Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Patryk_Nikodem

Użytkownicy
  • Postów

    1 694
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Patryk_Nikodem

  1. Pośród pastelowych zbóż narodzone między myślami dojrzewały w oślepiającym blasku czekając na spełnienie one wycięte ze starego czasopisma znalezione w błękitnym blasku przywiezione ze świata czarów czekały na spełnienie śniły w błogim zapomnieniu gdy spadały liście przebudzenie dźwięk magicznego dzwonu pechowe spóźnienie nie zdążyły zawiedzione spojrzenie grymas bólu na sztucznym obliczu zabite mroźnym oddechem zamarznięte w lodowej pustce zmiażdżone echem nicości zwłoki
  2. Muzyka morskich fal rozbiła się o śliskie kamienie mewy zawisły w błękicie spokojnego wieczoru cisza zamknęła Ci oczy to tylko zielona mozaika rozmyta złotym księżycem płonące gwiazdy odbite w bursztynie w magiczną noc sny, które pamiętają spacer w marzeniach to tylko letnia noc drżąca gorącym powietrzem niespełnione plany spopielone w ognisku kolejnego poranka rozdarłaś mój umysł
  3. Dziękuje za komentarz. Już "przyklejam" znaki zapytania :) Pozdrawiam.
  4. Rozpalone metaliczne nife zamknięte w niedostępnej głębi oddycha synchronicznie emitując kolejne porcję gdzieś na zewnątrz w pobliżu granicy ciszy chemiczna miłość i nienawiść niezniszczalna symbioza na skorupie tętniącej życiem podziwiając zmrożone siostry żeglujemy ze słonecznym wiatrem patrząc na martwych wędrowców płyniemy w niegościnnej próżni gdzieś ponad nami w pustce zabójczego mrozu purpurowo-zielony nieboskłon oświetla ośnieżone skały gdzieś ponad wszystkim skrzą się diamentowe gwiazdy czy ktoś woła ze ślniącego blasku? słoneczny podróżniku czy zastanawiasz się dokąd płyniemy? obserwując gwiezdne migotanie czy jesteśmy sami?
  5. Flasch back ?? a może Flash back.. ogólnie wiersz nie najgorszy. pozdrawiam :)
  6. Trwam w tym od zawsze otoczony szorstkimi kamieniami z chorym przeświadczeniem marnuje puste sekundy zabijam słoneczny poranek kończę się z każdą chwilą niespodziewana śnieżyca zasypała wszystkie plany zdarła uśmiech z twarzy trwam w beznadziejnym obliczu za kratami obojętności gdzie nie ma ucieczki tylko roztrzaskana nadzieja zmywam krew z moich rąk zamarzam
  7. jestem na nie. próbuj dalej. pozdrawiam
  8. Budzę się każdej nocy w koszmarnym amoku który nie pozwoli mi zapomnieć o rozpalonych szynach resztkach nadziei zardzewiałych drutach pozostawionych marzeniach skostniałym betonie umierających uczuciach zatrutych strzykawkach dźwiękach nienawiści żelaznych piecach modlitwie o śmierć
  9. Spacerujemy ze spokojem na twarzach poprzez nieziemską ciszę wypełzającą z konarów drzew wtedy gdy słowa są niepotrzebne wierzę, że możemy dotknąć tęczy stworzonej specjalnie dla nas widzę to w nierealnych snach nietrwałych jak płynny metal który zalewa moje serce proszę chcę przebudzić się sam gdy nad karmazynowy horyzont wzejdzie czarna gwiazda
  10. Gratuluję odwagi i wyboru takiego tematu. Powiem, że wiersz mi się nie spodobał. Według mnie jest zbyt dosłowny no i rymy są raczej infantylne. Może następny wiersz będzie lepszy. Tym mnie nie zchwyciłeś. Pozdrawiam.
  11. wyrzucony ze wspomnień roztrzaskałem się o bramy podświadomości teraz odchodzę wymazany z pamięci w przedwczesnej agonii za szklistymi ścianami przez które nic nie zobaczysz teraz umieram zostawiając krew na marzeniach bezwładnie osuwam się do pustego grobu samotności
  12. Pogrążony w zamyśle zastygły obok cierpienia wpatrzony w szare fotografie żałuje że, niedokończony album już nigdy się nie spełni pamięta gasnący płomień tlący się jeszcze dzięki porannym uśmiechom pamięta resztki żaru na białym prześcieradle gaszone wieczornymi łzami puste bóle nieobecności zawsze przychodzą wieczorami by zatruć przestraszone myśli śpiące w samotności śniące o dalekiej ucieczce
  13. To było dawno nasza rzeka umarła łąki przestały być żółte ptaki ucichły kiedyś obok traw pamiętam niewinne gonitwy szelest ogniska śmiechy do niebieskiego świtu szum potoku zapach fiołków dzisiaj pod czerwoną kulą żaru tak boleśnie gorącą paruje radioaktywna woda napromieniowany naskórek odrywa się ode mnie porwany przez śmiercionośny podmuch
  14. Rozrywasz czaszkę przegrzanego mózgu zdrętwiałymi rękoma wyrzucasz skorupę by zmarzniętą wodą zmyć pulsujący ból orzeźwiający tlen nakarmił Twoje myśli dotąd obumierające w hermetycznym mroku
  15. Raczej podoba mi się. Pozdrawiam.
  16. przykryty całunem nocy, przemierzam ciszę, wypełnioną dźwiękiem wilgoci, zawieszonej nad chodnikami, pokrytymi zgnilizną księżycowe światło, drażni oszołomione neurony, listopadowy powiew, wydmuchuje organiczne ciepło, ostre krople mżawki, wbijają się w naskórek, budząc poharatane synapsy układ nerwowy mówi mi, to o czym ciągle pamiętam, by utrzymać równowagę, by nie pozwolić na kolejny upadek
  17. Zawiłe miejskie uliczki pokryte mokrym brukiem pogrążone są w cieniach a ciepłe wyziewy wydobywają się z kanałów my spontanicznie spotykamy się w podziemiach kamienic przesyconych naparem codziennego dekadentyzmu
  18. dzięki za komentarz. pozdrawiam Patryk
  19. Betonowe mury, już opuszczone, zdrętwiałe od mrozu, czekają w milczeniu, wsłuchując się w równowagę powietrza pamiętają, wszystkie dawne lata, kiedy słychać było śmiech, widać było miłość nawet szary asfalt, boleśnie popękany, pogrążony w zadumie, ma nadzieję
  20. Dzięki za komentarz. Pisząc ten wiersz od początku założyłem, że będzie on dosłowny. Uważam, że czasami dosłowność jest potrzebna. Pozdrawiam.
  21. Pozwól mi zostać, chociaż na krótko, zrozum proszę, nie mam dokąd wracać los zawlókł mnie, strasznie roztrzęsionego, chciałbym rozmrozić kości, przy Twoim kominku byłem pełen energii, upadłem tak pechowo, nigdy nie przypuszczałem, że może do tego dojść żałosny zbieg okoliczności, przypadkowe potknięcie teraz gdy na zewnątrz, szaleje śnieżna zamieć, czuje się taki bezsilny
  22. Dobry wiersz. Zmusza do chwilowej refleksji. Pozdrawiam
  23. Dziękuje za pozytywne opinie. Pozdrawiam :) Patryk.
  24. Kolejnego wieczoru, w idealnym ukryciu, za ulubionymi okularami, obserwuję Cię, dokonując wnikliwej analizy kolejna szklanka whisky, następny ciemny papieros, poszarpane druty, głośnikowa klasyka kolejnego wieczoru, doskonale znużony, prywatkową monotonią, po raz kolejny, odurzam się w samotności
  25. Wzbudzające strach, pogłosy elektrycznych gromów, przybywające gdzieś, spośród granitowych grani podejrzanie ruchliwe, eklektyczne chmury, zdają się próbować zejść, by zabrać mnie, opiekuńczemu głazowi dudniący wicher, wyje szalenie ponad wierchami, potężnymi obserwatorami, skutków niedoświadczenia oślepiający błysk, ogłuszający grzmot, czy to dzień mojej śmierci ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...