Leżę w mroku  
spowitym szarym płaszczem.  
Samotny, 
Zimny, opuszczony... 
Marzę choć ciężko mi myśleć. 
W ciemności jak nadzieja 
dostrzegalna przez okno 
Gwiazda. 
Mnie nie zaświeci,  
pochmurne niebo!  
I stuk monotonny. 
Zegara ciemnego, 
przez czas 
zahipnotyzowanego. 
Monotonny i ciągły: 
stuk..., stuk... 
Lecz nigdy się nie zatrzyma, 
nauczony 
by trwać i nękać!  
Powietrze 
ciemne i brudne. 
Dusi! 
Zatruwa umysł, katuje myśli. 
Wytrzymać dłużej nie mogę, 
niepotrafię!  
Zasypiam...