Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ania_Ostrowska

Użytkownicy
  • Postów

    1 554
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ania_Ostrowska

  1. Oczywiście jak wpadłam na słowa "kruk" i "biurko" to byłam już w domu :) ale przyznam, że jestem pod wrażeniem, przy czym dla mnie wiersz wcale nie ma optymistycznego wydźwięku, wręcz przeciwnie - Ania
  2. Na stadionie (Unieście) Tłum nie może rozejść się Od rana. "Kolana" w finale! Sukces wreszcie!
  3. Do żony rzekł mąż (Rozłogi): Rozeszły się nasze drogi! Od rana Kolana Jej mi się śnią! Żona: A rogi?
  4. Gromko w sali (San Diego) Rozszedł się głos sędziego Od rana Kolana Zakryć u podsądnego!
  5. Fajnie jest w knajpie "U Lodzi" Tu kasa w mig się rozchodzi Od rana. - Kolana masz jak Joanna Brodzik...
  6. 1)A gdzie zgubiłeś "rozchodzenie" w ostatnim? 2) Zawstydzasz mnie - to Ty jesteś Mistrzem. Dzięki :)
  7. Jak świeże bułeczki w Krze Rozeszła się plotka, że Od rana Kolana miękną babom. Kto tak łże?
  8. Krzywi nos panienka (Bród): Skąd rozchodzi się ten smród? - Od rana Kolana Smaruję; raz tył, raz przód...
  9. Rzekła panienka z Łodzi: O co tu się rozchodzi? Od rana Kolana Mi drżą - nic nie wychodzi!
  10. Dalej jest dobrze tylko pojawiło się więcej błędów (ortograficznych) - albo ja dopiero teraz zaczęłam je zauważać :) Popraw i mów dalej! Ania
  11. pisz, pisz :)
  12. Witaj, Piotrze, po okropnie długiej przerwie :) Ile to już? Pewnie ze dwa lata, jak czytałam Twój poprzedni tekst o Potworze – chyba musiał na mnie zrobić wrażenie, skoro zapamiętałam autora… Zgadzam się z Marcinem, że zapis tej sesji terapeutycznej przykuwa uwagę i jest niesamowicie wiarygodny – znałam kiedyś chłopaka, który sam o sobie mówił, że ma kobiecą wrażliwość – łatwo mogę go sobie wyobrazić w roli bohatera Twojego tekstu. Z drugiej strony aż mnie kusi, żeby siąść i napisać lustrzane odbicie – od strony „Jej” - naiwnej i zakochanej, co to w imię wiary, że „prawdziwa miłość” pokona wszelkie trudności (bo podobno wystarczy tylko nie przestawać ze sobą szczerze rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, żeby się nie oddalać, i nie mieć po tych cholernych dwudziestu latach obrzydliwego uczucia: Co to za obcy facet leży w moim łóżku?), w imię idiotycznej wiary w ślubowaną stałość uczucia przez duże „U”, poświeciła swoje marzenia dla dobra dzieci, domu, kapci, obiadków, nieustannego starania się, żeby dobrze (i szczupło) wyglądać, być na bieżąco z najświeższym repertuarem, wciąż spełniać, werbalnie i niewerbalnie komunikowane, oczekiwania Tego Jedynego i Najważniejszego. I co jej z tego zostało? Najgorsza, bo dobrowolna, niewola, psiakrew. Ale to wszystko już było, prawda? W licznych książkach, filmach, czasopismach.. Więc po co? Tym bardziej, ze od strony „Jego” zawsze to brzmi bardziej interesująco, od strony „Jej” byłoby kolejnym, feministycznym banałem. Ech, wzięło mnie :) znaczy: naprawdę fajny tekst. Pozdrawiam - Ania
  13. Ja się na ten pierwszy raz nie załapałam, więc mam na świeżo :) Dla mnie ekstra, stężenie określeń uważanych powszechnie za obraźliwe, wyklucza ewentualne nieporozumienia. Serdecznie pozdrawiam - Ania
  14. może to i niezła propozycja, choć mnie, z miejsca kojarzy się z niedawno oglądanym "Zatrutym piórem" :) z całkiem innej bajki
  15. Jasne, już poprawiam :) Złóżcie to na karb emocji i pory (dla mnie nietypowej) Sądzę, że w tym wypadku nie ma dobrego przekładu na język polski dlatego w ogóle nie próbowałabym na siłę tłumaczyć. Żyjemy w czasach kiedy anglojęzyczne nazwy i określenia wciskane są do naszego języka bez żadnego uzasadnienia już tak powszechnie, że nawet chyba satyrycy się zniechęcili z protestami i obśmiewaniem. Dlaczego więc tytuł filmu koniecznie musi być spolszczony? Polskie odpowiedniki słowa "ghost" - duch, widmo - mają zupełnie inne konotacje. Gdybym zupełnie, ale to zupełnie nic nie słyszała wcześniej o tym filmie, znajdując w repertuarze kinowym tytuł "Autor widmo", miałabym prawo sądzić, że historia dotyczy bardziej czegoś w stylu "Imienia Róży" lub "Dziesiątych Wrót" niż pokazanej w "Ghost writer". Pamiętny "Ghost" z Patrickiem Swayze jako "Duch" jest Ok. ale przypadek "ghost writer'a" jest taki sam jak "copywriter'a", którego przecież nikt nie próbuje spolszczać! Podtrzymuję swoją opinię :) Ania PS. A "Roku diabła" nie widziałam :( Dużo straciłam? O kurczę! Nie umiem poprawić tytułu - kiedy klikam "edytuj" pokazuje mi się tekst a nie tytuł postu. Jak to zrobić????? Pomóżcie!
  16. ... że dzięki temu Polański tak świetnie uchwycił atmosferę osaczenia i czyhającego zła itd. Dokładnie tak, klasyczne dorabianie ideologii
  17. Posłużyłam się tytułem w oryginale, bo tłumaczenie, jest moim zdaniem kompletną porażką i kolejnym dowodem (ile ich jeszcze trzeba?), że od niektórych tytułów dystrybutorom lepiej się trzymać z daleka. Film, choć może i obiektywnie nie taki zły, mnie jednak mocno rozczarował. Po uprzednim przeczytaniu kilku recenzji zachwalających doskonałą realizację, świetne zdjęcia Pawła Edelmana, muzykę, umiejętności Polańskiego zagęszczania złowieszczej atmosfery, itp. sądziłam, że wciągnie mnie bez reszty i zapomnę o tym, że późna pora, że choć to piątek, ja jutro muszę znów rano wstać, a do domu daleko... Nic z tych rzeczy. Cały czas czułam się gdzieś na obrzeżach tej historii, tak, jakby dopiero miała się rozkręcić, ale nim się rozkręciła, już się skończyła. Aktorsko też bez zachwytów; McGregor jest dokładnie taki sam, jak we wszystkich innych swoich filmach, Brosmanowi, dla odmiany, próba odejścia od sztampowego wizerunku wychodzi znacznie lepiej, ale nie na tyle, by na tej kreacji zbudować cały film. Wszystko razem jest dla mnie jakieś połowiczne, niedokończone, bez przysłowiowej szczypty soli nadającej smak, który chciałoby się zapamiętać.
  18. Marcin, nie jestem znawcą ani kinematografii amerykańskiej, ani indyjskiej, ani chińskiej, ani żadnej. W ogóle nie jestem żadnym znawcą i nie mam ambicji nim być. Jako zwykły widz sądzę jednak, że reżyser miał prawo pokazać swoją wersję wydarzeń, bo to film fabularny a nie dokumentalny, tyle, że oparty na faktach. Nie zamierzam nikomu nic narzucać, wyraziłam swoją opinię. Cieszę się, że Ty też, bo zwracasz uwagę na zupełnie inne rzeczy, niż ja. Komuś, kto to przeczyta, może się przyda. Może się zachęci do obejrzenia, a może zniechęci. Jego wola. Nie podlega dyskusji, że inni reżyserzy zrobili lepsze filmy, które i Ty i ja oceniamy jako bardziej rewelacyjne. Na przykład ten, o którym piszesz - nie słyszałam o nim, ale chętnie czegoś na ten temat poszukam w sieci. Propaganda i manipulacja jest wszędzie, nie tylko w kinie, nic nowego. To, że jednego bardziej wkurza propaganda amerykańska a drugiego np. rodzima, to kwestia gustu. Podtrzymuję swoje zdanie, że Frost/Nixon jest wart obejrzenia, choćby dla znakomitego aktorstwa. Pozdrawiam - Ania
  19. Bardzo miło usłyszeć tak pochlebną opinię! Bardzo cenię, Babo, Twoje zdanie i ogromnie się cieszę, że do mnie zaglądasz. Już od jakiegoś czasu tak mi się porobiło, że nie potrafię wymyślić żadnej historii, wszystkie próby sama skreślam już na etapie pomysłu. Pisanie o tym, co czytam lub oglądam, to trochę taki pomysł na przetrwanie trudnego czasu :) Pozdrawiam serdecznie - Ania
  20. Dziękuję, Magda, ale przygodę z "Bluszczem" mam już na koncie :( To nie jest pismo dla takich jeszcze amatorów jak ja. Jeśli moja pisanina tutaj zachęci Cię do obejrzenia filmu, to dla mnie wystarczająca satysfakcja. Buziak odwzajemniam :) - Ania
  21. Zauważyliście, jak często się zdarza, że na niektóre bardzo dobre filmy trafia się zupełnie przypadkiem? Naturalnie, w większości, są to filmy po prostu przegapione - z różnych względów - w okresie kiedy było o nich głośno, czasem, gdy chodzi o filmy starsze od nas, na tej „lekcji” niezbyt uważaliśmy. Coś tam niby słyszeliśmy lub czytaliśmy, może nawet jakiś fragment gdzieś widzieliśmy, ale każdy rok przynosi nowe tytuły, nowe nominacje, nagrody i zachwyty, kto by za tym nadążył i wszystko spamiętał? A potem, tajemniczym zrządzeniem losu, właśnie ten a nie inny tytuł przyciągnie naszą uwagę w wypożyczalni albo telewizyjnym rozkładzie jazdy. I wow! Oszołomienie! Co za film! Ja w ten sposób przeżyłam ostatnio dwie znakomitości, skrajnie różne: kilka tygodni temu „Wiosna, lato, jesień, zima… i wiosna” Kim Ki-duka (o nim więcej innym razem) i „Frost/Nixon” Rona Howarda (z 2008 roku) dziś wieczorem. Zwiastun w programie był średnio zachęcający: „telewizyjne starcie Richarda Nixona i Davida Frosta w serii wywiadów z 1977 roku, które stały się jednym z najważniejszych wydarzeń w historii amerykańskiej telewizji” ale, że tytuł był opatrzony czterema gwiazdkami , a na pozostałych czterdziestu kanałach kompletna bryndza, pomyślałam: czemu nie? Zaplecza nie miałam żadnego, o historycznych wywiadach bladego pojęcia, oczywiście Nixona kojarzyłam z aferą Watergate ale nic poza tym. W 1977 roku byłam smarkulą, a polityka nigdy mnie specjalnie nie pasjonowała. Zresztą w tamtych czasach, kurtyna, jakkolwiek może już nie taka szczelna, nadal izolowała skutecznie, a wersja oficjalna wydarzeń na Zachodzie wiadomo, jaka była. Ale wracając do filmu - nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale w dobrych filmach jest coś takiego, że przykuwają uwagę od pierwszych scen, choć nic takiego może jeszcze się nie dzieje. Pewnie w dużym stopniu to sprawa aktorstwa, a w tym filmie jest ono najwyższej próby, zarówno tytułowych adwersarzy (Frank Langella w roli Richarda Nixona i Michael Sheen jako David Frost,) jak i postaci drugoplanowych (m.in. znakomity jak zawsze Kevin Bacon). Dwóch wytrawnych myśliwych ale tylko jeden – jak powie Nixon w dramatycznej scenie nocnego telefonu - może stanąć w blasku jupiterów, więc który z nich stanie się łupem zwycięzcy? Jeśli ktoś, tak jak ja, nie znał faktów i nie wiedział, jaki będzie finał rozgrywki, do końca musiał nerwowo zaciskać palce. I mimo, ze piwo się skończyło, nie odszedł od ekranu ani na chwilę. Reżyser przyjął konwencję filmu paradokumentalnego, dzięki czemu w trakcie akcji pojawiają się wstawki będące komentarzami lub fragmentami wywiadów osób z otoczenia Frosta i Nixona. To ciekawy zabieg, bo te same osoby co chwilę widzimy w podwójnej roli - i „w środku” i „na zewnątrz”. Kiedy są naprawdę sobą? Co, tak naprawdę, chcieli osiągnąć? Co, tak naprawdę, zmieniło w nich to doświadczenie? Dzisiaj, grubo trzydzieści lat później, kiedy debaty telewizyjne są na porządku dziennym, a dziennikarze i politycy prześcigają się w udowadnianiu, że zasada „wszystkie chwyty dozwolone” wciąż ma niewyczerpane możliwości, starcie Nixona i Frosta ogląda się też z naszej własnej perspektywy. Nie sposób obronić się przed skojarzeniami typu: Wałęsa – Kwaśniewski 1995, czy z nowszej historii: Kaczyński – Tusk 2007. Ktoś prychnie: to nieporównywalne! Zgoda, nieporównywalne, ale daje namiastkę wyobrażenia wstrząsu, jakim tamte wydarzenia musiały być dla Amerykanów. Nawet jeśli kogoś zupełnie to nie obchodzi, film gorąco polecam.
  22. Nietypowa zimowa impresja. Ładna :) Trochę śmieszne, trochę smutne, bardzo prawdziwe - jak w życiu. Odważna ta bohaterka! Przyznać się publicznie do zaczytania w "Domu nad rozlewiskiem" to nie byle co! W dobrym tonie jest przecież pokpiwanie, no, w najlepszym razie, pełna wyższości pobłażliwość. A tu, proszę, z błyskiem w oku... W ogóle takie fajnie swojskie klimaty :) Proszę jeszcze - Ania
  23. Stęknął kawaler (Łeba): "Takiej mi było trzeba Zachęty" - "Bar wzięty!" Mruknął ten, co polewał
  24. Lubię krótkie teksty. Tylko, że krótkie muszą być idealne, a przez to są dużo trudniejsze. Są jak soczewka – nie pozwalając rozproszyć się uwadze czytelnika uwypuklają i mocne strony i potknięcia. Ten tekst mógłby być fajną miniaturką, zasadza się na dobrym pomyśle, jednak sądzę, że trzeba by go koniecznie dopracować (np. do połowy tekst jest skierowany wprost do zabójczyni, a od połowy pojawia się narrator – nie wiem, czemu to służy? Mnie przeszkadza. „Giń skurwielu – powiedział” chyba „powiedziała”? Dziwaczny szyk zdania: „uśmiechnęła się i z torebki sprawnym ruchem wyciągnęła rewolwer” – naturalniej byłoby chyba: „uśmiechnęła się i sprawnym ruchem wyciągnęła z torebki rewolwer” O interpunkcji nie wspomnę.). Ale … z Twojego komentarza wynika, że to kawałek wyrwany z całości a nie miniatura - więc tego typu zastrzeżenia wcale nie muszą mieć racji bytu. OK. tylko nie bardzo rozumiem, po co publikujesz tylko taki mały fragmencik? Czego oczekujesz od czytających? Nie leń się :) i napisz więcej, bo i umiesz i warto. Pozdrawiam - Ania
×
×
  • Dodaj nową pozycję...