
asher
Użytkownicy-
Postów
2 273 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez asher
-
Komputery dziś tanie. Kupta drugi. I będzie związek partnerski, a z ruterem to może między sobą w sieci pograć:)
-
Oj, sporo. Skutki? Zamówiliśmy dodatkowe łóżko :) Przydaje się czasem jako wentyl...
-
Sądzę, że to dotyczy również poezji
asher odpowiedział(a) na Sanestis_Hombre utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Siemanko, sąsiedzie. Zgadzam się w 150%. Kiedyś nie było netu i proza była w prasie. I też niejeden bęcwał się na niej wyżywał. Opinia powyższa mi Wprost zwiza, jak mój stary fiut. A swoją drogą należy nam się. Poczytajcie teksty, walnijcie się w pierś. Ile procentowo jest wartościowych utwórów? Poza tym to portal edukacyjny i nawet przedszkolak może tu coś wrzucić i poczekać na opinię. Dlatego sądzę, że artykuł w owej gazecinie orga nie dotyczy. Małysz też nie od razu fikał 206, a Kapuściński nie pisał Imperium w liceum. Psyk, balon pękł... -
Dziennik Nieco Rubaszny, część 07
asher odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Mój pierwszy raz był z ITD Kwacha. Podzielam sentyment. -
Episode about the dwarfs
asher odpowiedział(a) na Barbara Orzeszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Skoro próba jest po angielsku, a nie ma kto czytać, więc oceniać, to po kie licho? Profesorom daj... -
Super proza, jak zwykle.
-
Spoko jest, drodzy państwo. Liczby odsłon się nie oszuka. Ale dzięki za trud.
-
Chyba jednak się stąd wyniosę na czas jakiś. Ja mam komentować i być aktywny, a jestem olewany. Z wzajemnością. Narka
-
* Miał wrażenie, że w środku jego głowy przetaczają się lokomotywy. Cały dygotał. Za dużo ostatnio pił, prawie nie jedząc. Prędzej czy później dobra znajoma – „madame de Lira” - musiała wpaść w odwiedziny. Zobaczył jakichś ludzi grających w karty na wiadrze stojącym pośrodku pokoju. Jeden miał głowę jaszczura, twarzy reszty nie widział. Dopiero gdy jeden z nich odwrócił się ku niemu, ujrzał, że zamiast twarzy ma etykietkę Vistuli, ogłupiającej wódki z lat osiemdziesiątych. - Kim jesteście? – wybełkotał i nie wiadomo czemu dodał - Pociąg odjeżdża o czwartej. Nie zwracali na niego uwagi. Grali. Ledwie ustał na nogach, gdy powziął postanowienie, że sprawdzi czy w lodówce nie ma czegoś do picia. Dopił resztkę wódki i dopiero wtedy spostrzegł, że na łóżku śpią ciasno przytulone dwie dziewczyny. Grający w karty na wiadrze zniknęli. Odetchnął z ulgą i przetarł zawilgocone czoło. Sięgnął po telefon. - Krystian, jest czwarta nad ranem?! – wrzasnął rozespany Młody. - Wybacz, Kubuś, że cię obudziłem. Chciałem ci powiedzieć coś ważnego,ale... to nie mogło być nic ważnego, skoro nie pamiętam. - Człowieku, brzmisz jak ktoś kto się zerwał z terapii w Rybniku. Co się dzieje? Cały czas chlejesz, tak? Jeśli się nie weźmiesz w garść, zadzwonię do Edyty i powiem, że nie jesteś wiarygodnym partnerem do biznesu. Idę spać. Krystian cisnął telefon w kąt pokoju. Po powrocie z Tunezji odwiedził mamę, siostry i obie byłe żony. Odświeżony, pięknie ubrany, pełen energii i dobrej woli, już pierwszego dnia omal nie przeżył załamania nerwowego. Wydawało mu się, że wszyscy robią mu na złość, chcąc zdeptać rozbudzonego w nim ducha nadziei. Mama, mimo olbrzymiego zagrożenia zawałem lub wylewem, popijała piwo, bełkocząc coś o ewentualnej wygranej w Totka, którą obdaruje każdego. Przytulił ją i ułożył do snu. - Widziałam wczoraj tatę – wymruczała, zasypiając. Tata Wilhelm zmarł piętnaście lat temu, a wciąż odwiedzał ją w śnie. Krystian kochał go i nienawidził. Ojciec próbował wychowywać go twardą ręką, chciał zrobić z niego porządnego człowieka, lecz Krystian był na to zbyt leniwy i lekkomyślny. Kiedy pierwszy raz trafił do więzienia, ojciec odwiedził go tylko raz. Na zawsze zapamiętał jego słowa: - Nie chciołeś schabowych mamy, musisz źryć czorny chleb... Śmierć wiekowego starca, który spłodził go w wieku ponad pięćdziesięciu lat, zastała go w areszcie w Katowicach. Przeżegnał się ukradkiem i wrócił do picia czaju z kumplami z celi. Siostry Krysia i Wanda też popijały. Cała rodzinka była popieprzona. A jeszcze Witek, jego rodzony syn, zostawił w domu żonę z dzieckiem i poszedł z kumplami w miasto, jak gdyby miał 14 lat. Czasem ktoś widział go zarośniętego, w brudnym ubraniu, jak przemykał ulicą. Dziwnie nieobecny, unikał ludzi. Krystian wiedział, że to z powodu narkotyków. Obiecał Wandzie, że go odnajdzie i zwyczajnie uciekł. Ze wstydu, z rozpaczu i upokorzenia. Najgorzej jednak było w domu. Wysypał ze skrzynki stos listów z alarmująco czerwonymi pieczątkami. Poczuł się absurdalnie dumny, że zatrudnia tylu ludzi – sekretarki, windykatorów, komorników. Otworzył ledwie kilka kopert, po czym wrzucił to wszystko do wanny i podpalił. Nie widział cienia sensu w rozdrapywaniu tej rany. Stanął pośrdoku swojej klitki, rozejrzał się i zapragnął uciec. Będąc z powrotem na 17 metrach kwadratowych, miał uczucie, jakby wrócił do więzienia. Nie umiał ani przez chwilę być sam. Trzasnął drzwiami i pobiegł ku schodom. Świeże powietrze natychmiast przywróciło mi lepszy humor. Na ławce pod trzepakiem siedziało towarzystwo z bloku – dwie pudernice i bezrobotny górnik. - Co cię tu sprowadza, Krystian? – spytał kąśliwie Zyga. - Mieszkanie tu mom czy nie? – odparł zaskoczony. - To się wie, ale tyś biznesy porobił. - Zrezygnowałem... Blondynka i ruda, mniej więcej dwudziestoletnie dziewczyny, przyglądały mu się z zaiteresowaniem. Uśmiechnął się krótko. - Ty, Zyga, nie fandzol, tylko po flaszkę leć. Poczernione węglowym pyłem oczy spojrzały czujnie. Między innymi dlatego Krystian pracował w kopalni tak krótko. Nie chciał wyglądać jak wąsata kobieta, która skończyła malować oczy, ale o resztę już nie umiała zadbać. - A co ja twój pomagier jest? – burknął Zyga. - To leć po trzi. Jedna mało, druga, w sam roz, trzecia z górką bydzie. - No, jak tak mi godosz, to leca. Krystian wyjął portfel i dał mu stówę. Zyga ze zbolałą miną poszedł do sklepu. - Co jest, laski? Chopów ni mocie? - Chwilowo nie. Rozmowa nie kleiła się do końca pierwszej flaszki. Już przy drugiej kwiliły jedna przez drugą, jak gdyby ktoś nagle zdjął niewidzialną blokadę. Właściwie nie miały nic do powiedzenia ani zaoferowania, lecz w jednej chwili stały się dla niego boginiami. Wysłuchał wszelkich prawd o szkole włókienniczej, skurczybykach z osiedla, co tylko o dupie myślą, o marzeniach o lepszym życiu. W sumie to zazdrościł im pewności siebie, klarownych pragnień i celów, choć miał powody przypuszczać, że i tak skończą jako grubawe matrony, wyciągające mężów z knajpy za rogiem. One też wiedziały, gdyby jednak w tej chwili ktoś odebrał im resztki marzeń, mogłyby nie osiągnąć nawet tego. Krystian specjalnie polewał Zydze dwa razy więcej. Ciepła wódka kładła nie takich gigantów, a Zyga był tylko chłopakiem z osiedla. W połowie drugiej butelki grzecznie przeprosił i z zamglonymi oczami spróbował zmieścić się w drzwiach bloku. Dziewczyny patrzyły w ziemię, przebierając udami. W tym momencie dżinsowe spódnice wydały mu się bardzo sexi. - Chodźcie do mnie. Posłuchamy Dżemu. - Co mosz? - Wszystkie płyty z Ryśkiem. Reszta mnie nie obchodzi. Ten cały Rozwódzki czy jak mu tam, to ma dżem, ale na kanapce. Lubicie „Słodką”? Jak ten deszcz pada? No! A Sebek już dorósł. Też ma zespół. Idzie w ślady ojca... Przypomniał sobie o swoim nieszczęsnym synu i zakłuło go w sercu. Jabłka nie padają daleko od jabłoni. Sebastian Riedel grał bluesa, a Witek Tymon ćpał. I porzucił rodzinę. Zachciało mu się płakać. Potrząsnął głową, by odgonić wzruszenie i łyknął prosto z butelki. - A ja chodziłem do „Jesionów”. Znałem Ryśka. Niejednego jabola się razem wypiło... Dziewczyny nie chciały słuchać smutnych, pijackich historii. W rytm „Słodkiej” rozpięły bluzki i opuściły ciężkie spódnice. W bieliźnie nawet mu się podobały, chociaż kłęby włosów wystające im z majtek nie wróżyły za dobrze. Dosiadały go na zmianę, a on tylko prosił, by uważały na głowy, bo półka meblościanki była o centymetr, o pół, o milimetry... Nad ranem dopadło go delirum. Dużo łagodniejsze, niż kiedyś bywało, jednak przestraszył się nie na żarty. Zadzwonił do Młodego i nie otrzymał spodziewanej pomocy. Przesiedział kilka godzin na krześle pod oknem, telepiąc się, niczym operator młota pneumatycznego podczas nadgodzin. Powoli wódka docierała gdzie trzeba, łagodząc skutki przepicia. Wychodził z dołka z przekonaniem, że nie weźmie alkoholu do ust. Nie zauważył nawet, jak dziewczyny wymykają się cichaczem z mieszkania. Uparcie myślał, że musi jak najszybciej wdrożyć biznesplan z Edytą i Młodym. Najgorsze było jednak to, że żadnen biznesplan nie istniał.
-
Rozmowa Z Chrystusem
asher odpowiedział(a) na Jarosław Świerczyna utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No to mamy ładny zgryz. Poezja li to zy proza? Przeca drzewiej tak pisywali i nikt się nie natrzasał ni pretensyi nie miał. Ja poyecia nie mam. -
Episode about the dwarfs
asher odpowiedział(a) na Barbara Orzeszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nice fairy tale, but why in English? -
No tak, koment, który jest autonomicznym utwórem literackim :) Cieszę się, że idzie w dobrą stronę...
-
Jacek Sojan zaprasza na spotkanie w Krakowie
asher odpowiedział(a) na Bogdan Zdanowicz utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Fajnie. Dzięki. Ja zapraszam do pubu Duke of Cambridge. -
Dni i noce Marianny P., cz. III
asher odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Cuś mało. Zajęci jesteśmy. Ja już zapomniałem poprzednie odcinki, to dyskomfort wprowadza :) -
Martwi mnie totalne olewanie tego zakątka. Poza tym miałeś rację, cały incydent z MOndeo wywaliłem, bo tylko zamieszanie wprowadzał, a niczego nie wnósł. Pozdrowienia. I dzieki raz jeszcze.
-
Witaj wierny czytelniku. To opowiadanie liczy już 160 stron i nie ma końca, ale wdzięczny jestem za wizytę. Trochę mnie zmartwiłeś, że Tymon lepszy od Ślązaka, bo to jest to samo. Widać któreś fragmenty były słabsze. Wskażesz?
-
Twoje zdania są jednakowe. Może spróbuj jedne skrócić, inne wydłużyć. To łatwe. A poza tym, to są trzy króciutkie akapity, różne, jakby z innych bajek. NIe wiem co mam ocieniać. Postaraj się trochę.
-
Sen zimowy pod burym niebem Birmingham? Nowa forma u Ciebie, budowla z króciaków. Widzi mi się.
-
Z gwiazdami wieczorna rozmowa
asher odpowiedział(a) na Spontanic.JA utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
super opowiadanko. -
* Krystian głęboko zaczerpnął powietrza. W całym tym zamieszaniu po raz pierwszy pojawił się jakiś znaczący element – pomysł co dalej robić. Spojrzał Młodemu w oczy i zobaczył błysk zainteresowania. Rozumieli się bez słów. - Pytanie tylko gdzie? – zagaił. - Jak to gdzie?! – wykrzyknął Młody – W Krakowie! W Balicach zaczynają lądować tanie linie. Planowany przyrost ma najwyższy wskaźnik w Europie. Do Śląska rzut beretem autostradą, z Warszawy parę godzin pociągiem. Krystian plasnął się dłonią w czoło. - No jasne! - I koniecznie okolica Barbakanu, gdzie i tak koncentruje się ten rynek usług. Edyta popatrzyła na Kubę krzywo. - „Ten rynek usług”? Miodzio... - Co się czepiasz? - burknął Młody. - Już prosiłam o nazywanie rzeczy po imieniu. Nie przechodzi przez gardziołko? - Wkurwiasz mnie, dziecino. - Teraz mówisz do rzeczy. Młody rozłożył bezradnie ręce. Wyglądało na to, że coś naprawdę między nimi zaszło i nie do końca poszło po ich myśli. - Jak mam to nazywać? – ciągnął Młody – Prostytucja, kurestwo, dupodajstwo, obciąg zaciężny, wdupębranie, pizdozdzierstwo, keszmejking, sex biznes? - Wybierz sam. Wyobraźni ci nie brakuje. Krystian skinał na kelnera. Chłopiec natychmiast podbiegł odebrać zamówienie. - Dajcie spokój. Pomysł wydaje mi się naprawdę na miejscu. Szczególnie dlatego, że wspominałaś o fatalnej jakości krakowskich agencji. - Myślę, że jeden porządny przybytek skasuje je wszystkie. - Wiesz, jak to zorganizować? - Raczej tak. Trochę w tym siedziałam. - Chętnie zainwestuję resztki swoich pieniędzy. Zapadła cisza. Dopiero teraz Krystian usłyszał smętną arabską melodię sączącą się z głośników. Z napięciem obserwował Edytę. - Też coś mam – powiedziała po chwili namysłu – To może się udać. - A ja wam pokibicuję – dodał Młody i napił się piwa. Krystian czuł niesamowite podniecenie. Sprawa wyglądała na tak nieprzyzwoicie prostą, że z trudem w to wierzył. Edyta miała doświadczenie, wiedziała wszystko o wewnętrznym fukcjonowaniu budreli, on miał doświadczenie menedżerskie. Żal było zmarnować taki kapitał. - Chodźcie na wieczór pożegnalny. Mam dla was niespodziankę. Poprzedniego wieczoru, kiedy oni ulotnili się do pokoju, długo siedział z kierownikiem restauracji, popijając whisky i paląc fajkę wodną. Stary Arab ciągle mówił o Edycie, jej urodzie, włosach, ustach, piersiach, nogach, a Krystian słuchał jego wzniosłej mowy z perwersyjnym zadowoleniem. Umówili się, że następnego dnia kierownik będzie polewał za darmo, zaś Krystian postara się namówić Edytę na spędzenie nocy w jego pokoju. Kiedy sobie o tym przypomniał, zrobiło się przykro, że sprzedał aparat za jedną trzecią ceny. Rozsiedli się przy swoim stałym stoliku obok sklepiku z bardzo drogimi pamiątkami. Nie było sensu liczyć, że organizatorzy wieczorków dla turystów wymyślą coś oryginalnego. Krystian czekał tylko na darmowe chlanie i późniejszą wycieczkę na plażę. Narazie zamówił wielki puchar Martini z lodem dla Edyty i po kilka piw dla siebie oraz Młodego. Kierownik mógł pojawić się lada chwila. - Jak chcecie to nazwać? – zapytał bystro Młody. Krystian odczekał parę sekund, dając Edycie czas na skomentowanie zwrotu „to”, ona jednak tylko wzruszyła ramionami. - Żadnej tandety – odparł z namysłem – Mitologii, geografii i tak dalej. - Jestem za – włączyła się Edyta – Pracowałam już w Casablance i Afrodycie. W Czerwonym Kapturku byliście. Wszystko to są budy bez charakteru. - A zatem? – Młody zawiesił głos – Może Dupodajnia. Brzmi jak jadłodajnia. Krystian wybuchnął śmiechem i pokręcił zdecydowanie głową, widząc jak Edyta wznosi oczy do nieba. - Ja bym chciał, żeby to było miejsce, gdzie nie trzeba koniecznie iść do pokoju – powiedział poważnym tonem – Rura lub peep show, atrakcyjna sala, dobre drinki. Może jakieś jacuzzi. Coś dla ludzi pod krawatem. Młody zapalczywie pokiwał głową. - Mierzysz pod siebie. Dobrze. Kraków jest tego wart. Coraz więcej specjalnych stref ekonomicznych, rezydentów biznesowych, inwestorów, turystów. Edyta podziękowała kelnerowi za wielką szklankę Martini i chrząknęła znacząco. - Chłopaki, a skąd weźmiecie dla nich panienki? Tacy się byle czym nie zadowolą. - Co masz na myśli? – zapytał Krystian. - Po pierwsze wygląd. Cera, zęby, włosy. Po drugie umiejętności. Tu Ukrainki i większość Polek odpada. Wiecie jak trudno znaleźć właściwe dziewczyny? Jak to sobie wyobrażacie? Młody prawie podskoczył na stołku. - Ty zrobisz nabór, my będziemy testować. Zarechotali i przybili piątkę. Edyta pociemniała na twarzy. - To nie piaskownica. Nie powielajcie błędów wszystkich ziutków, którzy prowadzą agencje. Żadnego darmowego dupczenia kosztem pracowniczek. Wbijcie sobie to w łepetyny albo odpuszczam. - Przecież żartujemy – żachnął się Młody. - Pożartuj z własnego fiuta. - Przepraszam. Dobrze? Edyta spojrzała na niego przelotnie i przeniosła wzrok na Krystiana. - Mogę obdzwonić kumpele i popytać. Jeśli są aktywne, na pewno wybiorą nas. Interesuje mnie osiem, dziewięć pań w systemie rotacyjnym. Same długonogie boginie z pięknym uzębieniem i dobrymi manierami. Od razu poznam laskę z dołów społecznych. Taką, co ma braci kryminalistów albo uciekinierkę z domu. Na poziomie, o którym mówimy, nie ma miejsca dla takich kobiet. To kwestia profesjonalnego wyboru, nie konieczności życiowej. Krystian skinął z uznaniem. Już go zaczęła nudzić, męczyć, a tu taka niespodzianka. Czuł jak w żyłach buzuje mu krew, pobudza uśpione pokłady energii, kipi jak wrzątek. - Dajmy sobie miesiąc na ochłonięcie i przygotowanie do pracy – kontynuowała tonem menedżera wielkiej firmy – Przez ten czas ja przygotuję personel, a ty postaraj się sprecyzować biznesplan. Szczegóły wystroju i lokalizacji dogramy na samym końcu. - Jasne – powiedział Krystian – Na tym etapie podział kompetencji widzę tak: ty dbasz o sprawy bliskie ciału, ja zarządzam, a dla Młodego... coś wymyślimy. - Bardzo śmieszne! - obruszył się Młody – Wcale nie muszę się z wami w to bawić. Nie mam ani kasy, ani doświadczenia. - Jest mnóstwo stanowisk do zagospodarowania – wtrąciła się Edyta – Ktoś musi pilnować drzwi, podawać drinki, dbać o zaopatrzenie, nawet sprzątać. Krystian ujrzał w jej oczach cień złośliwości. Nie zamierzał się wtrącać. To była sprawa między nimi. Tym razem jednak Młody nie skontrował, tylko smutnie zerkał w dno butelki po Celtii. Nadszedł uśmiechnięty od ucha do ucha kierownik restauracji i Krystian od razu poczuł się lepiej. Stary Arab, który w domu traktował kobiety, niczym woły robocze, publicznie całował ręce Edyty, uśmiechając się reszką uzębienia. Świat jest wredny – pomyślał Krystian. Potem zaczęli pić. Tańczyła z bezzębnym Arabem, jakby się znali sto lat. Prowadził ją pewną ręką, a ona poddawała się jego pasji z giętkością pantery. Inni goście coraz śmielej wychodzili na parkiet. Alkohol robił swoje, poza tym mieli bezlitosną świadomość, że to ich ostatnia noc w Afryce. Kuba nie nadążał ze spożyciem serwowanych w zawrotnym tempie drinków. Za to Krystian wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Odstawił piwo i od jakiegoś czasu popijał głównie whisky z colą lub gin z tonikiem. - Co jest grane, Kris? – zapytał ostrożnie. Przyjaciel spojrzał na niego zamglonymi oczami i uśmiechnął się beztrosko. Zamiast odpowiedzieć, potrząsnął ramionami. - Mam nadzieję, że stać nas na ten wypas... Krystian nie był w nastroju do gderania, więc Kuba zamknął się w sobie i powrócił myślami do jego spraw z Edytą. Musiało ją zaboleć, że nie otworzył dla niej serca. Jej dzisiejsze zachowanie dobitnie świadczyło o braku dystansu. „Przy tobie czuję, jak opuszcza mnie niepewność siebie”. To było najpiekniejsze wyznanie miłosne, jakie w życiu słyszał. Gdyby powiedziała mu to jedna z tych, którym oddał kiedyś serce... Ech. Życie nie było sprawiedliwe. Wszystko na opak, na przekór, na złość. Stanęła mu przed oczami smutna twarz Agaty. Wyblakła, obca, niby ze starej fotografii. Nie był pewien, co by zrobił, gdyby postanowiła jeszcze raz wrócić, ale nie widział sensu, by się nad tym dłużej zastanawiać. Edyta – Patrycja. Mądra, wygadana, trochę bezczelna. Pewna siebie. Czuła. Dziewczyna po przejściach. Właściwie spełniała wszelkie wymagania potrzebne, by ją zaakceptował. Podobała mu się, nie odrzucała go jej fizyczność, lubił spędzać z nią czas. Chyba to przeszłość stawała między nimi, jak wysoki mur. Chyba gdzieś podświadomie czuł obrzydzenie do jej wielokrotnych kontaktów z mężczyznami. Nawet jesli były sterylne. Arab odprowadził ją do stolika i pobiegł po dalsze przekąski. Przyniósł jakąś rybę, więcej krewetek oraz misę z owocami. Jednen z chłopców natychmiast posprzątał brudne naczynia. Kuba dopadł Krystiana w ubikacji. - Co ty, kurwa robisz? - Nic. Facet chciałby poużywać, więc jest miły. Kuba złapał się za głowę. - Obiecałeś mu Edytę?! Ona o tym wie???!!! Krystian zapiął rozporek i westchnął ciężko. Był już nieźle wlany. Tego etapu ich pijatyk Kuba bardzo nie lubił. - Spokojnie, Młody – odparł tonem pijanego profesora etyki – To przecież nasza laska.Opiliśmy się za friko, potem go spławimy. - Nie podoba mi się to. - Trochę zaufania. Nie oddam jej nikomu. A swoją drogą, mam wrażenie, że się zaangażowałeś. - Po prostu się martwię. - Nie chcesz, nie mów. Spadamy na plażę. Pozbierali cały alkohol ze stolika, a Arab porwał misę z owocami. Ogrody nadmorskiej oazy wydawały się jeszcze piekniejsze. Kuba zdjął buty i jak codzień, pozwolił trawie pomasować stopy. Edyta zrobiła to samo. Razem pląsali boso, popijając piwo prosto z butelki. Na ścieżce ujrzał największą ropuchę świata. Wyglądała, jak wielki, rozjechany fragment opony. Nie przejęła się, że nadchodzą, więc musieli ją przekroczyć. Rozebrali się do naga i pobiegli do wody. Arab został na brzegu. - Żegnaj, szlachetne morze, do którego ktoś wrzucił pieprzoną Wieliczkę razem z Bochnią – ironizował Krystian – Pozwól nam zajrzeć do ciebie znów. Będziemy tęsknić. Pa. Czerpał rękami ciepłą, gęstą wodę, niczym jakiś kapłan. Kuba z Edytą zaśmiewali się do rozpuku. Nagle Arab zrobił coś zaskakującego. Zaczął zdejmować trawiaste parasole ze słupów i w kilka sekund zbudował z nich przytulny szałas. Trzy utworzyły ściany, pozostałe dwie dach oraz drzwi. W środku łatwo mieściły się dwa drewniane łóżka do opalania. Z uśmiechem zaprosił ich do środka. Na plaży przybywało gości. Weszli do środka i zamknęli za sobą „drzwi”. - Odrobina prywatności nie zaszkodzi – mruknął zadowolony Krystian. Arab częstował wódką i owocami, choć sam ani nie jadł, ani nie pił. Liczył pewnie, że oni się upiją, a on odejdzie z Edytą do jakiegoś szeherezadowego łoża rozkoszy. Taki ch... – pomyślał Kuba ze złością. Ku jego radości, Edyta zapytała: - Co ten baran tu jeszcze robi? - Chyba mu się podobasz – wyjaśnił Krystian. - I za ten komplement ma się podłączyć? - Pewnie, że nie. - To spław go. Krystian zerwał się i wyprowadził zaskoczonego Araba na zewnątrz. Kuba nie wiedział, o czym mówili, ale kierownik już nie wrócił. Miał tylko nadzieję, że nie nadjedzie czterdziestu rozbójników na rączych koniach i nie porwie Edyty w nieznane. - Może nam utną głowy – mruknął dramatycznym głosem – Będzie święty spokój. Krystian przetrzeźwiał na moment. Podrapał się w głowę i spojrzał na rozbawioną całą sytuacją Edytę. - Idziemy do pokoju – zakomenderował. Nikt nie dyskutował. Zebrali się szybko jak nigdy. Po minucie byli w ogrodach pod hotelem. - Ja tu zostaję – stwierdził Kuba. - Przecież to ostatnia noc – rzekł zdziwiony Krystian. - Właśnie dlatego. Poszli. Został sam z butelką ciepławej już wódki i kiścią winogron w dłoni. Położył się na gęstej, grubej trawie, którą tak pokochał i spojrzał w gwiaździste niebo. A było na co patrzeć! Tysiące błyszczących punkcików wisiało wprost nad jego głową i wydawało się, że może sięgnąć po nie ręką. Wkładał do ust po jednym winogronie i zapijał wódką. Zastanawiał się, czy plany, o jakich myśleli, mają szanse realizacji. Trafili na złotą żyłę czy kulę u nogi? Seks był drogim, ekskluzywnym towarem. Skoro tak łatwo można otworzyć agencję towarzyską w centrum dużego miasta, dlaczego jest ich tak mało? I dlaczego te, co są, mają tak podłą opinię? Być może Krakusi nie byli dobrzy w tych sprawach, a może istniało drugie dno... Upił się do nieprzytomności, myśląc z rozpaczą, że musi wracać do Polski. Przez ten tydzień całkiem się zagubił. Picie, dobre jedzenie, łatwe życie, seks na zawołanie – to wszystko nieźle zamieszało mu w głowie. Po prostu nie chciał wracać.
-
Zatkało mnie ze wzruszenia.
-
To ja, jak już pisałem, powtórzę - dla mnie absurdzik mniam mniam. Fajne metafory, jak ta z Brucem Lee :) i alkoholem. Jestem na cztery piąte za trzema czwartymi również za. Bezsens totalny? Komentarza jak najbardziej.
-
Wracaliśmy zygzakiem
asher odpowiedział(a) na Sanestis_Hombre utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ten charakterystyczny głos i przybrudzone jakoś do mnie nie trafiają - co to znaczy? Poza tym mniej więcej ok. Dialogi trochę drewniane, ale nie umiem powiedzieć co mi nie pasi. Hipis pozbywał się raczej... Mocna puenta. -
Fragmęt " Sendee i jej dziecko "
asher odpowiedział(a) na Dominika_Stara utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wpadłem, żeby dać znać, że byłę. Ale nie ma co czytać. -
Ciekawa, inna forma na ten trudny czas. Podziekował serecznie :)