Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bea Nefer

Użytkownicy
  • Postów

    174
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Bea Nefer

  1. Bea Nefer

    fala

    Dziękuję Iza. Bardzo się ciesze, że do mnie zaglądasz. Beata
  2. Bea Nefer

    fala

    Ona Kot. wiersz jest stylizowany - wypowiedź uczestnika tragedii(muszą być emocje) - taką formę wybrałam. dlatego skoro to wypowiedź są powtórzenia - absolutnie celowy zabieg. no a złośliwy zapach - to sfera domysłów - a chodziła o nowotwór - tak bywa że po napromieniowaniu takim jak w Czarnobylu często u ludzi pojawiał się nowotwór - i watpię, że to średnio logiczne. Arkadiusz. ja tam nie widzę nic chaotycznego. przesłanie:- życie-śmierć-strach-przypadek -sumienie-odpowiedzialność - ból - rozpacz - cierpienie - trzeba więcej? Dziękuję za przeczytanie i poświęcenie mi czasu bardzo bardzo pozdr Nef
  3. Bea Nefer

    fala

    nasze działanie było zgodne z wytycznymi decyzyjnie wciskaliśmy każdy guzik miała nastąpić reakcja schłodzenia - powinna była nastąpić wybuch nie miał prawa jakby bez przyczyny bez przyczyny a potem w ustach jak ozon po burzy to zapach śmierci poznałem po głosie twarz we krwi chciał bym ratował innych przed czarną opalenizną i podmuchami wiatru wywieźli daleko w dożywotni strach w kliniczne korytarze o złośliwym zapachu
  4. Bea Nefer

    natręctwo

    Piotrze "próbujesz" - tak być powinno. Dzięki za koment.
  5. Bea Nefer

    natręctwo

    Drogi/a/ Cody. "conocność" to piękny neologizm i z rady nie skorzystam.
  6. Bea Nefer

    natręctwo

    pocztówki zakurzone szuflady drobne pamiątki trud ujarzmienia pamięci conocność codzienność podobieństwo uporczywie graweruję tamte wiosny teorie spalenia we mnie tylko przeczytane
  7. A w jakiej skali?:) To fragment powieści nie opowiadanie. Fajnie, że ktoś przeczytał mimo wszystko się cieszę.
  8. Kurna ale orgazm....miała Ona:) Nie doczytałam o nim ale mignął mi przed oczami. Są fragmenty i momenty. Różne teksty ludzie piszą i czytają i się nimi podniecają. Głębi nie dostrzegam bo brak penisa:) Wygaduję....Opowiadanko w pewnym stylu i tyle. Może zmienić tematykę, by poznać inne umiejętności Autora/ki(?) Chętnie poczytam pozdrówka
  9. Podboba mi się styl. Dość swobodnie poprowadzona opowieść. Szybko i sprawnie się czyta. Trochę tu wprawdzie wyimaginowanej dojrzałości u dziecka trzyletniego(taki za Chiny ludowe trzylatek nie jest-choć zgadzam się że jest uparty), egzaltacji czasami i wprowadzania symboliki, która akurat tekstowi nie służy ale w ogólnym rozrachunku nie jest najgorzej. pozdrówka Nef
  10. Włosy też - Chyba włosy - to wpadka. Styl bardzo rytmiczny. Karabinowy. Wratki choć brak akcji:) Gadnie o niczym z pozoru, choć faktycznie głębi niewiele. Mimo to czuję, że Autor ma możliwości. Tylko niech znajdzie temat. To tylko przymiarka(pierwsza). Osobiście przeczytałam do końca co rzadko mi się zdarza - niech to będzie zachęta od Smerfa Marudy czyli mnie. pozdrówka i weny Nef
  11. W ostatniej chwili dobiegła do pociągu, nie zdążyła Go nawet pocałować - mimo dużego G ma się wrażenie, że nie zdążyła pocałować pociągu:) Koniecznie trzeba zmienić początek. Dużo powtórek tych samych słów -przed ustami, usta, śmierdzący papieros, smród itp. Dlatego nie poczytałam dalej. Mam nadzieję na wybaczenie pozdrawiam Nef
  12. Zrobiło mi się ciepło, a raczej gorąco. Znów Go słyszę, jego ciepły głos. zawiesiłam głos - 2xciepło, 2xgłos - to tyle wpadek. reszta fajna. ja bym na randkę nie poszła:) pozdrówka Nef
  13. Niebo zaciągnęło się gęstymi chmurami, które zawisły nad Galinem, siwym kolorem zbliżającej się burzy. Wiatr dmuchając od strony gór, niósł ze sobą świeże powietrze i rześkim powiewem pędził po okolicy. - Kalian - stary mężczyzna, siedzący na drewnianym stołku, spojrzał na wnuka, spod krzaczastych, białych brwi. - Patrz ino – wskazał chudym, koślawym palcem na okno. - Saraj do nas idzie. Młodzieniec zerknął we wskazanym kierunku. Smukła postać kobiety, ubranej w wąską, długą suknię, posuwała się lekko, w stronę ich chaty. - Szczęściarz z ciebie – w malutkich, zapadłych w czaszkę oczach dziadka pojawił się błysk zadowolenia. - Dziewek mało, a ciebie najpiękniejsza chce – zmarszczył w uśmiechu twarz. Chłopak popatrzył na niego pobłażliwie. - Zaraz wracam – powiedział wstając z miejsca i podszedł do drzwi, którymi wyszedł bezpośrednio na podwórze. - Saraj! – zawołał do dziewczyny. - Ku mnie idziesz? – spytał. - Czy do dziadka? Kobieta zatrzymała się przy drewnianym płocie. - Jemu pewnie bardziej jestem miła – odpowiedziała zaczepnie. - Ale tym razem do ciebie przyszłam – otworzyła furtkę. - Na skraju grodu żyjecie, to i wieści najnowszych nie znacie. - Tak ? – Kalian uniósł brwi. - Tak – w jej głosie zadrżała nuta przekory. – Z Rostem właśnie .... - Ooo! – przerwał jej. – Z Rostem! No proszę - kopnął leżący na ziemi kamień – Przyszłaś mi się pochwalić kolejnym zalotnikiem?! Dziewczyna zacisnęła zęby. - Głupia byłam, żem wogóle przyszła! – poczerwieniała na policzkach. - Ale jakem tyle drogi przebyła to i powiem! Wojna idzie! – powiedziała ze złością. - To Rost ci takie wieści przynosi? Zamiast kwiatów? – uśmiechnął się ironicznie. - Nie! Ale jakem z nim na spacerze była, to u bram miasta, nowy garnizon parian zobaczyłam. Ich dowódca mówił, że na wojnę się szykują. - Na spacerze – powtórzył Kalian w zamyśleniu. - A z kim ta wojna? – zainteresował się. - Jam nie bystra podobno – spojrzała na niego z wyrzutem. – Ale zdaje mi się, że tyś mądrzejszy i domyślić się powinieneś – powiedziała z satysfakcją. - Jak dla mnie – dodała z nutą złośliwości, będąc już odwrócona tyłem i gotowa do odejścia. – To rzecz dotyczy Niewidzialnych. To tyle. Iść już muszę. Rost na mnie czeka. Za zakrętem go zostawiłam. Do zobaczenia – pokiwała mu ręką. - Do zobaczenia – burknął, zawracając w stronę chaty. - Ha ! – dziadek podrapał się za uchem. - I co tam? Gdzie łania? - blade tęczówki jego oczu, zniknęły w linii mnóstwa zmarszczek, zastępujących powieki. - Poszła. - Poszła – starzec powtórzył żałosnym tonem. - Jak to ? Tak szybko? - No – mruknął wnuk. - Aj, aj. Gdybym ja młody był – westchnął. - Nie przepuściłbym. Oj nie, nie – pokręcił siwą głową. - Toć przecie najładniejsza – dodał ożywionym głosem. - Czemu ci się nie podoba? – popatrzył na Kaliana zdziwiony. - Podoba – powiedział cicho chłopak, siadając na drewnianym stołku. - Ale to chyba nie jest kochanie. - Oooo! – dziadek wyglądał na zaskoczonego. - A skąd ty wiesz jak kochanie wygląda? Wnuk uśmiechnął się pod nosem. - A nie śmiej się synku - staruszek zakasłał chrypliwie. - Jak tak niewiastę dobrze złapiesz i do siebie przyciśniesz, to kochanie zaraz przyjdzie. - Dziadek! – Kalian starał się go uspokoić. - Nie miłowanie mi teraz w głowie. - O! Nie miłowanie. A co? – zaciekawił się staruszek. - Miłowanie najważniejsze. Ja ci to mówię, bom wiele lat na tej ziemi już przeżył. Mężczyzna musi się wyżyć, bo potem głupieje. - Wyżyję się. Inaczej. Na wojnie. Stary popatrzył na niego mało rozumnie. - Wojna, dziadku. Wojna się szykuje – powtórzył Kalian głośniej. Staruszek pokiwał głową. - Wojna powiadasz – zastanowił się i zasępił. - Niedobrze – powiedział cicho. - Czas to paskudny, gdy krew się leje. - Ty przecież też wojnę przeżyłeś – wnuk spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Tylko nigdy o tym nie opowiadasz. - Bo i nie ma o czym! – zaseplenił staruszek groźnie i wstał. Wnuk spojrzał na niego lekko strwożony. - Dziadek! Co ci to? – zapytał. – Obraziłem cię czym? Stary przystanął przy drzwiach. - Widzisz synku – wymamrotał. – Jak się jest młodym, to świat wydaje się pokorny i mały, ot na wyciągniecie ręki - westchnął. - Ty myślisz na wojnę iść. Mnie zostawić z cierpieniami starości i lękami o ciebie, który na owej wojnie wojować będziesz – oblizał usta. - A wojna to piekło, którego nikt, kto je przeżył, nie chce nawet wspominać – wyszedł na zewnątrz. - Oj staruszku. Ty zaraz tak tragicznie – chłopak poszedł za nim. - Nie tragicznie – oburzył się dziadek – A prawdziwie. Ja na wojnie straciłem wszystko. Wszystko – powtórzył ze łzami w oczach. - Gdyby nie ty..- załkał, nie kończąc zdania. Młodzieniec spojrzał na niego wnikliwie. - Opowiedz mi - wyszeptał. - Opowiem. Nie po to, by zaspokoić twoją ciekawość, ale żeby cię uchronić. Żebyś złej decyzji nie podjął - siadając na kamieniu, wystającym spod wysokiej trawy, rozglądnął się wokół i przetarł twarz rękawem lnianej koszuli. - Pochodzę ze starego rodu – kiwał głową. - Walecznego. Który oddawał swe dzieci do szkół zakonnych. Do Karteny. Pięć lat miałem, jak od matki mnie oderwano i do organizacji zaczęto przyuczać. Dawano jeść, ubierano – zawiesił głos. - Uczono jeździć konno, strzelać z łuku. Ot, tresura karnego i sprawnego wojownika, gotowego oddać życie dla Mistrza. - Mistrza?! A któż to taki?! - Pozwól narwańcze, że dokończę historię, a potem odpowiem na twoje pytania – rozzłościł się dziadek. – Po jedenastu latach nauki, przydzielono mnie pod dowództwo pogorianina, który tym sposobem dowodzenia się uczył. A to już szkółka nie była! Czy upał, czy mróz, czy deszcz, szliśmy bez jedzenia i wody, przezwyciężając strach i zmęczenie. Nie śpiąc i nie odpoczywając, jedząc jedynie dziko rosnące rośliny. Tak, tak – zadumał się. - Uczono nas opanowywać emocje i ból, mówić głośno i oddychać prawidłowo, by płuca wzmocnić. Uczono, jak wyplatać sieci i pokonywać wezbrane wody potoków, bez zamoczenia ubrania. Ćwiczono w posłuszeństwie... A gdy ukończyłem dwadzieścia lat, wcielono mnie do armii. Ord, ówczesny mistrz, pasował mnie na pariana i od tego czasu trzydzieści lat upłynęło mi na służbie. W tym pięć na wojnie. - potarł dłonią czoło. - Ale wreszcie swoje odsłużyłem i mimo wojny, wróciłem do domu, do grodu Albinaza. Ojciec mój już nie żył, tylko starusieńka matka mnie przywitała. Silny jeszcze byłem, umięśniony, młodo wyglądałem i dziewuchy za mną zaglądały. Niezłą partię stanowiłem. Światowy i uczony. I wtedy chorować zacząłem. Mówili, że nie przeżyję. Że każdy parian umiera, gdy do domu wraca, bo za innym światem tęskni. – westchnął. - A ja wiem, że to kopryz śmierć zadawał....Chudłem i leżałem w gorączce całymi tygodniami. Pot mnie oblewał i dreszcze wstrząsały ciałem – zmarszczył brwi. - Ale była we mnie ogromna wola życia, choć umierający rzeczywiście byłem. I pewnego dnia ozdrowiałem. A potem poznałem Arionę – przetarł zaczerwienione oczy, uśmiechając się nieznacznie. - Miała jasne włosy. Długie i miękkie. Piękne. Dobrze nam było ze sobą, ale dzieci nie mieliśmy. A ona tak kochała dzieci – potrząsnął głową. – Wtedy, jak ganoci do wód świętych chadzali, my też poszliśmy z nimi. I udało się. Matka twoja na świat przyszła, identycznie do twojej babki podobna – staruszek znów, bezwiednie uśmiechnął się do wspomnień - Wojna się zakończyła i wszystko pozornie wróciło do normalności. Ludzie do domów powrócili. Tyle tylko, że wciąż mnóstwo złoczyńców po lasach się kryło. I wtedy te porwania się zaczęły. Kobiety łapano. Nikt nie wiedział kto i po co. Zamilkł na chwilę. Spojrzał na Kaliana z uwagą i lekką trwogą. - A potem – westchnął. - Twoja matka, przyprowadziła do domu chłopca, jako tego z którym życie dzielić będzie. Ojciec twój to był. Dość znacznej postury, odważny i dobry człowiek. I dnia pewnego Gasta oznajmiła nam, że spodziewa się dziecka - otarł łzę, spływającą po zapadłym policzku - A, gdy na łożu w bólach leżała, żeby ciebie urodzić, pożar zaczął trawić domostwa. Szybko – pokręcił głową na boki. Zadrżał. - Ojciec twój wodą chatę polewał a ja mu pomagałem. Ariona przy matce twojej była. Niestety, dom zaczął płonąć jak pochodnia. Ojciec twój na nic nie bacząc, wdarł się do środka i wyniósł ciebie, nowo narodzonego - zawiesił głos. Wzrok utkwił, gdzieś poza postrzeganiem. - Pamiętam – powiedział Kalian. - Pamiętam ten ogień i mój strach. Myślałem, że to tylko sny takie miewam, które ogniem mnie prześladują. Teraz wiem, że prawdą było wszystko, co przed oczami nieraz widziałem. Dziadek, jakby wybudzony z otępienia, spojrzał na niego uważnie. - Jak to pamiętasz? Przecie maluśki byłeś. Ledwie na świat przyszedłeś. - Pamiętam. Całe swoje życie pamiętam. Dzień po dniu, godzina po godzinie. Starzec zmarszczył brwi. - Zawsze dziwnym mi się wydawałeś – powiedział, po dłuższej chwili milczenia. - Gadałeś do siebie, a jakem pytał z kim rozmawiasz, to żeś mówił, że i tak nie zrozumiem. A trzy lata tylko miałeś – wciąż żywo miał w pamięci tamtą chwilę i swoje własne zdziwienie. - Powiedz dziadku. Jak zginął ojciec? – Kalian wpatrywał się w starca. - Próbował matkę twoją ratować. Wszedł do płonącej chaty i tam już pozostał – powiedział dziadek z goryczą w głosie. - Widzisz synku, ile nieszczęść wojna ze sobą niesie. Udźwignąć ich nie sposób. Starość widzi wszystko wyraźniej i mądrzej. Nie pozwól, by cierpienie wdarło się w twoje życie. Do armii nikt cię nie powoła, boś nie parian, a na ochotnika, jako pierwszy szereg iść, to niechybna śmierć. Nie ciesz się z wojny chłopcze – powiedział smutno, wstając z kamienia i prostując plecy. - Ale, właśnie ...o mistrza pytałeś – przypomniał sobie – Tłumaczyć ci miałem kim był, ale .... - Nie musisz – Kalian przerwał mu wpół zdania i odwrócił głowę, ku ciemnym i ciężkim chmurom. - Chodźmy, bo deszcz zaraz nas zmoczy. Z oddali słychać było głuche grzmienie. Niebo zawyło groźnie i przeciągle. Starzec zrobił kilka kroków w kierunku chaty, ale przystanął, by spojrzeć na rysujące się granatową linią, góry. - Co tam dziadku? - Tarmodieses – starzec wskazał krzywym palcem na wypiętrzony białymi wierzchołkami masyw. - Wiem przecież. - Tam jest centrum organizacji, czy jak kto woli zakonu. Różnie to nazywają. Kalian spojrzał machinalnie na odznaczający się na tle nieba, ciemny rys, pnących się wysoko szczytów. - Co to znaczy? – spytał. - Nie powinienem tego mówić, ale tam jest siedziba wojowników Ominis i samego mistrza - dziadek zmrużył oczy. - Dlaczego o niego nie pytasz ? – nie mógł zrozumieć brak zaineresowania, najważniejszym spośród ważnych. - Po co? – chłopak wzruszył ramionami. - Zrozumiałem, że jest władcą – podniósł nieco głos. - Silnym i okrutnym. Starzec wstrzymał oddech. - Cicho synku ! – w jego oczach pojawił się strach. - Tak mówić nie wolno! - Dlaczego? – chłopak lekko się zaśmiał. – Słyszy, aż z tak daleka? – zażartował. - Może. Kto go tam wie – dziadek zamrugał nerwowo powiekami. - Teraz inny rządzi. Ord umarł, to i inny nastał – zmarszczył czoło, aż białe brwi zsunęły się i zasłoniły oczy. - Skoro to zwykły człowiek, czemu budzi tyle emocji ? I czczą go, niczym jednego z bogów ? Starzec naparł na drzwi i wszedł do środka. - Kto powiedział, że to zwykły człowiek? – spytał, podejrzliwie spoglądając na wnuka. - Ty. - Ja? – zdziwił się stary. - Kiedy? - Przed chwilą. - No, synku. Aleć takich sztuczek, to ty ze mna nie uprawiaj! – poczerwieniał ze złości. - Nie denerwuj się. Ja niekiedy ludzkie myśli słyszę. Dziadek umilkł. Stał wpatrzony w chłopaka, jakby nie pojmując tego, co przed chwilą usłyszał. Usiadł po chwili na stołku i podparł głowę rękami, bo nagle wydała mu się ciężka i rozdęta. Próbował przypomnieć sobie swoje myśli, po czym strach wymalował się na jego twarzy. - Czemu ja takich rzeczy o tobie nie wiem? – spytał poważnie. Kalian westchnął. - Nie chciałem cię martwić. Starzec pokiwał głową, po czym przetarł twarz dłońmi, jakby chcąc zetrzeć z niej strach, który wydrapywał na niej zmarszczenie czoła, oczu i ust. - Nie mów o tym – szepnął. - Nikomu i nigdy o tym nie mów! Jego włosy odznaczały się wśród ciemności, jaka zapanowała na świecie, białą plamą. - Pamiętaj! – dodał. Za oknem, deszcz rozbijał się o ziemię, ogromnymi kroplami wzbijając w górę, kurz i pył. W oczach Kaliana pojawił się błysk zaciekawienia. - Chcesz mi coś powiedziać ? – spytał dziadka, który w tej chwili wpatrzył się w podłogę, mamrocząc coś pod nosem. - Widzisz chłopcze – zachrypiał starzec. - Nauczyłem cię wszystkiego com umiał sam, com z nauk i ze świata się dowiedział. Tyś uczeń pojętny. Lepszy od niejednego pariana jesteś. Silny. Ale w tobie też nadprzyrodzona siła drzemie, która bunt w tobie wywołuje i trwożyć ci się zabrania. Ona wydostać się chce koniecznie z ukrycia. Umiaru cię uczyłem. Pamiętaj o nim. Gdy dojrzą twoją moc zechcą cię zgładzić. - Kto ? - Każdy, który władzy jest rządny. Przyjaciel i wróg. Siła budzi lęk, gniew i nienawiść. Jak ją pokażesz, bać się będą i nienawidzić. Moc swoją ukrywaj. Głos starca zadrżał i utknął w gardle. Kalian nie odezwał się i nie pytał już o nic więcej. Spojrzał w okno, na bure chmury, które zawisły nad chatą niczym baldachim.
  14. Są dobre fragmenty, dobrze ujęte myśli. Nie mniej forma wiersza jak dla mnie zupełnie nietrafiona. Wydłużasz go niepotrzebnie, zamiast skondensować. Tak samo z powtórką wersu o pustkowiu - to szkodzi. Puentą zupełnie zbabcyłeś :) sprawę. Taka kawa na ławę i to w sposób lekko trywialny. Moim skromnym przesiać i przecedzić a będzie dobrze. pozdrawiam Bea
  15. Zapraszam do komentowania. Uwagi mile widziane :) pozdrawiam Bea
  16. pozwalasz im liczysz że przez to nie będziesz samotna bzdura znasz zasady tak z ciebie samarytanka dolinami chodząca by nikt nie zauważył że żyjesz po kątach by nie pokazać jak wyglądasz za skromnością schowana by wprowadzić w błąd jaka jesteś im głębiej w ciszę ciemniej płyciej osobno dotykasz tego co dnia czym pocieszana pytam za każdym razem gdy urabiasz dłonie oddalona miejscem i ludźmi nie potrafisz być dla siebie a może sobą wybieram odpowiedzi bo jak zwykle udajesz strusia
  17. Bea Nefer

    werniks twarzy

    No nie Iza. Nie bierz soboie moich wynurzeń do serca. Z mojeje strony to była dygresja ogólna :). Przepraszam, jeśli tak to odebrałaś. Chciałam zamienić nieco suchych relacji na bardziej towarzyskie. pozdrówka Bea
  18. rzuciłam jedynie okiem, bo późno i wrócę jeszcze jutro. natenczas mam jedynie małe uwagi co do formy. wydzwięk jednak ogólnie pozytywny. na komentarz powysilam się gdy się prześpię. :)
  19. Bea Nefer

    werniks twarzy

    Ot i anka: miło mi, że czytasz moje wierszydła bo i ja z przyjemnością czytuję Twoje. Alter Net: ja już chyba nie umiem napisać coś z sensem :( . Może powinnam czymś stuknąć się w czerep. Ostatnio pewien komputerowiec, skądinąd bliski sercu, naprawiał mój zepsuty komp bym mogła jak to określił "pisać te swoje farmazony":). Teraz niestety zmuszona byłam pisać coś innego(pracę dyplomową), więc moje myśli błądzą wokół przyziemia i racjonalności co znaczy tawrdego stąpania po powierzchni. I z tego komputerowiec się cieszy. pozdrawiam Was dziewczyny wieczorową porą. Bea
  20. Bea Nefer

    ucieczka

    no jak "biała katka" wysmarowana tuszem i zalana czarnymi łzami to już nie biała ta "katka" tylko poplamiona.
  21. Bea Nefer

    Prolog

    hi hi hi!!! właśnie ze względu że tam gorąco. masz rację:)
  22. nic Tobie na temat wiersza nie powiem ponieważ po kilku wersach przestałam go czytać.
  23. ja się wyłamię. to, że debiut nic nie znaczy. bo może być wspaniały lub gorszy. ten wiersz niesie ze sobą przekaz ale podany jest przynajmniej dla mnie niestrawnie. szarpanina słowna nic dla mnie nie wnosi.
  24. pierwsza strofa zapowidała dobry wiersz. szczególnie "ja zapałka soczewka boża język prawdy siejący światło". od 4 strofy poziom się znacznie obniżył. przegadane się zrobiło i nabyt podniosłe i emocjonalne w kierunku egzaltacji. absoltnie nie do przyjęcia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...