
Piotr Rutkowski
Użytkownicy-
Postów
754 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Piotr Rutkowski
-
Walentynki to ściema
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Stokrotka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wypowiedziałe(a)ś , się na temat walentynek bo pownie czułaś jakąś wewnętrzną potrzebę wyrzucenia tego z siebie i to jedyny plus , no może jeszcze pół, za formę...listy już są prawie zapomniane, natomiast słownictwo, którym operujesz, jest proste, mało wyszukane, ubogie literacko...Widzisz..listy lierackie w wiekszości przypadków, nacechowaną są lirycznością, patosem, romantyznem, lub tęsknotą za czymś, w twoim liście, pojawiają się proste sformułowania, nie mówiąc już o przekleństwach... Jeśli nie zrobił(e)aś tego celowo, żeby pokazać "prowincjonalność" autora... to bardzo mi przykro, ale to jest kiepskie ponieważ rozpisujesz się na temat walentynek językiem codziennym, prostym, nie ma w tym liście nic literackiego...Kaufman w Zakochanym bez pamięci, wypowiedział się na temat tego święta w czterech zdaniach w taki sposób, że pamięta się to na długo, tu nie zapamiętam nic... Pozdrawiam... -
Sezon na kaczki
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
. Wiwat, toast, tłum się cieszy, czas wziąć ster we własne ręce. Tłuste gęby, pełne brzuchy biorą jak najwięcej. Rozszarpana polska flaga, orzeł bez korony. Żydzi, nazi, komuniści, pomylone strony. Czerwień przybrał barwy brązu, biały jest przejaskrawiony. Jeden tylko kolor czarny od lat nie zmieniony. Nowym godłem krzyż się staje, hymnem będzie Rota, Ojcem wszystkich moher beret, a matką? - Wszechcnota. Zamiast bierną stroną kłapać, głowę w piasek chować, czas za strzelby bracia chwycić I zacząć polować. -
przeciętna
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
dzięki -
przeciętna
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
thx, wiesz...ja ani nie jestem poetą, ani mi sie tym bardziej nie wydaje jak poeta powinien pisać...walę coś co mi do głowy przyjdzie...i takim jezykem mówię na codzień... Czemu jego utożsamiasz ze mną nie wiem, może aż tak mocno pojechałem? Nawiasem mówiąc postawię zapytanie: ile można czytać gównianych, wspólczesnych wierszyków...gdzie tylko na jakiś czas wpadnie coś ciekawego i na dłużej zostanie.? -
przeciętna
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
* Z bruku powstałem, i na bruku skończę! Jak Mistrz, co poezji nade mną roztacza konary, I jedno tylko sobie stawiam zapytanie: Czy kruchym na wieczność tworem pozostanę? Ty! Coś w przepychu, ukojeniem była, Tulisz się teraz w obcych piór rękawie. Rękaw swój przejrzysty skrywam dzielnie w szafie, Klucz do niej u kresu jemu pozostawię. Nie chcę nic po Tobie, jeno nie pamiętać, Stawiać cię w szeregu tych podobnych niewiast, Co zwyczajnym gestem i naturą płową, Dzień pazurem głaszczą. Na boga! Się nie da! -
Zapytaj mnie proszę...cz.VIII
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
hahaha...przychodiz baba do lekarza. Co pani dolega? Chcę przestać czuć... znam to już ale nie ważne. Nie jestem pewien, ale do psychiatry nie można chyba sobie pójść. Najpierw trzeba być wariatem, albo próbować chyba popełnić samobójstwo. Nie pamiętam poprzednich częśći, za pojedynczy odcinek plusik. Dobry start. Przeciętna osoba, utkwiona w bezsensownej sytuacji...dobre. Plusik ode mnie. -
Samotni we dwoje (cz.II)
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Vegga utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Z tą doskonałością, to bym się wstrzymał Basiu jednak troszeczkę mimo najszczerszej sympatii do autorki... Rozbawił mnie początek, bo zabawiłaś się trochę w scenarzystkę. Napisałem kiedyś, że twoje pisanie jest typowo babskie, porównałem je chyba do seksu w wielkim mieście, i podtrzymuję to... teraz idziesz w strone literackich "telenowel" ...Dużo w tym życia codziennego, nie wnikam czy twojego czy nie, baaaardzo dużo ...scena babskich plotek, ...wiesz ostatnio usłyszałem, albo przeczytałem nie pamiętam...o takiej zasadzie. Jeśli piszesz o czymś banalnym, coś co było już milion razy, a przyznasz ze babskie plotki zna kazdy , należy ten banał przedstawić w jakiś ciekawy sposób a klasyczne m3 nie należy do najciekawszych miejsc. No przykro mi, ale nie dotarło to do mnie w ogóle. Wiem. Nie musiało... -
W trasie czI
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
:), :* wyjdzie z tego, ale wiele musi jeszcze przejść...dzięki za odwiedziny -
W trasie czI
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Masz rację meliso, kurczę, że wam się chce wyłapywać te wszystkie błędy...heh. Dzięki, a tak nawiasem mówiąc :)) w Toruniu, byłem jeden raz i to bardzo dawno temu, nawet nie pamiętam... -
W trasie czI
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
I Obejrzałem się za siebie mając na uwadze to, że patrzę na to wszystko ostatni już raz. Rzuciłem okiem na brukowaną ulicę, po której pędził wojskowy star, wartownicy maszerowali w kierunku północnym, Dywizjon Ogniowy rozpoczynał ćwiczenia na OSF'ie a na tyłach stołówki nowowcieleni, wystraszeni rekruci obierali ziemniaki. Kapitan Żerek w adminstracyjnym, wypełniał dokumenty, opieczętował moją książeczkę wojskową, załatwiał formalności. - I co teraz kapralu? - Wracam do życia panie kapitanie. - Tylko, żebyś się nie przejadł tym życiem. Jeszcze zatęsknisz za wojskiem. Wypisałem się na biurze przepustek i po raz ostatni zatrzasnęła się za mną brama - Wojsko Polskie. Zrobiło mi się jakoś chłodno,poczułem delikatny wrześniowy wiatr, Postawiłem kołnierz kurtki na sztorc, zarzuciłem plecak zapaliłem papierosa i ruszyłem brukowaną drogą przez las. Do miasta było ze dwa kilometry czyli około półgodziny drogi szybkim tempem. Drzewa szumiały co jakiś czas wraz z szumem morza tworzyły coś w rodzaju symfonii wietrznej. Dopiero trzeci, przejeżdżający kierowca zatrzymał się i podrzucił mnie do miasta. Wysadził mnie na Redze. Był stąd, miejscowy, ja musiałem jechać dalej na południe. Chciałem odwiedzić dziewczynę, z którą spotykałem się jeszcze rok temu zanim trafiłem do jednostki. Przez cały ten czas nie dawała znaku życia. Nie dzwoniła, nie pisała, nie odwiedziła mnie ani razu. Tylko zniszczona fotografia przypominała mi o jej istnieniu. W najcięższych chwilach dodawała mi otuchy. To dzięki niej będąc na trzydziestu siedmiu wartach, nie przeładowałem broni i nie strzeliłem sobie w łeb. Była ze mną cały czas. Musiałem się z nią zobaczyć. Stanąłem więc na mostku i spojrzałem na wzburzone fale, które systematycznie uderzały o falochrony. Gdzieś nad tym wszystkim krążyły mewy, rybak odczepiał cumę i powoli wprawiał łódź w powolny dryf. Chciałem zatrzymać ten krajobraz w swojej głowie, wiedząc, że od tej pory nic nie będzie już takie proste i że czeka mnie długa droga do domu. xxx Dżou siedziała w nadmorskiej smażalni ryb i patrzyła przez szybę na chłopaka, który rozmawiał przez telefon. Czekała na dobre wieści. Może dlatego nie zauważyła kelnerki, która w białym fartuszku, z ołówkiem za uchem i notesem w dłoni stała przy niej już od dobrych kilku sekund. - Będzie pani coś zamawiać? - spytała kelnerka. - Smażone ziemniaki, takie wie pani , na tłuszczyku - odpowiedziała Dżou wyrwana z letargu. - Coś jeszcze? Może rybkę do tego? - Narazie to wszystko. - powiedziała Dżou. Nie znosiła ryb. Szczególnie nad morzem. Kelnerka wróciła do kuchni. Dżou zapaliła papierosa. Chłopak skończył rozmawiać, wrócił do środka i zasiadł przy tym samym stoliku. - I co? - spytała Dżou.Chłopak milczał, chciał potrzymać dziewczynę w niepewności - no mów kurwa co załatwiłeś. - Toruń, Poznań, Rawicz, Opalenica. - Żartujesz? - Nie księżniczko. Mówie poważnie. Nigdy , kurwa nie byłem bardziej poważny. - Jesteś wielki! - wykrzyknęła Dżou i założyła mu ręce na szyję - Zarobimy kasę i wyjedziemy stąd. - No ba. Tylko musisz śpiewać tak jak dawniej. - Co to ma znaczyć? - To co słyszałaś. Musisz się postarać. - Co chesz przez to powiedzieć? Że nie jestem wystarczająco dobra? Że fałszuję tak? - Powiedziałem, że kiedyś śpiewałaś lepiej dziecino. - Dam z siebie wszystko. - Musisz, bo po Opalenicy jedziemy na Rawę. - No koniecznie. - Nie rozumiesz mnie. Śpiewasz przed Martyną Jakubowicz w koncercie głównym. - Pierdolisz. Nie graj ze mną w taki sposób... - Mówię poważnie to jest twój miesiąc księżniczko. Za kilka tygodni usłyszy o tobie cały kraj. - Już to widzę Leny. Wyobrażasz to sobie? Dżou on the stage, plakaty, wywiady...haha, kurwa Leny damy czadu nie? - Spoko. Wierzę w ciebie bejbe. Kelnerka przyniosła obiad. Leny zamówił piwo i już nic nie mówili. Dżou konsumowała dietetyczne ziemniaki na smalcu, Leny pił piwo. Dżou myślała jakie piosenki zaśpiewa, Leny liczył w głowie pieniądze , które może na niej zarobić. Na marginesie w tym śmiesznym kapelusiku, szerokich spodniach i bluzie z kapturem wyglądał jak prawdziwy alfons. Najedli się a w Kołobrzegu złapali pociąg do Torunia. Ledwo pociąg ruszył Leny wtulił głowę w zagłówek i pozwolił sobię na kilkugodzinną drzemkę. Dżou siedziała na środku i zachęcająco uśmiechała się do przystojniaczka przy oknie. Nie były to zwykle uśmieszki, chęć nawiązania rozmowy. Miała na niego po prostu ochotę. Przystojniaczek wstał i wyszedł do toalety. Dogoniła go i wepchnęła do środka. Zatrzasneła drzwi. Zrobiło się mokro i gorąco. Rozpięła mu pasek od spodni, odpieła guzik, lekko rozsunęła rozporek i wcisnęła dłoń w majtki nie przerywając namiętnych pocałunków, podzas których droczyli się językami. Poczuła jak facet twardnieje. Podskoczyła i oplotła go nogami. Miała to co chciała, to taka dziewczyna, która zawsze ma to czego chce. Kochali się w rytm pędzącego pociągu. W końcu nadszedł finał. Jej krzyk wtopił się w ryk klaksonu lokomotywy i wraz z turkotem kół pociągu przejeżdżającego po sąsiędnim torze odpłynął. Wróciła do przedziału. Leny spał spokojnie, staruszka patrzyła w okno. Przystojniak chyba zapalił jescze papierosa, bo przez chwilę nie wracał do przedziału. Stał na korytarzu i zastanawiał się dlaczego właśnie zdradził swoją żonę. Wieczorem dojechali do Torunia. Klub wypełniony był po brzegi ludzmi. W kiblu na odstresowanie wciągnęła kreskę kokainy , poprawiła makijaż i kiedy konferansjer zapowiedział ją jako nadzieję polskiej sceny muzycznej wyszła i dała z siebie wszystko. Wprawiła publiczność w blusowy trans. Jej kobieca sylwetka z opuszczoną głową przed mikrofonem, w przyciemnionych światłach sceny przyprawiała facetów o palpitację serca. Śpiewała jakby od niechcenia, leniwie, ale gdyby nie dach jej głos pofrunął by do nieba. Leny siedział tymczasem w kanciapie u grubego Maksa. Maks palił cygaro i traktował Lenego jak powietrze. W końcu mruknął na niego: - Leny, chłopcze, po co tu właściwie przyszedłeś? - Po pieniądze. Tak jak się umawialiśmy. - Jakie pieniądze? - Za występ. - A to ciekawe Leny. Myślałem że to ta dziewczyna śpiewa. - Ja załatwiam za nią interesy. - Ja nie robię interesów z małolatami Leny. Zapamiętaj raz na zawsze. - Dobra Maks. Nie mam czasu na pierdoły. Zapłać i zwijam się. NIe chesz chyba, żeby mówili w mieście. Maks to ten skurwiel co nie dotrzymuje słowa. - Zabierzcie to ścierwo stąd- ryknął grubas. Ochroniarze chwycili Lenego za ręcę. - Jak jeszcze raz zobaczę cię w Toruniu to nie wyjedziesz stąd żywy. Zrozumiano? Leny splunął na tłustą twarz Maksa i po chwili, ze złamanym nosem znalazł się na zapleczu. Dżou siedziała na murku i paliła papierosa. Nie bardzo wiedziała o co chodzi, jej głowa była jeszcze zakoksowana. Ledwo trzymała równowagę. Bladym wzrokiem patrzyła na zakrwawiony nos Lenego i zapytała wprost: - Kłopoty? - Zwijamy się mała. Nic tu po nas. Przydałoby się trochę snu, ale w tej chwili nie było mowy o odpoczynku. Pociąg do Poznania odchodził o pierwszej czterdzieści... c.d -
Dokładnie Natalio, zapomniałem jakiejś buźki dołączyć heh. Wiem wiem, wiem, tak sobie tylko żartuję, ciekawe, że do głowy przychodzi czasem taka sama tematyka. i w twoim wykonaniu chyba zdecydowanie lepsza..Vego miło Cię znowu czytać , po długiej przerwie...
-
wkurzyłaś mnie tym tekstem...zobacz na moje opowiadanie studium wrazliwosci, samotność...to zrozumiesz dlaczego...
-
Moja mama nie jest kosmitką
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Beata Er utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
to jeszcze raz ja...jestem po lekturze wszystkich twoich tekstów, niezły humor , no fajnie, fajnie, fajnie....jeśli odlewasz się w restauracji za drzwiami z kółkiem wrysowanym nad framugą, to nie mogę powiedzieć, że inteligente...ale na pewno błyskotliwe, i jescze sie nie odzywaszpod komentami....TAJEMNICZOŚĆ, EMOCJE...wow, napisz coś nowego, albo dokończ to ...bo nudze się....pa -
Piotruś, to, że Ty napisałeś scenkę u psychoterapeuty i było komediowo, to ok, widocznie u Ciebie tak miało być. U mnie chyba nie musiało, prawda? Chyba mam prawo napisać to co chcę? A czepienia się imienia Janusze nie rozumiem. Ok, teraz będę wszystkich facetów nazywała Piotr Zostałem słodko rozdrobniony więc pozwolę sobię w ten sposób...Droga stokroteczko, nazywaj sobie facetów jak chcesz , ale Piotrkiem staraj się nadać imię swojemu bohaterowi gdy będzie on : Prosty, wyraźny, kochany, trochę śmieszny, w sam raz tyle, by być bardziej miłym. Wpadać łatwo w melancholię. Odważny i szczery, nigdy nawet w godzinę słabości, swych przyjaciół Piotr się nie zapiera. Doskonały żołnierz i kolega. Źle przemawia, za to krzyczy głośno, ufa lada komu , łatwowierny...Janusz jak wspomniałem, jest jakiś taki nijaki, kojarzy mi się z uzdolnionym muzykiem, mam wujka alkoholika o tym imieniu, więc skłonny do nałogów...no nie podoba mi się to imię dla faceta. Raczej gościa po 50, z brodą, okularami z denkami od musztardy, z problemami. Taki twór postkomunistyczny jak ciężkie kufle w pijalni piwa pod łabędziem, bohater tanich kriminałów z lat 70 typu Krystyn Ziemski. JANUSZ :P Mój komentarz nie był reakcją negatywną na to co napisałaś. Jest mi obojętny, troszkę w lewo, do nieczytelny na skali własnej wrazliwosci. No i to tyle..Kojarzy mi się jakoś z Halmarkiem i milionami dramatów psyhologicznych o podobnej strukturze...no,gdzieś tam bym to wpasował. A czy źle, to ty wiesz najlepiej. p.s Mam nadzieję, że nie jesteś psychoterapeutką i nie pomagasz w taki sposób jak twój hiroł bo gdybym był pacjentem to bym się załamał...raczej....Pięć lat spotkań bez skutku..matko przenajświętsza, po pierwszej jego wypowiedzi zaczynam w to wierzyć. Spadam bo się rozpisuję....
-
Brudne historie(2)
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na k.s.rutkowski utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
To sie dopiero nazywa lanserka, powodzenia obyś sprzedał tego jak najwiecej, z czegoś przecież trzeba żyć...no nie? -
Podpisuję się pod komentarzem kolegii, nie moje klimaty, kiedyś napisałem scenkę u psychoterapeuty ale czysto komediową. Nudno tu troszkę... Są imiona, które wpisują się w charakter postacii, w większosci przypadków, Janusz to jakieś takie brzydkie jest i bezpłciowe...
-
Moja mama nie jest kosmitką
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Beata Er utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
haha, szkoda, że taki krótki fragment, już nie moge się doczekać. Swoboda języka, dobra technika, płynność i przejrzystość. "Tak jakbym nie temu, który mi przeznaczony, przed ołtarzem tak wyznała" - jak z wesela :)) Fajniutko. -
Spowiedź pokerzysty
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"Nie przegrasz tego czego nie postawisz" David Levien & Brian Koppelman - "Hazardziści" IMIĘ: Jakub NAZWISKO: Turkowski WIEK: 29 lat ZAWÓD: Dziennikarz MIEJSCE PRACY: Klub pokerowy. Warszawa, zima 2006. Texaspoker jest jak życie. Albo grasz o wszystko albo nie masz nic. Marzę o śnie. Niczego w tej chwili nie pragnę jak zdrzemnąć się choćby przez chwilę, położyć głowę na poduszce i pobyć przez kilka godzin w spokojnym śnie. Nie teraz. Zjazd. Resztki białego, gorzkiego proszku tkwią mocno na podniebieniu. Sczękościsk. Żrenice mocno rozszerzone nie pozwalają powiekom na samowolne mrugnięcie. Pocę się. Pocę się jak zdechła świnia. Zupełnie jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. To chyba wtorek. Zupełnie się pogubiłem. Przyszedłem do Toma w niedzielę wieczorem. Wskazówka czterokrotnie przekroczyła dwunastkę więc powinien być już wtorek, ale nie jestem tego pewien. Nie dałbym sobie uciąć ręki. Nie mógłbym wtedy trzymać kart. Dwie damy. Karta jak każda inna. Muszę być ostrożny. Nie mogę zagrać ostro, i tak gram czytelnie. Podbijam tylko stawkę. Nikt nie wchodzi do gry i po frajersku zbieram wejściówkę. Trzeba było dołożyć stawkę i poczekać na flopa. Rozegrać to rozdanie po mistrzowsku. To zmęczenie. Czuję jak pot spływa mi po bokobrodach. Podbródek trzęsie się w rytm trzaskania górnych zębów o dolne. Potem kilka podobnych rozdań bez historii. Rozpoczynam czwartą paczkę papierosów. Smakują wyśmienicie. Wciągam tytoń głęboko,do samych płuc. Sztach za sztachem. Mocno, po męsku. Dany rozdaje karty. Ślizgają się na zielonym płótnie. As król w kolorze pik. Moja ulubiona karta. Piki dawno nie były w grze. To może być rozdanie wieczoru... W czerwcu dwutysięcznego pierwszego roku skończyłem nareszcie studia. Co to była za męczarnia. Najgorszy okres w moim życiu. Pięć kurewsko straconych lat. Pamiętam jak tuż przed maturą odwiedziłem matkę w szpitalu. Zapytała mnie co dalej? Powiedziałem, że nie wiem bo naprawdę nie wiedziałem wtedy co zrobię ze swoim parszywym życiem. - Może będziesz lekarzem? - zapytała mnie. Nie wiedziała, że boję się krwi i nienawidzę igieł. - Prawnikiem? - nigdy nie byłem dobry z historii. W niczym nie byłem dobry. Tylko wóda, ćpanie i karty. - No to może dziennikarzem? Pojawił mi się przed oczami Max Kolonko i pomyślałem sobie: Tak kurwa. To dobry pomysł - będę dziennikarzem. Będę wyrywał na to laski. Każda poleci na dziennikarza. Będe obracał najlepsze dupy w stolicy. Będę dziennikarzem. Potem przez pięć zasranych lat wbijali mi do głowy piepszone teorie pisarstwa, gatunków dziennikarskich i innych podobnych bzdur. Kazali ćwiczyć dykcję, obniżać rezonans, dzień zaczynać od papierosa. Zawsze budziłem się na szkockim kacu. Rano miałem taki fajny pluszowy głosik. Pracowałem w małym, undergrandowym radio. Czytałem wiadomości. W między czasie posuwałem fajną panienkę. Miała w sobie tyle seksapilu jak żadna inna i fantastyczne długie nogi. Miała cycki w sam raz i ogoloną cipkę. Była fajna. Mruczała i wiła się jak kotka gdy posuwałem ją od tyłu. Uwielbiała czuć mojego kutasa właśnie w tej pozycji. Może to dziwne, ale ona płaciła rachunki. Miała nadzianych starych, którzy nie znosili mnie i wice wersa. Uważali, że jestem nieudacznikiem, zwykłym śmieciem i nie zasługuję na ich córkę. Nie zasługiwałem, ale żeby zrobić im na złość kupiłem Dianie pierścionek zaręczynowy. Zgodziła się od razu. Byłem jej pierwszym facetem. Pierwszym, który kochał ją nad życie i ubóstwiał jak nikt dotąd. Żyliśmy sobie na kocią łapę i było zajebiście. Chciałem wracać każdego ranka, każdej nocy i móc rżnąć ją na tysiąc sposobów. Chciałem by była moją żoną, moją i nikogo więcej. Chciałem mieć ją tylko dla siebie. Mniej więcej w tym samym czasie zacząłem grać. Nigdy nie lubiłem pokera, wolałem brydża i nawet byłem całkiem niezłym brydżystą. Grałem w drugiej lidze. Pamiętałem rozdania, które grałem pół roku temu i gdy ktoś zbudził by mnie o dwunastej w nocy i zapytał o nie, podałbym mu rozkład wszystkich czterech rąk bez zająknięcia. Uważałem że brydż jest inteligenty a grając w pokera wystarczy mieć szczęście i unikać szulerów, ale kiedy poznałem odmianę Texas Hold'em, wszystko przestało mieć sens. Brydż może jest inteligenty ale nie przynosi pieniędzy. Tu poczułem smak wielkiej fortuny. Marzyłem o wielkiej, milionowej wygranej i wylocie do Vegas. Chciałem zobaczyć stolicę światowego hazardu. Poker w teksańskiej odmianie jest królem wszystkich gier karcianych i od tamtej pory wyrzuciłem ze swojego słownika wyraz "szczęście". Fart nie ma tu swojego miejsca. Decydują umiejętności. Zasady są proste. Każdy gracz dostaje dwie karty i zaczyna się licytacja. Potem na stole wyświetlają się trzy karty tzw.flop. Gracze dopasowują swoje dwie karty do flopa i licytują się. Następnie pojawia się czwarta karta (turn) i piąta (river). Gracze szukają swoich szans w siedmiokarcie. Czy to nie wspaniałe i podniecające? I tak oto stałem się hazardzistą. Kiedy po raz pierwszy przekroczyłem progi Royal Card Club wiedziałem czego w życiu potrzebuję. Znalazłem swoje powołanie. Teraz mogę ci mamo odpowiedzieć na twoje pytanie, które zadałaś mi tuż przed śmiercią. Nie pytaj mnie mnie kim chcę być. Zapytaj mnie kim jestem. Jestem pokerzystą. Jestem pierdolonym hazardzistą i jest mi z tym kurewsko dobrze. Hazardzistą się nie bywa. Hazardzistą człowiek się rodzi i zostaje aż do śmierci. Nie ma na to lekarstwa. Rzuciłem robotę w rozgłośni, no bo przecież nie mogłem tracić czasu na niepotrzebne rzeczy. Dianę okłamałem, że muszę więcej pracować. Zapytała mnie dlaczego nieprowadzę już wiadomości? Odpowiedziałem, że zostałem szefem działu sportowego i nie wchodzę na antenę. Złapała ten bajer, bo przynosiłem więcej hajsu. Bywały miesiące kiedy wyciągałem z pokera nawet dziesięć tysięcy. Diana zaszła w ciążę i urodziła mi córkę. Przepiękną dziewczynkę. Moje kochane dziecko. Do dziś trzymam jej zdjęcie na nocnej szafce. Ono przypomina mi, że mam dla kogo żyć. ... Mała ciemna, duża ciemna ja tylko dokładam. Wyczekam skurwieli. Poczekam na flopa i wtedy zagram agresywnie. Młody zrzut,Tadek zrzut, Dany podbija. Ja tylko dokładam. Pozostali się zrzucają i zostaję na placu z Danym. Ogrywam go za każdym razem gdy siadamy do stołu, ale chłopak jest ambitny. To zaprzyjaźniony neurochirurg. Nie ma co robić z pieniędzmi. Ogrywam go, i będę to robił zawsze, dopóki się sukinsyn nie nauczy grać. W dupie mam to, że to mój przyjaciel. Jedyny jaki mi jeszcze został. W kartach nie ma przyjaciół. Jeśli myślisz, że możesz z kimś grać na spółę jesteś w błędzie. Kiedyś kumpel cię wyroluje i obudzisz się nad ranem z ręką w nocniku. W kartach nie ma przyjaciół... Pewnego wieczoru wróciłem do domu spłukany. Przegrałem wszystko. Diana nie spała. Próbowała uśpić małą. Ja też płakałem. Nie mogłem już więcej jej okłamywać. Powiedziałem jej o wszystkim. ...piki nie idą, ale mam strita z ręki. Największego. W stole leży Dama, walet i dyszka w różnych kolorach. Dany zagrywa - agresor. Po namyśle dokładam. Jesteś mój skurwielu. Kropla potu spływa mi po czole. Na języku czuję smak amfetaminy, oblizuję się. Tom dolewa mi brendy. Czwarta karta trójka karo - nic nie zmienia w układzie. Dany myśli pewnie, że mam wysokiego kickera z dziesiątką lub waletem. Damę wyklucza bo pewnie ma na ręku dwie więc słusznie zagrywa za pięć tysięcy. Uśmiecham się i stawiam wszystko. Dany dokłada. Nie myliłem się. Tylko czwarta dama w ostatniej karcie mogła sprawić, że wróciłbym do domu z pustymi rękoma. Szansa nikła. Dany odsłania ostatnią kartę... Zima tego roku jest sroga. Wracam po trzech dniach nieustannej gry do domu nad ranem. Jest ciemno. Czuję na twarzy ten siarczysty mróz. Kasia ma już cztery latka. Mylą mi się dni, miesiące, lata. Rozróżniam tylko cztery kolory: trefl, karo, kier i pik, ale datę jej urodzin pamiętam doskonale. Co roku wysyłam jej kartkę. Nie wiem nawet czy ją przeczyta. Mam zakaz widzenia. Sąd nie pozwolił mi na widywanie się z córką. Nie protestuję, nie walczę. Nie chcę by wiedziała kim jestem, wysyłam tylko urodzinową kartkę. Wracam do domu i chcę odpocząć. Nie mogę. Szklanka Wild Turkey, powinna mnie rozluźnić. Prześpię się trochę. Jutro też jest dzień. -
powiedziałbym raczej kondycji kobiety na rozdrożu własnych myśli... bardzo mi się podobało choć wieje strasznie niedzielnym egocentryzmem, ale fakt, ze ja kiedyś tez zabawiłem się w egoistyczne "ja" daruję autorce. Ciekawe, niektóre myśli zaskakujące, nowatorkie,niebanalne. Zmusza do myślenia i to mocno. Całusy noworoczne ode mnie.
-
Klasyczne proweniencje
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Sanestis_Hombre utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki za wyjaśnienie. Oczywiście, że poważnie. Nie oceniam ludzi, tylko wyrażam swoje zdanie, na temat tego co piszą i raczej nie stosuję sarkazmu. Walę wprost Ta historyjka mnie się podobała i to bardzo. Dobrego w Nowym Roku -
Dziewczyna z zapałkami.
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rowicki utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
nie irytuj się. Jak chcesz po nazwisku to dodaj łaskawie pan przed nim. Ja też się nie zaliczam, ale o tym pisałem, więc nie wiem o co panu Snow chodzi. -
Zajeżdza mi tu Verlainem i Raimbaud , mam nadzieję , że się mylę.
-
Sąsiadka z Owings Mills.
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Tomasz Pietrzak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
zajebiste. Dzięki . "Wiele pozostało niedokończone i nie zaczęte " - tu przegiąłeś pałę ale i tak jest dobrze, wyśmienicie. -
Klasyczne proweniencje
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Sanestis_Hombre utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
iście filmowy kawałek...mniam mniam...tylko mam wrażenie, że gdzieś to już...ale nie ważne. Kiedyś przyczepiłbym się do nierealności tej opowiastki, bogata laseczka z prostytutką? ale wiem dzisiaj, ze kino i literatura właśnie po to jest, zeby czerpać właśnie z niemożliwych na pozór sytuacji, zdarzeń... Dobrze nakreśliłeś portret Darii. Rozumiem ją, jej motywacje, cel. Przekonałeś mnie. Żeby nie słodzić do końca : " Młoda pani prezes zakochała się w prostytutce" Unikaj takich zdań. To oczywisty stan emocjonalny lepiej pokazać ten stan niż go nazywać (tak mnie uczą ostatnio "mądrzy" ludzie od pisania), z resztą w kilku następnych zdaniach, tłumaczysz się z tego co napisałeś. więc po co to zdanie? Podobało mi się. Jedno pytanie. Co to są te prowienencje? bo ja prosty chłopak jestem a nie chce mi sie do slownika patrzeć.? -
Wigilia
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Katarzyna Brzezińska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie mogę się z tobą zgodzić, bo jest dokładnie odwrotnie. Treść jest fajna, ciekawa historyjka, w klimacie opowieści wigilijnych, natomiast forma słaba, a styl ....bip...... Założę się, że pisane na szybcika w pośpiechu. Nie wyszło Kasiu niestety. Czasem trzeba troche nad tekstem popracować. Ułożyć plan opowiesci, stopniować napiecie, emocje, zarysować konflikt wszystko w odpowiedniej kolejnosci, jak domek z kart. Wyciągasz jedną i wali sie wszsytko. W tym tekscie jest chaos, liczne błędy np: "Ani do pracy, ani do szkoły, mogliśmy być razem i wspólnie oczekiwać, aż zabłyśnie pierwsza gwiazda. " fatalne zdanie...zła składnia i wiele innych , których nie chce wymieniać. Do poprawki.