
ewan_mcteagle
Użytkownicy-
Postów
246 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez ewan_mcteagle
-
Gdy pola są delikatne
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gdy pola są delikatne jak twoje dłonie nie czują potrzeby dzielenia się swoim nieświadomym bytem z innymi. Szum wiatru przeliczają na dotyk, który jest przecież niepoliczalny. Gwiazdy na niebie są jedynie marną fotografią, w dodatku czarno białą, na której mogą wypisać dzień, miesiąc, rok i ułożenie pierwiastków danej chwili. 25 VII 1997, wakacje nad morzem. Ona się uśmiecha. Gdy pola są delikatne jak myśli wkładają słowa w jej usta, by je zmiękczyć. Z językiem na podniebieniu. Kocham cię. Podnosi z jej rzęs całą geometrię oczekiwań. Gdy pola pachną kolorem nieba zbożem recytują banalne wiersze. Na górze róże, na dole fiołki a między nami ocean. -
Rower na ryby
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
„Rower na ryby” Między nami cisza jak przy spotkaniu dwóch nieznajomych ryb w rzece. Nie mamy, nie potrzebujemy parasoli a deszcz pada do uszu odbierając telefony. „To nasz cień – słyszymy w słuchawce - tam nad rzeką.” Słońce zachodzi niczym bomba wodorowa na wstecznym. Drzewa wiosną zrzucają liście, ona w zwiewnej bluzce, bez stanika cztery lata temu przechodzi obok z nadzieją, że do siedemnastki zazna trochę szczęścia. W przystępnej formie. Z dwojga ludzi w objęciu zawsze wolałem jej ciało podczas, gdy moje w swej postaci przylegało luźno. Jak tył głowy maszerowało pod prąd. Niczym najsamotniejsza ryba świata. Dwa razy usiadła myśląc, że być może ktoś uwierzyłby w to niebo, gdyby było fragmentem obrazu. -
Zimowy lament
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
W zwykły styczniowy dzień wychodząc z domu; do sklepu, do pracy – dostrzec letnie, słoneczne wzgórza, już zawczasu poczuć jak statyczny prąd biegnie przez palce aż do krańców rękawiczek. Wsłuchać się w przechodniów rozmowy wzmocnione echem odbitym od płatków śniegu. W wieczorne ulice jeszcze nie całkiem tak ciche i zmarznięte jak domy dookoła. Wyjść na spacer z kimś ukochanym i odległym. Gdy pod butami trzeszczą wspomnienia. Wczuć się w kochanków usta zaplatane pocałunkami. I pomyśleć, że ich spojrzenia nadzwyczaj pospolite. Zależne są jedynie od interpretacji. Tak oto w tych domysłach milczących wtulić się tak, właśnie, po prostu. W ten wspaniały, styczniowy wieczór. Nie myśleć wcale o czerwcu. -
Raz po raz
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jak doskonale cudownie musi być bycie tobą. Gdy wpatrujesz się w niebo, raz po raz w białej sukience z cytrynami, językiem tańczysz ich smakiem na brzegu drinka. Jak doskonale błękitne musi być twoje niebo. Gdzie nad małym, zabytkowym kościółkiem raz po raz słychać śmiech dzieci. Jak empirycznie wyrozumiałe, gdy pozwala byś każdej nocy, leżąc na plaży, namalowała na nim kometę bez warkocza. Jak cudownie lekki musi być twój dzień. Nawet jeśli tylko przez moment grawitacja stwierdzi, że ma dosyć trzymania cię na siłę. Gdy raz po raz leżysz plecami do nieba, z twarzą wpatrzoną we mnie. Mylisz moje oczy z obietnicą. -
Bez symetrii bez
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
„gitara mnie wyjebała a gitaro-pian kopnął w jaja” powiedział grajek disco-polo że już nie zaśpiewa tej piosenki za mało płacą i gwiazdy i księżyc i słońce i złote rybki krążą po akwarium z oczekiwaniem Alicji z Krainy Czarów a ja przyglądam się szczęśliwy powtarzam sobie z błogim przedawkowaniem że warto zapamiętać ten uśmiech choćby do jutra napisać wiersz zmyślony do końca bez myśli przewodniej zabrzmi identycznie po polsku i po arabsku i po czesku i po węgiersku krowa nie zrozumie wykładu z historii sztuki bardziej niż ja dlatego „nie zaśpiewam już tej piosenki” bez mała o mnie powiedział grajek disco-polo o kruchej ludzkiej psychice i ptakach i psie co siedział cicho za płotem a facet bez analogii cicho jak pies za oknem -
Na wzgórzu w piwnicy
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
rano oceniam swoją EgoPróżnąWartość gdy jem śniadanie i nie zapomnę cię ostrzec w międzyczasie czarna przerwa pauza kapie rezonansem muzyki zagarnia przestrzeń sprzed oczu w zawrotnym wirze spływa po telefonie w linii bez początku i końca pomyślę o tobie gdyż jesteś moim DZISIAJ beze mnie wróćmy jednak do domu do kłótni do drzwi do okien i policzmy każdy ranek każdą twoją OdCiebieLeszpość za dnia gdy jestem rozsądny na tyle by ostrzec cię że mógłbym kochać tak jak ty i ja nie możemy zapomnieć o tobie w końcu jesteś moim JUTRO beze mnie jednak spójrzmy na te ślady na drzewa przeliczmy te cierpkie listy których boimy się tak bardzo gdy przyszły gdy przyjdą gdy TerazNieSą -
Cierpliwie czekała aż chmury odejdą
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tuż nad głową drabiną oparta o chmury bywa słońcem na dywanie za drzwiami kto mnie wypchnął ktoś za czy te perfumy są już moją obsesją czy depresją leży drżąca i chłodna sen wziął ją pod brwi z dumą malowała rynsztok a świat trzymał się jej stóp gdy szybowała wszerz pokoju błyszczy milionami katod najpierw musiałbym się jednak wydarzyć nad tym drzewem nie jest to takie oczywiste jak błękitne nie bo -
Czarny tusz do rzęs
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Łososiowy wiatr wieje przez jej palce. Gra na akustycznych pantoflach spacerując nocą. Ścina największe drzewa w lesie, by ukryć się w metrze lub w punkcie ksero. Drży płomiennie tanią tequilą. I ten nieznośny śpiew marchwi. Twierdzi, iż to nic trudnego wstrzymać oddech, na chwilę stać się impresją kubka. Niepowtarzalnym refrenem owiniętym poranną kawą dookoła popielniczki. Czarnym tuszem do rzęs. W odstępstwie od reguły nigdy nie robiłem tego tak czule jak ci się teraz wydaje. A łososiowy wiatr siedzi i gra, że musi już lecieć. -
Wpływ księżyca na kobiecą krew
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
To nie lesbijki tylko kobiety w trochę niewygodnych butach wsiadając do tramwaju kasują bilety za dwoje, by podczas kontroli zrozumieć samotną prawdę. Wieczorem kradną z nieba kurczaki z lekko przypieczoną skórką wskazujące nam drogę do domu. Zimą nawet śnieg wypina się na nie obgadując ziarniście za plecami. Ale przecież to nie feministki patrzą na przeceny i żałują, że nie są o te 10% ładniejsze. Nawet ich za to nie winię. Mają własne problemy dokuczliwe wąsy i spocone dłonie. Oglądając prognozę pogody nie wiedzą lub nie chcą, że wiosną na ich widok zaczyna padać po drugiej stronie drogi, gdzie nie rosną już mlecze. -
Uczeń Mistrza (niekończąca się saga - epizod III)
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
„Uczeń Mistrza” Pamiętam dzień, w którym poznałem Drugiego. Był późny listopad. Mistrz siedział w obracanym fotelu i przyglądał się swemu lekko zaczerwienionemu (na stole stała whisky z lodem) odbiciu w szybie. Płatki pierwszego tej zimy śniegu padały na nią, rozpuszczały się i spływały w dół parapetu, by zakończyć swą podróż na ziemi, która jeszcze we wrześniu była ogródkiem. Dzień był szary, charakterystycznie pochmurny dla tej pory roku. W zestawieniu z tą szarością gabinet i sam Mistrz wydawali się weselsi niż byli w rzeczywistości. Pomieszczenie rozświetlała jedynie mała lampka na biurku. Gdy wszedłem spostrzegłem jakąś osobę siedzącą na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem. Mistrz machnął ręką bym usiadł, po czym obrócił się na swym krześle. Minę miał bardzo ponurą. W oczach, pod jego krzaczastymi brwiami, nigdy wcześniej nie było tyle smutku. - Witaj. – zabrzmiało to oschle - To jest Drugi. – wskazał na tajemniczą postać, która podniosła się z krzesła. Podaliśmy sobie ręce. – Dam wam kilka dni abyście się lepiej poznali, a gdy to nastąpi czeka was zadanie, niezwykle ważne. Słowa Mistrza rozpaliły tylko moją ciekawość. Po miesiącach szkoleń, ćwiczeń i przepisywania manuskryptów wreszcie prawdziwe zadanie. - Jakie to zadanie Mistrzu? – spytałem, być może zbyt nachalnie, ale nie mogłem się powstrzymać. - Dowiecie się w swoim czasie. – zamknął oczy na kilka sekund, wziął głęboki oddech, po czym kontynuował – A niech tam. Usiądźcie. Usiedliśmy z oczami wklejonymi w twarz Mistrza. Ten wyjął fajkę z kieszeni swojego szczęśliwego swetra, który zakładał zawsze, gdy musiał zebrać myśli. - Pamiętasz Zdeprawowane buty Doktora? – zwrócił się do mnie. - Oczywiście Mistrzu. – przytaknąłem. - Otóż zaginęły. – oznajmił. Odebrało mi mowę, to był jego największy skarb, który dostał od swojego mentora; Doktora Toma Myśliwego. Podobno najwybitniejszego mędrca na świecie, który zginął w tajemniczych okolicznościach, podczas kaskaderskiego wypasu owiec na zboczach Giewontu. Zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji. - Jak to się mogło stać? – nie wiedziałem co powiedzieć w takiej sytuacji. Zasępił się potwornie. - Nie mam pojęcia – nie było widać po nim żadnego wrażenia. – Ale muszą się znaleźć! Kompletnie przybici wyszliśmy z Drugim z gabinetu. Czekały nas tygodniowe przygotowania do misji. Przez ten czas zdążyliśmy się troszkę poznać. Drugi nigdy dotąd nie wyjeżdżał poza dom rodzinny. W pierwszych tygodniach pobytu był nadzwyczaj nierozsądny. Śniadanie jadał wieczorem, gdyż z rana nie miał czasu. Kolację spożywał w porze obiadu a obiady jadał rzadko. Chudy był jak szkapa. Miał dwa rzędy mocno niedomytych zębów, dwie czerwone wargi, błyszczące oczy, parę odstających uszu (zwykle lekko zaczerwienionych), włosy - obcięte krótko - i mnóstwo innych pospolitych cech, które w jego przypadku czyniły go wyjątkowym. Mogło to być powodem, dla którego Mistrz wybrał właśnie jego. Choć nigdy nie wyjawił swych powodów Wszyscy z niego drwili, z początku nawet ja. Jednak z czasem przekonał mnie do siebie. Człek to był prosty, lecz rozsądny. Pewnego wieczoru, w porze herbaty, przysiadł się do mnie, gdy czytałem Bartha. Spojrzał zdumiiony i kazał wyrzucić książkę. W normalnych okolicznościach jego słowa interesowałyby mnie nie bardziej niż bożonarodzeniowe przemówienie prezesa spółdzielni. Lecz było coś w jego oczach i nieludzkich gestach jakie wykonywał, co zwróciło moją uwagę. Po tym spotkaniu chciałem wyrzucić jeszcze Calvino, Dehnela i Staffa. Niestety brakło mi odwagi i mądrości. Doprawdy ludzie prości rozumieją wiele rzeczy, których nie pojmują inteligenci, pisarze i poeci. Zapewne, w głębi duszy, pogardzał mną w sposób w jaki ja pogardzałem kolekcjonerami kapsli. Z jego punktu widzenia nie do pomyślenia było siedzieć cały dzień nad kartką papieru nie obdarowując jej choćby jednym słowem. Po tygodniu zapoznawczym Mistrz puścił nas w teren. Na pierwszy ogień dochodzenia poszła knajpka Mistrza Fun Shui w chińskiej dzielnicy. Fun Shui był mistrzem najwyższego stopniu (tak jak nasz), ale już w czasach młodości przeszedł na niejasną stronę Prawdy. Zajmował się nielegalnym handlem witaminą C, przemytem (na wielką skalę) chińskich zup w proszku, piractwem beletrystycznym oraz wieloma innymi podejrzanymi sprawami. Legenda głosiła, że to on znalazł rękopis w Saragossie i przemycił go do Levante, czym o mało nie doprowadził do rozpadu Rady Mędrców. Jednak były to dawne czasy, które nawet Mistrz pamiętał jakby przez mgłę dymu z opium. Wraz z Drugim musieliśmy się skupić na sprawach bieżących. Z niekłamaną elegancją zapukaliśmy do domu Funa. Ten, jak gdyby doszedł do nich bezszelestnie, otworzył od razu. - W czym mogę pomóc? – spytał. - Dobry wieczór Mistrzu Fun – odezwał się Drugi – przybywamy od naszego Mistrza w bardzo ważnej sprawie. - I tylko z tego powodu przerywacie mi lewitację?! – nie był w najlepszym humorze – Czy wiecie jak rzadko zdarza się noc tak jak dziś słowami słona?! - Przepraszamy... - chciałem załagodzić sytuację. - Powiem wam, że zdarza się bardzo rzadko! – przeszył nas wzrokiem – Skoro już mi przerwaliście to wejdźcie. Cóż się takiego stało? Tu znów wtrącił się Drugi. - Sprawa jest niezwykłej wagi. – nabrał powietrza w płuca – otóż chodzi o Zdeprawowane buty Doktora. Postać Funa rozbłysła tysiącem jarzeniówek. Nie było tajemnicą, iż on także miał chrapkę na buty Doktora. Dlatego też był pierwszy na naszej liście podejrzanych. - Faktycznie – stwierdził retorycznie – to nie przelewki. Proszę. – zaprosił nas do środka. Wnętrze było smutne. Wypełnione światłem świecy, która dożywała kresu swych dni, oraz trzepotem skrzydeł ćmy zdawało się niezwykle małe a jednocześnie nieskończenie wielkie jak egipskie grobowce. Fun miał gabinet łudząco podobny do gabinetu Mistrza z tą jednak różnicą, że jego przypominał bardziej pracownię Dr. Jekylla niż zwykły gabinet medrca. Ściany zdobiły trofea egzotycznych zwierząt: przybitej gwoździem błękitnej, norweskiej papugi oraz pawia z ogonem w kształcie parasola. Jednak na honorowym miejscu spoczywała słynna kolumbijska lama, którą Fun upolował w odległej środkowo-zwrotnikowej dżungli. Historia ta obrosła grubym mchem legendy. Z tego co słyszałem było tak; Mistrz Fun na całe tygodnie zaszył się w zaroślach, po czym raptownie wyskoczył na lamę, gdy ta akurat przejeżdżała obok na rowerze. Następnie rozprawił się z nią w pojedynkę własnoręcznie zrobionym scyzorykiem. Zważywszy na to jak rozwścieczone i niebezpieczne mogą być tak niespodziewanie zaatakowane lamy (wpadają wtedy w ślepą furię) Fun wykazał się odwagą godną podziwu i szczypty szaleństwa. Wracając jednak do śledztwa. Fun Zachowywał się bardzo spokojnie. Zwróciłem się do niego grzecznie a jednocześnie stanowczo: - Czy możemy – wskazałem na Drugiego, który kręcił się koło mnie – przeszukać gabinet? - Oczywiście – uśmiechnął się – tylko nie zróbcie bałaganu – dodał, po czym wyszedł. Wzięliśmy się z Drugim do roboty. Nie mieliśmy dużo czasu. Oczywistym było, że Fun ma coś do ukrycia. Musieliśmy dowiedzieć się co to jest i czy jest to cel naszych poszukiwań? Poczułem się jak ten znajomy Mistrza, angielski detektyw, o którym tyle razy mi opowiadał. Byłem tak podekscytowany, iż zapomniałem jak się nazywał. Bodajże Holmes. Mistrz swego czasu pomagał mu w wielu zagadkach. Drugi tymczasem przeglądał książki na półkach. Większość stanowiły księgi o czarnej magii, rzucaniu wielopoziomowych zaklęć i innych mrocznych zagadnieniach. Fun kazał nie robić bałaganu; - Zostaw je - zwróciłem mu uwagę - Pomóż mi szukać wskazówek. Jak się okazało młody miał szczęście. Jedna z książek była atrapą. Gdy Drugi ją pchnął ta wprawiła w ruch jakiś mechanizm. Koła zębate stęknęły i regał uchylił się niczym stare wrota. Za nim znajdowało się niewielkie pomieszczenie. Wnętrze zawieszone było w półmroku. Liczne pajęczyny zdobiły ścianę tworząc dość obskurną tapetę. Pod ścianą zalegały sterty manuskryptów i trofea, które nie były godne głównego gabinetu. W głębi pomieszczenia stał niewielki stolik a obok niego skrzynia, która mogła pomóc nam w śledztwie. Drugi nie wiedzieć czemu zafascynowany był literaturą. Przeglądał manuskrypty. Szturchnąłem go w ramię. - Spójrz. – wyszeptałem wskazując na skrzynię – Znajdź coś czym można by sforsować kłódkę. Natychmiast zabrał się do poszukiwań. Po przerzuceniu kilku zwojów znalazł stary samurajski miecz. - Na pewno już dawno stracił swego pana, ale może wystarczyć na tą sędziwą kłódkę. – rzekłem. – Spróbuj. Podszedł do skrzyni. Wziął zamach i po chwili z kłódki pozostał jedynie rudy pył. Uchyliliśmy wieko wzniecając przy okazji tumany zapomnianego kurzu. - Eureka! – krzyknąłem. Wewnątrz znajdowała się szkatułka z widniejącym na niej herbem naszego Mistrza; bambusową laską na trójkątnej tarczy. Obejrzawszy ją dokładniej byliśmy pewni, że to szkatułka Mistrza a w niej znajdują się Zdeprawowane buty Doktora. Weszliśmy z powrotem do gabinetu. Drugi opuszkami palców podziwiał zdobienia szkatułki, gdy nagle usłyszeliśmy kroki. Nie zastanawiając się długo otworzyłem niewielkie okno. Drugi, ze szkatułką pod pachą, wyskoczył jako pierwszy. Podążyłem za nim. Biegliśmy przez wąskie uliczki chińskiej dzielnicy nie oglądając się wstecz. W końcu, potwornie zmęczeni, dotarliśmy do domu Mistrza. Nie pukając otworzyliśmy drzwi i ignorując sekretarkę skierowaliśmy się wprost do jego gabinetu. Zatrzymałem się przed drzwiami łapiąc Drugiego za koszulę. Tracąc tak nagle na prędkości mało co się nie zabił. Spojrzał na mnie wzrokiem wściekłego byka. Wziąłem od niego szkatułkę, którą w międzyczasie zdążył nakryć swoja kurtką. Muszę przyznać, że był cwany. - Spokojnie. – rzekłem - Pamiętaj, że do Mistrza zawsze, ale to zawsze trzeba najpierw zapukać. – pogroziłem mu palcem, po czym niemal jednocześnie zastukaliśmy do drzwi. - Wejść – usłyszeliśmy. Przepychając się w progu wpadliśmy do środka. Mistrz spojrzał na nas jak na idiotów. - I jak? Znaleźliście ? – spytał. Wyciągnąłem szkatułkę spod kurtki. - Tak Mistrzu. Mamy ją – skwitowałem. Wręczyłem mu ją do rąk a ten uśmiechnął się szeroko i promieniście jakby właśnie zrobił koledze niesmacznego figla. Uchylił drzwi i rzekł; - Proszę wejdź – zwrócił się do osoby, która najwyraźniej znajdowała się na korytarzu. Gdy stanęła w drzwiach pomyślałem, że zaraz zemdleję. Drugi popatrzył na mnie z przerażeniem. Postacią w drzwiach był Fun Shui. - Ale jak? Czemu? – wybełkotałem – Przecież to on ukradł buty Doktora! Mistrz i Fun wybuchli śmiechem. - O co chodzi Mistrzu? – pytanie rozbrzmiało mi echem w głowie. - Już wyjaśniam – odparł rechocząc i klepnął Funa po plecach. Obydwaj usiedli. Mistrz dał Funowi szkatułkę. Ten wyciągnął ze swojego worka Zdeprawowane buty Doktora i włożył je do niej. - Otóż – kontynuował Mistrz. – Zostaliście poddani testowi i zdaliście go. - Ale jaki to test?! – spytałem prawie wrzeszcząc – spojrzałem na Drugiego myśląc, że może chciałby dodać coś od siebie, ale najwyraźniej mówiłem za nas obu. - Pragnę wam to wyjaśnić. – rzekł opanowanym tonem. – Jakiś miesiąc temu zawarliśmy z Funem umowę. – Mistrz otworzył szufladę i wyciągnął z niej pięknie oprawiony klaster. – Zawarliśmy transakcję. W zamian za Zdeprawowane buty Doktora Fun zgodził się oddać mi swój zbiór oprawionych skrzydeł komarów patagońskich. – rzekł dumnie - Na czarnym rynku mogą osiągnąć nawet wartość 0,6 pensa – był niezwykle podniecony. Nie mogłem się z tym pogodzić. - Ale przecież buty Doktora to Pana największy skarb! – wszystko we mnie drżało pobudzone gniewem. - Tak, ale już mi się znudziły. Poza tym zawsze miałem chrapkę na tę kolekcję. - Więc po co to całe zamieszanie, nasze dochodzenie? – chciałem to powiedzieć z prawdziwym przejęciem, ale byłem tak wściekły, że aż zrezygnowany. - Test po to, by was sprawdzić – rzekł patrząc nam w oczy – a także dlatego, iż wysyłając Funowi buty Doktora zapomniałem o szkatułce a chciałem ją wyczyścić nim przyjdzie ją odebrać. Niestety was uprzedził. Ale nic się nie stało. Fun przytaknął. Czułem się potwornie. Drugi ukrył twarz w dłoniach. Walczył ze łzami. Mistrz pożegnał się z Funem a sekretarka odprowadziła go do wyjścia. Mistrz podszedł do nas. Położył dłonie na naszych ramionach. - Drodzy uczniowie nie przejmujcie się tak –starał się nas pocieszyć – życie jest pełne niespodzianek. Nie zawsze jest takie jakie byśmy je sobie wymarzyli. Życie – w wielkim natężeniu spojrzał na sufit - jest jak grafitti wylewające się ze ściany, jak kompromis, na który godzimy się tak...na wszelki wypadek. Jestem bardzo szczęśliwy pobierając nauki u Mistrza. Wiem, że spotkało mnie wielkie szczęście i wyróżnienie, ale w takich chwilach wolałbym być dentystą. © 2005 -
Te myśli vs dudniąca arytmetyka mojego serca
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziekuję Panie Michale. Nikogo przecież do komentowania nie zmuszę:) Pozdrawiam -
Te myśli vs dudniąca arytmetyka mojego serca
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
miałem sen, gdzie facet w garniturze, z głową osła dźgnął mnie w brzuch gałęzią jarzębiny przerysowanej szminką tej dziewczyny co powiedziała mi kiedyś, że wolałaby przelecieć psa sąsiada niż spojrzeć na niebo, które zaszyte pod wodą tańczyło właśnie macarenę z myślą, że ktoś spojrzy dokładnie i zaparkuje na nim swoją chmurę wśród pełnoprawnych dziwadeł, które pędząc w pośpiechu niczym wielkie kredensy po kalifornijskich bezdrożach czyhają na takich co nie zdają sobie sprawy jak bardzo kusząco łatwopalne są te chusteczki anonimowe do pierwszego użycia. -
Wiersz daktyloskopiczny
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Czasem w trakcie wieczności zdarza się że na autostradzie panuje spokój bezdech. Niezauważone przez nikogo kamienie budzą się wtedy zupełnie inaczej wyobrażamy sobie noc. Na swój fibrowy sposób ubrania traktują nasze ciepło poruszając nami pośród dni. Przez Amsterdam przez Wiedeń przez Rzym (Wenecję omijamy ze względu na korki) drżenie wina i zapach pomarańczy. Ciekawość twoich dłoni na mojej szyi. Niecierpliwość wzroku w każdym przydrożnym barze księżyc wygląda jakby wyskoczył z jakiegoś romantycznego filmu który kiedyś znałem na pamięć. -
Dygresja, 19 czerwiec
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Przesłyszałem ich rozmowę zasłuchawszy się w dźwięki dwutlenku węgla wyskakującego z puszki zimnej coca-coli jak ludzie z okrętu tonącego w południowym skwarze. Spadając mówili, że to ciekawość zabiła tego kota, ale jestem głównym podejrzanym. Ze zdumienia nabazgrałem wielkie „O” a o drugiej byłem już w drodze rozpowiadając wszystkim mój sen o tym, że zapomniałem wypuścić ze słoika ćmę, którą jako dziecko złapałem dzień wcześniej. -
Pełen zdjęć
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Po latach jesteś już niewyraźna. Kiedy patrzę na ciebie przez mgłę. Światło przebijające się przez nią jest wykropkowane jak dowcipy, których mi wtedy nie opowiedziałaś a mimo tego rozbawiły mnie do łez. Siadałaś w sypialni rodziców, zadowolona z siebie i w pewnym sensie szczęśliwa, że ciało dziewczyny na zdjęciu należy właśnie do ciebie. A, gdy tylko usłyszałaś pijacki bas twojego ojca, napięcie słoika najwyraźniej przerywało ciszę zakrętki i wylewałaś morze łez nad losem matki, której nigdy nie kochałaś. Zdjęcia wyblakły, pluszowe misie, które ci kupiłem dawno zniknęły, ale moje dłonie wciąż kurczowo trzymają cię poprzez wilgoć tamtej nocy. Wiem, że nie mam wyboru między czekaniem a nie czekaniem na ciebie. Gdy mówisz do mnie dziewczęcym, pastelowym głosem a ulice po cichu płoną twoim śmiechem. -
Prefabrykowany jazz
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
być wyczytanym na głos w jakimś obcym akcencie wybitym z odrętwienia deszczem na parapecie audytorium wśród 5 minutowych bryków z życia w głowie prefabrykowany jazz rytm muzyka i z rozwiązanymi sznurowadłami nogi grzęzną w błotnistej chwili na ulicy przelanej piwem słowa dziwacznie zawieszone w powietrzu jak stara farba na podrapanej ścianie w domu w którym nikt już nie zamieszka wszyscy coś cicho-szepczą ja nie potrafię ot tak przyspieszyć do prędkości dźwięku to wszystko gąszcz ten jazz postaram się nie upaść ale moje sznurowadła są rozwiązane ku niepamięci -
Zmarły w chwili bez sensu
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
w tej skórze, w tym mieście nie mam szans poprzez węglo- aktywny filtr z jej papierosa nie ujrzę księżyca w pełni uśmiechu nie przykuwam już uwagi dziewczyn tak kiedyś jak i teraz ręka, która wyrosła z tego pisania nie ma już wyczucia w jej oczach są ciemne, bezkształtne linie uwiecznione soplami lodu na porannych chmurach, których nie potrafię nazwać (nawet z tej odległości) gdyby imię cokolwiek znaczyło tak kiedyś jak i teraz pisanie o śmierci nie uczyni jej istotną -
Widok nocy z perspektywy sufitu
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
mówi że miłość poczeka te trzydzieści minut nad orbitą pod łóżkiem na jeden dobry dzień pośród tygodni tych nienajlepszych jej włosy wciąż pachną deszczem piersi duszą się w malutkim pokoju wiatr rozwiewa już słońce i chmury wschodzą na niebo zgodnie za śladami powietrza twierdzi że jej się podobam i imię mam też niczego sobie gdy przeciąga się na łóżku całą swoją anatomią księżyc poprzez skrupulatny wzór rajstop pada na pościel -
Poranna melancholia
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
twoje uda kryją się w moich każdej piątej nocy o czwartej godzinie twojego snu zapalam małą lampkę która rzuca niejasny smutek na twój sen obracasz się a twoja skóra mięknie w zderzeniu z moim oddechem trudno mi cokolwiek powiedzieć bez CIEBIE w każdym zdaniu ziewasz lekceważąco na świetlne wzory wymalowane na twym ciele niczym jedwabna nocna koszula oplatasz mnie ramionami pytasz czy ten nowy tusz do rzęs pasuje do naszego tańca wśród cudownej różnorodności zwykłego poranka mówisz że chciałabyś wiedzieć co JA czuję tak dla odmiany -
untitled
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
żadna beztroska kapryśna chwila nie spełni moich marzeń gdyż jestem dziecinny w zasadzie od narodzin niczym na dłużej nie zaabsorbowany jak poeta z papierosem bez filtra - nastodniowym zarostem i włosami tak smętnie blond wyglądam jak bitnik zalewam zdania whisky aż w końcu brzmią na czysto wychodzę z mętnych sytuacji nigdy nie stawiam kobietom drinka jeśli proszą czasem dam napiwek by oczyścić się z zarzutów zamykam oczy i wyrzucam z siebie słowa nie przejmując się tym że z jakiegoś powodu mogą wypaść wersy -
Zatańczony
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
odeszła a przecież mogła być każdą podmiejską ulicą gdyby tylko zechciała mogła tańczyć na każdym rogu wywołać konsternację zawrócić błędnych marynarzy których macierzysta przystań nie wezwała nigdy z powrotem gdy stanąłem jej na drodze roześmiała się tylko salsą okrążyła moją głowę i uderzyła tam gdzie jej słońce miało już nie wschodzić każdego dnia pytano cóż takiego się stało co wyjaśniałoby diametralną zmianę mojej perspektywy przyjaciele tłumaczyli że upadłem na głowę i szybko zmieniali temat -
Musze sie zgodzic z ot i anka. Nie chodzi o to, ze sa wiersze dluzsze (chocby "Something For The Touts, The Nuns, The Grocery Clerks, And You . . ." Bukowskiego ma 3 strony w Wordzie:), ale chodzi o te, ze twoj utwór jest po prostu troszke przegadany, za malo w nim tresci, ktora nie pokrywa formy. Postaraj sie go uscislic. Spojrz na niego na chlodno i zastanow sie co tak naprawde jest w nim dobre, warte powiedzenia a co jest tylko ozdobnikiem i wypelniaczem. Wiem, ze pozytywnie skomentowalas moj utwor, chcialbym sie odwdzieczyc tym samym, ale musisz poprawic ten wiersz. Przynajmniej w moim odczuciu. Mam nadzieje, ze cie nie urazilem a ta opinia to tylko szczera chec pomocy. Odloz ten utwor na jakis czas a potem do niego wroc i zobacz czy postrzegasz go tak jak wczesniej. Best regards
-
Zapiski spod porannej kawy
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kto wskrzesi legendę Lennona? Może kolejny wiersz tak bardzo mu się spodoba, że postanowi wrócić z pleśnią na ustach i LSD w żyłach już na czysto zaśpiewa. A my napiszemy epicki obraz o drewnianym dziadku co zbierał aluminiowe kapsle. O trzeciej wziął drzemkę otwierając oczy spóźnił się na wieczorną herbatkę. Z przerażeniem spojrzał na żonę, gdy nakładała szminkę wyglądała jak parodia Kiss i zrozumiał, że to nie dzięki niemu poduszka jest miękka a puenta pogrąża się w rękach. Na twarzy miał ślady pomadki jednak nie tej, której by sobie życzył kiedy słyszał diagnozę jak to kolejny prezenter o tym samym nazwisku ma raka i, że tym razem to on. Po prostu, bez podtekstów ani kolejnej akcyzy z czystego zbiegu okoliczności. -
Jego słowa do jej muzyki
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nigdy dotąd nie wyjeżdżała z domu. Miała dziesięć lat i pierwszy raz widziała śnieg. Ty miałeś jedenaście i zdawało ci się, że widziałeś wszystkie zimy świata. Uśmiechnęła się promiennie, gdy z poświęceniem turlałeś wielką śnieżną kulę. Pomyślałeś trzy razy nim rzuciłeś nią Panu Bogu w okno. Nigdy potem nie bałeś się tak jak wtedy. Ale warto było zobaczyć jak jej oczy wędrują do nieba a stopy trzęsą się w przemoczonych kaloszach. Zawsze słuchała przyciszonej muzyki. Miała czternaście lat kiedy pierwszy raz ujrzałeś jak otwiera usta by wydobyć z nich słowa. Patrzyłeś jak udaje, że tańczy unosząc ręce nad głowę, ramionami wtulając się w powietrze. Wyobraźnią uchwyciłeś jej biodra, zastanawiając się; jakby to było? Często podkradała rodzicom wino. Miała siedemnaście lat, gdy tańczyła, tym razem naprawdę. Opuszkami palców wybijała rytm na swoich udach. Marzyłeś o tym by zatańczyła na twoich w rytm jej piosenki. Była w stanie przełknąć tę zniewagę kieliszkiem czegoś mocnego, po którym nie musiałaby pamiętać, że śnieg tamtej nocy padał przez dach. Spoglądała w sufit, gdy zapatrzony w jej brzuch próbowałeś napisać słowa do jej muzyki. Serce biło w niej tym samym rytmem. Miała dwadzieścia lat a ty wciąż byłeś o rok głupszy. -
Przebudzeni
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jestem zbyt przystojny by być bezdomnym tak po prostu zapomnianym - mówił, gdy z lenistwa kradł kolejny samochód razem z konsekwencjami, nie był romantykiem ani wariatem bardziej niż inni, nie był na czasie czy też specjalnie zachłanny, jednak całymi nocami rozmawiał z dziewczynami, które w ogóle go nie interesowały nigdy nie starał się być delikatnym wbrew sobie palił domy by móc wreszcie poczuć się jak u siebie jestem zbyt piękna by istnieć bez grosza przy duszy - mówiła, gdy otwierała prezenty zawsze paliła resztki po jego dotyku stała się sobą tak bardzo, że aż nie do poznania wydobywał się z jej przeszłości, z każdym włosem zostawała w grzebieniu, wieczorami patrzyła ze łzami w pusty, drewniany zegar porzucony w lesie około północy, w odbiciu potłuczonego lustra kradła psom ochłapy jak wtedy, gdy uciekła z domu, w którym było zbyt wiele miłości i za mało dla niej miejsca