-
Postów
1 933 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Leszek
-
To Twoje zdanie i Twoje odczucia. Tak jak Ty nie zgadzasz się z zapisem i zabiegami, wyrażając sądy w stylu: dziwactwo, ni z gruchy ni z pietruchy, mają sprawiać wrażenie poezji, tak ja nie zgadzam się z tak kategorycznymi sądami. Pozostajemy więc przy zdaniach rozbieżnych. no dziwne by było, gdybym wyrażała cudze, jeśli to ja komentuję wiersz : | czy zatem wytłumaczy mi Pan gramatykę tej pierwszej strofy, Autorze? kto przestyał tęptnić, jesli ani wczesniejsze wersy, ani wers póxniejszy nie rozpoczyna ani podejmuje tego zdania? Bo wobec gramatyki cięzko jest używać argumentu "zabiegu" , chyba, że wyraźnie uzasadnia się w wierszu Czy szanowna komentatorka tłumaczy się z każdego słowa swoich wierszy? Gdybym dopowiedział kawa na ławę, to natychmiast byłabyś pierwsza z tych co by stwierdzili, że tak proste, że aż prostackie. Czy niedopowiedzenia np wyrażone elipsą poddają się gramatyce języka polskiego? Panie Leszku, to żadna elipsa, to jest zwykła niespójność gramatyczna, a to, ze się panu kojarzy, nie oznacza, że jest dobrze zrobionym moemntem w wierszu. Powiem panu, ze nie uznaję tego "nie będę tłumaczyć się z wiersza", bo to forum poetyckie, a zatem miejsce pracy nad wierszami, wątpliwości i dyskusji nad tym. Zatem liczę na to, ze się Pan z tej nieudolności w moich oczach, wytłumaczy Powiem Pani, że nie zamierzam spełnić Pani oczekiwań, skoro wiersz nie spełnił. Ma Pani manierę ferowania wyroków, niech więc tak będzie, że Pani jest ostatnie słowo.
-
To Twoje zdanie i Twoje odczucia. Tak jak Ty nie zgadzasz się z zapisem i zabiegami, wyrażając sądy w stylu: dziwactwo, ni z gruchy ni z pietruchy, mają sprawiać wrażenie poezji, tak ja nie zgadzam się z tak kategorycznymi sądami. Pozostajemy więc przy zdaniach rozbieżnych. no dziwne by było, gdybym wyrażała cudze, jeśli to ja komentuję wiersz : | czy zatem wytłumaczy mi Pan gramatykę tej pierwszej strofy, Autorze? kto przestyał tęptnić, jesli ani wczesniejsze wersy, ani wers póxniejszy nie rozpoczyna ani podejmuje tego zdania? Bo wobec gramatyki cięzko jest używać argumentu "zabiegu" , chyba, że wyraźnie uzasadnia się w wierszu Czy szanowna komentatorka tłumaczy się z każdego słowa swoich wierszy? Gdybym dopowiedział kawa na ławę, to natychmiast byłabyś pierwsza z tych co by stwierdzili, że tak proste, że aż prostackie. Czy niedopowiedzenia np wyrażone elipsą poddają się gramatyce języka polskiego?
-
Czy mnie wzrok nie myli, czy Twoja wersja pogubiła znamiona wiersza rymowanego? Taki zabieg, to jakbyś przerobiła sukienkę na fartuszek. :)
-
To Twoje zdanie i Twoje odczucia. Tak jak Ty nie zgadzasz się z zapisem i zabiegami, wyrażając sądy w stylu: dziwactwo, ni z gruchy ni z pietruchy, mają sprawiać wrażenie poezji, tak ja nie zgadzam się z tak kategorycznymi sądami. Pozostajemy więc przy zdaniach rozbieżnych.
-
dla mnie nie większe niż komentarz :)
-
skoro za tłusto :)
-
Często zastanawia mnie podział i słowa: znam się, czy nie znam się. Powszechnie akceptowane są bardziej hermetyczne wiersze i każdy interpretuje je po swojemu. Czy przy swoich wierszach tłumaczysz znaczenie każdego słowa? Dla mnie w interpretacji odautorskiej wskazany fragment ma sens, a jedynie ucieka elipsą od jednoznaczności. :)
-
Może rozumu nie należy wyłączać. :)
-
Trudno mi tłumaczyć metafory, skoro nie bronią się same. :)
-
Pozdrawiam Stefanie. :)
-
zamalowuję mrozem resztki ciepła szyba patrzenia prawie nieprzejrzysta w zgrabiałych palcach tętnić przestał nie wiem jak wygrać nie wiem gdy miska pełna zwątpienia sam zapach beznadziei sprawia że zawężony kąt widzenia zbiedniał poległ w realiach poległ niedawno widziany w źrenicach jaskrawy obraz rozbił się o lustro patrzę na talerzu podryguje ikra wypatroszona jutrom
-
Masz rację, ale nie jest zachętą do pracy szyderstwo i obrzucanie błotem. Leszku mam wrażenie ,że Ty nie wiesz co tak naprawdę kształtuje charakter i dlatego całe to zamieszanie. Wolny i ukształtowany człowiek nie przejmuje się błotem i szyderstwem! Mylisz się, że nie wiem. Jednak zbyt długo żyję aby nie widzieć, ze rzucane hasła: co nas nie zabije to nas wzmocni, są tylko pustosłowiem, którym niektórzy próbują usprawiedliwić swoje chamstwo. Gdyby to było lekarstwo na kształtowanie talentów, rodzajem naturalnej selekcji, to byłoby za proste. "Fala" w wojsku zabija słabsze jednostki, a silniejsze nie zamienia w herosów, a w psychopatów. Jako instruktor szybowcowy, mam okazję obserwować nie tylko poetyckie zjawiska. Latanie szybowcem można przyrównać np do jazdy na rowerze. Trzeba złapać równowagę i już, Jednak o wiele szybciej przebiega nauka, widoczne są błyskawiczne postępy, jeśli zamiast opieprzań w stylu: "jak lecisz", "jak nie potrafisz lecieć po prostej, to jak chcesz latać pod chmurami", "tobie hulajnogę dać, a nie szybowiec", jeśli wytłumaczymy delikwentowi co robi źle i jaki to ma wpływ na lot. Dawni instruktorzy mieli jeszcze ciekawsze metody. Bywało, że uczeń oberwał po głowie, lub usłyszał przy błędach wiązankę najczystszej łaciny. Czy nie widzicie analogii z naszym poletkiem? Kicz, grafomania, epigonizm i cala plejada innych epitetów, którymi obrzucane są utwory i ich twórcy, nie dają nic, ani autorowi, ani innym czytającym komentarze. Silniejsi odpyskują, albo zmilczą, słabsi odejdą, nie tylko z tego portalu, ale i z poezji. Opowiem Wam pewną anegdotę. Jan Wróblewski, były mistrz świata w szybownictwie, został skreślony w trakcie szkolenia podstawowego, jako nie nadający się do latania szybowcowego. Dopiero w innym Aeroklubie, pod okiem innego, cierpliwszego, albo może bardziej zdolnego instruktora, ukończył szkolenie i szybko doszedł na samą górę do panteonu gwiazd. Wiem, że wszystkowiedzący komentatorzy odburkną: nie marudź i dalej autokreacją będą wypełniać puste komentarze, ale tak jak na głupotę nie ma lekarstwa, tak i na "geniuszów" ich własnego mniemania.
-
z Melpomeną bez maski
Leszek odpowiedział(a) na Leszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
zaprosiłem nastrojowych przyjaciół na śniadanie przynieśli co mieli gitarę i aksamitne albo zachrypnięte jak Cugowski głosy brylował Marek duchem i ciałem a może to pamięć dbała by stale pełny był muzyczny koszyk Marylka śmiała się opowiadała anegdoty Urszuli Hania z Edytą wzięły Seweryna na stronę Zbyszek jak to on przed skrzydlatą zrobił unik Krzysztof by przywołać Czesia wykorzystał moment wpadła Beata ze słońcem i upiętym latem we włosach Andrzej z Jackiem już nieco mniej smukli przywrócili pamięć wiejskiego listonosza wyraźnie poczułem Halinki niewidoczny uścisk po chwili rozeszli się ale ściany przesiąkłe głosami za nic miały dziwny ten świat co próbował ranić -
Masz rację, ale nie jest zachętą do pracy szyderstwo i obrzucanie błotem.
-
To pierwsza moja próba Alu, zainspirowana napisanym wcześniej wierszem, o tym samym tytule, Pisanie większych form niż wiersze, chodziło za mną od dawna. Skoro sam mam apetyt na jeszcze, to może i Twój chociaż w części zaspokoję. :) PS a za tą subtelną kobiecą rękę, to moim wielkim łapskiem dostaniesz klapsa. ;)
-
Powiem, jak było kiedyś, Org był kuźnią talentów i szlifiernią diamentów, Warto było śledzić merytoryczne dyskusje, bo z nich można było czerpać wiedzę o warsztacie i niuansach wyrafinowanej treści, Często młody stażem i doświadczeniem poetyckim autor czupurnie bronił swojego wiersza, jak niepodległości. Zacietrzewiał się, ale tłumaczono mu oczywiste oczywistości i ulegał, jeśli nie w tym, to w następnym wierszu. Oczywiście i wtedy ludziska brali się za łby, jednak mniej było chamstwa. Gatunki przeplatały się. Nieraz dostawało się rymującym, jako epigonom poezji, ale pod krytyką zmieniali klasyczne formy lub uciekali w bezrymowe obszary poezji. Piszący wolne wiersze; zapatrzeni w nowomodę, wpadali w manierę oczekiwań i tworzyli kalki upodobań czytelniczych. Jednak doskonalili się pod krytycznymi oczyma. Byli także poeci, tzw. chorągiewki na wietrze poprawiaczy. Bezkrytycznie poprawiali w te i we wte, po czym zatracali tożsamość. Pozytywną cechą tamtych czasów, była obecność ludzi posiadających autorytet i wiedzę. Jeśli wtedy ktoś zadałby powyższe pytanie, to nie byłoby większych trudności z odpowiedzią na nie. Portal uczył i promował dobre wartości, jak i nowe trendy poetyckie. Fama o nim zachęcała do wejścia, ale także, wzbudzała respekt i szacunek dla piszących tu i komentujących. Co z tego zostało do dzisiaj? NIC, albo prawie nic, o czym świadczą choćby wpisy w tym wątku. Żadnych refleksji, żadnych wizji dalszego funkcjonowania Portalu. Główni komentatorzy siedzą już tak wysoko na grzędzie, że już wyżej nie siędą, ale zapatrzeni w swoje zadarte nosy, nie są skłonni schylić się ku maluczkim, zdezorientowanym i niepewnym swojej wartości. Ruszył kolejny exodus niezadowolonych. Migrację łatwo dostrzec w zwiększonej aktywności orgowiczów na kilku mniejszych portalach. Złudna wiara, że przy tysiącach użytkowników, nie warto przejmować się jednostkami, wyludniła i zdeprecjonowała niejedno miejsce. Jaki jest więc sens dalszego istnienia Orgu w obecnej formule kategorycznych stwierdzeń, nietolerancji i chamskich, niemerytorycznych wpisów? Według mnie żaden. Wartościowi ludzie wynieśli się w inne miejsca w sieci i realu. Tworzą tam poezję, prozę i realizują energicznie artystycznie wizje. Życzę osobom funkcyjnym, abym się mylił i aby znaleźli nową formulę, która odwróci pochylenie równi. Jednak bez refleksji i spojrzenia w lustro własnego postępowania, nigdy to nie nastąpi. Pozdrawiam Leszek
-
Podzielam Twoje zdanie. :)
-
:)
-
Wróciłem jak co dzień z obchodu posiadłości. Ile to już lat minęło? Chyba dziesięć. Ze zdziwieniem odkrywałem brak korzeni, które już dawno powinny wyrosnąć i upodobnić mnie do drzewa. Długimi gałęziami mógłbym poruszyć okiennice, zaglądać do okien, płoszyć ciekawskie zwierzęta i ptaki. Postawili kilka warunków. Byłem tak zaskoczony, że nie zapytałem nawet: - Skąd i dlaczego? To był pierwszy, a zarazem ostatni raz, kiedy ich widziałem. Mężczyzna był wysoki, znacznie wyższy ode mnie. Właściwie to nawet gdyby był zaledwie średniego wzrostu, to i tak górowałby nad skuloną ze stresu postacią. Mówił do niej Marzena. Nie mogłem się skupić. Wzrokiem przenikałem i wnikałem pod sukienkę. Ciepło doskonałego ciała ogrzewało zziębniętą duszę i pozamykane wnętrze. Powoli wyzwalałem się z magii i sączone słowa zaczęły układać się w zrozumiały strumień. Propozycja Adama była prosta i szatańska zarazem. W jednej chwili, tu i teraz, musiałem podjąć decyzję o wykreśleniu swojego numeru Pesel z wszelkich ewidencji towarzysko-urzędowych. Jeśli się zgodzę, to zniknę, tak jak niknie ostatni promień przed nadejściem ciemności. Każdy kilometr odmierzany z GPS-ową dokładnością, mocniej zamykał drzwi przyzwyczajeń, ledwo pamiętanych twarzy i uliczek brukowanych epizodami. Nawet nie wiem, co to był za samochód. Chyba BMW, pachnące miękką skórą tapicerki. Musiał być Marzeny, bo umysł miałem zmącony perfumami, które wypełniały wnętrze. Była tuż obok, zaledwie na wyciągnięcie ręki. Jednak gdy próbowałem dotknąć zgrabnego uda, ręka osuwała się na gładź pustego siedzenia. Od wielu godzin zanurzałem się w zielonych korytarzach tysięcy cieni i odgłosów milknącego dnia. Z opisu drogi, powinienem być już niedaleko od celu. Dawno spod kół zniknęły asfaltowe połacie cywilizacji. Leśne dukty ledwo mieściły srebrnego zwierza. W świetle dwóch smug widziałem w popłochu uciekające lisy i sarnę, która zatrzymała się na chwilę, zanim nie zniknęła w zaroślach. Kolejna polana i zakłócający ciszę głos: - Jesteś u celu. Polana i głos odsłoniły bryłę marzeń, na pustkowiu zapomnienia. Wyłączyłem silnik i powoli skierowałem się, na lekko odrętwiałych z bezruchu nogach, do małego domku z drewna, nieopodal rezydencji. Zamknąłem oczy i dopiero przedświt, z obudzonym świergotem ptaków, wsączył w ogłupiałe ciało krople budzącej się świadomości. Miałem tam być i byłem od wielu lat, odizolowany od czarno-białej rzeczywistości. Kolory znaczyły każdą upływającą chwilę, a cienie odmierzały godziny i pory dnia. Pamiętam, jak po przebudzeniu nie mogłem odszukać samochodu. Ślady kół wskazały kierunek, w którym oddalił się. Cicho, jakby na palcach, by nie przepłoszyć snu, zanurzył się w gęstwinę. Poranek odsłonił architektoniczną budowlę, zagubioną w niezmierzonym lesie. Była dla mnie jak sezam-niedostępna i choć zapewne pełna skarbów, to jednak skryta przed wścibskim wzrokiem, za nieodgadnionym zaklęciem. Niedostępna i dumna, kryła tajemnice, za zamkniętymi drzwiami i oczodołami okien, z powiekami żaluzji. Trzy razy dziennie miałem sprawdzać, czy nikt i nic nie naruszyło intymności tego szczególnego miejsca. W deszczu, palącym słońcu i śniegu, przemierzałem każdego dnia kilka tysięcy Robinsonowych kroków. To był jedyny warunek jaki postawili mi tajemniczy nieznajomi. Czasami wydawało się, że drobne niuanse wskazywały na pobyt dziwnych gospodarzy. Może to jednak omamy pustelniczego życia ubarwiały monotonną rzeczywistość. Nie wnikałem skąd dom, na którym upływający czas tępił się bez widocznego karbu przemijania, wiedział, czego pragnąłem. Gdy nadchodziła pora posiłków, na stole pojawiały się niewypowiedziane zamówienia. Przemijał dzień po dniu we wschodnio-zachodnim rytuale. Nie zadawałem pytań. Zresztą, kto miałby odpowiadać na wątpliwości wymykające się z wyciszonego umysłu. Choroby nie znały tego odosobnienia, a i lustro jakby dodawało mniej zmarszczek. Wyczulony na zmiany mogłem bez trudu wskazać na źdźbło trawy przyduszone nocą przez zwierzę, które zatrzymało się w podróży do nieznanego celu. Przez pierwsze dni zeszłego lata, właściwie to chyba chorej wyobraźni mógłbym przypisać, bliżej niesprecyzowane, ślady czyjejś obecności. Nie widziałem, ale czułem bicie wielu serc i delikatne drżenie powietrza. Z czasem, może bardziej ośmielone holicjanki (tak je nazwałem znacznie później), zaczęły wypełniać półprzeźroczystymi konturami, pusty pokój. Sądziłem, że to pierwsze symptomy szaleństwa. Zmaterializowana tęsknota za czyjąkolwiek obecnością, cieszyła, ale i rodziła wątpliwości. Mizyra wyróżniała się pośród omamów. Tak ją nazywałem, a może to senna podpowiedź, któregoś dnia wydobyła się, ze zwykle milczących ust. Słysząc swoje imię odwróciła się i uśmiechem okrasiła dziewczęcą twarz. Mieniła się kolorami. Wszystkie holicjanki okrywała jakby mimika kolorów. Nastroje każdej z dziewcząt uzewnętrzniały się nasyceniem tęczowego okrycia. Trudno właściwie mówić o szatach, gdyż nagość przybyłych wabiła i jednocześnie peszyła wyposzczonego odludka. Upływały dni, tygodnie, a każda próba dotyku urodziwych widziadeł, kończyła się jednakowo-przenikaniem niecierpliwej ręki przez wzorzysty obraz. Chichotały i mówiły coś w nieznanym języku- po każdym moim niepowodzeniu zapoznania się z materią przybyłych. Tak było zawsze, ale jeśli w pobliżu znajdowała się Mizyra, to niesprecyzowana, ale już wyraźna pieszczota stęsknionych opuszków, natrafiała na pojedyncze atomy gładkiego ciała. Każdą wizytę poprzedzał trans, coraz bardziej niecierpliwego wyczekiwania. Czasami witałem je z filiżanką kawy w ręku. Były wyraźnie zaciekawione. Porozstawiane na modrzewiowym stole liczne filiżanki brunatnego trunku, otoczyły tanecznym kręgiem. Po ich oddaleniu ze zdziwieniem zauważyłem, że jedynie ślady kawy widoczne były na dnie porcelanowych cudeniek . Stopniowo zapach, jak najbardziej nęcący afrodyzjak, jako pierwszy zwiastował nadejście urokliwych gości. Mizyra wyczuwała moje zainteresowanie nią, wyraźniejsze niż pozostałymi kobietami. Nie znałem ich zwyczajów, ale przyjazna ręka natury zaplotła któregoś wieczora nasze dłonie. Zrobiłem zapraszający gest, a ona wpisała się konturem w moje ciało. Wniknęła niezliczonością pragnień. Miliony dotyków zaowocowały feerią doznań. Półomdlałego cuciło narastające drżenie. Tęczowy wir zamykał kochanków w swoich objęciach. Szepty czułości przenikały przez usta spragnione pocałunków. Każde mocniejsze nasycenie barw wyzwalało cichutki jęk kobiety, którą stawała się tego wieczora holicjanka. Powoli znowu byliśmy dwojgiem. Jednak kiedy instynktownie podtrzymałem osuwające się w omdleniu ciało, ze zdziwieniem, ale i niekłamaną radością, wyczuwałem słodki ciężar w szczęśliwych dłoniach. Jeszcze niedawno ten holograficzny obraz mogłem tylko obejmować wzrokiem, a teraz wziąłem Mizyrę na ręce i ułożyłem na kwiecistej pościeli. Najurodziwszy ze znanych mi motyli, zastygł na chwilę na płatkach. Jej usta jako pierwsze ocknęły się z letargu i poszukały wilgoci spragnionych warg. Ucieleśniona przywierała każdym fragmentem jeszcze niedawno dziewczęcego ciała. Tęczowe ciepło przenikało i pobudziło prawie zapomniane pragnienia. Czując, że tego chce, w niepojętej nieświadomości istnienia, tym razem to ja przeniknąłem ją głęboko, do granic utraty świadomości. Na moment zastygła, by po chwili chłonąć wszechogarniający żywioł uwolnionej żądzy. Zasnęliśmy nadzy, zmęczeni i szczęśliwi. Nad ranem obudziła mnie doskwierająca samotność. Przywołałem kolorowe, wieczorno-nocne obrazy. Nie mogłem się skupić na codziennych obowiązkach. Niemal biegiem, aby nie uronić ani chwili możliwego powrotu Mizyry, przemierzałem ścieżki wokół rezydencji. Minął wieczór, minęło kilka następnych dni. Wirujące kolory jakby zapomniały o wyczekującym wnętrzu. Zapominałem o jedzeniu. W otwarte rany wwiercały się słowa : Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą, a zostanie tylko fotografia, to - to jest bardzo mało...
-
Klasyka kiczu - jako rzeczono. Jako odrzeczono nic więcej nie mam do dodania. :)
-
Szanowna Pani Mario. Zdziwiło mnie Pani uogólnienie, przypinające mi łatkę spijającego bezrefleksyjnie pochlebstwa i odrzucającego krytykę. Proszę sobie sprawdzić, że przyjąłem bezdyskusyjnie krytyczną opinię Pana Barycza, a zareagowałem dopiero na jego zarzut o paru setkach podobnych orgowych twórców, pod wpisem Bernadetty1. Nie uważam tego wiersza za wiekopomne dzieło, ale także, jako autor mam prawo bronić się przed zarzutami. Niestety wpisy typu: kicz, grafomania, za dużo, czy za mało czasowników, itd, idą na łatwiznę i nie skłaniają do dyskusji, bo po co skoro został autorytatywnie wydany wyrok. Nie odbieram nikomu prawa do zdania, że wiersz jest prosty i nieudolny, jednak proszę stanąć z drugiej strony i zastanowić się jako autor, co taki wpis by Pani dał. Wiele komentarzy pisanych jest szybko, bez wnikania w płaszczyzny wiersza. Jeden znajdzie tu opis kryształowych precjozów, a inny w swojej interpretacji uzna, że to erotyk. Jednak skłoniła mnie Pani do głębszych refleksji. Jeden od poezji oczekuje poetyckiego bełkotu, inny ukojenia, jeszcze inny chce aby czyjaś poezja była mu inspiracją do pisania, czy działań. Jeszcze inny odrzuca wszystko, co nie nosi znamion innowacyjności. Jeden lubi hermetyczne wiersze wolne, skłaniające go do zmierzenia się z zamysłem autora, a inny lubi muzykę płynącą ze zrymowanych strof. Każda forma ma swoje uwarunkowania i często odrzucamy je jako błąd, nie wnikając w strukturę. Jednak można powiedzieć, że każdy z wymienionych ma rację, bo w różnorodności jest piękno i nieprzemijająca wartość poezji. Pozdrawiam Leszek Wlazło
-
Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano. Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :) Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :) nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady... Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :) Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"... Szanowny Panie, uważam, że jako gospodarz, powinien Pan zmierzać, do likwidowania podziałów, a nie do ich eksponowania i to w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi. "w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi" Proszę nie popadać w demagogię. Jedyny eksponowany przeze mnie podział dotyczy wierszy dobrych i słabych. Jeżeli wspólne "wiaderko" (czyli wtórność, banał i pretensjonalność), jest obraźliwe, to autorzy obrażają się sami... Oczywiście, że mógłbym przypudrować swoją wypowiedź, jakimś eufemizmem, ale liczę na pana zrozumienie. Ostatecznie, nie powinien pan mieć pretensji do człowieka piszącego komentarze "inaczej niż pan lubi", to by eksponowało podziały... :) Nie zamierzałem odpowiadać Panu na zarzuty o kicz, skoro takie są Pana odczucia. Jednak rzucane przez Pana kalumnie, oklepanymi, niepopartymi niczym stwierdzeniami, są wg mnie równie wtórne, banalne, pretensjonalne i epigońskie, co i wielu podobnych uzurpatorów jedynie słusznych sądów. Ma Pan rację, że mam pretensję do tak napisanych komentarzy (o czym napisałem na forum dyskusyjnym), bo poza Pana autokreacją, nie dają nic pozostałym użytkownikom, ani tym bardziej autorowi. Gratuluję dobrego samopoczucia, jednak niech Pan przyjmie uwagę, że funkcja, jaką Pan pełni, to odpowiedzialność za miejsce, które kiedyś było jednym z piękniejszych i uznawanych. Zniszczyć coś jest bardzo łatwo, natomiast zbudować, jest znacznie trudniej, a odbudować jest czasami wręcz niemożliwe. Pozdrawiam Leszek Wlazło PS Mam nadzieję, że nie wytknie Pan truizmów, a jeśli miałby Pan ochotę, to oświadczam Panu, że pomimo, iż przez niejednego takie oczywistości są odrzucane, to warto czasami się zastanowić nad nimi i spojrzeć w lustro.
-
Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano. Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :) Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :) nie wiem czy Pan zauważył, ale zacytował Pan prawie cały wiersz.Nie zgadzam się.Owszem są są fragmenty słabe, ale bez przesady... Muszę panią uspokoić, owszem, zauważyłem :) Obstawiłbym w ciemno duże pieniądze na to, że pani się "nie zgodzi". Myślę, że lirykę czerpiecie państwo (i jeszcze parę setek orgowych twórców) z tego samego, wspólnego "wiaderka"... Szanowny Panie, uważam, że jako gospodarz, powinien Pan zmierzać, do likwidowania podziałów, a nie do ich eksponowania i to w sposób obraźliwy dla piszących inaczej niż Pan lubi.
-
Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano. Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :) Uważam, że zacytowany fragment, jest klasycznym przykładem kiczu :) Dziękuje za doprecyzowanie wypowiedzi i jak już powiedziałem przyjmuję w pokorze Pana odczucia co do wiersza. Pozdrawiam Leszek
-
Skoro Pan tak kategorycznie stwierdza, to zapewne mogę ja i inni użytkownicy uzyskać informację, gdzie taką klasyczną postać kiczu opisano. Jeśli natomiast są to Pana odczucia, to zabrakło mi w Pana wypowiedzi słów: uważam, że. Wtedy z pokorą przyjąłbym głos czytelnika. :)