Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Piotr Rutkowski

Użytkownicy
  • Postów

    754
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Piotr Rutkowski

  1. Pani Sandro. Wiem, że pisze pani bloga i chyba tam jest miejsce na tego typu teksty, proza wymaga więcej od autora. Narracji, dramaturgi, stylu, pomysłu, tematu itd. Mimo wszystko w Pani przemyśleniach jest coś co na moment zmusza do refleksji a to chyba dobrze. Pozdrawiam noworocznie...
  2. Jeśli zdanie :" dzień zlizywał ostanie znamiona nocy" jest przekombinowane to Becketta powinno się uznać za wariata, Słowackiego spalić na stosie a Sienkiewicza skazać na Sybir za propagowanie nędznej polskiej historii. To zdanie jest przepiękne szkoda, że reszta nie trzyma sie k... Pozdrawiam
  3. Leszku nie ma się czym przejmować. Pomysł jest oryginalny, trochę popracować nad tekstem i bedzie oki...
  4. „- Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją. Dante Alighieri- Boska Komedia” 1. Śmierć przyszła po mnie przedwczoraj. Wlazła z butami do mojej trzydziestometrowej szarzyzny z kuchnią i kiblem o siedemnastej. Cha!. Nie wyglądała tak jak ją sobie wyobrażałem. Nie była szkieletem, nie miała trupiej czaszki a w ręku nie trzymała kosy. Nawet jej taniec był zwykłą imitacją makabryczności. Była sobą. Po prostu zapukała a ja otworzyłem. -Chodź, pokażę ci piekło- powiedziała śmierć po czym ścisnęła moją dłoń. Biegliśmy przez ciemny, nieznany mi las a drzewa śmiały się ze mnie szyderczo. Wielkie, stare dęby zataczały swymi konarami zadaszenie co w księżycowej poświacie wyglądało niezwykle efektownie. Kocham księżyc. Gdy w pełni mieni się na wieczornym sklepieniu wiem, że nic mi nie grozi. Jest moim patronem, moim aniołem stróżem. Uspokoiło mnie to. Jeśli tak wygląda piekło to nie ma się czego bać. Śmierć przyspieszyła kroku i nieoczekiwanie znaleźliśmy się przed wielkim, ponurym zamczyskiem. Był tak wielki, że gdy stojąc tuż przed żelazną bramą spojrzałem w górę, nie widziałem nieba. Ogromny zamek z lawą zamiast fosy. Wtem drzwi zaskrzypiały i oczom mym ukazało się diabelskie wnętrze. Wiedziałem, że gdy przekroczę próg zamku nie będzie już odwrotu. Straciłem pewność siebie. Strach zaczął górować nad chęcią poznania wiecznych czeluści. Zaryzykowałem. Drzwi zatrzasnęły się za mną. -Nie mamy zbyt wiele czasu-zasugerowała śmierć-musimy przedostać się na drugi brzeg. No dobrze, ale niech ktoś mi powie w jaki sposób? Jak mamy przejść przez morze ludzkiej krwi? Oczywiście. Gdybym był Mojżeszem poprosiłbym Boga o cud ale po pierwsze jestem tylko śmiertelnikiem, a po drugie wątpię, żeby mnie usłyszał w takim miejscu. -Potrzebujecie pomocy?- usłyszałem głos młodego mężczyzny, który wyrósł przed nami ze swoją łódką jak spod ziemi.- Ach ci turyści, tacy niezdecydowani. Za trzydzieści srebrników przewiozę was na drugi brzeg. - Mam tylko kartę kredytową. - Może być. Ci turyści...co to jest? PKO BP? Och...eś? A niech mnie najjaśniejsza panienka....upps.. przepraszam - Ruszaj Judaszu. Nie mamy czasu- skwitowała śmierć i po chwili znaleźliśmy się na samym środku oceanu ludzkiej krwi, morza dusz potępieńców. Morderców, samobójców i innego rodzaju grzeszników. Z dna dochodził ich lament i szloch. Śmierć ucięła sobie drzemkę. - Powiedz mi Judaszu-spytałem, bo zawsze chciałem go o to zapytać- dlaczego to zrobiłeś. Dlaczego zdradziłeś Chrystusa? Tylko dla tych zasranych pieniędzy? - Niezupełnie-odparł judasz. Kochałem go jak wszyscy. Tak, wszyscyśmy go kochali, bo był chodzącą miłością, ale już przy ostatniej wieczerzy coś mnie opętało i nic nie pamiętam do czasu gdy, już było po wszystkim. Resztę już znasz. - No dobrze, ale przecież tak musiało się stać by wypełniło się pismo, to nie twoja wina i co z wybaczaniem? Każdy zasługuje na przebaczenie- ogarnęła mnie wściekłość. - Nikt nie może odbierać sobie życia-rzekł Judasz- nie zabijaj. Jak myślisz dlaczego tu Jesteś? Spójrz! Tak kończą ci co odbierają innym i sobie życie. Widzisz? Wróciły do mnie piekielne obrazy. Zrozumiałem. Śmierć ocknęła się i od tej pory rzeczy potoczyły się błyskawicznie. Dotarliśmy na drugi brzeg. Widziałem ludzi, którzy nigdy nie zaznają miłości, nigdy nie będą mogli oglądać Boga, Myślałem, że poznam osobiście Wodza ale nic z tego. Miałem nadzieję, że ujrzę obliczę samego diabła ale widocznie na to jeszcze nie zasłużyłem. -Tu kończy się moja rola. Żegnaj-powiedziała śmierć i nastała ciemność. Moja cela-moja kara. Nie wiem jak długo tam przebywałem. Straciłem poczucie czasu, ale najgorsze jest to, że nie mogłem pojąć co się tak naprawdę stało. Wracałem myślami do tamtego popołudnia, do chwili gdy odwiedziła mnie śmierć i nie mogłem sobie nic przypomnieć. -Niech mnie ktoś uszczypnie! Błagam! Boże zlituj się na de mną!- Byłem już na granicy obłędu gdy Pan usłyszał moje wołanie. Wróciłem do swojej, szarej rzeczywistości i koszmar powrócił. Leżę teraz na podłodze i zwijam się z bólu. Nie pamiętam ile połknąłem, Sto? Może dwieście. Obok leży pusta butelka po Martini. Muszę doczołgać się do kibla. Powoli tracę przytomność. Telefon! Moja jedyna szansa, ale nie mam sił podnieść się z ziemi. Umrę. -Nie chcę tam wracać! Słyszysz! Nie chcę ! Rzygam. Nie wiem już co się ze mną dzieje. Czy to koniec? A może początek. Już mnie to nie obchodzi. Mam to gdzieś. Tak jest mi dobrze. Muszę tylko odpocząć. Właśnie, tak mi dobrze. Zasypiam, albo umieram. Nie wiem. Dzwonka do drzwi już nie słyszę i tak bym się nie doczołgał. Przepraszam... cdn
  5. , znam ten ból, opowiadanie jest naprawdę niezłe, to już kolejne twoje które miałem okazję śledzić i muszę stwierdzić, że masz klasyczną filmową wyobraźnię...pozdrawiam P.R
  6. Pani Izo, nie miałem nic złego namyśli, w mojej odpowiedźi nie ma cienia zgryźliwości, a mam wrażenie, że tak to Pani odebrała. Przeczytałem pani wiersze i jestem pod wielkim wrażeniem i czuję gdzieś w powietrzu respekt natamoiast co do mojego wiersza, chciałem tylko zauważyć, że jest mi bardzo bliski i nic w nim nie zmienię choć wiem, że może nie jest najlepszy i być może kuleje, z całym szacunkiem:))P.R ps. Dziękuje pani Sandro za wsparcie, wciąż jestem pod wrażeniem pani opowiadania ech....
  7. Droga pani Izo. Przeczytałem pani komentarz z zaciekawieniem. Jeśli chodzi o długość to mam pytanko: Zna pani może Norwida? Zapraszam do lektury. To jeśli chodzi o długość. Jeśli chodzi o styl? hm, może dla profesjonalnego poety jest nieczytelny, ja nie zmieniłbym w tym wierszu nic bo jest mój...Pozdrawiam/P.R
  8. Posłuchaj miła wiatru, tego co po polach gania, posłuchaj, on jak starszy pan siedzący na kamieniu wszystko ci opowie. Zgaś miła tego papierosa. Oddychaj naszą miłością. Ja z kolei ubiorę słomkowy kapelusz a ty, pozwól mi siebie oglądać, nie długo, aż nie zasnę, dopóki nie powiesz mi, że jestem idiotą, aż pójdę do domu. Chwyć mnie miła za rękę i powiedz jak bardzo mnie nienawidzisz. Ucho moje niepewne, lecz dusza gorąca i serce przenikliwe, Powiedz, że tylko mnie lubisz. Nic więcej. A ja usiądę na ławeczce, i złapię motyla. Pocałuj mnie miła na pożegnanie. Usta twoje jak gorycz porażki zdobyte, czystym spojrzeniem wyśmiane, I nagim uśmiechem okryte. Powiedz mi, że jestem obłąkany, porannym deszczem zmartwiony jak moja córka z gliny ulepiona w pustej wyobraźni Gdziekolwiek. Gdy już sobie pójdę, ty miła z oddali wyślij spojrzenie niewinne. Pomyślę o tobie, gdy do boga ręce wyciągnę w nadziei o nowy kapelusz i słońce. A ty bądź w domu, bądź grzeczna I kochaj mnie jeszcze kilka godzin, Aż nie będę zmęczony upałem. Wieczorem znajdę cię miła, choćbyś pod ziemią spać chciała. Przyjdę, a wtedy zapłoniesz iskrą uczucia płytkiego, miłości prześmiesznej, sympatii żałosnej, aż księżyc wyskoczy i zaśpiewa piosenkę nieznaną nikomu na globie. Dla ciebie miła.
  9. przeczytałem siedem razy i wciąż nie mogę przestać(zrobiłem przerwę na komentarz), poetyckość sprawia, że dusza się raduje... DZięki!!!
  10. acha i jeszcze drobna rzecz..,1 akapit zaczynasz teraźniejszym, a kończysz przeszłym. Nie znam się ale tu chyba coś nie gra. Uważasz, że tak powinno być? "poruszam się, dostrzegam(dwukrotnie z resztą) i za chwilę na koniec"gdy zwróciłem wzrok przed siebie". Coś mi tu sie nie klei.?
  11. gdy, gdy, gdy...ja chyba śnię albo już gdzieś to czytałem ? A może to deja vu? Jak dla mnie może być...
  12. Historia, zna ludzi, którzy wypłynęli na żenadzie ale za nimi "coś" stało, a za panem z całym szacunkiem...nazywajmy rzeczy po imieniu- tragedia. Po pierwszych sześciu linijkach ciekawość opadła a to chyba źle? To, że żyjemy w takich czasach nie znaczy że musimy o tym pisać...Bardzo mi sie nie podoba. Nie moja bajka. Przepraszam.
  13. Przebudzenie. Tkwiłem w martwicy własnej świadomości, Czubkiem swego nosa naznaczonej. Nikczemny od dekady losu Zamknięty we własnej skorupie okrutnie. Ślepy byłem i brałem co mogłem, W zamian nie dając zupełnie nic. Kochać nie umiałem, choć tyle o miłości dobrego słyszałem, i byłem, i miałem, i gnałem na oślep przez ciemne życia mego strony, Do dziś Boże przebacz mi.
  14. Cieszę się, że to przeczytałem. Przemijanie, Bóg, własne ego. Uwielbiam taką literaturę. Uważaj żeby nie przecholować z "ja", ja to ja tamto ja szczęśliwa.Tak naprawdę ja to nikt, bo wielkie "ja" to egozim. Piszesz chcę rozmawiać z Bogiem, modlić się a za chwilę sprawić matce przykrość "nie chcę trzymać w sobie gniewu".Nie rozumiem takiej postawy. Bóg to miłość. Kochajcie przyjaciół i nieprzyjaciół swoich. Szczęścię to widzieć uśmiech naszych bliskich z naszego powodu. Bardzo mi się twój tekst spodobał. Jeśli narrator to ty to za kilka lat kupię twoją książkę. Masz niezły styl i piszesz o ważnych rzeczach. Tymczasem pozdrawiam
  15. kurczę, ja też tak chcę! Santa Claus z Microsoft'u ciekawe. ...a ja od małego myślałem, że mikołaj wpada przez komin. Fajna baśń.
  16. podziwiam ludzi, którzy preferują przerost formy nad treścią. Gdy będę w lepszej kondycji metapsyhicznej postaram się złapać idee na teraz podoba mi się "zakorzenione w strukturę".Jest takie wbijające w ziemię. Niestety narazie to wszystko. Przepraszam
  17. dzięki za opinie, czekam aż ktoś zjedzie mnie za to na maxa z góry na dół. to miłe, jak ktoś stara się interpretować tekst amatora czystej wody. Wielkie dzięki
  18. Prezent pod choinkę. Marznę na dworze od dwudziestu minut. Przed wyjściem nie spojrzałem na termometr a jest sporo poniżej zera i na dodatek mam na sobie ten stary zniszczony płaszcz. Już dawno powinienem się go pozbyć; sprzedać, zakopać. Cokolwiek. Najlepiej spalić. Przynajmniej ogrzałbym sobie dłonie troszeczkę. Moja ulubiona pora roku. -Gdzie ta pieprzona taksówka?- myślę sobie. Nie mogę nawet zapalić papierosa. Boję się, że ustnik przymarznie do i tak mocno popękanych ust. Mama zawsze powtarzała mi, że w takich kryzysowych sytuacjach najlepiej myśleć o czymś przyjemnym. Myślę... Xxx Jest piękna. Subtelna i delikatna. Jeszcze śpi. Lubię patrzeć jak śpi. Jest wtedy taka bezbronna. Powoli wraca do życia. Otwiera oczy. Przeciąga się. Za moment uderzy się o parapet. Uderza się ale bezboleśnie. Uwielbiam jej ramiona. Przepiękne smukłe ramiona. Ziewa słoneczko moje kochane. Oddałbym za nią życie. Xxx -Wie pan co to znaczy kochać?- pytam taksówkarza. Zero odzewu. Cisza, zupełne nic z wyjątkiem chłodnego spojrzenia w tylnym lusterku. Tak na marginesie taksówkarz wygląda na gangstera albo starego, emerytowanego glinę. Nie przepadam za takimi obleśnymi typami- to tak jakby chwycić kulę ziemską oburącz i ścisnąć z całej siły.-dodaję. -Ścisnąć ziemię? Po co ktoś miał by ściskać ziemię?- pyta zdegustowany taksówkarz. -żeby już nigdy nie wypuścić jej z rąk.- Spoglądam przez szybę. Śnieżno-biało. Przemieszczamy się w żółwim tempie. Zaczynam się martwić Xxx Słoneczko moje najdroższe nie ma dziś humoru. Co ona robi tak długo w łazience? Słoneczko siedzi na pralce i płacze. Ściska jakiś przedmiot w dłoni i roni łzy. Na miłość boską dlaczego nie ma mnie przy niej? Xxx Jestem już na mieście. Niedługo spotkam się z nią. Jestem taki podekscytowany. Na każdym kroku czuć atmosferę świąt. Proszę bardzo, nawet kolędnicy chodzą już po ulicach. -Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem wesoła nowina, że panna czysta, że panna czysta porodziła syna- śpiewają. Kwiaty! Kupię jej kwiaty. Wchodzę do kwiaciarni z pustymi rękoma a wychodzę z bukietem herbacianych róż. Jej ulubione. Muszę się spieszyć. Zostało mało czasu. Xxx Korytarz. Ciemny, chłodny, korytarz. Pusto. Tylko moje słoneczko siedzi na krześle. Już nie płacze ale nadal jest smutna. Dlaczego? Przecież to najpiękniejsza rzecz w naszym życiu, coś o czym oboje marzyliśmy. Spóźniam się. Nigdy nie będę punktualny. Słoneczko patrzy na zegarek. Wiem, postaram się jak najszybciej. Xxx Jestem już na miejscu. Potykam się na schodach dwukrotnie. Jestem już na piętrze. Chłodny, ciemny korytarz. Pusto. Dostaję zadyszki. Sapię. Mam nieregularne tętno. Na drzwiach jest jakaś tabliczka. Czytam: Aneta Więckowska Ginekolog położnik. To chyba tu. Zaczekam. Podchodzę do okna na końcu korytarza. Za oknem pada śnieg. Kobieta z wózkiem dostrzega mnie. Uśmiecha się. Słyszę za plecami otwieranie drzwi. Odwracam się powoli. To ona. Moja najdroższa. Ma spuszczoną głowę i smutek wypisany na twarzy. Podnosi głowę. Zaczynam powoli biec w jej stronę. Mój anioł raduje się. Już nie ma miejsca na smutek. Padamy sobie w objęcia. -wesołych świąt najdroższy- szepcze mi do ucha. Jesteśmy szczęśliwi a świat wiruje wokół nas. Świat w białej pościeli zanurzony z pierwszą gwiazdką na niebie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...