Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Lisa Wonderful

Użytkownicy
  • Postów

    162
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Lisa Wonderful

  1. Tak mało jest ukojeń przyrody w człowieczeństwie. Dwutlenki niejakie, wielkookie roześmiane potworki w DNA. Za każdym krokiem niezidentyfikowanej postaci krok. Nie zabierajcie zieleni, bo ona koi kłębki: kłębki klębków nerwów, kłębki kłębków z kłębków sieci wszelakich, w jakie wpadamy. A ja mówię: "Co tam!" Nawet, gdyby mi wszystkie drzewa wycięli, gdyby zabrali całą zieleń z wierzchu, nie zabiora mi koloru twoich oczu. Zielonych jak trwa, którą zjada krówka. Krówka zjada trawkę, po czym stwarza białe mleko. twoje oczy są zielone i to one wkładają na mnie mozolnie lecz wytrwale białą suknię
  2. Nieco banalne. Siedzę w pokoju i myślę. Jednakże każdy, kto zaczynał, zaczynał od siedzenia w pokoju i myślenia :)?
  3. Szept. fajnie zabrzmiało. tak... groteskowo.
  4. Nie rozumiem zupełnie istoty haiku. Ale ta ćma magnetyzująca jest :)
  5. haiku mnie śmieszy. ale ten haiku jest życiowy. zimno na dworze.
  6. Dzięcioły lubią psotukać i pohałasować :P
  7. Początek przypominał mi coś w stylu "Był rok 1655. Zima na żmudzi była taka i siaka, zwierzęta bytowały blisko domostw." Taki ładny, pozytywistyczny opis. A dalej? Olivia Joules. Bardzo mi się podoba Pani styl.
  8. Tak, ja wszystko potrafię spieprzyć. Proponuję wysłac mnie na Sybir do kołchozu jakiegoś. A literówka "kule" powstała w wyniku niedociśnięcia klawisza z napisem "Alt". To może ja się zabiję, a me wiersze staną się sławne? Mamie nie będzie dokuczać nigdy bieda, o! O! I jeszcze spowoduję u siebie sztuczną dezintegrację osobowości, będę jak Wojaczek: "Ja kocha mokro". Wtedy nie będę z egocentryczną manią dokonywać powtórzeń zaimków osobowych oparych na "ja". Dziękuję za MIŁE słowa. na forum napisałam - nie jestem cnota, która krytyk się nie boi. Amen.
  9. ja ja ja ja ja ja ich ich ich mein meine meinem meiner meines meinen tak tak tak Ty Wy nie oni one ja proponuję użyć w mej łamanej germaniszczyźnie najlepiej na obczyźnie ja staje się prześladowcą ego zamilknij Tu nie ma puenty. Czekam, aż mnie kolejna osoba skrytykuje. Wiem, że jestem beznadziejna. Wiem, drodzy MENTORZY piszący od trzech miesięcy, wychowani na Mickiewiczu.
  10. zasłaniam się słownikiem lub zza niego pieknie się uśmiecham kończę czytać jeszcze chwilka niech wykuję o już mam ile ja umiem rzucę to w eter nie ważne jak nikt biedronki nie pytał czy chce żuka nikt nie musi mnie pytać co powiem i czy spełni to wymogi Unii Prymitywnych Form Życia to jest ważne i grozi karą tak jak brak adnotacji w dowodzie o zmianie miejsca zamieszkania zmieniam mieszkanie zbyt głupio tu nic to nawet nie tu bo tu nie ma nic
  11. Na planie pierwszym saloon. Dzikooki kałboj jedzie na koniu. Wieje wiatr. Kaktusy i sukulenty zdobią drewniane budynki, tworzą tło. Kałboj Morbid zsiada ze swego rumaka. Parkuje swego konia Horacego przy wielkim kaktusie. Ma gana w kieszeni. Wyciąga, ogląda. Chucha w cacko. Wchodzi do saloonu. Rumiani panowie zabawiają panienki lekkich obyczajów. Lady Margareth odziana w czerwoną suknię i białe podwiązki patrząc z niesmakiem zza rudych włosów poprawia kieckę wprowadzoną w nieład przez pijaczka Josepha Callingtona. Filigranowa blondyneczka Yvette, odziana w beżową sukienkę wstaje z krzesła, łapie menela, który poznawał tajniki jej dekoltu, roześmiawszy się słodko, zabiera rozniecnego pożądaniem podpitego pana Gordona na piętro. Kałboj Morbid nie może wyjąć swego gana, który ukradł, zabijając Hassana (wszelka zbieżność z "Giaurem" przypadkowa - przyp. Mari), bo towarzystwo spogląda z niesmakiem w jego kierunku. Niewiele myśląc, Morbid rzuca jakąś obcą walutę na stół i zabiera się za picie whisky. Nie rozmawia z nikim tu zgromadzonym. Czeka na tajemniczą wybrankę serca, Lady Lilith. Wtem... Zjawia się przeurocza postać o jasnozłotych włosach do pasa, w błękitnej sukience, słodkich niebieskich oczętach, zupełnie nie pasująca do tamtejszej obyczajowości. Morbid rzuca się w ramiona Panny Lilith. Wylewa jej na usta resztę whisky. Lady oblizuje się ze smakiem. Porywa Morbida na górę. Jednym ruchem zrywa z jego głowy kapelusz, wyciąga gana z jego kieszeni. Wchodzi do pokoju. Czerwone łoże. Tak, zaciąga kałboja na łóżko, rozkłada się na nim. Na łóżku i na kałboju. Zalotnie patrzy kałbojowi w oczy, wzmaga w nim pożądanie. Wtem do ich pokoju wpada facet z dziesięcioma giwerami i glockami: Tududududududududududu!!! Wyskakuje jak błazen na sprężynce z pudełka. Lilith zamiera: "O kurwa! To Eminem! Yeah!" Szybkim ruchem zapina guziczki sukienki i rzuca się na Eminema, który śpiewa: Alright now lose it "Aah aah aah aah aah" Just lose it "Aah aah aah aah aah" Go crazy "Aah aah aah aah aah" Oh baby "Aah aah" Oh baby baby "Aah aah" Nasz kałboj zostaje sam. Eminem zdejmuje gacie. Pod gaciami ma bowiem ukrytą gaśnicę. Tryska wstrząśniętą gasnicą prosto w lico przerażonej Lilith. Wtem kałboj Morbid, jakże dzielny i niezłomny, wyciąga swoją spluwę. Wymierza nią prosto w rozhisteryzowanego Eminema. Pada strzał. Zamiast kuli wyskakuje duch Hassana, który przemawia: - Eminem, ty, madafako jeden! Zajebać ci? Eminem nie przejęty zdejmuje kaftan bezpieczeństwa, który splątał mu ucho górne północne. Wyciąga pieprz krajeński. Robi głeboki wdech, a po nim szybkie a-a-a-aciuuuu! Morbid wyskakuje przez okno. Lilith spadła suknia z wrażenia, ujrzała przecież nagie ucho górne Eminema! Hassan nie reaguje na pieprz. Sprzedaje mu gonga. Lilith biegnie po kisiel, Morbid wdrapuje się po rynnie z materacem. Krzątanina, wrzawa, zadyma. Hassan walczy z gniewnym Eminemem na gołe klaty. Hassan puszcza pierda prosto w lico rozzłoszonego Eminema. Eminem nie pozostaje mu dłużny, wyciąga z nogawki nocnik babci Stasi R. z Chrustowa. Jeb! Prosto w ducha. Lilith miesza kisiel w kotle, Morbid dmucha materac. O! Już walczą w kisielu. Kto wygra? Eminem w stringach damskich czy Hassan w reformach damskich o rozmiarze XXXXXL? Lilith przerażona rzuca się w kisiel, próbuje rozdzielić walczących napastników. Ale oni targają ją za kłaki, Eminem rzuca nią za włosy jak młotem, że biedna Lady wylatuje za okno przez szybę. Słychać głośne: "Aaaaaaaaaaaaaaa! Twarz mi odpadła!" Lilith była Majkelem Dżeksonem. Kałboj Morbid wyleciał za Dżeksono-Lilith i stłukł się, bowiem był świnką skarbonką o różowym kolorycie. Hassan z Eminemem zmęczyli się, spędzili upojną noc na łóżku, zaręczyli się i wymordowali całe miasteczko, bo dla ich dzieci nie starczyło miejsca. Drogie dzieci, oni byli przeciwni urbanizacji. Zamiast wygnać ludność na wieś, wymordowali ją. A koń Morbida, Horacy, stał cały czas zaparkowany przy kaktusie. Ale zardzewiał. Zdechł. A na słupie wisiał papierek podwiewany przez wiatr, na którym spisana była ta historia. I żem ją Wam napisała, dzieciątka me!
  12. Ze mną coś nie tak, nie spojrzałam na tytuł i... Dobrze, że to pączki były ;-)
  13. Bo to jest dowcip. Sarkarystyczny. O sprzedaniu siebie.
  14. Bakterie zdominowały kule ziemską. Wlazły we mnie i na mnie z walizkami, łażą w szlafroku i bamboszach po mej ręce, ziewają, śpią, otwierają lodówkę zbudowaną z mojego DNA, pożerają niewidzialne części mnie. Tak jak burżuazja spowodowała rewolucję, tak bakterie dokonały ekspansji sporych terytoriów kuli ziemskiej. Szpiegują zawartość mojej jamy ustnej, wspinają się po włosach, pływają w mojej ślinie, opalają się wraz ze mną, a gdy się kąpię, większość z nich spada ze mnie jak z urwiska, wsysa je rura kanalizacyjna, lecz w rurze panują kolonie bakterii, to ośrodek wczasowy dla całych ich rodzin, a w punkcie kulminacyjnym - oczyszczalni ścieków kąpią się w morzu. Bakterie są pojebane - jedna z drugą tworzą brudną materię tego świata.
  15. rozkrwawiona jak samica krew na zewnątrz niej bytność ma czoło dumnie w dół przyłoczone euforia odskakiwała od niej niczym strzały od Robin Hooda jak Excalibur tkwił w niej atrybut pudełkowatości i ona była pudełkiem na wskroś na wszerz w niej tylko narządy spoczywały prywatne nie opatrzone czyjąś krwią ni czyimś DNA ni czyjąś miłością ni czyimś przyszłym trupem to co wchodziło w nią natychmiast umierało ale jedno jedno coś umrzeć nie chciało sprawiało ból bardzo bolało jej lico gładkie jak porcelana było często się tłukło lecz z powrotem się sklejało odkrywała raz po raz piękno w sobie gryzła się w język opowiadając o atutach zasadzonych w sobie drzew nie raz rzucała w siebie kulką śniegu i nie raz naruszała ciągłość tkanek i choć wydzierała się w niej kobieta to stojąc na molo ze zwisającym nad molo księżycem zrezygnowała była tylko pustym ciałem przemieszczającym się po ziemi fizycznie wykonywała pracę lecz nie wg wzoru wu równa się ef razy s lecz jestem pustym ciałem razy płaczę nader często równa się kobiecość która we mnie zakwitła natychmiast musiała odejść bezpańsko gówno plus gówno równa się kooperacja ona plus ... równa się śmierć i tego dnia reszta jej tkanek komórek umarła z niekochania... ~ 4 marca 2004 ~ 22:37
  16. Moje łożko stoi tutaj niezmiennie od urodzenia. Mojego oczywiście. Łóżko to oplata dziwactwami. Przywiązuje jak liny do łóżka. Łóżko łóżko? Śpię. Tu wisi nade mną chmura wisielca. Bosego, w szacie - szmacie, z zasuszoną różą w kieszeni. Ma kosę. A po co mu ona? Niech spada orać. Moje łóżko to nie pole! Przy mojej głowie stoi Matka z wyciągniętymi rękoma. Po prawe duch - klasyczny, biały. Posądzę go o kradzież prześcieradła. Na wprost - co? - Szatan czerwoniutki. I ma różki, oj! Z lewej - anioł, jakby urwał się z choinki. Też klasyczny. A pod łóżkiem... Gruby czarny kot. Śpi, zbiera całą magię, nieświadomy. Zbiera przemęczenie, marzenie - wyobrażenie. Niedouczone skutki wyczerpania energii. A w łóżku oprócz mnie, misia i poduszek nie ma nikogo... I budzi mnie żelazko wisielca spuszczone mi na łeb...
  17. kalifornijski sen jest Tobą zmiażdżył konwenanse mojego zastoju egzystencjalnego Twoje oczy pobudziły moje zmysły chcę żyć chcę czuć banały z siebie wypluwam Bog znikł ale powrocił jest w Tobie nakazał wierzyć i połączyć Twojego chłopca duszy z moją dziewczynką duszy wykrztusić uśmiech który owocuje moim drżeniem zmysłów Bóg jest bo mnie nie oślepił nie ogluszył nie pozbawił zmyslu woni ni linii papilarnych kalifornijski sen nakazuje realizmowi przebyć metamorfozę ze sfery onirycznej w realizm ów właśnie pokazałeś mi że mam żyć mam jeszcze nie odgradzać się drzwiami od trumny ale Ty... stoisz odgrodzony dzieckiem beztroskim szczerzysz zęby mrużysz oczka których nie osiagnę i nie Ty jestes celem więź... wieź tak ona! grzmot pioruny deszcze huragany to moc nieefemeryczna - myślę a Bóg zwisa nade mną i chichocze... czy zgotuje w swoim garnku zupę ze składników DOBRZE MI ZNANYCH? all the leaves are brown and the sky is gray???...
  18. stoisz przede mna lub nawet nade mna oko jak pajak ja - niemoc i mucha porwane czterolistne koniczyny wszystko marnosc niezle wyartykuowana piesn o chamstwie efemeryczne zachwyty wlasna motywacja coz taka mentalnosc widze tlo ale nie postac a moze postac ale nie tlo ignoruj to bo sposrod niebieskookich przepowiedni tylko Ty jestes benzyna a ja zapalka rzucona na Twoje rozlane wnetrznosci
  19. i znowu znalazłam sie na tym pieprzonym końcu świata w swoim pokoju (swoim?) przytłoczonym takim strasznym cieniskiem drzew bowiem okno niepojemne na pierdolenia o nazwie energia słoneczna meble papy Stalina a łzy zwane wrzaskami narzekaniami zaczynają irytować mnie tak jak... nic - wsysa mi mozg reke reka ciagnie za sznurek sznurek wypada byl w studni a w studni nie ma nic tylko batalion przykrości wzbil sie w ozon- nietoperz i nie tylko i nie ma nic a w przykrościach stukających w płat kory mózgowej kryje się pojęcie: jestem nieelitarnym ściekiem
  20. Przyszedl do domu bosy Nijak. "Gdzie masz buty?"- pyta matka. "Nie mam, sprzedalem na rynku za 5 zlotych." Przyszedl do domu spozniony Nijak. "Gdzie masz zegarek?"- pyta matka. "Nie mam, sprzedalem na rynku za 5 zlotych." Przyszedl do domu przeziebiony Nijak. "Gdzie masz czapke?"- pyta matka. "Nie mam, sprzedalem na rynku za 5 zlotych." Dzisiaj Nijak nie przyszedl do domu. Matka wtopila sie w szybe. Nie ona pytala. Nie pytala. Nijak lezy posrod krwi. Nijak wyskoczyl i gdzis wskoczyl- Czy tak? "Do wszystkich jednostek!"- krzyczal gruby pala. Nijak pozdrawia Piotra. Bog sadzi, wlacza video. "O rety, nie dziala!"- Bog wali w odtwarzacz. Wzdycha. "Nijak, gdzie Twoje zycie?"- pyta. "Nie mam, sprzedalem na rynku za 5 zlotych."
  21. Bez głębi, zwykłe zdania. Rozmowa sam za sobą. Bruno Jasieński, zmartwychwstań!
  22. Sympatyczne. Jeszcze dojdziesz do wprawy, głębi, bo na razie tego brak. Ten wiersz jest lekki jak piosenka. Za lekka. Nie "zjadę" Cię. Życzę powodzenia, bo dobrze sie zapowiadasz.
  23. dla mej bolesnej męki rozkochałeś mnie panie dla mej bolesnej męki rozkochujesz mnie szatanie! dzwonią mi komórki wywracają oczyma oczyma noworodka wywracają me komórki smsy piszą dzwonią krzyczą dla mej bolesnej męki panie komórka milczy lecz me komórki dla mej bolesnej męki panie dzwonią krzyczą płaczą dla mej bolesnej męki panie ustanowiłam dwa święta w roku dzień narodzin i dzień umierania lecz dwa dni ciągną za sobą kolejne dni dla mej bolesnej męki krzywdzisz mnie panie dla mej bolesnej męki świętuję cały rok panie dla mej bolesnej męki chcę być z nim szatanem spierdolić z nim tam gdzie mnie nie zaatakuje twoja bolesna męka panie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...