Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Artur_Bielawa

Użytkownicy
  • Postów

    381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Artur_Bielawa

  1. My chłopcy punkowcy chłopcy z placu broni do szpiku kości zepsuci z marzeń ojców wykuci W pieśni naszej gonitwa ktoś wytyczył złe szlaki w sercu króluje bitwa rozum analizuje poszlaki Zabrali nam miłość wiatr w oczy wciąż wieje kapitalizm nie dla nas on rujnuje nadzieję Głupcy wy ludzie gitara prawdę wam powie o fałszywej ułudzie co wiarą się zowie My chłopcy punkowcy zdobywamy szczyty za wolność naszą i waszą gdy rosną apetyty
  2. Dwudziesta trzecia jedenaście ktoś chyba dziś nie zaśnie ktoś ślę świąteczne życzenia miłość się rodzi z westchnienia Świat huczy ogniem i gaśnie komuś potrzebne są waśnie ktoś do kogoś dziś strzela a miała być spokojna niedziela Nie sentymenty a zdrowe spojrzenie w dłoni kamyk a w sercu marzenie i nagle z oczu czar prysnął jakby na szyi pętle zacisnął Dwudziesta trzecia jedenaście ostatnia świeca zgaśnie za chwilę jak echo przeminie zaszumi w głowie po winie
  3. Recepta na wieczność to nie ostateczność brzdęk tłuczonych okien odłóż na potem Złoto zbóż szpiczastych ciepło barw jesieni na niebie są gwiazdy a serca na ziemi Było ich zbyt wielu tych co odchodzili ja byłem wśród nich i ty byłaś między nimi Recepta na wieczność to nie niedorzeczność brzdęk tłuczonych okien odłóż na potem
  4. następny dzień pożegnał noc zobaczył w oczach elektryczną moc dla ciebie ja bóg o twarzach stu nie przeląkł się był zawsze tu nie wierzę w nic już brak mi tchu to cały ja z torfu i mchu
  5. Dzwony na wietrze od dawna rdzewieją doszukasz się we mnie człowieka z nadzieją Drewniane sztalugi obrazy wyśnione ktoś sprzedał za długi złotą koronę Świat się spodziewa stłumienia emocji może dostać jedynie wojnę w promocji Za oknem wszak stoję zamykam powieki dotyk twej dłoni wystarczy na wieki Dzwony na wietrze zabiją ponownie obwieszczą godzinę która minie bezpowrotnie
  6. Posępnym wzrokiem kradnie twoją urodę rozmyśla i tonie w otchłani okien już nie mówi o ulotnych względach w błędach błąka się jak przybłęda W uścisku betonowej przyrody, znużeni leżą w białej pościeli, stęsknieni ona słania się w letargu lecz nie zanurzona we śnie czasami jest na tak czasami jest na nie Słowa miedzy nimi krążą i nęcą niczym fale skrzyżowanych krawędzi kołyszą ich piaszczyste brzegi zmartwychwstałych nadziei w jego dłoni dłoń swą skrywa nie zawsze śmieszny lecz kapryśny pociesza jej rozczulone myśli
  7. dokąd odchodzę w melancholię czy nudę i na nowo się rodzę w drodze prowadzi mnie droga z kocich łbów usłana niełatwo powstrzymać starego ułana skamieniali bowiem ci ludzie co chcą przestrzegać przykazań a ja znowu w drodze dzieckiem się rodzę dorastam więc jestem
  8. W koszmarnym domu koszmarne sny w koszmarnym domu koszmarna Ty koszmarne krzesła, koszmarny sad w kasztanowych ubraniach cały świat Trwam w iluzji, tonę we łzach życie z pudełek w jednym z nich ja samotny i pełen obaw o jutro w koszmarnym domu zamknięty w pudło Puste ulice i pusty plac upadłe anioły mieszkają wśród nas kroczą aleją gorliwych cnót puste ich słowa a w oczach chłód Koszmarne lilie w koszmarnych dniach koszmarni ludzie z koszmarnych dat toną w obłokach na skraju jutra puste koszmarne dźwigają pudła
  9. płyną pod prąd gwiazdy po niebie dźwięczną lutnią kochałem ciebie głęboka studnia marzeń nie zliczy piękna dziewczyno z Morskiej ulicy i gdy już zaśniesz nim oczy cię zabolą przybędzie brunet wieczorową porą za pierwszą gwiazdą księżyc się schowa o prawdziwej miłości nie powie ni słowa
  10. O północy miota się bezsenność na atłasowym tle kto ukołysze ją do snu gdy nie ma Cię tu Już północ, a o północy trzeba spać! I nawet koszmary złych intencji nie mają o północy już zasypiają a wiatr swoje bujdy plecie o nierzeczywistym świecie Po drugiej stronie lustra minęła dawno szósta!
  11. Za długo wpatruje się w niebo za dużo czytam poezji truje mnie w czystej finezji przywilej amnezji Jeszcze trochę, a zginę w papierach, słowach i czynach w manierach tak gdy po winie nie jeden ogarnął nas nieład Abstrakcji niechybna śmierci możliwość niemożliwego upatruje w tobie jednej części elementu doskonałego W mojej sypialni jak pudło obijam się o ściany jakby przed ślubem sukno skrywa tajemnice alkowy Twoje zadziorne spojrzenie spod poduszek, pierza i cieni w nim upatruje nadchodzącej nadziei Kim jesteś w dalekiej drodze kamieniem, owocem? Spójrz zanim obrócisz zło w dobre moce Za dużo czytam poezji za długo wpatruje się w niebo i nie wiem dlaczego ach poeto, poeto!
  12. list do ciebie rzewne nuty jestem bosy czasem struty list ci piszę w dobrym geście słowa te są w moim guście jego ton to księga życzeń Otton III wybawiciel on już trzeci jest z kolei nawet znaczek się nie klei z niego słowa wypadają puste kartki przemykają puste kartki dezerterki z nich pożytek jest niewielki i nie wielkie ma znaczenie listu tego przeznaczenie
  13. Wyskubane popołudnia jak pestki ze słonecznika ostatnia taka wojna nie pierwsza sroga zima Poczekaj, zanim odpoczniesz na zasłużonej emeryturze i ordery w pierś swą wepniesz w dobrze skrojonym garniturze Wrzesień ci odbierze usta twojej żony orzeł na orderze w twym sercu wytłoczony Za dużo słów, zbyt mało ulicznych demonstracji silny duch i jeszcze silne ciało nie przywykłe do kapitulacji Poczekaj, zanim odpoczniesz na zasłużonej emeryturze i broń w swe ręce weźmiesz w dobrze skrojonym mundurze
  14. Wszystko wokół mojej głowy ciągle drży pójdę za przykładem, pójdziesz ze mną ty w labiryncie naszych ciągłych trosk i szans pójdźmy boso zanim śnieg przykryje las Z jednym słowem pęka gruba nić to nam dwojgu nie pozwala żyć to poczynań naszych będzie wkrótce kres ktoś się zrodzi z bessy, komuś to przyniesie śmierć Świat rozkwita z pod płomieni naszych serc gdy muzyka niknie, sam zamilknę więc co przyniesie jutro, sama dobrze wiesz w połatanym swetrze piszę jeszcze jeden wiersz Tak jak żebrak kuszę własny los grając w kości głaszczę go pod włos ty zaś patrzysz na mnie jakbym ciągle pił tą miłością upojony chyba wiecznie będę żył Sam już nie wiem jednak jaka życia to jest część kiedy się zapętli czas jak wredna śmierć kiedy nasze dłonie zaczną z czasem drżeć nasze życie będzie miało nowy sens
  15. Dziękuje za podpowiedz, poprawiona zwrotka brzmi fajnie, pozdrawiam
  16. jesteś jak uśmiech i łzy czasami szybko nam biegną noce latami za dużo ucieczek przy blasku księżyca gdzie tak się spieszę to tajemnica jesteś a jednak bardziej mi obca płonne nadzieje trwają do końca
  17. radio ma-ryja i Rydzyk, wyslij mu rente na nowego Bentleya!
  18. Oziębłe uczucia i wiatry niespokojne w sercu kłucia w głowie rozpętały wojnę Tysiące nut na przemian wyssanych prosto z palca nic nie mam przecież w zamian tylko nogi do walca Wciąż szampan szumi w głowie gdzieś w tle gra muzyka ktoś coś na ucho powie ktoś już drzwi zamyka Myśli niespokojne nawet w dni powszednie rozpętały wojnę tylko niepotrzebnie
  19. Zdążamy ku sobie graniczące dwa cuda pytamy siebie czy odnaleźć nam się uda Na ziemi wpół pękniętej gdzie dwa oceany patrzymy wciąż na świat z chińskiej porcelany Nie ma tu miłości czasem w nią się wierzy nie ma tu modlitwy wśród łupów i grabieży Zdarzają się odpływy ludzkich serc w przestworza i zdarzać się będą póki grają zorza Słońce już nie zdoła ogrzać mnie i Ciebie graniczące dwa cuda miłość i nadzieję
  20. posypię popiołem wzburzone fale zamienię je w piekło gorące i twałe Zamienię róże w pąki niestałe wywołam burze odcisnę twarz w skale Zabiorę siebie tam gdzie być nie chcę w codzienną zimę pisaną wierszem Wiatr wpędzi myśli w jesienne kompleksy krzyk spadających liści zamknę w swej pięści
  21. Przed nadejściem nocy w zacisznym domu świąteczne iskrzą oczy nieznane nikomu zamknięte w więzieniu powiek ukryte za zasłoną rzęs odpływa z nich Twój bliski człowiek odpływa z nich do życia chęć Przed rumieńcem schowa się w cieniu zanim gotowy wystawi twarz do słońca i może on padł też złudzeniu że czerwone posągi będą trwać bez końca Stać się człowiekiem z marmury można to zrobić w kadrach u Wajdy nie plamiąc honoru munduru u brzegu Wiły, Odry i Warty Nie ma w nas jedynie pokory do walki sił nie brakuje gdy świat z nienawiści jest chory wtedy krew mu najbardziej smakuje Przed nadejściem nocy ściska serce pierwotny grzech pożegnają go świąteczne oczy a przywita jedynie grudniowy śnieg
  22. Nie odzywam się, czasem płacze takie życie martwe raczej i brakuje mi kilku cnót w które zawierzyć bym mógł Ulepiony z gliny cały taki mały, kruchy dzbanek nie do czarnej kawy lecz do ciastek wezbrany Tak łatwo mnie odrzucasz z podejściem ślusarz do klucza i chciałbym z Tobą iść nie od dziś, ja stalowy liść
  23. Nie obronie się powiedzieć najprościej w swoim zwykłym dniu brakuje już odskoczni Nie obudzę się ze śmiercią zagram w kości może coś wywróżę z jej królewskiej mości Nie ukryje Cię przed światem wspaniałości na skrzyżowaniu dróg ograniczenie jest prędkości Nie zawstydzę Cię w swojej łaskawości polubiłem bardzo widok twej nagości Nie powstrzymuj mnie brakuje tu wolności zamiast wznosić się popadam wciąż w skrajności Nie obrażę się nawet w wielkiej złości zgubnym może być upadek z wysokości
  24. wśród szklanych uniesień zamieszka jesień w bogactwie wrażeń ołtarze w zbrodni i karze smutkiem odjazdów radością przyjazdów ciepłem kontrastów ilością słońc kołysz mnie wciąż i krąż
  25. proste serce szuka drogi zaczerpniętej z mitologii ruszaj śmiało dzikie serce może miłość wpadnie w ręce ruszaj śmiało i nie zwlekaj pożyj jeszcze za człowieka dzikie serce to symbole swą prostotą w oczy kole rosną ciernie z każdej strony one pierwsze zbiorą plony moje serce na wokandzie wprost z pieśni o Rolandzie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...