawda kole w oczy? – spytał szyderczo chłopak. - Ni..ee, bo to ni..e praa..wda. – wyjąkała Jola. – Je..steś chor..y, wieesz?! – Mikołaj wstał na te słowa i otworzył zamek w drzwiach. - Idź jak chcesz. – Jola otworzyła szerzej oczy. Wstała i wybiegła do najbliższej łazienki. Opłukała twarz, uspokoiła oddech. Po kilkunastu minutach wróciła do pokoju. Okazało się, że chłopak nadal tam siedzi w towarzystwie butelki piwa. - Myślisz, że kim Ty jesteś, co? – zaczęła agresywnie. - Mikołajem. – odparł rozbawiony sytuacją chłopak. - Szkoda, że nie świętym. – odcięła się Jola – Nie masz prawa mnie oceniać. - A czy się mylę? - Oczywiście! Nie moja wina, że dotychczas spotykałeś się samymi, takimi, - zaczęła się zacinać – które, nie wiadomo, co mają w głowie! - Noo, czyżby potulna Jola pokazywała pazurki? – rzekł drwiąco. Jola obróciła się na pięcie żeby ukryć frustrację, jaka w niej narastała. A chwilę potem ku kompletnemu zdezorientowaniu Mikołaja zamknęła drzwi i podeszła do niego. Powoli uspokajała oddech, po czym usiadła na kanapie. Spojrzała na chłopaka bacznie obserwującego jej zachowanie. - Współczuję Ci. – powiedziała spokojnym tonem. – Musisz być nieszczęśliwym człowiekiem. Zbity z tropu odchylił głowę i wziął głęboki wdech. Chciał coś powiedzieć, ale Jola go ubiegła. - Stworzyłeś sobie całkiem niezłą rolę. Leży na tobie jak ulał. Ciekawe czy pamiętasz, kiedy ostatnio ją zdejmowałeś… Patrząc w lustro widzisz już tylko tę maskę? Czy potrafisz jeszcze dostrzec siebie? - Coś Ci się pochrzaniło panno, chyba alkohol Ci zaszkodził. - Tak? A mnie się wydaje, że chyba jednak nie. Twoja tęczowa aureolka niespokojnie kręci się nad Twoją głową. Niepokoisz ją. Jesteś zdenerwowany? - Ja?! – Mikołaj nie wytrzymał i gwałtownie wstał z krzesła mało go nie przewracając – Brałaś coś? – spytał nie kryjąc zmieszania całą tą sytuacją. Jola błogo się uśmiechnęła. - Nic – powiedziała pewnie – jestem krystalicznie czysta. - Krystalicznie – prychnął – Co wzięłaś oprócz piwa? - Nic – z lekkim naciskiem odpowiedziała Jola – Skąd te głupie podejrzenia? - A to Ty nie widzisz jak się zachowujesz? Szkoda! - No i po cóż zaraz się unosić. Ja nie wiem. Chcesz dostać niestrawności? Takiej ironii Mikołaj nie wytrzymał. Szarpnięciem zmusił dziewczynę, żeby wstała i chciał wyprowadzić ją z pokoju. - Prawda kole w oczy? – triumfalnym głosem odezwała się Jola i szyderczo się uśmiechnęła. Nie zauważyła, że Mikołaj ostatkiem sił powstrzymywał się, by jej nie uderzyć. Ostatecznie krzyknął jej w twarz – Wynoś się! – i wypchnął ją na korytarz. Nieszczęśliwym przypadkiem Jola uderzyła biodrem o stojący na zewnątrz pokoju stolik i przewróciła się razem z nim. Leżała chwilę na dywanie i powoli dochodziło do niej, co się stało. Mikołaj stał zdezorientowany w drzwiach i nie wiedział, co robić. Nikogo prócz nich nie było na piętrze. Jola zaczęła cicho płakać i jęczeć. Chłopak zdecydował się jej pomóc. - Odejdź ode mnie! – syknęła. Próbowała się podnieść. Mikołaj po paru sekundach stracił cierpliwość i silnymi ramionami postawił ją na nogi. Jednak Jola była na tyle skołowana, że na moment pobawiona oparcia znów zaczęła lecieć w kierunku podłogi. Wtedy wziął ją na ręce i ułożył na kanapie w ich ulubionym pokoju, z którego widać ciężko było się wydostać. Spokojnie dochodziła do siebie, wyciszała płacz. Chciała rozmasować biodro, ale poczuła się skrępowana jego obecnością. - Możesz mnie zostawić samą? Mikołaj wydawało się dokładnie analizuje tę prośbę. W końcu powiedział – Jasne, zaraz wrócę z czymś do picia. Jola odprowadziła go na korytarz spojrzeniem. Gdy tylko zamknął drzwi usiadła na kanapie i zsunęła trochę spodnie by zobaczyć, czy po spotkaniu ze stolikiem został jakiś ślad. – No pięknie – szepnęła do siebie, jak tylko zobaczyła obtartą skórę na czerwonym prawym biodrze. Miejsce to powoli fioletowiało, co wcale nie oznaczało, że przestawało boleć. Jolę zaczynało ogarniać zmęczenie. Ułożyła się wygodnie i zapomniała, że ma tu zaraz ktokolwiek przyjść. Nawet nie usłyszała, jak Mikołaj wszedł i usiadł, stawiając na biurku parujący kubek z herbatą. Skorzystał z okazji i zaczął się jej szczegółowo przyglądać. Wyglądała na jakieś 16 lat? Resztki makijażu, jaki miała rozpłynęły się wdzięcznie po twarzy, pozostawiając wokół oczu ciemne obwódki. Blade usta pozbawione już pomadki wydawały się coś majaczyć. Lekko wzburzone jasne, kręcone włosy kontrastowo odcinały się od ciemnozielonego obicia kanapy. Nagle otworzyła oczy i zobaczywszy wpatrzonego w nią Mikołaja zerwała się na równe nogi. - Co robisz?! – spytała napastliwie. Mikołaj się tylko uśmiechnął. - No co? – spanikowana Jola zaczęła się sobie przyglądać, poprawiać bluzkę, spodnie, przeczesała włosy palcami. – O co Ci chodzi? - O nic, przyniosłem Ci herbatę. Dziewczyna zesztywniała jak zatrzymana w kadrze. Nie wiedziała, co powiedzieć i co ze sobą począć. - Siadaj. – słowa Mikołaja zabrzmiały nawet przyjemnie. Nieświadomie usiadła i wzięła do ręki podawany kubek. - Dziękuję – odpowiedziała automatycznie. Upiła parę łyków, po czym pozwoliła sobie na rozluźnienie napiętego ciała. Podniosła wzrok znad kubka i zaczęła się przyglądać chłopakowi z nieskrywaną ciekawością. - Kim Ty jesteś? – spytała. - Już mówiłem, jestem Mikołajem – odpowiedział cicho. Był przyzwyczajony do wypowiadania tych słów by rozśmieszyć rozmówcę. Teraz jednak zdawał się być zagubiony w tej sytuacji. Nie bardzo wiedział, czy powinien mówić, kim jest w rzeczywistości i czy w ogóle tak naprawdę sam wie, kim jest. Jola nic nie odpowiedziała na te słowa. Piła spokojnie herbatę. Oboje słyszeli muzykę z dołu i tylko ona wypełniała teraz pokój. Mikołaj zaczął się wiercić na krześle. W końcu wstał i podszedł do okna. - Późno już – stwierdził lakonicznie. Dziewczyna odruchowo spojrzała na zegarek. - Fakt. – przyznała. – Lubisz noc? - Tak. – Mikołaj bez zastanowienia odpowiedział. – To mój ulubiony czas. - To widać. Chłopak odwrócił się do niej raptownie. Starał się wyczytać z jej spojrzenia, co miała na myśli. A ta szepnęła tylko – Tęcza… Mikołaj nie bardzo wiedząc o co jej chodzi spojrzał ponad swoją głowę. Ale nie zauważył nic szczególnego poza sufitem. - Gdzie? – spytał. - Właśnie tam. Boisz się być postrzegany, jako dobry człowiek? - Nie lubię, jak ktoś mnie mylnie ocenia. - Czyli nasza rozmowa powinna Ci przynosić ulgę. Czy tak? - Bo?! - No.. Ja uważam, że jesteś dobrą osobą. To widać po oczach! – rzekła radośnie - No i rzecz jasna po aureolce. - Raczej mało trzeźwo patrzysz. - Moja trzeźwość nie ma tu nic do rzeczy. - Naprawdę? - Ależ oczywiście! Śmiesz twierdzić, że sobie to ubzdurałam?! – Jola uniosła się nie tylko głosem, ale i wstała z kanapy przyjmując groźną pozę. Mikołaj z trudem powstrzymał śmiech. - Ależ skąd. - No! - Spokojnie Jola, powiedz mi raczej, co noc ma wspólnego z tęczą. – powiedział chłopak opierając dłonie na jej ramionach i sadzając ją z powrotem na kanapie. - Proste. Lubisz noc, bo ona jest ciemna, można w niej ukryć swoje emocje, swoją prawdziwą twarz. Ty nie lubisz pokazywać swojej ludziom, bo się boisz, że inni jej nie zaakceptują, że być może Cię nie polubią. Dlatego tylko nocą ukazujesz się takim, jaki jesteś naprawdę, ale nie dzielisz się takim sobą z nikim, pozostając z cierpliwą nocą sam na sam. Tęcza chciałaby móc częściej promieniować od Ciebie, ale nie dajesz jej szans, jedynie nocą. Ta pozwala stać się zupełnie kimś innym niż jesteśmy w ciągu dnia, w ciągu życia codziennego. Możesz spokojnie jej powierzać swoje rozterki, problemy, małe radości, wielkie marzenia. Jest wyrozumiała i ani razu nie powie złego słowa, nie zacznie strofować, pouczać, nie uczepi się jakiegoś szczegółu, nie zacznie wypytywać o rzeczy, o których rozmawiać nie masz najmniejszej ochoty. – Jola jednym tchem wyrecytowała swój pogląd na ten temat. Mikołaj poczuł, że brakuje mu powietrza. Z wrażenia opadł na krzesło i niemo przyglądał się dziewczynie. W chwili, gdy skończyła zaczął nerwowo mrugać powiekami, jakby chcąc zmazać jej obraz z oczu. - Mikołaj? Dobrze się czujesz? – Jola podeszła do niego, ale ten już zdążył się ocknąć. - Majaki masz mała, lepiej już sobie idź. - Oj Mikołaj, no daj spokój. - Idź sobie. - Przestań zachowywać się jak dziecko. Zawsze jak tylko ktoś się zbliży niebezpiecznie blisko do Ciebie to zaczynasz warczeć? - Wyjdź, bo pożałujesz – syknął Mikołaj nawet nie patrząc na Jolę. - Sam sobie idź. Droga wolna. – wstał, ale wtedy dorzuciła – Uciekasz jak tchórz, boisz się, że ktoś odkryje Twoją wrażliwość? Dobroć?! To absurdalne! Chłopak stał odwrócony do niej plecami i resztkami sił hamował łzy. - Mikołaj… Kto Cię tak potwornie skrzywdził, że teraz tak się zachowujesz? – Jola delikatnie dotknęła jego ramienia. – Miki, przed kim Ty się kryjesz? Co tak naprawdę chowasz? Czego się obawiasz? – chłopak milczał. Starał się zebrać myśli, ocenić sytuację, opanować swoje zachowanie. Wszystko na nic. – Spokojnie, chodź, usiądziemy tutaj. – chwyciła go w pasie i lekko pokierowała – No chodź. Może teraz Tobie zaparzyć herbaty? – pokręcił głową – Dobrze. – usiedli. Zapanowała cisza. Jola wyczekująco przyglądała się zagubionemu chłopakowi. Jeszcze chwilę temu roznosiła go wściekłość, a teraz siedział obok niej i wydawał się bezbronny niczym dziecko. Zrozumiała, że chociaż częściowo do niego dotarła. Poczuła się trochę z siebie dumna. Lekko się uśmiechnęła w duchu. Nawet nie spostrzegła, że Mikołaj się jej przygląda. Uśmiechnęła się szerzej. – Już lepiej? – kiwnął głową. Miała nadzieję, że głosu nie stracił. – To opowiesz mi?
  12. tekst czyściutki Wurenie, aż miło :)
  13. Panowie, ja doskonale zdaję sobie sprawę co słoneczko symbolizować miało. Stwierdzam jednak, że to (mi) się przejadło. Ktoś ginie tragicznie to dopiszmy zdanie, że to niczego nie zmieniło, niczym nie zachwiało, nikogo nie przejęło, a życie toczyło się dalej. Zabrzmiało na końcu naprawdę nie tak jak powinno (tylko i wyłącznie według mnie!) A opis telefonu komórkowego i tureckiego morza był tak piękny! Na tym bym poprzestała. Powodzenia jutro na targach :)
  14. świetnie Wuren :) już uwielbiam antypamiętnik Alicji, panna jest niemożliwa! a zakończenia piszesz po prostu rewelacyjne :)
  15. zapomniałam! a przestrzegałeś, że kogoś cegłą zabijesz :) heh, świetnie się czytało, np. moment mijania znajomego rewelacyjnie opisany :) ale naprawdę nie wiem, czy to dobrze, że go zabiłeś i do tego podsumowałeś słońcem, jakby ono czemuś winne było, (według mnie można o to zdanie ukrócić opowiadanko) nawet polubiłam pana Ż, tylko czemu Ż? Żyrosław? Żelisław? Żytomir?... mało wdzięczna literka, chyba, że to od przezwiska bądź nazwiska, aaaalbo miała kontrastować z pewnym słowem?
  16. zdarzyło dzisiaj = hmm, a może wydarzyło? bo zdarzyło się używa raczej do przeszłosć trochę odleglejszej, niż dziś. Było już dość późno. Wyszedłem kupić chleb. - wieczorem po chleb? i jeszcze był? poszedłem przez rynek = przez rynek, albo na rynek, tak jak jest wydaje mi sie trochę gryźć Był znacznie mniej oświetlony, lecz to jedynie nadawało temu miejscu subtelności = hmm, a może "...i jedynie to..."? chciałby zakupci różę = zakupić :) Następnie, przedostałem = po co przecinek? przeszłości od wulgarnej gęby teraz = chyba teraźniejszość miało być? pojwaieniem = pojawieniem - no tego Word pominąć nie mógł... jak kleszcze chwytający = eeee, chwytające .............................. ech, ciężkie trochę, motyw z białą różą mógłby być lepiej wyeksponowany chyba, no i ta masa nie wiem czy najciekawiej opisana, jakoś tak trochę bez entuzjazmu Panie Janie, ale to tylko moje zdanie :)
  17. poczekamy :) nie ma za co przepraszać Asher.
  18. ciekawy tworek Izo :) końcówka środkowej strofy wydaje mi się za bardzo odjeżdżać, ale cała pierwsza i cała trzecia robią dobre wrażanie, dowolność interpretacji tekstu, jaką nadałaś nie pozostawiając znaków interpunkcyjnych pozwala czytać wiersz na różne sposoby i mnie to odpowiada.
  19. ta Alicja mi wygląda na studentkę psychologii, albo po prostu lubiącą grzebać w takiej tematyce :) ale powtórzę za Freneyem, co za dużo to nie zdrowo, więc uwaga, by nie przegiąć z tym słownictwem. Oczywiście przedstawiony fragment chwytliwy :) kwilenie i kulenie się rozrywacza-mieszacza urocze! Alicja to niecodzienna bohaterka, ciekawam, co u niej dalej się wydarzy.
  20. Wiem, że uzasadnienie jest ważne. Proszę bardzo. Będzie mam nadzieję wystarczające. Kliknęłam na „Możecie nazwać to jak chcecie” właściwie chcąc tylko się upewnić, że to jakiś beznadziejny tekst. Dużą wagę zwykłam przykładać do tytułów a ten, jak wspominałam, jest odpychający. Zobaczyłam masę słów, jakby się komuś torebka z makiem rozerwała. Ani akapitów, ani dialogów, sporo trzykropków. Pomyślałam sobie, że utknę zapewne na samym początku. Zaczęłam czytać. Pierwsze zdanie, powtórzenie tego nieszczęsnego tytułu, dlaczego?! Zdanie drugie. Aha, wyjaśnienie. Trzecie zdanie. „wydawało mi się, że jestem sztuczny”. O, miłe zaskoczenie. Bo i ja się sobie momentami sztuczna wydaję. Lubię czytać teksty, z którymi łączy mnie więź emocjonalna, czytam dalej. Doszłam do „Ot…przemyślenia” i tu uznałam, że to może jednak być nudne. Później zaczęły się odniesienia do różnych epok. Nie przypominam sobie bym czytała kiedyś podobny tekst. Bardzo spodobały mi się te porównania, tak swobodnie wplatane. Całość przybrała formę zwierzenia. Zazwyczaj człowiek czuje się trochę lepiej, jeśli okazuje się, że ktoś chce się z nim podzielić jakąś historią, tym bardziej historią swojego życia. I w tym optymistyczniejszym (urojonym świadomie rzecz jasna) humorze wczytywałam się coraz głębiej. Wypominane trzykropki uszły mojej uwadze, gdy tekst pochłania mnie treścią zaczynam zwracać uwagę już tylko na sens a nie strukturę. Szturchanie może tylko cudzysłowiem mnie zaskoczyło, reszta wydała mi się w porządku. Powtarzane przez głównego bohatera pytanie o godzinę spajało w jakiś sposób całe opowiadanie i te wycieczki wstecz. Moim zdaniem świetnie się sprawdziło. Każde takie odniesienie można było poczuć, zobaczyć na własne oczy, zauważyć tę przemianę scenerii np., ludzie łażą za nim jak psy, przyczepił się raz do niego pies, mieli psa w czołgu, ale to był kłopot, i Niemcy, znów. Właściwie zaczynali mnie zastanawiać, czemu wciąż myśli bohatera dążą do naszych sąsiadów, ale on też starał się to wyjaśnić. Ciekawy efekt uzyskało zaskoczenie, że on też nie wie(!), że nie bardzo sam pojmuje skąd płyną te myśli, dlaczego obierają taki, a nie inny kierunek. To znów było (dobrym) krokiem w stronę czytelnika. A jak mówię, przejścia owe, wydawały mi się bardzo efektowne. „Latarnik latarnie gasi” = niepotrzebnie przestawiony szyk. Ale czy mi wypada leżeć na ulicy = znak zapytania powinien chyba być Ostatni akapit też wydaje mi się nieźle napisany. Fragmenty o amerykańskim filmie czy telewizorze uważam za udane. Potem spokojne, stonowane zakończenie. Po skończeniu byłam pod ogromnym wrażeniem. Tekst uważałam za znakomicie napisany, świetnie prowadzony i interesujący. Stąd moja opinia. W niewyjaśniony dla innych sposób ten tekst dał mi sporo radości. Wywarł bardzo pozytywne wrażenie, nakręcając mój nastrój, moje samopoczucie właśnie w kierunek czystych pozytywów. Pozwolił się oderwać na chwilę od codzienności. Czułam się jak po niespodziewanym spotkaniu wyjątkowej osoby. Tyle mi wystarczyło. Państwu też już teraz lepiej? Jaśniej? Czytelniej? Pełniej? Wiem, że komentarze powinno się uzasadniać. Zwyczajnie po przeczytaniu nie byłam w stanie nic konkretniejszego napisać a bardzo chciałam się swoją opinią podzielić z autorem. Nie miałam pojęcia, że taka opinia może być odebrana w sposób negatywny. Jeśli i tu brakuje merytoryki z mojej strony, to przykro mi, ale więcej już na temat tego tekstu nie napiszę.
  21. z najbardziej niewinną z moich moi = chyba chodziło o minę? .......... może zbyt rozkojarzona czytałam, ale... jakoś tak, w porządku się czytało, wszystko ok, ale brak mi czegoś w tym tekście, tzn z tym fragmencie, mam nadzieję, że jest on ostatni tylko w serii świątecznej i ciąg dalszy zielonych jabłek nastąpi :)
  22. coś wspólnego z językiem polskim? może troszkę. a kolejny tekst chętnie przeczytam :)
  23. Nie no, Wy to Panowie potraficie człowiekowi spaskudzić humor. Freney, to chyba nie pierwszy, nawet nie drugi raz, kiedy zupełnie inaczej podchodzimy do danego tekstu. Skąd to zaskoczenie? I jeszcze mam tłumaczyć, czemu mi się podoba? Argumentować? A dlaczego to? Czytałam utwór będąć pod wielkim wrażeniem, wyraziłam swoją opinię, coś jeszcze? Mam odpowiadać za to, że coś mi się podoba skoro większości się nie podoba? Może mam powody dla ktorych tekst wydał mi się wyjątkowy a nie mam ochoty nikogo powiadamiać o nich, bo uważam je za zbyt osobiste? dobranoc
  24. genialne! czytałam z zapartym tchem! heh, moja druga w prozie 20 :) (znaczy się punktowa) no, Panie poeto, wspaniałe wejście, sobie Pan napisał :) błędy? oj nie dziś, chyba zresztą nie było? może raz "wydawało mi się" się powtórzyło obok siebie. rewelacja, wciąż jestem pod wrażeniem, chyba sobie jeszcze kiedyś przeczytam, a przyznaję, że rzadko wracam do raz czytanego tekstu, musi być wyjątkowy, a ten jest! szczerze? to nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy i tytuł i pierwsze zdania, a tu proszę.. hmm, mam nadzieję, że nie tylko mi przypadnie do gustu :) witam na forum i zapraszam częściej!
  25. ech.. Panie Piotrze, co ja poradzę na to, że lubię czytać tekst poprawnie napisany a każdy błąd rzuca mi się w oczy i kłuje? :) i to, że ja o tym piszę, to tylko taki margines mojego komentarza, jeśli autorowi zależy, to poprawi co sugeruję, jeśli nie, to jego sprawa. Jaki temat trafi w moje gusta? Tu nawet nie chodzi o temat, ale sposób pisania, prowadzenia akcji, wprowadzania postaci, opisywania sytuacji, sens całości, emocje towarzyszące przy czytaniu, ich intensywność, konstrukcja zdań, żeby wszystko miało ręce i nogi, zakończenie, to, jakie wrażenie pozostawia tuż po przeczytaniu ostatniego słowa (w trakcie również jakie wrażenie i czy jakiekolwiek wywołuje), sposób ujęcia tematu, wyeliminowanie sztuczności i sztywności w ewentualnych dialogach, brak zbędnych zdań, ktore przelatuje tylko wzrokiem i nie doczytuję, bo nie wnoszą nic nowego, czy ciekawego... itp. cóż, tekst musi trafić i tyle :) przyznam, że nastrój w jakim zasiada się do czytania również odgrywa sporą rolę w odbieraniu go, a przecież nic wspólnego z nim nie ma :) mogę rozwinąć swój komentarz: stwierdzeniem "nie przekonuje mnie" miałam na myśli to, że nie odczułam dostatecznie sytuacji bohatera, nie wciągnęło mnie i nie zakoczyło niczym właściwie poza paleniem książek i nagłym wyciągnięciem przez peela kadzidełek i świeczek :) tego się nie spodziewałam. Reszta w moim odczuciu napisana mdło. jak mówiłam, "czekam na kolejne" :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...